D.Silverman - Interpretacja badań jakościowych (rozdz. 1 i 2).doc

(1655 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ I

Rozpoczynanie badań

Generowanie problemu badawczego * Zróżnicowanie metod jakościowych * Podsumowanie

 

Niektórzy ludzie stają się badaczami jakościowymi na zasadzie negacji. Być może nie są zbyt dobrzy w statystyce (lub myślą, że sobie z nią nie poradzą) i stąd też nie inte­resują ich badania ilościowe. Lub też, być może, nie błyszcza w bibliotecznych kweren­dach i maja nadzieję, że pobudzą swoją leniwą wyobraźnię, wychodząc „w teren".

Niestety, jak potwierdza wielu naukowców i filozofów, fakty, które odnajdujemy „w terenie", nigdy nie mówią same za siebie, lecz są przesycone naszymi założeniami. Dla przykładu, początkowe relacje gapiów z Dallas, którzy byli tam w czasie zabójstwa prezydenta Kennedy'ego w 1963 r., mówiły nie o strzałach, ale o odgłosie strzelającego wydechu samochodowego (Sacks, 1984, s. 519). Dlaczego tak to usłyszeli?

Wszyscy wiemy, że ludzie, którzy myślą, że słyszeli strzał za każdym razem, gdy coś huknie w ich samochodzie, mogą być uznani za niezrównoważonych lub psychopatów. Nasze opisy nigdy nie są więc prostymi sprawozdaniami z „wydarzeń", ale są tak zbudo­wane, by przedstawić nas jako ludzi określonego rodzaju - tych, którzy są zwykle „sen­sowni" i „rozważni".

Lecz czyż - możecie zapytać - badacze społeczni nie są bardziej obiektywni? W koń­cu stoją za nimi naukowe metody, dzięki którym ich obserwacje są bardziej wiarygodne.

Cóż, i tak, i nie. Oczywiście, badacze społeczni zwykle bardziej rozważnie oddzielają fakty od opinii niż większość z nas w codziennym życiu (zob. rozdz. 8). Jednakie nawet naukowcy mogą obserwować „fakty" jedynie przez okulary własnych pojęć i teorii. Harvey Sacks podaje tego prosty przykład:

Załóżmy, że jesteś stojącym gdzieś antropologiem lub socjologiem. Widzisz, że ktoś coś robi i po­strzegasz to jako jakieś działanie. Jak możesz sformułować wniosek na temat tego, kim jest osoba, co robi, na potrzeby swojego sprawozdania? Czy możesz użyć chociażby tego, co wydaje się być naj­bardziej konserwatywnym sformułowaniem -jego imienia? Wiedząc oczywiście, że każda kategoria, którą wybierzesz, przyniesie tego rodzaju problemy systemowe, jak poradzisz sobie z wyborem kategorii ze zbioru tobie dostępnych, która równie dobrze charakteryzowałaby lub identyfikowałaby osobę, z którą masz do czynienia? (1992, r.I, s. 467 – 468)

Strona 29

Sacks pokazuje, że nie można rozwiązać takich problemów po prostu przez „zrobię nie możliwie najlepszych notatek w danym czasie i podjecie decyzji później" (tamże. s. 468). Kiedykolwiek byśmy nie robili obserwacji, zawsze są one przesiąknięte naszymi założeniami.

 

Wykonaj teraz ćwiczenie 1.1

W pracy naukowej założenia te określa się dziwacznym terminem „teorie". Lecz czym są te „teorie"?

Martin O'Brien (1993) usiłował odpowiedzieć na to pytanie, posługując się przykła­dem kalejdoskopu. Jak sam tłumaczy:

Kalejdoskop (...) [to( dziecięca zabawka składająca się z tuby, kilku soczewek i fragmentów półprze­źroczystego, barwnego szklą lub plastiku. Kiedy obrócisz tubę i popatrzysz przez soczewki kalejdo­skopu, kształty i kolory, widoczne na spodzie, zmieniają się. Jeżeli znów obrócimy tubę, zmieniają się soczewki, a kombinacje kolorów i kształtów przekształcają jeden wzór w następny. W podobny spo­sób możemy postrzegać teorie społeczną jako rodzaj kalejdoskopu -gdy przechodzimy od jednej per­spektywy teoretycznej do kolejnej, badana rzeczywistość także zmienia kształt [J993, s. 10— 1ł). Chcąc zobaczyć, że teoria działa jak kalejdoskop, weźmy konkretny, choć dość pro­sty przykład. Wyobraź sobie grupę naukowców z różnych dyscyplin obserwujących ludzi na przyjęciu przez lustro weneckie. Socjolog mógłby zaobserwować układ płci w róż­nych grupach rozmówców, lingwista mógłby się przysłuchiwać, jak przebiegają „grzecz­nościowe pogawędki", psycholog zaś mógłby się skoncentrować na cechach „samotni­ków" w przeciwieństwie do ludzi, którzy są „dusza towarzystwa".

Problem polega na tym, że żadna z tych obserwacji nie jest bardziej rzeczywista lub prawdziwa niż inne. Na przykład ludzie nie muszą być koniecznie definiowani albo w kategoriach ich społecznych charakterystyk (jak płeć), albo ich osobowości (ekstra­wertycy lub introwertycy). Wszystko zależy od pytania badawczego, jakie sobie stawia­my. Z kolei pytania badawcze będą nieuchronnie wynikać z teorii. Potrzebujemy teorii, które pomogą nam odnieść się nawet do najbardziej podstawowych kwestii w bada­niach społecznych.

Cytowana analogia O'Briena doprowadza nas tylko do tego miejsca. Ale czym „teo­ria" różni się od „hipotezy"? I jak możemy obie je rozwijać?

Pytania takie jak te oznaczają, że nie mogę już odkładać na później potencjalnie męczącej kwestii definiowania terminów, których używam. W tym rozdziale będziemy omawiać modele, pojęcia, teorie, hipotezy, metody i metodologie. W tabeli 1.1 poka­załem, jak każdy z tych terminów będzie używany.

Jak wynika z tabeli, to, co nazywam „modelami", jest nawet bardziej podstawowe w badaniach społecznych niż teorie. Modele dostarczają wszechogarniającej ramy dla naszego patrzenia na rzeczywistość. Mówiąc krótko, pokazują nam. jaka jest rzeczywi­stość i jakie podstawowe elementy zawiera („ontologia") oraz jaka jest natura i status wiedzy („epistemologia"). W tym sensie modele odnoszą się do tego. co najczęściej określa się jako „paradygmaty" (zob. Guba, Lincoln, 1994).

W badaniach społecznych przykładami takich modeli są: funkcjonalizm (który bada funkcje instytucji społecznych), behawioryzm (który definiuje wszelkie zachowania w kategoriach „bodźca" i ..reakcji"), symboliczny interakcjonizm (który koncentruje się

Strona 30

na tym, jak wiążemy symboliczne znaczenia z relacjami interpersonalnymi) i etnometodologia (która zachęca nas do patrzenia na to, jak ludzie w codziennym życiu wytwa­rzają uporządkowane interakcje społeczne). Korzystając z pracy Gubriuma i Holsteina (1997), omówię znaczenie tych modeli w rozdziale 2.

Pojęcia są jasno określonymi ideami wynikającymi z poszczególnych modeli. Przy­kładami takich pojęć są: „funkcja społeczna" (wywodząca się z funkcjonalizmu), „bo­dziec-reakcja" (behawioryzm), „definicja sytuacji" (interakcjonizm) i „dokumentarna metoda interpretacji" (etnometodologia). Pojęcia oferują takie sposoby patrzenia na świat, które są niezbędne dla zdefiniowania problemu badawczego.

Teorie dostarczają zestawu pojęć pozwalających definiować i wyjaśniać pewne zja­wiska. Jak stwierdzili Strauss i Corbin (1994, s. 278): „Teoria składa się z wiarygodnych relacji wytworzonych między pojęciami a zestawami pojęć". Bez teorii takie zjawiska, jak „płeć", „osobowość", „rozmowa" lub „przestrzeń", nie mogą być zrozumiale na gruncie nauk społecznych. W tym sensie, bez teorii nie mamy czego badać.

Teoria daje zatem podstawy dla rozważań nad światem, odseparowanych od tegoż świata. W ten sposób teoria dostarcza jednocześnie:

* ramy dla krytycznego rozumienia zjawiska,

* bazy dla rozważań nad tym, jak zorganizować to, co nieznane (Gubrium, prywat­na korespondencja).

Teorie, przez możliwość tworzenia idei o tym, co jest w danym momencie nieznane, dostarczają impetu do badań, przy czym same są rozwijane i modyfikowane przez rze­telne badania. Jednakże, tak jak to tutaj rozumiem, modele, pojęcia i teorie są samopotwierdzające się w tym sensie, że instruują nas, jak patrzeć na zjawiska w określony spo­sób. Oznacza to, że tak naprawdę nigdy nie można dowieść ich fałszywości, można jedy­nie postrzegać je jako bardziej lub mniej użyteczne.

Ta ostatnia cecha odróżnia teorie od hipotez. Inaczej niż teorie, hipotezy są testowane w trakcie badań. Przykładowe hipotezy, które omówię później w tej książce,  to:

Strona 31

* Czy to, jak odbieramy czyjąś radę, jest powiązane z tym, jak takiej rady się udziela?

* Czy reakcje na nielegalne narkotyki zależą od tego, czego dana osoba uczy się od innych?

* Czy prywatne więzi miedzy członkami związku wpływają na głosowanie w wyborach związkowych?

W wielu studiach z zakresu badań jakościowych nie ma na początku konkretnych hipotez. W zamian hipotezy są wytwarzane (lub wyprowadzane) w trakcie wczesnych stadiów badań. W każdym przypadku, inaczej niż teorie, hipotezy mogą i powinny być testowane. A zatem oceniamy hipotezy przez ich wiarygodność lub prawdziwość.

Metodologia odnosi się do naszych wyborów co do przypadków do badania, metod zbierania danych, form ich analizy itd. w czasie planowania i przeprowadzania badań. Nasza metodologia określa to, jak będziemy postępować, badając dane zjawisko. W ba­daniach społecznych metodologie mogą być definiowane bardzo szeroko (np. jakościo­we lub ilościowe) lub nieco węziej (np. teoria ugruntowana lub analiza konwersacyjna). Tak jak teorie, metodologie nie mogą być prawdziwe lub fałszywe, a jedynie bardziej lub mniej użyteczne.

W końcu - metody - są określonymi technikami badawczymi. Zawierają się w nich zarówno techniki ilościowe, np. korelacje statystyczne, jak i takie techniki, jak obserwacje, wywiady, nagrywanie i transkrypcje. I znów, techniki same w sobie nie są prawdziwe lub fałszywe. Są mniej lub bardziej użyteczne w zależności od tego, jak pasują do używanych teorii i metodologii oraz do testowanych hipotez i/lub wybranego tematu badawczego. I tak na przykład behawioryści mogą faworyzować metody ilościowe, interakcjoniści zaś zbieranie danych w czasie obserwacji, lecz w zależności od testowanych hipotez, beha­wioryści mogą czasami używać metod jakościowych - choćby na wczesnym, rozpoznaw­czym etapie badania. Tak samo interakcjoniści mogą czasami używać metod ilościowych, szczególnie kiedy chcą znaleźć wspólny wzór przenikający ich dane.

Po przedstawieniu poszczególnych pojęć możemy się skupić na bardziej praktycz­nych kwestiach stosowania modeli i teorii do generowania problemu badawczego.        ;

 

1.1. Generowanie problemu badawczego

Mam już duże doświadczenie w nadzorowaniu prac badawczych studentów, zarów­no na poziomie magisterskim, jak i wyższym, i mogę stwierdzić, że początkujący bada­cze zwykle popełniają dwa podstawowe błędy. Pierwszy z nich polega na tym, że nie umieją rozróżnić między problemami badawczymi a tym, o czym aktualnie dyskutuje się w otaczającym nas świecie. „Problemy społeczne", jak je nazywam, znajdują się w centrum politycznych debat i zajmują się nimi najpoważniejsze gazet}'. Chociaż jed­nak bezrobocie, bezdomność i rasizm są ważne, nie dostarczają same w sobie tematów badawczych.

Drugi błąd, z którym się spotykam, jest często powiązany z pierwszym. Pojawia się wtedy, gdy badacze biorą na siebie nazbyt wielki problem badawczy. Na przy­kład, ważne jest niewątpliwie określenie przyczyn występowania bezdomności, lecz znajduje się to zdecydowanie poza możliwościami pojedynczego badacza, którego

Strona 32

czas i zasoby są ograniczone. Co więcej, definiując problem tak szeroko, nie można go często zgłębić.

Zwykle mówię więc moim studentom - waszym celem powinno być powiedzenie dużo o małym (problemie)". Oznacza to unikanie mówienia „mato o wielkim". W rze­czy samej, dążenie takie może być czasami „wymówką", a to dlatego, że skoro temat jest tak szeroko zakrojony, to można przerzucać się z jednego aspektu na drugi bez odświe­żania i testowania każdego fragmentu analizy (zob. Silverman, 2000, s. 61—74).

W tej części rozdziału skupię się na pierwszym z tych błędów - tendencji do wybiera­nia na tematy badawcze problemów społecznych. Pokazując możliwe rozwiązania tego probleniu, jednocześnie zasugeruję, jak można zawężać temat badawczy.

 

1.1. l. Co to jest problem badawczy?

Wystarczy tylko otworzyć gazetę lub obejrzeć wiadomości w telewizji, by zetknąć się z prezentacją problemów społecznych. W połowie lat 90. brytyjskie media były pełne nawiązań do „fali" zbrodni popełnianych przez dzieci - od kradzieży samochodów po za­bójstwa starszych ludzi i innych dzieci. Było też kilka opowieści o lekarzach, którzy zara­ziwszy się HIV, kontynuowali pracę i, jak twierdzono, narazili zdrowie swych pacjentów.

Historie te miały jedną wspólną cechę: zakładały, że zachodzi upadek moralny, przez który rodziny i szkoły nie radzą sobie z dyscyplinowaniem dzieci, a lekarze nie biorą na poważnie swej zawodowej odpowiedzialności. Z kolei sposób opowiadania tych historii implikuje pewne rozwiązanie: wzmocnienie „dyscypliny" w celu zwalczenia „moralnego upadku".

Jednakże, zanim zaczniemy zastanawiać się nad tego rodzaju lekarstwem, musi­my dokładnie rozważyć „diagnozę". Czy rzeczywiście wzrósł odsetek przestępstw młodocianych, czy też ta widoczna tendencja jest odbiciem zainteresowania tym, co zalicza się do „chwytliwych" tematów społecznych? A może wzrost ten jest artefak­tem wynikającym ze sposobu relacjonowania zbrodni? I znów, jak wielu pracowni­ków służby zdrowia rzeczywiście zaraziło swych pacjentów HIV? Znamy tylko jeden (omawiany) przypadek dentysty z Florydy. Co więcej, istnieją poważne dowody, że to pacjenci zarażają personel medyczny, który się nimi zajmuje. Do tego, dlaczego koncentrować się na HIV, skoro inne choroby, jak żółtaczka typu B, są dużo bar­dziej zakaźne? Czy dlatego tak często słyszymy o HIV, ponieważ wiążemy go ze „stygmatyzowanymi" grupami?

Ogólnie znane problemy „społeczne" nie są jedynymi tematami, które mogą przy­ciągnąć uwagę badacza. Administratorzy i menedżerowie wskazują „problemy" w swoich organizacjach i zwracają się do badaczy społecznych, by znaleźli dla nich rozwiązanie.

Istnieje tendencja, by pozwalać innym, by zdefiniowali problem badawczy - szcze­gólnie, gdy dołączony jest do tego pokaźny grant! Musimy wówczas najpierw przyjrzeć się terminom, których używa się do definiowania problemu. Na przykład, wielu mene­dżerów będzie definiowało problemy ich organizacji jako zakłócenia „komunikacji". Rolą badacza staje się zatem wypracowanie sposobu, by ludzie mogli się „lepiej" komu­nikować. Niestety. mówienie o „problemach komunikacyjnych” przynosi wiele trudności. Może odwracać uwagę od „umiejętności" komunikacyjnych nieodzownie wykorzystywanych

Strona 33

w interakcji. Może też wywoływać tendencję do zakładania, że rozwiązaniem każdego problemu jest bardziej uważne słuchanie, a relacje władzy obecne wewnątrz i poza wzorami komunikowania można ignorować. Relacje takie mogą także uczynić charakterystykę ,,sprawności organizacyjnej" bardzo problematyczną. A zatem próbie, my „administracyjne" nie stwarzają wcale lepszej podstawy dla badań społecznych ni? problemy „społeczne".

Oczywiście, nie zamierzam tu twierdzić, że nie istnieją w społeczeństwie żadne real­ne problemy. Jednakże, nawet gdy zgodzimy się co do tego, jakie są te problemy, nie oznacza to, że dostarczą nam one możliwego do zbadania tematu.

Powróćmy do przypadku problemów ludzi zarażonych wirusem HIV. Niektóre z tych problemów są, zupełnie słusznie, przedstawiane opinii publicznej przez zorgani­zowane działania zarażonych ludzi. To, z czego może korzystać tu badacz społeczny, to określone teoretycznie i metodologicznie umiejętności jego dyscypliny. Tak wiec eko­nomista może zbadać, jak ograniczone zasoby służby zdrowia mogą być wykorzystywa­ne bardziej efektywnie w walce z epidemia zarówno na Zachodzie, jak i w krajach Trze­ciego Świata. Pośród socjologów, badacze sondażowi mogą zbadać wzory seksualnych zachowań, by móc promować efektywną edukacje zdrowotną, podczas gdy metody ja­kościowe mogą być użyte do zbadania, co kryje się za „negocjowaniem" bezpiecznego seksu lub doradztwem na temat HIV i AIDS.

Jak pokazują te przykłady, początkowy impuls do podjęcia badań może wypływać z potrzeby praktyków czy klientów. To badacze z różnych dyscyplin zwykłe nadają początkowemu tematowi badawczemu własny teoretyczny i metodologiczny „zwrot". Na przykład w moich własnych badaniach nad poradnictwem na temat HIV (Silverman, 1997b), używanie nagrań audio i szczegółowych transkrypcji, tak jak i wielu technicznych pojęć, wynikało z mojego zainteresowania analizą konwersacyjną (zob. rozdz. 6).

Ten przykład pokazuje, że zwykle konieczne jest odejście od definiowania tematów badawczych w kategoriach „problemów społecznych", tak jak określają je profesjonal­ne lub wspólnotowe grupy. Wychodząc od jasno zdefiniowanej perspektywy nauk społecznych, o ironio, możemy później -jak sądzę - przedstawić im nowe, znaczące ar­gumenty. Rozważę tę kwestię szczegółowo w rozdziale 9.

l Wykonaj teraz ćwiczenie 1.2

 

1.1.2. Pułapka absolutyzmu

Pokazując do tej pory, co badania społeczne mogą zdziałać, spotykamy się z przy­chylną reakcja. Jednakże na naszej drodze pojawia się kolejna pułapka, kiedy próbujemy zdefiniować problem badawczy. To, co nazywam pułapka „absolutyzmu", wynika z tendencji do przyjmowania bezkrytycznie konwencjonalnej mądrości naszych czasów. Pozwólcie, że wymienię cztery takie „mądrości", które następnie rozważę:

*scjentyzm,

* postęp,

* turyzm,

* romantyzm.

Strona 34

Dwie pierwsze kwestie odnoszą się głównie do badań ilościowych, a dwie ostatnie -bardziej do badań jakościowych. Przeanalizujmy każdą z nich po kolei.

 

Scjentyzm

Oznacza on bezkrytyczne akceptowanie tego, że „nauka" jest zarówno czymś zu­pełnie innym, jak i lepszym od „zdrowego rozsądku". Na przykład badacz ilościowy może badać związek miedzy „efektywnością" organizacji a jej „strukturą" zarządzania. Celem może być uzyskanie bardziej wiarygodnego i wartościowego obrazu niż ten, któ­ry otrzymamy, posługując się zdrowym rozsądkiem.

Jednakże sprawność i struktura zarządzania nie mogą być oddzielone od tego, jak działają jej członkowie. Efektywność i struktura nie są zatem stabilnymi rzeczywistościami, lecz są definiowane i redefiniowane w różnych kontekstach organizacyjnych (np. wewnętrzne spotkania, negocjacje między pracownikami a zarządem, oświadcze­nia prasowe itd.). Co więcej, badacze sami będą używać swojej zdroworozsądkowej wie­dzy na temat tego, jak działają organizacje, by zdefiniować i zmierzyć te „zmienne" (zob. podrozdz. 2.2).

Nie mówię tu, że nie ma różnic między nauką a zdrowym rozsądkiem. Oczywiście, na­uki społeczne muszą badać, jak zdrowy rozsądek działa, do tego w sposób, w jaki badacz kierujący się tylko zdrowym rozsądkiem nie zrobiłby i nie mógłby zrobić. Czyniąc tak, nieodzownie jednak polega się na wiedzy zdroworozsądkowej. Błędem scjentyzmu jest umieszczanie się całkowicie poza i ponad zdrowym rozsądkiem.

 

Postęp

W XIX w. naukowcy wierzyli, że mogą odnaleźć drogę, którą podąża „postęp" w hi­storii (np. popularne teksty Karola Darwina na temat „ewolucji gatunków" czy Karola Marksa o nieuchronnym upadku „wstecznych" systemów ekonomicznych). Przekona­nie to utrzymywało się - z pewnymi modyfikacjami wynikającymi z doświadczeń II woj­ny światowej - w XX w.

Niemniej bezkrytyczna wiara w postęp nie może być podstawą badań naukowych. Na przykład niebezpiecznie jest zakładać, że możemy mówić o postępie społecznym wtedy, kiedy lekarze zaczynają uważniej słuchać swych pacjentów (Silverman, 1987, rozdz. 8) lub kiedy uwięzieni małżonkowie dostają zwolnienie warunkowe, lub gdy wszyscy czujemy się swobodniej, omawiając naszą seksualność (Foucault, 1998, 2000; Silverman, 1997b, rozdz. 9). Jeśli w każdym z tych przypadków zakładamy istnienie „po­stępu", to nie jesteśmy w stanie zidentyfikować „podwójnego uwikłania" każdej metody komunikowania się i/lub nowych form władzy.

Zarówno scjentyzm, jak i przywiązanie do idei postępu, wpływało znacząco na ba­daczy ilościowych. Przejdę teraz do omówienia dwóch pułapek, które miały bardziej bezpośredni wpływ na badania jakościowe.

 

Turyzm

Mam tu na myśli turystów ,,z górnej półki", którzy podróżują po świecie w poszukiwaniu kontaktu z obcymi kulturami. Pogardzając zorganizowanymi wycieczkami, a nawet etykietą „turysty”, osoba taka ma nienasycony głód tego, co „nowe” i „inne”. Problem

Strona 35

polega na tym, że istnieją niepokojące paralele miedzy badaczem jakościowym a tego rodzaju turystą. Badacze ci często rozpoczynają badania bez żadnych hipotez i, jak turyści, wpatrują się chciwie w społeczne sceny, szukając oznak działania, które jawi się jako nowe i inne. Tkwi w tym niebezpieczeństwo, że badacze „turystyczni" mogą tak bardzo skupić się na kulturowych i subkulturowych (lub grupowych) różni­cach, że nie uda im się rozpoznać podobieństw między kulturą, do której należą, a kul­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin