Don�t forget Autor: Nightwish fuji-sama@wp.pl <u�yta piosenka Red Hot Chili Peppers "don't forget me "-zaleca si� przy czytaniu> Pomieszczenie p�on�o po��daniem i nami�tno�ci�, �ciany dawno ju� poch�on�y duszone poca�unkami krzyki i j�ki kochank�w. Bia�a po�ciel zmi�ta odrzucona na bok. Cisz� m�ci�y jedynie dwa, r�wne oddechy pe�ne spe�nienia. Pok�j jeszcze przed chwil� wrz�cy emocjami zapada� w spokojny sen. Blondyn le�a� nieruchomo, zmr�onymi oczami wpatruj�c si� w sufit. Powoli wsta� i pe�nymi wdzi�ku kocimi ruchami ruszy� w kierunku �azienki. Us�ysza� za sob� szelest ko�dry. Zatrzyma� si�, nie odwracaj�c nawet g�owy w stron� ��ka -O, �pi�ca kr�lewna si� wreszcie obudzi�a, witaj znowu, Potter- mrukn�� i wyci�gn�� si� jak kot. Tak.. m�ody Malfoy mia� w sobie wiele z dzikiego kota. -"Potter"? Nie m�g�by� by� milszy?- warkn�� czarnow�osy Gryfon zwlekaj�c si� z ��ka i okr�caj�c prze�cierad�o dooko�a bioder. Mia� znacznie wi�cej wstydu ni� Malfoy- za co zreszt� w duchu dzi�kowa�- nagie cia�o Dracona niew�tpliwie by�o warte eksponowania. - Mam m�wi� Harru�? Hare�ko? Mo�e per "skarbie" od razu?- rzuci� przez rami� Malfoy z lekk� kpin� i zrobi� kilka krok�w w kierunku �azienki. Potter podszed� w jego kierunku zatrzymuj�c go, k�ad�c d�onie na biodrach Dracona. - Mo�e po prostu Harry, hm?- szepn�� do ucha �lizgona. Ten prychn�� lekcewa��co, uwalniaj�c si� od silnych r�k Gryfona -Czy to, �e si� z tob� przespa�em oznacza ze musisz by� moim bogiem?- zn�w ruszy� w kierunku �azienki -Dla ciebie to by� tylko sex? Pieprzenie jak jakie� prymitywne zwierz�ta?- warkn�� Potter i przyci�gn�� do siebie Dracona za r�k�. Nie wyrywa� si� -Tak- rzuci� mu prosto w twarz �lizgon- w�a�nie tak, Potter- drzwi �azienki zamkn�y si� za Malfoyem. Gryfon ze zdenerwowaniem uderzy� pi�ci� w drzwi -Cholera! Wy�a� stamt�d! Trzeba to za�atwi�! Draco! Malfoy!- krzycza� raz po raz uderzaj�c o drzwi �azienki. Niestety nie dawa�o to rezultat�w. Szybko znalaz� wi�c swoje ubrania i opu�ci� tani, przydro�ny motel .Za drzwiami �azienki Malfoy siedzia� z kolanami pod brod�, z plecami ciasno stykaj�cymi si� z ch�odn� �cian�. Wyraz twarzy nie zmieni� si�, wci�� odleg�y, bez emocji, jednak wargi zaciska�y si� coraz mocniej. W ko�cu po bladej twarzy przebieg� skurcz b�lu. Malfoy szybko przemie�ci� si� nad toalet� i zwymiotowa�. Podni�s� g�ow� znad muszli, poprawiaj�c spocone w�osy. Zwymiotowa� raz kolejny. Odp�yn�� ca�kowicie, przewieszony przez ubikacj�. Potter by� w�ciek�y. W�ciek�y �e da� si� tak omota� przez to lodowe spojrzenie szarych oczu. �e, kurwa, naprawd� pokocha� tego pieprzonego drania. Le�a� bez ruchu na ��ku coraz mocniej zaciskaj�c wargi. Znienawidzi� go. O ile mo�na przej�� w tak skrajne uczucia. Co�, ukryte g��boko w jego pod�wiadomo�ci wiedzia�o, �e Malfoy co� czu�, �e nie by� tylko wrednym cynikiem. To co� wiedzia�o r�wnie�, �e m�ody Malfoy miesza teraz swoje zmys�y szarpi�c �o��dek nad toalet�. Gdyby Gryfoni nie byli tak odwa�ni, pe�ni wiary i si�y, zapewne by si� rozp�aka�, ale nie pozwoli� sobie na to. Co� chyba jeszcze mu z honoru zosta�o. Cokolwiek. Gdyby nie by� bohaterem upi�by si�, zapewne. Ale by� tym Z�otym, Wspania�ym Ch�opcem Grifindoru, odwa�nym i dzielnym. Jutro mu powie, powie na pewno, co czuje. Niech przynajmniej wie, �e dla niego to nie by�a zabawa.. Wiedzia�, �e powr�t do szko�y nie b�dzie �atwy. Zn�w patrze� mu w oczy te zimne, lodowe oczy. Podr� poci�giem by�a ci�g�ym pasmem uciekania przed wzorkiem b�d� tez przed sam� osob� Malfoya. Chwil� wytchnienia da� mu tylko sen. Jednak nie taki, jakiego potrzebowa�, nie taki, kt�ry dawa� na tyle odetchn�� by zapomnie� o tych przekl�tym draniu. �ni� snem niepewnym, kr�tkim i czujnym, urwanym zbyt szybko. Obudzi� si� z m�cz�cym poczuciem winy, pojawiaj�cym si� nie wiadomo sk�d. Zasn�� na siedz�co, kark mocno go bola�, zimne powietrze wdziera�o si� przez niedomkni�te okno. Ju� wiedzia� �e si� przezi�bi�. Wsta� powoli, rozci�gaj�c zasta�e mi�nie. Zmieni� tylko koszul� i wyszed� z dormitorium. Ju� by� sp�niony- nie na �niadanie oczywi�cie- na nie w og�le nie zd��y�. Siedzia� wi�c na eliksirach ze �ci�ni�tym od g�odu �o��dkiem i gard�em- co� go d�awi�o, jakie� niemi�e, niezale�ne od niego uczucie. Dopiero po chwili zauwa�y� �e w Sali czego� brakuje- a w zasadzie kogo�. Miejsce w �awce przy biurku Snape'a kt�re zwykle ostentacyjnie zajmowa� Malfoy- by�o puste. Blondyna nie by�o te� wida� w innych miejscach. Jakie� ciche przeczucie m�wi�o mu te�, �e Dracona nie ma w skrzydle szpitalnym- ze po prostu nie ma go w Hogwarcie. Potterowi nie podoba�o si� to przeczucie. Zdecydowanie nie. Wci�gn�� g��boko powietrze i wypu�ci� je, r�wnie wolno, nie wpuszczaj�c kolejnego �yku. Oczy powoli zacz�y mu �zawi�. Wpu�ci� powietrze- zdecydowanie za ma�o jak na potrzeby organizmu- i zbyt szybko je wypu�ci�. Oczy podesz�y mu do g�ry, i Potter opad� bezw�adnie na posadzk�. Obudzi� si� w skrzydle szpitalnym- najlepszy spos�b na nawianie z eliksir�w. Podni�s� si�. Nie widzia� w zasi�gu wzroku Pani Pomfrey- korzystaj�c z tego wymkn�� si� ze Skrzyd�a Szpitalnego. Nie mia� poj�cia jak dowiedzie� si� gdzie jest Malfoy. Zdecydowa� si� przemkn�� do dormitorium Slitherinu. Mo�e co� tam ciekawego us�yszy. Wszed� powoli do loch�w pod peleryn� niewidk�. W�lizn�� si� do dormitorium �lizgon�w. Przy kominku siedzia� Blaise, kt�rego Pancy pr�bowa�a podrywa�, jednak on by� widocznie zainteresowany innym �lizgonem. W ko�cu zbulwersowany odepchn�� silnie dziewczyn� -Kurwa, ma�a zdziro, Malfoya nie ma to ju� si� przystawiasz? Ty masz cho� troch� wstydu? On choruje a ty pieprzysz si� z kim popadnie, spierdalaj do niego do Manor Malfoy albo do cholery daj spok�j i jemu i mnie!- warkn�� i wsta�, odchodz�c. Pi�kny �lizgon poszed� za nim. Pancy by�a wyra�nie niepocieszona, a Harry dowiedzia� si� wszystkiego co by�o mu niezb�dne. R�wnie niepostrze�enie jak si� tam pojawi�, tak teraz znik�. Jutro id� do Hogsmeade- wtedy przeteleportuje si� i pogada z Malfoyem, cho�by mia� mie� szlaban do ko�ca �ycia na cokolwiek by mu Snape nie wymy�li�. Wr�ci� szybko do Skrzyd�a Szpitalnego. Jego nieobecno�� nie zosta�a zauwa�ona. Reszt� dnia przele�a� faszerowany proszkami uspokajaj�cymi i herbatkami z zi�. Na noc m�g� ju� wr�ci� do swojej sypialni. Czu� si� zm�czony- dawno nie spa� spokojnym, g��bokim snem. Jednak tej nocy r�wnie� nie by�o mu to dane- ale c� mog�o si� sta� Malfoyowi, �e a� musia� opu�ci� Hogwart i - czemu nie jest w �w. Mungu tylko w rezydencji Malfoy�w? To pytanie dr�czy�o go, dr�czy�o nieustannie ko�acz�c si� po g�owie. Po rozpalonej g�owie. Czu�, �e bierze go gor�czka, jednak nie m�g� p�j�� do skrzyd�a szpitalnego. Na pewno zatrzymaliby go tam na nast�pny dzie� a przecie� jutro jad� do Hogsmeade, a on musi zobaczy� si� z Malfoyem- zobaczy� Malfoya- podpowiedzia� g�osik w jego g�owie- ju� nie mo�esz wytrzyma�. Pragniesz chocia� zobaczy� te b�yszcz�ce, lodowate oczy. Harry potrz�sn�� g�ow� wyp�dzaj�c g�osik ze swoich my�li -Zaczynam wariowa�- mrukn��, gdy min�a kolejna godzina a on nie m�g� spokojnie usn��. Za ka�dym razem gdy zamyka� oczy widzia�, czu� to wszystko czego pami�ta� nie chcia�. Rano czu� si� niesamowicie zm�czony, bo niewyspanie spot�gowa�o b�l g�owy. Nie ruszy� nawet �niadania- dzisiejszy dzie� nie by� po to by je�� �niadanie, tylko �eby pojecha�, porozmawia�poca�owa�?- Potter strzeli� si� w czo�o. Na co on w�a�ciwie liczy�? �e Draco rzuci mu si� na szyj�? Jego niedoczekanie. Dla Malfoy'a to nie by�o niczym wa�niejszym. Harry zostawi� swoje �niadanie nietkni�te. Wychodz�c na dw�r na�o�y� jedynie czarny p�aszcz i szalik w barwach domu- i tak ju� gorzej czu� si� nie b�dzie. Mia� tego pecha, �e gdy wszyscy byli w Hogsmeade i chronili si� przed ulew�, kt�ra rozp�ta�a si� niespodziewanie- to on, Harry, musia� w tym czasie szuka� w�r�d pos�pnej dzielnicy bogaczy rezydencji pa�stwa Malfoy�w. W dodatku to zadanie utrudnia� mu wci�� padaj�cy na okulary deszcz i gor�czka rozpalaj�ca od �rodka, utrudniaj�ca koncentracj� i utrzymanie r�wnowagi. Przewr�ci� si�. Czu� pod palcami zmok�e li�cie, klej�ce si� do palc�w, pr�bowa� wsta�, jednak nogi mia� jak z waty. Zacisn�� z�by i podni�s� si�, Opieraj�c si� o ogrodzenie. Ogrodzenie wielkiej willi. Manor Malfoy. Harry rozpozna� przez p�przymkni�te powieki herb rodowy Malfoy�w wyryty nad drzwiami frontowymi. Obraz mia� lekko zamglony lecz by� pewien �e si� nie pomyli�, lecz mo�e to by�a jedynie halucynacja- nie m�g� by� pewien. Furtka pisn�a pod naporem i Harry wszed� na teren Manor Malfoy. By� to stary, zabytkowy budynek bez zb�dnych zdobie�. Harremu wydawa�o si� �e dwa w�e na oplataj�ce filary- jedyne zdobienie- u�miecha�y si� do niego z�owieszczo. Potter naprawd� musia� mie� wysok� gor�czk�. Zastuka� ko�atk� w drzwi. Spocona d�o� �lizga�a mu si� po metalowej powierzchni. Po chwili drzwi si� otworzy�y. Harry nie by� pewny czy to Draco stoi w drzwiach. Nie, to na pewno by� Draco- te �liczne lodowe oczy� -Potter?- bardziej stwierdzi� ni� zapyta�, ze zdziwieniem podnosz�c jedn� brew. Przyjrza� mu si� uwa�nie- Wchod�. - powiedzia� wpuszczaj�c go�cia do �rodka i zamykaj�c za nim drzwi. Harry nic nie m�wi�. Da� poprowadzi� si� do ciep�ego pokoju, posadzi� przy rozpalonym kominku, okry� kocem, w�o�y� w r�ce kubek gor�cej herbaty. - Masz gor�czk�, co� ty wymy�li� �eby w��czy� si� w tak� pogod�?- Westchn�� Malfoy siadaj�c naprzeciwko Pottera. Ten obrzuci� go spojrzeniem szklistych od gor�czki oczu -A jak my�lisz, po co tu przyszed�em?- mrukn�� ledwo zrozumiale. Draco stan�� przed nim -Chwilowo mnie to nie obchodzi. Nie kiedy jeste� w takim stanie. Chod�- powiedzia�, pomagaj�c Harremu wsta�. Zaprowadzi� go na pi�tro do jednego z pokoi. Potter siad� na ��ku -Czy�by� si� o mnie martwi�?- u�miechn�� si� blado. Malfoy zdj�� z niego mokry szalik i p�aszcz, a p�niej reszt� garderoby kt�rej nie oszcz�dzi� deszcz. -Chcia�by�- mrukn�� z lekkim rozbawienie...
Krolicek018