„O chłopcu, który szukał…”
Był las, stary i mądry, przytulny miękkimi mchami, tajemniczy ciemnymi zakątkami. Tu wszystkim było dobrze: beztroskim ptaszkom, rozbawionym wiewiórkom, ciekawskim myszkom. Pewnego dnia drzewa i zwierzęta zobaczyły małego chłopca. Nikt nie wiedział, skąd się wziął w lesie. Wyglądał, jakby wyrósł spod ziemi na podobieństwo kwiatów i traw. W jego dużych oczach odbił się cały świat. Las go przygarnął. Drzewa pokochały jego dłonie, a mchy małe stopy, ptaki uwielbiały siadywać na jego głowie i buszować we włosach.
Chłopiec całymi dniami zajmował się udawaniem. Gdy zobaczył motyla, biegał wśród kwiatów i dziwił się, że nie wyrosły mu barwne skrzydła. Innym razem zapatrzył się w borowika, przykucnął w cieniu i co chwila sprawdzał, czy ma głowie piękny kapelusz.
Tak minęło wiele dni. Las się postarzał, wszystko co było małe, stało się duże, a i chłopiec się zmienił. Już nie próbował stać się kimś innym. Pewnego razu usłyszał wołanie. Pobiegł w głąb lasu. Zapuszczał się coraz dalej i dalej, aż nagle znalazł się nad wzburzoną rzeką. Zbliżył się do jej brzegu. Na tafli wody ujrzał odbicie. Poznał w nim siebie.
Chłopiec pokochał rzekę. Przychodził do niej codziennie. Pewnego razu zawołał:
– Hej, rzeko! Nie pokazuj mi już małego chłopca. Już się napatrzyłem. Pokaż mi coś, czego dotąd nie widziałem.
Rzeka zaszumiała:
– Mogę ci pokazać niebo z chmurami, słońce, przybrzeżne trawy. Pokazuję ci to, co sama widzę. Widzę chłopca radosnego, albo znudzonego, więc pokazuje go takim, jaki jest – w oczach ma las, w sercu nosi tylko siebie. Co byś chciał jeszcze zobaczyć?
– Chcę zobaczyć coś, na co nie patrzysz; coś, czego nigdy nie widziałem w twoim odbiciu.
– Więc nie pochylaj się nad moją tonią, bo zobaczysz tylko siebie. Musisz opuścić mnie i las, bo tu nie ma tego, czego szukasz. Pamiętaj, że trzeba najpierw wiedzieć, czego się szuka, a potem mocno pragnąć to znaleźć. Wtedy uda ci się zdobyć to, za czym tęsknisz.
Chłopiec ruszył w drogę. Towarzyszyło mu uczucie pustki, dotąd nie znane. Rozstał się z lasem, zostawił ukochaną rzekę, a w niej swoje odbicie. Nie miał nic, do czego się przywiązał. W pamięci pozostały mu słowa rzeki i smucił się, że nie wie, czego szuka. Każdego ranka pytał dzień pytaniami:
– Dzień dobry słońce, powiedz, czego mi brak? Mój wietrze, powiedz mi, w którą stronę się udać? Trawo zielona, za czym tęsknię?
Nikt jednak nie chciał mu udzielić odpowiedzi. Dlatego stawał się coraz bardziej smutny, ale nie rezygnował z wędrówki.
Gdy tak szedł, wyrósł przed nim ogromny głaz. Chłopiec pomyślał: „To jest coś, czego dotąd nie widziałem. Może po to szedłem, by spotkać tą wielkość i twardość?” Kiedy nastała noc i chłopiec spojrzał na kamień zatopiony w ciemności, po raz pierwszy w jego sercu zagościł strach. Bał się tej nieznanej siły. Jednak pragnienie odnalezienia końca swej podróży zwyciężyło strach. Uspokoił przelęknione serce i odezwał się głośno:
– Czy ty jesteś tym, czego szukałem?
Głaz odezwał się:
– Czego chcesz ode mnie? Nie znam cię i nie mam ochoty cię poznać.
Chłopiec nie dawał za wygraną:
– Szukam czegoś dla siebie. Czy możesz być dla mnie?
– Jestem sam dla siebie – odparł głaz.
– A może zechcesz mnie pokochać, jak pokochała mnie rzeka?
– Nie chcę nikogo kochać, nikim się nie zachwycę, o nikogo się nie zatroszczę. Rozumiem tylko siebie.
– A ja pragnę kogoś, kto mnie pozna i zrozumie. Kogoś, dla kogo będę najważniejszy – krzyknął chłopiec.
– Więc wiesz, czego szukasz. Nie szukasz ani mnie, ani lasu, ani rzeki. Odejdź stąd mały chłopcze, bo to nie koniec twej wędrówki.
Głaz zamilkł. Chłopiec ucieszył się, że udało mu się głośno wypowiedzieć swoje pragnienia, i poczuł, jak bardzo chce to osiągnąć. Po policzkach stoczyły mu się wolno dwie duże łzy.
Znowu szedł przed siebie, ale teraz już wiedział, co czeka na końcu drogi. Zobaczył piękną postać, która machała do niego ręką. Gdy do niej podbiegł, ogarnęła go ciepłem i radością. Spojrzał w oczy wpatrzone w siebie i znalazł miłość większą niż miłość rzeki, usłyszał głos przyjemniejszy od szumu zimnej toni. Ten głos zaprowadził go do kogoś, kto nieopodal czekał. Przypominał chłopcu samego siebie, lecz był silniejszy. Przygarnął go, a potem posadził sobie na kolanach. Malec poczuł się bezpieczniej niż w lesie. Wiedział już, że należy do tych dwojga ludzi, że ich kocha, a oni kochają jego.
Do terapii z zastosowaniem bajek nie jest potrzebne wykształcenie psychologiczne, czy pedagogiczne, mogą po nie sięgać rodzice i opiekunowie – bo bajka działa sama w sobie. Bajki terapeutyczne to wyjątkowa technika, doskonały środek, wręcz recepta, aby pomóc w wszelkiego rodzaju trudnościach, na które dziecko napotyka – zwłaszcza w dzisiejszych czasach, w dobie komputerów i telewizji, kiedy książka często zostaje zapomniana.
Bardzo ważne jest, aby czytając dziecku bajkę, dać mu czas na relaksację, przemyślenia, ponieważ tylko wtedy nasze działanie przyniesie pożądany rezultat.
Pamiętajmy, aby czytać wolno, odpowiednio modulując głos. Nie złośćmy się jeśli dziecko będzie przerywało i zadawało wiele pytań. To znak, że bajka je zainteresowała.
Po zakończeniu zapytajmy dziecko co lub kto podobało mu się najbardziej. Zachęćmy dziecko do narysowania głównych bohaterów, bądź sytuacji w jakich się znaleźli. Spróbujmy dowiedzieć się jak dziecko postąpiłoby w danej sytuacji. Jakie zachowania były dla niego zaskakujące, jakie wzbudziły radość bądź smutek.
Duszkam