Metz Melinda - Roswell w kręgu tajemnic 02 - Dziki.pdf

(474 KB) Pobierz
269274088 UNPDF
MELINDA METZ
DZIKI
(The wild one)
Roswell w Kręgu Tajemnic
przełożyła Zuzanna Maj
1
- Teraz U!
- Uuuuu! - zawył Michael Guerin. A teraz F!
Effff - wychrypiał Alex Manes gardłowym głosem Marilyn Monroe. Teraz O!
Ooohhhh! - zawołali wszyscy razem. A teraz dajcie mi spokój - mruknął Max Evans.
Patrzył na przyjaciół, którzy stali na otaczających boisko ławkach. Świetnie naśladowali
cheerleaderki, dziewczyny zachęcające do aplauzu tłumy na stadionach. Uśmiechnął się.
Pięknie i zmysłowo.
Przestań się na niego gapić, nakazała sobie Liz Ortecho, z trudem odwracając wzrok
od Maxa. Niektórzy faceci byliby szczęśliwi, gdyby okazywała im takie zainteresowanie - na
przykład co najmniej połowa chłopaków z liceum. Przynajmniej luk twierdziła najlepsza
przyjaciółka Liz, Maria DeLuca. Ale Max do nich nie należał. On chciał, żeby zostali
przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Czy istnieje coś gorszego, bardziej bolesnego, bardziej
rozdzierającego serce niż określenie „tylko przyjaciółmi”.
Popatrz na Michaela, popatrz na Alexa, pomyślała Liz. Na nich też warto było zwrócić
uwagę. Dobrze zbudowany Michael miał kruczoczarne włosy i zabójczy uśmiech. Alex był
smukły, miał ciemnorude włosy i promienne zielone oczy.
Ale nie tak oślepiające jak oczy Maxa, pomyślała Liz. Znowu skierowała na niego
wzrok. Nic z tego. Alex miał rzeczywiście bardzo ładne oczy, ale oczy Maxa zapierały dech
w piersiach. Najbardziej niebieskie z niebieskich, z poblaskiem srebra.
Liz zastanawiała się czasem, jak to było możliwe, że szeryf Valenti, patrząc na niego,
nie domyślił się od razu, że jest kosmitą. Jego oczy zdradzały tę tajemnicę. Były nieziemskie.
Niesamowite i bardzo piękne.
Na szczęście dla nich wszystkich, Valenti nigdy nie wpatrywał się w oczy tego
chłopaka tak intensywnie jak Liz. Szeryf, członek organizacji pod nazwą Plan Wyczyszczenia
Bazy Danych, miał za zadanie wytropienie wszystkich kosmitów mieszkających na Ziemi - co
w gruncie rzeczy ograniczało się do poszukiwania Maxa, jego siostry Isabel i Michaela. Tylko
oni ocaleli ze słynnej katastrofy statku kosmicznego, który przed laty rozbił się w Roswell.
To właśnie szeryf Valenti przyczynił się do tego, że Max chciał być „tylko
przyjacielem” Liz. Dopóki Valenti poszukiwał kosmitów, Maxowi - i jego bliskim - groziło
niebezpieczeństwo.
Liz byłoby o wiele łatwiej - no tak, byłoby nadal ciężko, ale chociaż troszeczkę łatwiej
- gdyby Max nie żywił dla niej ciepłych uczuć. Wtedy mogłaby chyba pogodzić się z
sytuacją. Ale chłopak był w niej zakochany. Wiedziała o tym. Widziała to w jego oczach.
Dlatego też nie chciał, by się do siebie zbytnio zbliżyli, to bowiem mogłoby ściągnąć na nią
niebezpieczeństwo.
Jak gdyby zależało jej na tym, żeby czuć się bezpiecznie. Jak gdyby zależało jej na
czymkolwiek poza tym, żeby być z Maxem.
Rzuciła na niego ostatnie spojrzenie, na piękno, które zapierało jej dech w piersiach, i
odwróciła wzrok. Próbowała się skupić na toczącej się obok rozmowie.
- Robię listę najlepszych wyrobów w Roswell, zawierających ser. Numer jeden to
Crater Taters... mam na myśli te długie chipsy, pokryte jasnopomarańczowym serem.
Superowe. Cosmic Crunch też są rewelacyjne - powiedział Alex, kładąc na języku serowego
chipsa, i zamknął oczy, rozkoszując się jego smakiem.
Maria posłała Liz porozumiewawcze spojrzenie. Zawsze się z niego podśmiewały,
kiedy z takim przejęciem układał te listy, by wprowadzić je później na swoją stronę
internetową. Co prawda, same uważały to za niezłą zabawę.
- To mi się u ciebie podoba, Alex - powiedziała Liz. - Nie boisz się zadawania
poważnych pytań filozoficznych. Dlaczego na świecie istnieje zło? Czy nauka obaliła wiarę w
istnienie duszy? I tego najbardziej istotnego: które chipsy z serem są najlepsze?
- Hej, a ja? - odezwał się Michael. - Ja też jestem filozofem. - Włożył do ust pełną
garść Crater Taters i popił je płynem do płukania ust.
To połączenie wydało się Liz wyjątkowo obrzydliwe. Ale ja nie jestem kosmitką,
tłumaczyła sobie. Michael niewątpliwie miał inne kubki smakowe niż zwykłe ziemskie istoty.
Gdyby tak nie było, już haftowałby po ławkach.
- Twoje szczęście, że masz urok osobisty, bo zostałbyś zwycięzcą w konkursie
obrzydliwości! - zawołała Maria, patrząc, jak chłopak pakuje do ust następną porcję chipsów.
- Naprawdę uważasz, że jestem uroczy? - spytał Michael, trzepocząc uwodzicielsko
rzęsami. Po chwili szeroko otworzył usta, pokazując Marii język pokryty pomarańczowym
nalotem.
- Musisz koniecznie spróbować - odezwał się Alex, wyciągając do niej rękę z torebką
chipsów.
- Nie jadam neonowopomarańczowej żywności. - Maria zmarszczyła z niechęcią nos. -
To nie jest odpowiednie jedzenie.
Michael uśmiechnął się szeroko do kolegi, a ten z kolei do Marii, po czym się na nią
rzucili. Michael chwycił ją za jedną rękę, a Alex za drugą. Obaj starali się wepchnąć jej do ust
te „jadalne śmiecie”. Dziewczyna zaczęła piszczeć, zaciskając jednocześnie zęby, co zrobiło
duże wrażenie na Liz.
- Pomóż nam! - krzyknął Alex do Maxa. Ten wyciągnął rękę i połaskotał Marię w
odsłonięty brzuch, bo jej sweter podjechał do góry. Zaczęła się śmiać, z czego skorzystali
Alex i Michael, napychając jej usta chipsami.
- Musimy teraz uważać - powiedziała Liz ostrym tonem, o wiele ostrzejszym, niżby
sobie tego życzyła. - Mecz zaraz się zacznie.
Co prawda do początku meczu zostało jeszcze kilka minut, chciała jednak, żeby Max
zdjął rękę z brzucha Marii - i to zaraz. Wiedziała, że nie ma powodu do zazdrości. Max i
Maria byli tylko kumplami. Ale to ją zabolało. Mógł dotykać jej najlepszej przyjaciółki, a
nigdy nie dotykał Liz.
Pocałowali się zaledwie trzy razy, zanim ogłosił swój regulamin pod nazwą
„będziemy tylko przyjaciółmi”, ale dokładnie pamiętała dotyk jego warg. Nie mogła pogodzić
się z myślą, że ma przejść przez życie pozbawiona pocałunków Maxa, dotyku jego palców
przeczesujących jej włosy, bliskości jego ciała...
Przestań się zadręczać, pomyślała i skupiła uwagę na boisku.
Dziewczyny, które spełniały rolę cheerleaderek, ustawiły się przed ławkami dla
kibiców. Isabel, siostra Maxa, chwyciła mikrofon. Pierwsza weszła na boisko drużyna ich
szkoły, Liceum Ulyssesa F. Olsena.
- Brawo kosmici z UFO! Rick Montes, Doug Highsinger, Tim Wanabe...
Chłopcy po kolei wbiegali na boisko, kiedy Isabel wykrzykiwała ich nazwiska.
- John Andrews, Richard Jamison, Nikolas Branson...
- Czy ten nowy chłopak, Nikolas, chodzi z tobą na jakieś zajęcia? - zwróciła się Liz do
Marii.
- Na hiszpański. Jest raczej cichy.
- Dość atrakcyjny - powiedziała głośno Liz. Chciała, żeby Max to usłyszał. Może jeśli
pomyśli, że ona interesuje się innym facetem, to...
Zachowuję się żałośnie, uznała. Jeszcze trochę, a zacznę czytać w „UFO Observer”
porady pani Susie Scotto w „Miłości nie z tego świata”.
- Tylko dość atrakcyjny? - powtórzyła Maria. - On powinien nosić plakietkę
ostrzegawczą!
Liz spojrzała znowu na Nikolasa. Miał długie, opadające na ramiona, ciemne włosy i
jasnobrązowe oczy. Wysokie kości policzkowe i nos, który musiał już być kilkakrotnie
złamany, nadawały jego twarzy surowy wyraz. Tak się przynajmniej wydawało, dopóki nie
dostrzegło się jego pełnych, zmysłowych warg.
Tak, był atrakcyjny, ale Liz patrzyła na niego z naukowego punktu widzenia, jak
antropolog klasyfikując typ urody, jakby to robiła w laboratorium biologicznym.
Gdyby Maria wiedziała, co mi chodzi po głowie, pomyślała Liz. Maria zawsze
mówiła, że naukowy pogląd na świat odziera go z magicznego uroku. Ale jej przyjaciółka
miała naukowy umysł.
Maskotka tamtej drużyny powinna mieć się na baczności. Izzy za chwilę się wścieknie
- zauważył Michael.
Liz rzuciła okiem na boisko. Rocky Rocket, w kostiumie maskotki drużyny
przeciwników, liceum Guffmana, obejmował Isabel w pasie. Ta nadal zagrzewała kibiców do
aplauzu, ale Michael miał rację. Widać było, że jest wściekła.
Nagle Rocky wyrwał jej mikrofon z ręki i odtańczył taniec zwycięstwa, wyskakując w
powietrze.
- Uuu, to się nie spodobało Isabel - Maria roześmiała się. - Żeby jakiś frajer w
ogromnym kudłatym kostiumie pozwalał sobie na takie żarty!
- Zaraz się za niego weźmie - rzekł z przekonaniem Michael. - Frajerzy nie powinni
zaczynać z Iz... Patrzcie.
Faktycznie, Isabel przestała zagrzewać kibiców i z groźnym wyrazem twarzy obróciła
się w stronę Rocky'ego - maskotki z groźnym wyrazem twarzy. Wyciągnęła rękę po
mikrofon.
Rocky potrząsnął wielką, spiczastą głową. Isabel posunęła się w jego stronę jeszcze o
krok - i zatrzymała się. Chłopak nagle wyskoczył w górę.
Kibice zachłysnęli się z wrażenia, kiedy Rocky uniósł się w powietrze, przeleciał trzy
metry do tyłu i wpadł, głową w dół, do wysokiego pojemnika z lodem.
- Ja cię kręcę, widzieliście to?! - wykrzyknęła dziewczyna, która siedziała za Liz. -
Wyskoczył kilka metrów w górę!
Rocky wydobył się z trudem z pojemnika i zrejterował na drugą stronę boiska. Liz
zauważyła uśmiech triumfu na twarzy Isabel.
- Przy tym stosunku wagi do objętości to nie powinno być możliwe - powiedziała z
namysłem.
Maria, Michael i Alex spojrzeli na nią pustym wzrokiem. Ich oczy miały zawsze taki
wyraz, kiedy wygłaszała swoje teorie naukowe.
- Możesz powiedzieć to po angielsku? - zażartowała Maria.
- Liz mówi, że, zgodnie z prawami fizyki, facet w dużym i ciężkim kostiumie
maskotki nigdy nie byłby w stanie skoczyć tak wysoko - tłumaczył jej Max.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin