Alleine Józef - Pewny przewodnik do nieba.doc

(636 KB) Pobierz

 

Józef Alleine

Pewny przewodnik do nieba

 

Wydanie poprawione i nieznacznie skrócone.

PRZEDMOWA

Józef Alleine urodził się w rodzinie purytańskiej w Devizes (hrabstwo Wiltshire) i został ochrzczony w dniu 8 kwietnia 1634 r. Anglia była wtedy w wirze zamieszek, które wkrótce doprowadziły do wybuchu Wojny Domowej. Kiedy skończył 10 lat, rynek jego rodzinnego miasta rozbrzmiewał hukiem armat i salwami muszkietów, gdy rojaliści zmusili jajogłowych do ucieczki w bitwie pod Roundway w lipcu 1643 r. Dwa lata później koleje losu się odwróciły i sam Cromwell dokładał starań, aby niebieski sztandar Parlamentu zawisł wysoko nad starym zamkiem stojącym naprzeciwko domu dzieciństwa Józefa Alleine.

Również jego rodzinę dotknęły doświadczenia. Ojciec, mimo że był cieszącym się dobrą reputacją kupcem handlującym tekstyliami, ucierpiał wskutek trudności gospodarczych wywołanych przez wojnę. Ku ich zasmuceniu, w 1645 r. zmarł kaznodzieja Edward, najstarszy brat Józefa. W tym samym roku Józef Alleine wystartował w chrześcijańskim biegu i usilnie prosił swego ojca, by pozwolił mu się wykształcić, by zastąpić swego brata w dziele służby Bożej. I tak, w kwietniu 1649 r. udał się do Oxfordu, aby kształcić się u stóp takich teologów jak Jan Owen i Tomasz Goodwin. W listopadzie 1651 r. przeniósł się z Lincoln do kolegium Corpus Christi, które pod kierownictwem pobożnego doktora Edwarda Stauntona było seminarium mocniej osadzonym w teologii purytańskiej. Tam w dniu 6 lipca 1653 r. uzyskał tytuł licencjata nauk humanistycznych, został nauczycielem, a następnie kapelanem w kolegium. Niewątpliwie częściowo dzięki wpływowi Józefa Alleinea Henryk Jessey mógł napisać w 1660 r.:

Myślę, że trudno było znaleźć na świecie takie miejsca jak Corpus Christi, w którym tak wielu ludzi rozprawiało o mocy pobożności i czystości uwielbiania Boga. Mimo iż Corpus Christi było jak Eden, teraz jednak jest jałową pustynią.

W Oxfordzie Józef Alleine wyróżniał się pobożnością i pilnością studiów. Jego ciepłe usposobienie jednało mu wielu przyjaciół, lecz jeśli ich wizyty wypadały w czasie jego studiów, nie miał czasu na to, aby ich wpuścić, mówiąc: Lepiej niech się dziwią teraz moją nieuprzejmością, niż żebym tracił mój czas, gdyż teraz tylko kilku zauważy moją nieuprzejmość, później jednak wielu może odczuć to, że marnowałem swój czas. Jako kapelan głosił ewangelię we wioskach wokół Oxfordu, a także co dwa tygodnie głosił kazania więźniom.

Takie było jego przygotowanie do przyszłej służby kaznodziejskiej. Nie miał jeszcze dwudziestu jeden lat, a już pałał nienasyconym pragnieniem nawracania dusz i w tym też celu wylewał swe serce w modlitwie i w kazaniach. Nic więc dziwnego, że znany purytański teolog Jerzy Newton (1602 1681), kaznodzieja w kościele pod wezwaniem św. Magdaleny w Taunton, powołał J. Alleinea na stanowisko swego asystenta w 1655 r. Taunotn, miasteczko liczące około 20.000 mieszkańców, było znane z produkcji wełny, a zarazem stanowiło twierdzę purytańską w zachodniej części kraju. Duch tego miasta objawił się wyraźnie 10 lat wcześniej, kiedy z heroiczną wytrwałością odparło kilka desperackich prób oblężenia przez rojalistów, mimo iż połowa ulic spłonęła od salw moździerzy, a wielu mieszkańców zmarło z niedożywienia i głodu. Właśnie tutaj, wśród wzgórz, łąk i sadów Somerset, Józef Alleine spędził lata swej krótkiej, lecz niezapomnianej służby.

W dniu 4 października 1655 r., zaraz po rozpoczęciu swej pracy w Taunton, Józef Alleine ożenił się ze swą kuzynką Teodozją Alleine, kobietą o szczególnej duchowości, która zostawiła poruszające sprawozdanie ze służby swego męża. Jedyną wadą, za którą łajała swego męża było to, że nie poświęcał jej więcej czasu. On na to odpowiadał: Ach, moja droga! Wiem, że twoja dusza jest bezpieczna, lecz o jakże wielu, którzy giną, muszę się zatroszczyć! Obym mógł uczynić dla nich coś więcej!. Całe życie Józefa Alleinea było ilustracją jego powiedzenia: Dajcie mi chrześcijanina, który uważa swój czas za cenniejszy od złota. Gdy rozpoczynał się tydzień, zwykle mawiał: Jeszcze jeden tydzień przed nami, przeżyjmy ten tydzień dla Boga. Każdego ranka mawiał: Teraz przeżyjmy ten dzień dobrze. Jego żona napisała:

Przez cały czas, gdy był zdrowy, zawsze wstawał przed czwartą lub o czwartej rano, a w soboty wcześniej. Jeśli został obudzony, bardzo był zakłopotany słysząc odgłosy pracy kowali, szewców czy kupców, którzy rozpoczęli wykonywanie swego rzemiosła nim on zaczął wypełniać swe obowiązki wobec Boga. Mówił mi potem: Czy mój Mistrz nie zasługuje na więcej niż ich mistrz? Godziny od czwartej do ósmej spędzał na modlitwie, rozważaniu o świętych rzeczach, śpiewaniu psalmów, w których miał wielkie upodobanie. Wykonywał codzienne obowiązki religijne samotnie jak też i w rodzinie.

Ta pobożna para razem trudziła się dla dobra dusz ludzkich. Teodozja Alleine prowadziła szkołę dla dzieci w swym domu, podczas gdy jej pobożny małżonek spędzał pięć popołudni w tygodniu na pracy stanowiącej rozwinięcie kazań rozbrzmiewających każdej niedzieli pod okazałą wieżą kościoła św. Marii Magdaleny. Posiadał spis nazwisk mieszkańców każdej ulicy i pilnował, by byli odwiedzani i katechizowani. Rezultatem tego było przyciągnięcie wielu dusz. Jerzy Newton napisał: Jego błagania i napomnienia były wiele razy tak czułe, pełne świętej gorliwości, życia i wigoru, że całkowicie zwyciężał swych słuchaczy, zmiękczał ich, a zdarzało się, że zmiękczał nawet najtwardsze serca. Wyraźnie widać, że nawet w wieku, w którym potężne, pełne mocy kazania i skuteczne ewangelizacje były względnie powszechne, służba Józefa Alleinea była czymś wybitnym w oczach jego braci. Oliver Heywood, purytański apostoł północy Anglii, powiedział, iż niewiele wieków wydało wybitniejszych kaznodziei niż Józef Alleine. Ryszard Baxter mówi o jego wspaniałych zdolnościach kaznodziejskich przejawiających się w publicznym wyjaśnianiu i stosowaniu wersetów Pisma Świętego, rozmiękczaniu serc i przekonywaniu swych słuchaczy.

Gdy Józef Alleine rozpoczynał swą służbę, dzień łaski chylił się ku zachodowi. Po trzech latach zmarł Oliver Cromwell. Dwa lata później, w 1660 r., dzwony w Taunton biły radośnie na powitanie powracającego do kraju króla Karola II oraz restytucji monarchii. Lecz szczęście w sercach purytan nie trwało długo, gdyż, jak powiedział Filip Henry, okres, w którym słońce pobożności jaśniało nad narodem dobiegł końca w 1662 r. przez niesławną ustawę Act of Uniformity, kiedy to prawie 2.000 najlepszych kaznodziei jakich Anglia kiedykolwiek miała, zostało odsuniętych od kazalnic. Wśród osiemdziesięciu pięciu kaznodziei z Somerset których ta ustawa objęła, znalazł się, jak można się domyśleć, Jerzy Newton oraz Józef Alleine. Chociaż Alleine został pozbawiony kazalnicy, nie zgodził się na milczenie. I rzeczywiście, jego żona pisze, że odłożywszy wszystkie inne studia na bok, spodziewając się, że jego czas będzie krótki, rozszerzył swą działalność kaznodziejską i wiem, że w tych miesiącach głosił kazania nawet czternaście razy w tygodniu, często dziesięć, a zazwyczaj sześć czy siedem razy. Ostatecznie, po wielu groźbach Alleine przyjął wezwanie do stawienia się przed sądem w dniu 26 maja 1663 r. Następnej nocy wyznaczył spotkanie ze swym ludem na pierwszą czy drugą rano, na co ochoczo przystali. Przybyło kilkaset osób, zarówno młodych jak i starszych. Głosił kazanie i modlił się z nimi przez około trzy godziny. Następnego dnia został wtrącony do więzienia w Ilchester. Po roku wypuszczono go na wolność, lecz musiał spełniać wymagania narzucone przez Five Mile Act oraz Conventicle Act. Mimo iż jego zdrowie pogorszyło się, podjął głoszenie kazań w ukryciu aż do 10 lipca 1666 r. Tego wieczora, podczas gdy na zgromadzeniu w prywatnym domu głosił kazanie na temat Psalmu 147, 20, nagle gwałtownie otworzono drzwi i ponownie zabrano go do więzienia. Gdy go wypuszczono, z nie zmniejszoną duchową energią zastanawiał się, co jeszcze mógłby zrobić, by rozprzestrzenić ewangelię Chrystusa. Gdy rano wstał, mówił swojej żonie: Teraz mamy jeszcze jeden dzień, jeszcze jeden dzień dla Boga. Przeżyjmy dobrze ten dzień, pracujmy ciężko dla naszych dusz. Odkładajmy dużo skarbów w niebie w tym dniu, gdyż pozostało nam niewiele dni życia tutaj. Jego żona wspomina, jak w czysto purytańskim duchu jego myśli zwracały się ku możliwości pracy misyjnej w Walii lub nawet w Chinach. Nigdy ewangelia Jezusa Chrystusa nie płonęła gorliwiej w żadnym innym angielskim sercu. Jednak praca Alleinea dobiegła końca, gdyż jego ciało nigdy nie odzyskało zdrowia po trudach więzienia i jego wigor szybko gasł. W dniu 17 listopada 1668 r., w wieku 34 lat, Bóg zabrał go przed złem mającym nadejść, a sędziwy Jerzy Newton stanął przy jego zwłokach ułożonych do spoczynku w prezbiterium, obok kościoła w którym rozbrzmiewały niegdyś jego alarmujące wezwania do nienawróconych.

Niniejsza książeczka zawiera sedno poselstwa Józefa Alleinea, a tym samym podaje prawdziwy model purytańskiego rozumienia ewangelii. Słownictwo używane w różnych okresach musi oczywiście się zmieniać, różni ludzie mają różne dary, lecz nie wahamy się powiedzieć: są pewne elementy, które muszą się znaleźć w każdym prawdziwym przedstawieniu ewangelii. Niejeden wielki ewangelista ukształtował swoje poglądy czytając tę książkę. Jerzy Whitefield będąc jeszcze studentem w Oxfordzie, pisze nam w swych dziennikach, jakim błogosławieństwem był dla niego Alarm dla nienawróconych Józefa Alleinea. Karol Spurgeon pisze, że gdy był dzieckiem, matka często czytała im ustęp z tej książki Józefa Alleinea, kiedy zasiadali wokół kominka w niedzielne wieczory. Gdy był przekonany o grzechu, to także zwracał się do tej starej książki. Napisał: Pamiętam, że zwykle gdy budziłem się rano, pierwszą rzeczą którą brałem do ręki była książka Alleinea Alarm dla nienawróconych bądź Wezwanie dla nienawróconych Baxtera. Och te książki, te książki! Czytałem je i pochłaniałem!. Mając serce tak rozpalone ogniem purytańskiej teologii, Spurgeon był przygotowany do wstąpienia w ślady Józefa Alleinea i Jerzego Whitefielda.

Odkąd po raz pierwszy książka ta ujrzała światło dzienne w 1671 r., ukazały się niezliczone jej wydania. W 1702 r. doktor Calamy napisał o niej: Mnóstwo ludzi będzie miało powód, by zawsze odczuwać wdzięczność za nią. Żadna inna książka w języku angielskim (z wyjątkiem Biblii), nie może się jej równać pod względem liczby sprzedanych egzemplarzy dwadzieścia tysięcy sprzedano pod tytułem Wezwanie, lub Alarm, pięćdziesiąt tysięcy pod tytułem Pewny przewodnik do nieba, z czego trzydzieści tysięcy sprzedano w jednym nakładzie.

Jako znaczącą ilustrację duchowego wpływu tego dzieła, podamy jeden przykład. Pod koniec XVIII wieku, do kaznodziei pewnego zgromadzenia w Szkocji, człowieka bardziej znanego ze swego wykształcenia, niż z ewangelicznego zapału, zwróciło się Towarzystwo z prośbą o przetłumaczenie Alarmu dla nienawróconych na język galijski. Wręczono mu tę książkę, a znajdując w niej odpowiedni materiał do kazań, kaznodzieja ten zaczął przekazywać sedno jej kolejnych rozdziałów swemu zgromadzeniu. Mówiono potem, że rezultatem tego było rozprzestrzeniające się przebudzenie, które przez długi czas obejmowało okręg Netherlorn. Z modlitwą, aby treść tej książki można było znów usłyszeć w naszym kraju, polecamy ją błogosławieństwu Tego, którego Słowo jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki obosieczny miecz.

Gdyż wszelkie ciało jest jak trawa i wszelka chwała człowieka jak kwiat trawy; zwiędła trawa i kwiat jej opadł;

Ale słowo Pańskie trwa na wieki. A jest to słowo, które wam jest zwiastowane.

1 Piotra 1, 2425

 

 

Wydawca: Thomas E. Watson 1 sierpnia 1959 r.

WSTĘP

Gorące zaproszenie grzeszników do nawrócenia się do Boga

Umiłowani! Z radością wyznaję, że jestem waszym dłużnikiem. Jestem napełniony troską, gdyż chciałbym okazać się dobrym szafarzem domostwa Bożego i dać każdemu to, co mu się należy. Lekarz jednak najbardziej troszczy się o tych pacjentów, których stan jest najcięższy a rokowania najmniej optymistyczne, a żal ojca zwraca się szczególnie ku swemu umierającemu dziecku. Nienawrócone dusze wymagają najgłębszego współczucia i właściwej troskliwości w wyrywaniu ich jak gałęzi z płonącego ognia (Judy 1, 23). Dlatego właśnie do nich zwrócę się najpierw na tych stronach.

Lecz gdzie mogę znaleźć argumenty? Czym mam ich przekonać? Obym mógł je wypowiedzieć! Pisałbym we łzach, wypłakiwałbym każdy argument, oddałbym całą moją krew jako atrament, błagałbym ich na kolanach. O jakże wdzięczny byłbym, gdybyście zostali przekonani o pokucie i nawrócili się!  Jakże długo trudziłem się dla was! Jakże często chciałem przyprowadzić wasze dusze do Boga! O to właśnie modliłem się i po to studiowałem przez tyle lat, aby przyprowadzić was do Boga. Obym mógł zrobić to teraz! Czy dacie się uprosić?

Lecz, o Panie, jakże nieodpowiednią jestem do tej pracy osobą! Biada! Czymże przebiję łuski Lewiatana, lub czymże sprawię, by zaczęło odczuwać serce tak twarde, jak kamień młyński? Czy mam pójść, przemówić do grobu i spodziewać się, że posłuchają mnie umarli i wyjdą? Czy mam przemawiać do skał, czy też mam pochylić się ku górom i myśleć, że uda mi się je poruszyć moimi argumentami? Czy mam sprawić, by ślepi przejrzeli? Od początku świata nie słyszano, aby człowiek otworzył oczy urodzonemu ślepym (Jan 9, 32). Lecz Ty, Panie, możesz przeszyć serce grzesznika. Ja tylko mogę naciągnąć łuk na chybiłtrafił. Obyś Ty pokierował strzałą! Zabij grzech, lecz uratuj duszę grzesznika, który kieruje swój wzrok na te strony.

W żaden inny sposób nie można wejść do nieba, jak tylko poprzez ciasną bramę powtórnych narodzin bez uświęcenia nigdy nie ujrzycie Pana (Heb. 12, 14). Dlatego oddajcie się Panu teraz. Nastawcie się teraz na szukanie Go. Uczyńcie Jezusa Panem w swych sercach i w swych domach. Ucałujcie Syna (Ps. 2, 12) i doznajcie czułości jego miłosierdzia; dotknijcie Jego berła i żyjcie; dlaczego mielibyście umrzeć? Nie błagam o siebie lecz o was, gdyż chciałbym, abyście byli szczęśliwi. To jest nagroda, po którą biegnę. Pragnieniem i modlitwą mej duszy jest wasze zbawienie (Rzym. 10, 1). Błagam was, abyście pozwolili mi na szczerość i swobodę w zwracaniu się do was w tej najważniejszej dla was sprawie. Nie bawię się tu w mówcę, by wypowiadać uczoną przemowę, ani nie ozdabiam jej elokwencją aby wam się przypodobać. Treść tego, co mam do powiedzenia wynika z ważnego zadania chodzi o to, aby was przekonać o grzechu i nawrócić, abyście byli zbawieni. Nie łowię haczykiem retoryki, ani nie pracuję dla waszych oklasków, lecz dla waszych dusz. Moim zadaniem nie jest schlebianie wam, lecz wasze zbawienie. Jeśli nie zdobędę waszych serc, to nic nie zyskam. Gdybym chciał zadowolić wasze uszy, śpiewałbym inną pieśń. Gdybym miał zwiastować sam z siebie, obrałbym inny kurs. Opowiadałbym wam przyjemniejszą opowieść. Przygotowałbym dla was poduszki i opowiadałbym o pokoju, gdyż jakże Achab może kochać Micheasza, który zawsze prorokuje dla niego zło? (1 Król. 22, 8). Zważ o ileż lepsze są razy zadane przez przyjaciela, niż gładkie przemowy cudzołożnicy, która papla swymi ustami aż strzała przebije wątrobę (Prz. 7, 2123; 6, 26).  Gdybym miał uciszyć płaczące niemowlę, mógłbym uspokoić je śpiewaniem, albo tuliłbym je do snu. Kiedy jednak dziecko wpadło do ognia, rodzice postępują inaczej i nie próbują uciszyć go kołysanką ani ciastkiem z kremem! Wiem, że jeśli nie uda mi się was przekonać, będziecie zgubieni. Jeśli nie uda mi się sprawić, byście wyrazili zgodę by powstać i podejść, zginiecie na wieki. Bez nawrócenia nie ma zbawienia! Muszę zdobyć waszą dobrą wolę, gdyż inaczej pozostaniecie w pożałowania godnym stanie.  Lecz tutaj znów napotykam trudność mojej pracy. O Panie, wybierz dla mnie kamienie z potoku (1 Sam. 17, 40.45). Przychodzę w imieniu Pana Zastępów, Boga armii Izraela. Wychodzę jak młodzieniec Dawid przeciwko Goliatowi, by zmagać się nie z ciałem ani z krwią, lecz ze zwierzchnościami i mocami, i władcami ciemności tego świata (Efez. 6, 12). Tego dnia niech Pan uderzy Filistynów, pozbawi mocarza jego zbroi i wyda mi z jego ręki więźniów. Panie, dobierz moje słowa, wybierz broń dla mnie. A kiedy włożę mą rękę do torby, wyjmę kamień i wystrzelę go, oby Bóg zaniósł go do celu i sprawił, by uderzył nie w czoło, lecz w serce nienawróconego grzesznika i powalił go na ziemię, jak to uczynił z Saulem z Tarsu (Dz. 9, 4).  Niektórzy z was nie wiedzą, co mam na myśli mówiąc o nawróceniu i na próżno próbowałbym przekonać Was do tego, czego nie rozumiecie. Dlatego ze względu na was pokażę, czym jest nawrócenie. Inni trzymają się ukrytej nadziei na miłosierdzie, chociaż trwają w tym stanie, w jakim są. Tym muszę wykazać konieczność nawrócenia. Inni prawdopodobnie zatwardzają swe serca, myśląc w dumnej zarozumiałości, że już są nawróceni. Im muszę pokazać charakterystyczne cechy nienawróconych. Jeszcze inni, ponieważ nie czują żadnego niebezpieczeństwa, nie boją się nikogo i śpią jakby na szczycie masztu. Im muszę pokazać nędzny stan nienawróconych. Kolejna grupa to ci, którzy siedzą bez ruchu, ponieważ nie widzą drogi ratunku. Im pokażę środki nawrócenia. Na koniec zaś, dla ożywienia wszystkich, podam motywy do nawrócenia.

 

      

Józef Alleine

ROZDZIAŁ I

FAŁSZYWE POJĘCIA O NAWRÓCENIU

 

Diabeł wytworzył wiele fałszywych form nawrócenia i oszukuje jednych tym, drugich czymś innym. Jest on tak bardzo zręczny i sprytny w swej tajemnej sztuce oszukiwania, że gdyby było to możliwe, to zwiódłby nawet wybranych. Aby wyleczyć ze zgubnych, fałszywych pojęć tych, którzy myślą o sobie jako o nawróconych, podczas gdy w rzeczywistości nimi nie są, a także wybawić z kłopotów i lęków tych, którzy myślą, że nie są nawróconymi, podczas gdy w rzeczywistości są, pokażę wam teraz istotę nawrócenia. Pokażę zarówno czym nawrócenie nie jest, jak i czym jest. Zacznę od tego, czym nawrócenie nie jest.

Nawrócenie nie jest zaakceptowaniem doktryny chrześcijańskiej i nazywaniem się chrześcijaninem. Chrześcijaństwo to coś więcej niż tylko sama nazwa. Jeśli posłuchamy co mówi Apostoł Paweł, to usłyszymy, że nawrócenie nie opiera się na słowie, lecz na mocy Bożej (I Kor. 4, 20). Gdyby nawrócenie polegało tylko na tym, że przestaje się być Żydem bądź poganinem (jak chcieliby tego niektórzy), to gdzież można by było znaleźć lepszych chrześcijan niż w Sardes i Laodycei? Wszyscy oni byli chrześcijanami według wyznania i mieli imię po to tylko, by można było wiedzieć, że żyją. Lecz ponieważ byli oni tak nazwani, Chrystus potępił ich i zagroził, że ich odrzuci (Obj. 3, 1416). Czyż nie ma wielu, którzy wzywają imienia Pana Jezusa, a jednak nie odstępują od nieprawości (2 Tym. 2, 19); wielu, którzy wyznają, że znają Boga, lecz uczynkami swymi zapierają się Go? (Tyt. 1, 16). Czy Bóg przyjmie ich jako prawdziwych wierzących? Cóż to nawróceni od grzechu, a jednak wciąż żyjący w nim? Toż to jawna sprzeczność! Gdyby lampa wyznania mogła świecić aż do końca, głupie panny z pewnością nie zostałyby odrzucone (Mat. 25, 12). Wiemy, że nie tylko chrześcijanie z nazwy, lecz także kaznodzieje zwiastujący Chrystusa, także ci, co czynili cuda znajdą się wśród odrzuconych, ponieważ czynili nieprawość (Mat. 7, 2223).

Nawrócenie nie jest przyjęciem godła Chrystusa w chrzcie. Ananiasz i Safira oraz Szymon Czarnoksiężnik byli ochrzczeni tak samo jak cała reszta. Jakże wielu myli się tutaj, błądząc i innych w błąd wprowadzając, gdyż uważają, że skuteczna łaska musi być związana z zewnętrznym udzieleniem chrztu i że każda ochrzczona osoba jest odrodzona nie tylko sakramentalnie, lecz także rzeczywiście i właściwie. Z tego to właśnie powodu ludzie błędnie mniemają, iż akt chrztu czyni z nich ludzi odrodzonych i nie muszą dalej się trudzić. Lecz gdyby tak było, wtedy wszyscy ci, którzy zostali ochrzczeni musieliby być zbawieni, ponieważ obietnica przebaczenia i zbawienia związana jest z nawróceniem i odrodzeniem (Dz. 3, 19; Mat. 19, 28). I rzeczywiście; gdyby nawrócenie i chrzest były jedną i tą samą rzeczą, wystarczyło by, by w dniu śmierci ludzie mieli przy sobie świadectwo chrztu, a po jego pokazaniu zostaliby przyjęci do nieba.

Krótko mówiąc, jeśli dla nawrócenia bądź odrodzenia nie potrzeba nic innego jak tylko chrztu, to co wtedy powiemy o fragmentach z Ewangelii Mateusza 7, 1314 oraz o wielu innych miejscach w Piśmie Świętym? Gdyby to było prawdą, nie moglibyśmy więcej mówić o wąskiej drodze i ciasnej bramie prowadzącej do zbawienia, gdyż jeśli wszyscy ochrzczeni są zbawieni, to brama prowadząca do życia wiecznego byłaby niezmiernie szeroka, a droga przestronna. Wtedy mówiono by: Szeroka jest brama i przestronna droga, która prowadzi do życia wiecznego. Jeśli to prawda, to tysiące mogą wchodzić ramię w ramię i nigdy więcej nie będziemy nauczać, że sprawiedliwy z trudnością dostąpi zbawienia, oraz że trzeba zdobywać Królestwo Boże gwałtem, zmagając się, by tam wejść (1 Piotra 4, 18; Mat. 11, 12; Łuk. 13, 24). Z pewnością, gdyby ta droga była tak łatwa, jak wielu przypuszcza, do zbawienia wystarczałoby niewiele więcej, niż chrzest i wołanie: Panie, zmiłuj się!. Nie musielibyśmy zmuszać się do takiego szukania, pukania i zmagania o zbawienie, jakiego wymaga Słowo Boże. Jeśli tak jest, to nie będziemy już więcej mówić: Niewielu jest tych, co ją znajdują. Zamiast tego, będziemy mówić: Niewielu jest tych, co jej nie znajdują. Nie będziemy już więcej mówić, że spośród wielu powołanych niewielu jest wybranych (Mat. 22, 14), oraz że tylko resztka spośród Izraela osiągnie zbawienie (Rzym. 9, 27). Jeśli nauka ta jest prawdziwa, nie będziemy powtarzać za uczniami: Któż tedy będzie zbawiony?, lecz:

Któż tedy nie zostanie zbawiony?. Wtedy ktoś, kto został ochrzczony, nawet jeśli jest cudzołożnikiem, szydercą, chciwcem bądź pijakiem, odziedziczy mimo to Królestwo Boże! (1 Kor. 5, 11; 6, 910).  Niektórzy jednak powiedzą: Tacy ludzie, chociaż otrzymali łaskę odrodzenia w chrzcie, odpadli od łaski i muszą zostać jeszcze raz odrodzeni, aby uzyskać zbawienie. Na to odpowiadam:

1.Odrodzenie jest nierozerwalnie związane ze zbawieniem, co już zostało pokazane;

2.Oznaczałoby to, że człowiek taki musi się ponownie narodzić na nowo, co jest absurdem, gdyż oczekując dwukrotnych narodzin z łaski, równie dobrze moglibyśmy oczekiwać, że ludzie będą przechodzić dwukrotnie biologiczne narodziny;

3.Przede wszystkim jednak, wynika z tego jedna rzecz, którą chcę udowodnić. Jeśli po chrzcie, bez względu na to, co ludzie w nim otrzymują, lub udają, że otrzymują, można stwierdzić, że są ignorantami, bluźniercami bądź okazują tylko formalną religijność bez mocy pobożności, to muszą się na nowo narodzić (Jan 3, 7), gdyż inaczej zostaną wyłączeni z Królestwa Niebios.

Widzicie więc, że wszyscy zgadzają się w tym, iż jeśli człowiek coś otrzymuje w chrzcie, a potem nie jest w widoczny sposób uświęcony, musi być odnowiony poprzez pełną mocy, potężną przemianę, gdyż inaczej nie uniknie potępienia piekła. Nie błądźcie! Bóg się nie da z siebie naśmiewać. Bez względu na to, czy pokładasz ufność w swym chrzcie czy w jakiejkolwiek innej rzeczy, powiadam ci w imieniu Wszechmogącego, że jeśli jesteś osobą, która się nie modli, szydercą lub osobą lubiącą złe towarzystwo (Prz. 13, 20), jeśli nie jesteś uświęconym, gorliwym i zapierającym się siebie chrześcijaninem, nie możesz być zbawiony (Heb. 12, 14; Mat. 15, 14).

Nawrócenie nie polega na sprawiedliwości moralnej. Sprawiedliwość taka nie jest większa od sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów (Mat. 5, 20) i dlatego nie może otworzyć przed nami Królestwa Niebios. Paweł, kiedy jeszcze nie był nawrócony, był bez nagany jeśli chodzi o sprawiedliwość opartą na zakonie (Fil. 3, 16). Faryzeusz mógł o sobie powiedzieć, że nie jest rabusiem, cudzołożnikiem ani oszustem (Łuk. 18, 11). Musisz wykazać coś więcej, niż to wszystko, gdyż inaczej Bóg cię potępi, bez względu na to, czym się będziesz usprawiedliwiał. Nie potępiam moralności, lecz ostrzegam cię, abyś na niej nie poprzestawał. Moralność jest jednym ze składników pobożności, tak jak humanitaryzm jest częścią chrześcijaństwa, oraz jak zrozumienie jest jednym ze składników łaski. Nie wolno nam jednak poprzestawać na części wyrwanej z całości. Nawrócenie nie polega na nieustannym przestrzeganiu zasad pobożności. Jest rzeczą oczywistą, że ludzie mogą mieć pozór pobożności, lecz nie posiadać mocy wypływającej z prawdziwej pobożności (2 Tym. 3, 5). Ludzie mogą odprawiać długie modły (Mat. 23, 14), często pościć (Łuk. 18, 12), chętnie słuchać (Mar. 6, 20) oraz być bardzo gorliwi w służbie Bożej, nawet jeśli jest to kosztowne (Iz. 1, 11), a mimo to nie przeżyć nawrócenia. Aby dowieść, że jest się rzeczywiście nawróconym, ludzie muszą przedstawić coś więcej niż tylko powoływanie się na chodzenie do kościoła, dawanie jałmużny oraz odprawianie modłów. Nie istnieje żadna zewnętrzna działalność, której nie potrafiłby wykonać obłudnik, posuwając się aż do oddania całego swego mienia dla ubogich i spalenia swego ciała (I Kor. 13, 3).

Nawrócenie nie jest poskromieniem zepsucia poprzez wykształcenie, prawa ludzkie bądź cierpienie. Zbyt łatwo i zbyt często mylnie uważa się postępowanie człowieka wykształconego za oznaki działania łaski. Lecz gdyby to wystarczało, to któż byłby lepszym człowiekiem niż Joasz? Podczas gdy żył jego wuj Jehojada, Joasz bardzo dbał o służbę Bożą i wzywał do naprawy domu Bożego (2 Król. 12, 2.7). Przez cały ten czas nie było to jednak niczym innym, jak tylko dobrym wykształceniem. Po śmierci swego nauczyciela, Joasz okazał się wilkiem spuszczonym z łańcucha i wpadł w bałwochwalstwo.

Nawrócenie nie polega więc na oświeceniu, przekonaniu, powierzchownej zmianie bądź częściowej poprawie. Odstępca może być człowiekiem oświeconym (Heb. 4, 6) i jak Feliks drżeć z niepokoju wynikającego z przekonania o grzechu (Dz. 24, 25), bądź czynić wiele rzeczy jak Herod (Mar. 6, 20). Czym innym jest przekonanie o grzechu, a czym innym ukrzyżowanie grzechu dzięki łasce nawrócenia. Ponieważ wielu odczuwało wyrzuty sumienia z powodu grzechów, błędnie uważają, że są bezpieczni, myląc przekonanie z nawróceniem. Kain mógłby wtedy wraz z nimi uchodzić za nawróconego, gdyż wędrował po świecie tu i tam jak oszalały, pełen wyrzutów sumienia napiętnowanego winą, dopóki nie zdusił głosu sumienia wznoszeniem budowli i prowadzeniem interesów.

Inni myślą, że ponieważ zrezygnowali ze swych dróg i skończyli ze złym towarzystwem, bądź poszczególnymi pożądliwościami, ponieważ ograniczyli się do poziomu uprzejmości i trzeźwości, to są prawdziwie nawróceni. Zapominają jednak, że istnieje ogromna różnica między byciem uświęconym a utemperowanym. Zapominają, że wielu szuka jak wejść do Królestwa Niebieskiego, są blisko niego i niewiele brakuje, by stali się chrześcijanami, jednak w końcu odpadają. Kiedy sumienie smaga, wielu się modli, słucha, czyta i powstrzymuje przed popełnianiem ulubionych grzechów. Lecz kiedy tylko ten lew zaśnie, wracają do swych grzechów. Któż był bardziej religijny niż Żydzi pod ręką Bożą? Jak tylko jednak skończyła się udręka, wtedy zapominali o swym Bogu. Być może odrzuciłeś grzech, który sprawia ci problem i uciekłeś przed widocznym skażeniem tego świata, a mimo to twa cielesna natura nie została przemieniona. Możesz wziąć kawałek ołowiu i ukształtować go na podobieństwo czegoś bardziej atrakcyjnego rośliny, zwierzęcia, a następnie na kształt i podobieństwo człowieka, lecz przez cały ten czas będzie to tylko kawałek ołowiu. Tak samo człowiek może przejść przez kilka przemian, od niewiedzy do poznania, od bezbożności do uprzejmości, następnie przyjąć pewną formę religijności, lecz przez cały ten czas być w dalszym ciągu cielesnym i nieodrodzonym, gdyż jego natura pozostała w dalszym ciągu niezmieniona. Słuchajcie tego, wszyscy biedni grzesznicy; słuchajcie, jeśli chcecie żyć. Dlaczego mielibyście świadomie oszukiwać sami siebie i budować swe nadzieje na piasku? Wiem, że ten, kto zechce wykorzenić wasze fałszywe nadzieje będzie miał do wykonania ciężką pracę. Nie może to być dla was przyjemne, a i dla mnie jest to nieprzyjemna rzecz. Rozpocząłem tę pracę jak chirurg mający odciąć swemu najdroższemu przyjacielowi martwą kończynę. Musi to jednak z bólem serca zrobić, gdyż jest to konieczne. Zrozumcie mnie umiłowani: ja tylko burzę ruiny, które w innym wypadku runęłyby same i pogrzebały was. Burzę je, aby zbudować solidny, mocny i trwały dom na zawsze. Nadzieja nieprawego zginie (Prz. 11, 7). Grzeszniku, czyż nie byłoby lepiej pozwolić, by Słowo przekonało cię o grzechu, byś teraz porzucił fałszywe i złudne nadzieje, niż żeby dopiero śmierć otworzyła twe oczy i zanim byś się zorientował, znalazłbyś się w ogniu piekielnym? Byłbym fałszywym i niewiernym pasterzem, gdybym ci o tym nie powiedział. Wy, którzy zbudowaliście wasze nadzieje na fundamentach nie lepszych od wyżej wymienionych, jeszcze pozostajecie w swych grzechach. Niech przemówi sumienie. O cóż to błagacie dla siebie? Czy nie jest tak, że nosicie szaty Chrystusowe, nosicie Jego imię, jesteście członkami widzialnego Kościoła, znacie zasady religii, jesteście uprzejmi, wypełniacie obowiązki religijne, postępujecie sprawiedliwie, a jednak sumienie wyrzuca wam grzechy? Powiadam wam wobec tego, że wasze błagania nigdy nie będą uznane ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin