Piłsudski Józef - Bibuła.pdf

(108 KB) Pobierz
9716967 UNPDF
Józef Piłsudski
Bibuła
TROCHĘ HISTORII
Bibułą w żargonie rewolucyjnym zowią każdy druk
nielegalny, nieopatrzony sakramentalną formułą:
"dozwolono cenzuroju". Ilość tej bibuły z rokiem
każdym wzrasta, wsiąkając coraz głębiej w warstwy
ludowe, zataczając coraz szersze koła. Uznał to sam
rząd. Ks. Imeretyński w znanym swym memoriale
stwierdza, że książka nielegalna wdarła się nawet pod
strzechy włościańskie i przyczyniła się do wywołania
nastroju przeciwrządowego wśród chłopów. Nie
trzeba jednak przypuszczać, że bibuła w zaborze
rosyjskim ma zawsze treść rewolucyjną. Rząd rosyjski
krępuje życie społeczne w tak różnorodnych
kierunkach, że bodaj nie ma stronnictwa, które nie jest
zmuszone obecnie wydawać swe publikacje
nielegalnie, bez cenzury. Nawet ugodowcy, zasadniczy
przeciwnicy roboty nielegalnej, wydali kilka książek za
granicą, by potem, niegorzej od rewolucjonistów,
przemycić je przez kordon i rozpowszechnić w
społeczeństwie. Jest więc bibuła klerykalna,
patriotyczna, socjalistyczna, nawet ugodowa.
Znajdziemy wśród niej utwory artystyczne wysokiej
wartości, jak dzieła Wyspiańskiego lub Zycha, i lichoty
patriotyczno-klerykalne; znajdziemy grube tomy badań
historycznych i drobne bruszurki rozmaitych
stronnictw; znajdziemy wreszcie zwyczajne książki do
nabożeństwa, pisma periodyczne, odezwy, obrazki,
fotografie, korespondentki itp. rzeczy. Wszystko to
przeciska się przez granicę różnymi drogami, rozchodzi
się wszędzie, gdzie ludzie umieją czytać po polsku i
staje się coraz bardziej potrzeba szerokiej, stale
wzrastającej warstwy ludzi.
1
 
Nim jednak bibuła stała się tak poczytną, przejść
musiała przez mnóstwo etapów i jej pierwsze kroki
były bardzo skromne i niepewne. Gdy sobie
przypomnę swe lata dziecinne, staje mi żywo w
pamięci obraz mego pierwszego zetknięcia się z
"bibułą". Było to w dworku szlacheckim na Litwie
jakie dziesięć lat po powstaniu. Wrażenie
wieszatielskich rządów Murawjewa było jeszcze tak
świeże, że ludzie drżeli na widok munduru
czynowniczego, a twarze ich wyciągały się, gdy w
powietrzu zabrzmiał dzwonek, zwiastujący przybycie
któregoś z przedstawicieli władzy moskiewskiej. W
tym to czasie matka moja wyciągała niekiedy z jakiejś
kryjówki, jej tylko wiadomej, kilka książeczek, które
odczytywała, ucząc nas, dzieci, pewnych ustępów na
pamięć. Były to utwory naszych wieszczów.
Tajemnica, którą te chwile były otaczane, wzruszenie
matki, udzielające się małym słuchaczom, zmiana
dekoracji, jaka następowała z chwilą, gdy niepożądany
jaki świadek trafiał wypadkowo na nasze rodzinne
konspiracje - wszystko to zostawiło niezatarte
wrażenie w mym umyśle. Te właśnie książki wraz z
kilku innymi - pieśniami historycznymi Niemcewicza,
paru broszurkami z czasów przedpowstaniowych -
były bodaj jedynymi przedstawicielkami
nieocenzurowanej literatury w tym czasie. Ocalały one
podczas burzy powstaniowej w niewielkiej ilości, a
chowane przez pietyzm, jak relikwie, niszczone zaś
przez tchórzostwo przy każdym istotnym lub
przypuszczalnym niebezpieczeństwie, nie mogły
wywierać szerokiego wpływu, ograniczając się
najczęściej rodzinnym kołem posiadaczy takiej książki.
"Bibuła" w tym czasie znajdowała przytułek u tych,
którzy uparcie stali przy przygaszonym krwią
bohaterów 1863 r. i ledwie tlejącym zniczu narodowo-
rewolucyjnym. Były to jakby mogilne płomyki,
nieśmiało i chwiejnie oświetlające smutne twarze
rozbitków, ocalałych z ogólnej kieski. Ale na mogiłach
wyrasta trawa - z popiołów powstaje nowe życie,
żądne słońca i swobody. I w Polsce, która wówczas
była jedną wielką mogiłą, zazieleniało; zjawiło się nowe
2
 
życie, nowy ruch, który, zrobiwszy wyłom w
modlitewno-rzewnym stosunku do przeszłości,
otworzył nowy okres dla nielegalnej książki. Mówię tu
o ruchu socjalistycznym.
Od 1875-76 r. od czasu do czasu zaczynają się
ukazywać druki socjalistyczne. Grono ich czytelników
musiało, naturalnie, na razie być bardzo szczupłe, lecz
zapał zwolenników idei socjalistycznej oraz jej
zaraźliwość wśród ludu pracującego rozszerzały je
szybko w tej właśnie warstwie narodu, do której
dawniej cenzuralna nawet książka mały miała dostęp.
Bibuła socjalistyczna przez dłuższy czas była jedyną,
jaka istniała w sterroryzowanym po powstaniu 1863 r.
społeczeństwie polskim. Z czasem jednak odrętwienie i
przestrach minęły, tym bardziej, że walka socjalistów
naocznie przekonywała ludzi, iż wyłamywanie się spod
barbarzyńskich praw caratu nie jest niemożliwe.
Oprócz więc socjalistycznych książek i broszur, już w
latach 80-tych spotkać można większą ilość
niecenzuralnych książek - czy to zagranicznych wydań
naszych poetów, czy to książek historycznych, czy
wreszcie ulotnych broszur, w ten lub w inny sposób
oświetlających stan rzeczy w zaborze rosyjskim.
Lecz chociaż zastęp czytelników i ilość bibuły,
kursującej w kraju, stale wzrastały, niełatwo było
przezwyciężyć przeszkody, które tego rodzaju robocie
stały na drodze. Przeszkody te były dwojakiego
rodzaju. Pierwsza z nich polegała na braku w kraju
jakiejkolwiek organizacji o tyle silnej i rozporządzającej
takimi środkami, by zapewnić bibule stały kurs i
zadowolić wymagania przynajmniej tej części
odbiorców, która stanowiła stały kontyngent
czytelników i rozpowszechnicieli bibuły. Zakazane
druki ukazywały się zbyt sporadycznie, nieregularnie,
dostarczaniem ich rządziła taka wypadkowość, że nikt
nigdzie nie mógł być pewnym, że ten lub ów druk
otrzyma. Organizacje rewolucyjne nie były trwałe, a
ich środki techniczne zależne były od wypadków, tak,
iż niekiedy bibuły było dużo, natomiast mijały
3
 
miesiące całe bez świeżego dopływu. Nic dziwnego, że
bibuła w oczach ludzi była czymś nadzwyczajnym,
wpadającym do kraju drogą jakiegoś cudu, nagle i
niespodzianie, czemś takim, co można otrzymać, lecz
czego żądać nie wypada.
Oprócz tej zewnętrznej niejako przeszkody istniały i
wewnętrzne. Ludzie wprost bali się roboty nielegalnej,
której przejawem była bibuła. Posiadanie książki
nielegalnej w oczach otoczenia dawało jakby patent na
działacza rewolucyjnego, a strach przed represją
rządową oraz dziecinna wiara w wszechpotęgę i
wszechwiedzę policji carskiej były wówczas jeszcze
tak powszechne, że w większości wypadków uifikano
książki nielegalnej. Trzeba było ją ludziom wpychać w
ręce, namawiać, by ją przeczytano, przekonywać, że
nie jest ona tak niebezpieczną rzeczą. Jedni więc
patrzyli na posiadanie książki nieocenzurowanej, jak na
bohaterstwo, drudzy - jak na szaleństwo, trzeci - jak na
zbrodnię, inni wreszcie - jak na środek agitacji i sposób
rozpowszechniania swych przekonań, rzadko jednak
książka nielegalna była dla kogo wprost potrzebą,
koniecznością w takich warunkach, jakie Polska pod
caratem znosić musi.
W tym położeniu epoką dla bibuły stała się działalność
Polskiej Partii Socjalistycznej, w skróceniu zwanej
P.P.S. Była to pierwsza z organizacji rewolucyjnych w
Polsce popowstaniowej, która potrafiła przetrwać
dziesiątek lat bez przerwy i która zdobyła się na taką
organizację i taką technikę, iż jej robota wydawnicza i
kolporterska ani razu nie doznała poważniejszej
przerwy. Na razie stałe ukazywanie się w większej
ilości zagranicznych wydawnictw partii przyjęto z
pewną nieufnością. Lecz gdy ilość ich coraz bardziej
wzrastała, gdy w dodatku partia rozpoczęła stale
wydawać "Robotnika" w kraju samym, gdy przez
dłuższy czas usilne polowania żandarmerii za drukarnią
partyjną nie miały powodzenia, gdy wreszcie w samej
kolporterce zapanowała pewna regularność i
wydawnictwa zaczęły dochodzić do wszystkich
4
 
odbiorców bez względu na to, czy mieszkają w
Warszawie, czy na prowincji - publiczność, jak
robotnicza, tak inteligentna, uwierzyła w stałość i
trwałość tego zjawiska.
Wrażenie, jakie wywarło powodzenie P.P.S. na całej
przestrzeni państwa rosyjskiego, było ogromne.
Wkrótce zewsząd zaczęły napływać propozycje
sprowadzania z zagranicy takich lub innych
wydawnictw. Do 1900 r. nie było bodaj żadnej
organizacyjki rewolucyjnej w całym państwie, która
takiej propozycji P.P.S. nie czyniła. Ludzie przyjeżdżali
z Petersburga, Moskwy, Samary, jako delegowani
najrozmaitszych kółek, żądając sprowadzenia to
druków nielegalnych, to drukarni. Przypominam sobie
pod tym względem zabawną rozmowę, jaką miałem w
Londynie z jednym takim delegatem w r. 1897.
Skądś, z głębi Rosji, z odpowiednimi rekomendacjami
przybył poważny, już trochę szpakowaty, mężczyzna i
zwrócił się do mnie z prośbą o pośrednictwo przy
zawiązaniu stosunków z P.P.S.
- Jakiż ma pan interes do P.P.S.? - zapytałem. .- Hml
Interes jest bardzo skomplikowany. Widzi pan,
my tam w Rosji zawiązaliśmy stowarzyszenie w celu
obalenia
cenzury.
- Cenzury? - zawołałem zdumiony. - Ależ, panie, czy
nie praktyczniej byłoby zacząć od obalenia cara, który
tę cenzurę ustanawia?
5
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin