Pocałunki wampira.doc

(526 KB) Pobierz



 

 

Spis treści

Mały potwór              3

Dullsville              6

Potworna miazga              9

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla mojego ojca, Gary’ ego Schreibera, który całą swoją miłością dawał mi skrzydła do latania.

 

 

 

 

Chcę związku, w którym wreszcie będę mógł zatopić zęby” – Alexander Sterling

 

Mały potwór

Po raz pierwszy zdarzyło się to, gdy miałam pięć lat. Właśnie kończyłam kolorować Mój Podręcznik Przedszkolaka. Była zapełniona mistrzowskimi rysunkami mamy i taty, naklejkami z Elmerem Fuddem, papierowymi chusteczkami, kolażami i odpowiedziami na pytania (ulubiony kolor, zwierzęta domowe, najlepszy przyjaciel itp.) napisanymi przez naszą „stuletnią” nauczycielkę, Panią Peevish.  

Wraz z kolegami z klasy usiedliśmy w półkolu na podłodze, w części do czytania.

- Bradley, kim chcesz zostać, gdy dorośniesz? – zapytała pani Peevish, kiedy reszta pytań została już przeczytana.

- Strażakiem! – krzyknął.

- Cindy?

- Uh... pielęgniarką. – szepnęła cicho Cindy Warren.

Pani Peevish przeszła przez resztę klasy. Policjanci, astronauci, gracze Footballu. Wreszcie nadeszła moja kolej.

- Raven, kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz? – spytała pani Peevish, wpatrując się we mnie zielonymi oczami.

Nie odpowiedziałam.

- Aktorka?

Potrząsnęłam głową.

- Doktor?

- Uhhh.... – powiedziałam.

- Stewardessa?

- Fuj! – odpowiedziałam.

- To kim? - spytała rozdrażniona.

Pomyślałam chwilę.

- Chcę być…

- Tak?

- Chcę być… wampirem! – krzyknęłam.

Pani Peevish i moi koledzy z klasy byli zszokowani. Przez chwilę myślałam, że nauczycielka zacznie się śmiać. Być może naprawdę by to zrobiła. Dzieci siedzące koło mnie, z wolna zaczęły się odsuwać. Spędziłam większość mojego dzieciństwa patrząc jak inni powoli się ode mnie odsuwają.

Zostałam poczęta na łóżku wodnym mojego taty- lub na dachu akademika mojej mamy pod błyszczącymi gwiazdami- w zależności, które z moich rodziców opowiada historię. Byli skłonni skojarzyć, że nie mogli się rozstać z latami siedemdziesiątymi: prawdziwa miłość zmieszana z lekami, jakieś malinowe kadzidła i muzyka Grateful Dead. Bosa dziewczyna w paciorkowo zdobionych i sznurkowo wykończonych, niebieskich, odcinanych dżinsach splątana z długowłosym i nieogolonym Eltonem Johnem- noszącym okulary, opalonym, ubranym w skórę i sięgającym dna facetem[1]. Myślę, że byli by szczęśliwi, gdybym nie była bardziej ekscentryczna. Mogłam chcieć być zdobionym paciorkami, owłosionym, hipisowskim wilkołakiem! Ale jakoś moją obsesją stały się wampiry.

Sarah i Paul Medison stali się bardziej odpowiedzialni po moim przyjściu na świat- lub parafrazując to, mówię, że moi rodzice „przejrzeli na oczy”. Sprzedali ozdobionego kwiatami Volkswagena i zaczęli wynajmować dom. Nasze hipisowskie mieszkanie było ozdobione świecącymi w ciemności naklejkami 3D i pomarańczowymi tubkami z substancją Play- Doh, która przeniosła się na magmowe lampki, tak, że mogłeś się w nie wpatrywać wieki. To były najlepsze czasy. Śmialiśmy się, graliśmy w Chutes and Ladders[2] i wyciskaliśmy Twinkies[3] na nasze zęby. Kładliśmy się późno, oglądaliśmy filmy z Draculą, Dark Shadows[4] z Barnabą Collinsem i Batmana na czarno- białym telewizorze, który otrzymaliśmy po otworzeniu rachunku w banku.  Czułam się bezpieczna pod osłoną nocy, dotykając rosnącego brzucha mamy, który wydawał dźwięki jak magmowe lampy. Wyobrażałam sobie, że będzie rodzić więcej ruszających się Play-Doh.

Wszystko się zmieniło, gdy urodziła Play-Doh- tylko, że to nie było Play-Doh! Urodziła Głupka[5]! Jak ona mogła? Jak mogła zniweczyć  wszystkie noce z Twinkies? Teraz idzie wcześnie spać, stworzenie nazwane przez rodziców „Billy” płakało i hałasowało przez całą noc. Nagle stałam się samotna. To Dracula- ten w telewizji- dotrzymywał mi towarzystwa, gdy mama spała, Głupek płakał, a tata zmieniał cuchnące pieluchy w ciemności.

I jakby nie byłoby wystarczająco źle, nagle wysłali mnie do miejsca, które nie było moim pokojem. Nie miał kwiatowych naklejek  3D na ścianach, ale posiadał nudne kolaże odcisków rąk dzieci. Kto dekorował to miejsce? zastanawiałam się. Został zapełniony plisowanymi sukienkami z katalogu dla dziewczynek Searsa i zwężanymi gaciami i perfekcyjnie uczesanymi włosami z katalogu dla chłopców Searsa[6].  Mama i tata nazwali go „przedszkolem”.

- Oni będę twoimi przyjaciółmi. – uspakajała mnie mama, bo przywarłam do jej „cennego życia”. Pomachała mi na pożegnanie i pocałowała, jako że stałam samotnie obok statecznej Pani Peevish, która była tak samotna jak tylko można być. Patrzyłam jak moja mama z Głupkiem na biodrze, bierze go z powrotem do miejsca z świecącymi w ciemności naklejkami, strasznymi filmami i Twinkies.

Jakoś przetrwałam ten dzień. Tnąc i przyklejając czarny papier na czarny papier, malując palcem na czarno wargi Barbie, i opowiadając asystentce nauczycielki straszną historię, podczas gdy dzieci biegały jakby wszystkie były kuzynami na wielkim amerykańskim pikniku rodzinnym. Byłam nawet szczęśliwa widząc Głupka i mamę, którzy wreszcie po mnie przyszli.

Tej nocy, mama znalazła mnie z ustami przyciśniętymi do ekranu telewizora, próbującą pocałować Christophera Lee, grającego w horrorze Dracula.

- Raven! Co ty robisz tak późno? Musisz iść jutro do szkoły!

- Co? – powiedziałam. Placek wiśniowy, który jadłam spadł na podłogę a moje serce wraz z nim. – Ale ja myślałam, że to tylko raz.- powiedziałam spanikowana.

- Kochanie, musisz tam chodzić każdego dnia!

Każdego dnia? Słowa rozbrzmiały mi w głowie. To był wyrok na całe życie!

Tej nocy Głupek nie mógł konkurować z moim dramatycznym krzykiem i płaczem. Kiedy leżałam sama w łóżku, modliłam się o wieczną ciemność i o to, by słońce nigdy nie wzeszło. Niestety następnego dnia obudziłam się z potwornym bólem głowy, na dodatek pokój rozświetlało oślepiające światło.

Marzyłam o choćby jednej osobie wokół mnie, z którą mogłoby mnie coś łączyć. Ale nie mogłam jej znaleźć, ani w domu, ani w szkole. W domu magmowe lampy zostały zastąpione podłogowymi lampami w stylu Tiffany, świecące w ciemności naklejki zostały przykryte tapetą od Laury Ashley, a nasz ziarnisty czarno-biały telewizor zastąpił kolorowy dwudziesto- pięcio calowy model.

W szkole zamiast śpiewać piosenki z Mary Poppins, ja gwizdałam motyw z Egzorcysty. Przez połowę przedszkola próbowałam się stać wampirem. Trevor Mitchell, doskonale uczesany blondyn o blado niebieskich oczach, był moją zagładą od momentu, gdy zmierzyłam go wzrokiem po tym jak próbował wepchnąć się przede mnie do kolejki do zjeżdżalni. Nienawidził mnie, bo byłam jedynym dzieckiem, które się go nie bało. Dzieci i nauczyciele aż całowali go, ponieważ jego ojciec  posiadał większość ziemi na, których stały ich domy. Trevor był w fazie kąsania. Nie, że chciał być wampirem jak ja, ale tylko dlatego, że był małostkowy. Wziął kawałek ciała od każdego, prócz mnie![7] Zaczynałam się odznaczać!

Byliśmy na placu zabaw, stojąc pod koszem do koszykówki, kiedy ściskałam skórę na jego zmizerowanej małej ręce tak mocno, że myślałam, że krew tryśnie na zewnątrz. Jego twarz przybrała buraczany kolor. Stałam bez ruchu i czekałam. Trevor cały się trząsł z gniewu a oczy nabrzmiały z zemsty. Z powrotem uśmiechnęłam się złośliwie. Wtedy ugryzł mnie na mojej wyciągniętej dłoni. Pani Peevish została zmuszona usiąść i oprzeć się o szkolną ścianę. Ja tańczyłam ze szczęścia wokół placu zabaw, czekając na przemianę w wampira.

- Raven jest dziwna. – podsłuchałam Panią Peevish mówiącą do innej nauczycielki , po tym jak opuściłam płaczącego Trevora, który teraz miotał się po twardym asfalcie. Posłałam mu wdzięczny pocałunek przy pomocy mojej pogryzionej dłoni.

Ranę, jaką dostałam na szkolnej huśtawce nosiłam dumnie. Mogłabym teraz polecieć, prawda? Ale będę potrzebować czegoś do rozwinięcia prędkości. Miejsce, które wybrałam to szczyt ogrodzenia. Moim celem były puszyste chmury. Zardzewiała huśtawka zaczęła skrzypieć, gdy skoczyłam. Zaplanowałam przelecieć przez plac zabaw- aż do zaskoczonego Trevora. Zamiast tego spadłam na zabłoconą ziemię, robiąc szkodę moim zębom. Bardziej płakałam z faktu, że nie mam nadprzyrodzonych mocy tak, jak bohaterowie z moich filmów niż, że moje ciało pulsuje z bólu.

Z ukąszeniem obłożonym lodem, zostałam posadzona, przez Panią Peevish,  przy ścianie. Miałam odpocząć podczas, gdy rozpieszczony, arogancki, zarozumiały Trevor był wolny. Posłał mi dokuczliwego całusa i powiedział:

- Dziękuję.

Wystawiłam mu język i nazwałam go przezwiskiem gangstera, które usłyszałam w Ojcu Chrzestnym. Pani Peevish natychmiast odprawiła mnie do budynku. Dużo razy w czasie mojego dzieciństwa byłam wysyłana do tego miejsca. Moim przeznaczeniem było zabieranie mnie od zakamarku do zakamarku w nadziei, że zmądrzeję.

Dullsville

Oficjalny znak powitający w moim mieście powinien brzmieć: „Witamy w Dullsville- większe niż jaskinia, ale wystarczająco małe, by poczuć klaustrofobię!”

Populacja 8,000 osobników, prognoza pogody idealnie przygnębiająca przez cały rok, powtarzająca się słońce, równo ogrodzone domki i rozwalające się pola uprawne- oto całe Dullsville. Pociąg towarowy o 8.10 przejeżdżający przez miasto rozdziela je na złą i dobrą stronę, pola od bieżni golfowych, traktory od wózków golfowych. Myślę, że miasto jest zacofane. Jak grunty, na których rośnie kukurydza i pszenica mogą być mniej warte niż te, które są z piasku?

Stuletnia siedziba sądu leży na głównym placu miasta. Nie miałam jeszcze takich kłopotów, żeby tam wylądować- jeszcze. Butiki, biuro podróży, sklep komputerowy, kwiaciarnia i dwufunkcyjny budynek, w którym znajduje się kino i teatr- wszystko wokół placu.

Maże, by nasz dom był na torach, miał kółka i wywiózłby nas poza miasto, ale jesteśmy po tej dobrej stronie miasta blisko country klubu. Dullsville. Jedynym ciekawym miejscem tutaj, jest opuszczony dwór. Zbudowała go na wzgórzu Benson Hill, zesłana na banicję baronowa. Umarła w nim w samotności.

W Dullsville mam tylko jedną przyjaciółkę- farmerska dziewczyna, Becky Miller. Jest ona jeszcze bardziej niepopularna ode mnie. Byłam w trzeciej klasie, gdy ją oficjalnie poznałam. Siedziałam na szkolnych schodach czekając na mamę, która miała mnie odebrać ze szkoły (spóźniała się jak zwykle). Teraz próbowała pracować w korporacji Kathy. Zauważyłam psotną dziewczynę kulącą się pod schodami, płaczącą jak dziecko. Nie miała żadnych przyjaciół, ponieważ była nieśmiała i pochodziła ze wschodniej strony torów. Była jedną z niewielu farmerskich dziewczyn w szkole i siedziała dwa rzędy za mną w klasie.

- Co jest? – spytałam, współczując jej.

- Moja mama zapomniała o mnie!- wrzasnęła, żałośnie obejmując rękami mokrą twarz.

- Nie, nie zapomniała.- pocieszałam ją.

- Nigdy się tak nie spóźniła!- dalej płakała.

- Może utknęła w korku?

- Tak myślisz?

- Jasne! A może zadzwonił do niej jeden z tych okropnych sprzedawców, który zawsze pyta „Czy mama jest w domu?”.

- Serio?

- To się zdarza cały czas! A może zatrzymała się, by kupić przekąski i była długa kolejka w 7-Eleven.

- Zrobiła by tak?

- Dlaczego nie, musisz coś jeść, nieprawdaż? Nie martw się. Przyjedzie po ciebie.

I rzeczywiście. Niebieska półciężarówka jechała z jedną przepraszającą matką i jednym przyjaznym, puszystym owczarkiem.

- Mama powiedziała, że możesz przyjść w Sobotę jeśli twoim rodzicom to nie przeszkadza.- powiedziała Becky, biegnąc z powrotem do mnie. Nikt nigdy nie zapraszał mnie do siebie. Nie była tak nieśmiała jak Becky, ale byłam niepopularna. Spóźniałam się zawsze do szkoły, bo zaspałam, nosiłam okulary przeciwsłoneczne w klasie i miała opinię atypowej w Dullsville.

Becky miała podwórko tak duże jak Siedmiogród- wspaniałe miejsce do bawienia się w chowanego i jedzenia tylu jabłek ile tylko żołądek pomieści. Byłam jedynym dzieckiem w klasie, które jej nie biło, nie wykluczało, nie przezywało. Kopnęłam nawet kogoś kto spróbował to zrobić. Była moim trójwymiarowym cieniem. Byłam jej najlepszym przyjacielem i ochroniarzem. I nadal jestem.

Kiedy nie bawiłam się z Becky, spędzałam mój czas poprawiając czarną szminkę i lakier na paznokciach, przecierając  znoszone buty wojskowe i zatapiając głowę w powieściach Anny Rice. Miałam jedenaście lat, kiedy moja rodzina pojechała do Nowego Orleanu na wakacje. Mama i tata chcieli grać w oczko lub chodzić do kasyna. Głupek chciał chodzić do akwarium. Ale wiedziałam, gdzie ja pójdę. Chciała zwiedzić dom rodziny Anny Rice, historyczny budynek, który odnowiła i nazwała domem.

Stałam jak zahipnotyzowana przed żelazną bramą stojącą przed gotycką mega-rezydencją. Moja mama (nieproszony opiekun)stała koło mnie. Czułam latające nad nami kruki, chociaż prawdopodobnie nie było ich tam. Szkoda, że nie przyszłam nocą- widok byłby piękniejszy. Kilka dziewcząt podobnych do mnie, stało po drugiej stronie ulicy i robiło zdjęcia. Chciałam do nich podejść i powiedzieć „Zostańmy przyjaciółmi. Możemy odwiedzać cmentarze razem!”. Po raz pierwszy w życiu, poczułam, że pasuje do tego. Byłam w mieście, gdzie trumny układano jedną na drugą, tak żeby można je było zobaczyć, zamiast zakopując je w ziemi. Było tu dwóch facetów z college’ u z dwukolorowymi, nastroszonymi, blond włosami. Fajni ludzie byli wszędzie, oprócz ulicy Bourbon, gdzie turyści wyglądali jakby przyjechali z Dullsville. Nagle zza rogu wyjechała limuzyna. Najczarniejsza limuzyna jakąkolwiek widziałam. Szofer w czarnym kapeluszu otworzył drzwi i ona wysiadła!

Nieruchomiałam i zbzikowałam. Czas jakby stanął w miejscu. Przede mną stała moja największa idolka, Ann Rice!

Świeciła jak gwiazda filmowa, gotycki anioł, boskie stworzenie. Jej długie, czarne włosy spływały jej na ramiona; miała złotą opaskę, długą jedwabistą spódnicę i bajeczny, wampirzy płaszcz. Oniemiałam. Nie mogłam wyjść z szoku.

Na szczęście moja mama nie oniemiała.

- Czy moja córka mogłaby dostać pani autograf?

- Pewnie.- powiedziała słodko królowa nocnych przygód. Podeszłam do niej, tak jakby moje nogi w każdej chwili mogłyby się stopić w słońcu.

Gdy podpisała żółtą samoprzylepną karteczkę, którą mama wyciągnęła z torebki, gotycka gwiazda i ja stałyśmy obok siebie, uśmiechając się, jej ręka była położona na mojej talii. Anna Rice zgodziła się zrobić ze mną zdjęcie!

Nigdy w życiu tak się nie uśmiechałam. Ona pewnie uśmiechała się tak jak to robiła miliony razy wcześniej. Moment którego ona nie będzie pamiętać, ale moment którego ja nigdy nie zapomnę.

Dlaczego nie powiedziałam jej, że kocham jej książki? Dlaczego nie powiedziałam jej, jak dużo dla mnie znaczy? Myślałam, że miała wpływ na rzeczy na które nikt inny nie.

Krzyczałam z podniecenia, przez cały dzień. Tata i Głupek oglądali tę scenę w naszym zabytkowym, pastelowo różowym pokoju sypialniano- śniadaniowym. To był pierwszy dzień pobytu w Nowym Orleanie, a ja byłam gotowa jechać do domu. Kogo obchodziło głupie akwarium, French Quarter, bluesowe zespoły i Mardi Grass, kiedy ja zobaczyła już wampirzego anioła?

Czekałam na dzień, w których dostanę wywołany film ze zdjęciem, na którym jestem ja i Anna Rice. Obawiałam się, że nie wyszło. Ponura, wycofałam się z mamą z powrotem do hotelu. Wbrew faktom ona i ja ukazałyśmy się na fotografii osobno, nie mogło to być możliwe, że połączenie dwóch miłośniczek wampirów nie mogłyby być schwytane na jednym filmie? Czy raczej to było tylko przypomnienie, że ona jest bestsellerową pisarką, a ja wrzaskliwym, rozmarzonym dzieckiem mającym ciemne fazy. Lub, to że moja mama była kiepski fotografem.

Potworna miazga

Moje słodkie, szesnaste urodziny. Czy nie każde urodziny powinny być słodkie? Dlaczego szesnaste mają być słodsze? I tyle rozgłosu mają!

W Dullsville, moje urodziny wyglądają jak każdy inny dzień.

Wszystko zaczęło się od krzyku Głupka.

- Wstawaj Raven. Chyba nie chcesz się spóźnić. Już czas do szkoły!

Jak dwoje dzieci tych samych rodziców, mogą się tak różnić od siebie? Być może jest coś w tej teorii o listonoszu? Ale w przypadku Głupka moja mama musiała mieć romans z bibliotekarzem.

Wywlokłam się z łóżka i założyła czarną, bawełnianą sukienkę bez rękawów u do tego czarne buty. Usta pomalowałam czarną szminką.

W kuchni na stole czekały na mnie dwa ozdobione kwiatami ciastka. Jedno było w kształcie jedynki, drugie szóstki.

Musnęłam palcami ciastko w kształcie sześć i zlizałam lukier, który został mi na koniuszkach.

- Wszystkiego najlepszego!- powiedziała moja mama całując mnie- Miałaś to otrzymać wieczorem, ale daje ci to już teraz.- powiedziała wręczając mi paczuszkę.

- Wszystkiego najlepszego, Raven!- powiedział tata również dając mi całusa w policzek

- Założę się, że nie miałeś żadnego pomysłu co dać mi.- droczyłam się z nim trzymając paczkę.

- Żadnego. Ale jestem pewien, że ten dużo kosztował.

Potrząsnęłam lekko paczuszką i usłyszałam, że grzechocze. Gapiłam się na Wszystkiego Najlepszego napisane na papierze. To mogły być kluczyki do samochodu- mój własny Batmobile! Przecież to były moje szesnaste urodziny!

- Chciałam kupić coś wyjątkowego. – powiedziała mama uśmiechając się.

Rozdarłam niecierpliwie paczuszkę. Podniosłam wieko i ujrzałam biżuterię. Pudełko skrywało sznur lśniących pereł.

- Każda dziewczyna powinna mieć perły na specjalne okazje.- mama rozpromieniła się.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin