O domniemanym prawie do kłamstwa z pobudek miłości ludzkiej.pdf

(459 KB) Pobierz
okladka.P65
Filo– Sofija
Nr 1 (2), 2002, ss. 165-169
ISSN 1642-3267
IMMANUEL KANT
O domniemanym prawie do k³amstwa
z pobudek mi³oœci ludzkiej *
W czasopiœmie Frankreich im Jahr 1797, cz. VI, nr 1 „O reakcjach poli-
tycznych” [autorstwa] Benjamina Constanta czytamy, co nastêpuje (s. 123):
„Zasada moralna »mówienie prawdy jest obowi¹zkiem«, przyjmowana bez-
warunkowo i w ka¿dym przypadku, czyni³aby istnienie spo³eczeñstwa w ogóle
czymœ niemo¿liwym. Dowód tego przynosz¹ nam bezpoœrednie wnioski, jakie
wyprowadza z niej pewien niemiecki filozof, który posuwa siê do twierdzenia,
i¿ by³oby zbrodni¹ sk³amaæ mordercy, który œcigaj¹c naszego przyjaciela pyta,
czy ten nie ukry³ siê u nas w domu.” 1
Francuski filozof odrzuca tê zasadê w sposób nastêpuj¹cy (s. 124): „Obowi¹z-
kiem jest mówienie prawdy. Pojêcie obowi¹zku nie daje siê oddzieliæ od pojêcia
prawa. Obowi¹zkiem ka¿dego jest respektowaæ prawa kogoœ innego. Tam, gdzie
nie ma praw, nie ma i obowi¹zków. Mówienie prawdy jest zatem obowi¹zkiem,
ale tylko w stosunku do tego, kto ma prawo do prawdy. A nikt nie ma prawa do
takiej prawdy, która wyrz¹dza³aby krzywdê innym.”
Jednak w twierdzeniu: „M ówienie prawdy jest obowi¹zkiem,
ale tylko w stosunku do tego, kto ma prawo do prawdy”
tkwi prwton yeudoj [Ÿród³owa fa³szywoœæ].
Nale¿y wpierw zaznaczyæ, ¿e wyra¿eniu „posiadaæ prawo do prawdy” trudno
nadaæ znaczenie. Zamiast tego nale¿a³oby powiedzieæ, ¿e ktoœ ma prawo do swej
* Podstaw¹ przek³adu jest: Kants Werke, Akademie Ausgabe, Berlin 1968, Bd. VIII, ss. 423-430.
1 „J.D. Michaelis z Getyngi przedstawi³ tê osobliw¹ opiniê wczeœniej ni¿ Kant. Autor tego artyku³u
sam powiedzia³ mi, ¿e to w³aœnie Kant jest wzmiankowanym w tym fragmencie filozofem.”
K.F. Cramer†
† Poœwiadczam tym samym, ¿e rzeczywiœcie tak powiedzia³em w pewnym miejscu, choæ nie mogê w tej
chwili przypomnieæ sobie gdzie.
I. Kant
166
I MMANUEL K ANT
w³asnej prawdomównoœci (veracitas), tj. do subiektywnej prawdy swej
w³asnej osoby. Albowiem posiadanie prawa do pewnej prawdy w znaczeniu obiek-
tywnym by³oby równoznaczne ze stwierdzeniem, ¿e jak zawsze w przypadku
rozs¹dzania granic tego, co moje a co twoje, jest spraw¹ czyjejœ woli uznaæ
dane twierdzenie za prawdziwe lub fa³szywe, a to stworzy³oby niebywa³¹ logikê.
Pierwsze pytanie brzmi zatem: czy ktoœ, w przypadku gdy nie mo¿e
unikn¹æ odpowiedzi „tak” lub „nie”, posiada uprawnienie (prawo), by nie
byæ prawdomównym. Drugim pytaniem jest, czy nie jest on wrêcz zobo-
wi¹zany, gdy zniewala go wystêpny przymus, twierdziæ coœ wbrew prawdzie, aby
zapobiec gro¿¹cemu mu lub komukolwiek innemu przestêpstwu.
Prawdomównoœæ w przypadkach, których nie mo¿na unikn¹æ, jest obo-
wi¹zkiem cz³owieka w stosunku do ka¿dego innego 2 , jakakolwiek nie mia³aby z
tego wynikn¹æ niekorzyœæ dla którejœ z osób; i mimo ¿e twierdzeniem fa³szywym
nie czyniê nic z³ego temu, kto bezprawnie na mnie nastaje, niemniej pope³niam
fa³sz, czym sprzeciwiam siê najg³êbszej istocie obowi¹zku w ogólnoœci; fa³sz
ten mo¿e byæ zatem nazwany k³amstwem (choæ nie w sensie prawnym). Spra-
wiam bowiem, ¿e w stopniu, jaki zale¿y ode mnie, wszelkie mo¿liwe twierdzenia
(deklaracje) staj¹ siê niewiarygodne, a zatem i wszelkie prawa zagwarantowane
umowami staj¹ siê niczym i trac¹ moc, a to z kolei oznacza nieprawoœæ wobec
cz³owieczeñstwa w ogóle.
W ten sposób do k³amstwa, jeœli zdefiniujemy je jako z³o¿on¹ rozmyœlnie
nieprawdziw¹ deklaracjê, nie trzeba ju¿ dodatku (którego ¿¹daj¹ w swej definicji
juryœci), ¿e musi ono komuœ wyrz¹dziæ krzywdê (mendacium est falsiloquium in
praeiudicum alterius). Albowiem k³amstwo zawsze wyrz¹dza krzywdê, nawet
jeœli nie komuœ w szczególnoœci, to jednak zawsze ludzkoœci w ogóle, jako ¿e
czyni ono Ÿród³o prawa czymœ bezu¿ytecznym.
K³amstwo dokonane w dobrej wierze mo¿e jednak przez przypadek
(casus) podlegaæ karze zgodnie z prawem cywilnym; natomiast [k³amstwo],
które tylko przez przypadek kary uniknie, mo¿e zostaæ potêpione jako niepra-
woœæ przez prawo zwyczajowe. Oznacza to, ¿e jeœli dopuszczaj¹c siê
k³amstwa przeszkodzi³eœ przysz³emu mordercy dokonaæ zbrodni, jesteœ w
sposób prawny odpowiedzialny za wszelkie mo¿liwe tego konsekwencje. Jeœli
jednak trzyma³eœ siê œciœle prawdy, to sprawiedliwoœæ publiczna nie mo¿e wyto-
czyæ ¿adnych zarzutów, bez wzglêdu na to, jakie nieprzewidziane konsekwencje
mog³yby z [twego postêpowania] wynikn¹æ. Kiedy ju¿ zgodnie z prawd¹ odpo-
wiedzieliœmy „tak” na pytanie mordercy, czy przeœladowany znajduje siê w domu,
wci¹¿ jest mo¿liwe, by ten niepostrze¿enie wymkn¹³ siê i uszed³, zaœ czyn nie
zosta³ pope³niony. Jednak jeœli sk³amiemy i powiemy, ¿e œciganego cz³owieka
w domu nie ma, a ten (o czym nie wiedzielibyœmy) naprawdê opuœci³by schronie-
2 Wolê w tym miejscu nie wyostrzaæ tej zasady do postaci: „Nieprawdomównoœæ jest pogwa³ceniem obo-
wi¹zku wzglêdem siebie samego.” To bowiem przynale¿y do etyki, zaœ to, o czym w tej chwili dyskutujemy, jest
obowi¹zkiem prawnym. – Nauka o cnocie widzi w takim wykroczeniu tylko niegodziwoœæ, której zarzut
œci¹ga na siebie k³amca.
O DOMNIEMANYM PRAWIE DO K£AMSTWA ...
167
nie, przez co morderca dopad³by go i dokona³ zbrodni, wtedy w zgodzie z pra-
wem mo¿emy zostaæ oskar¿eni o spowodowanie jego œmierci. Jeœli bowiem oznaj-
mi³byœ prawdê tak¹, jaka by³a ci znana, morderca móg³by w czasie przetrz¹sania
domu w poszukiwaniu ofiary zostaæ ujêty przez przyby³ych na pomoc s¹siadów,
a zbrodni uda³oby siê zapobiec. Zatem kto k³amie, nawet jeœli czyni to w do-
brej wierze, musi byæ tak¿e przed trybuna³em odpowiedzialny za wynikaj¹ce st¹d
konsekwencje i niezale¿nie od tego, jak nieprzewidywalne mog³yby siê one oka-
zaæ, byæ gotowym ponieœæ za nie karê. Albowiem prawdomównoœæ jest obowi¹z-
kiem, który trzeba uwa¿aæ za podstawê wszelkich gwarantowanych umowami
obowi¹zków, która to zasada, gdy przyzwoli siê tu na najmniejsze ustêpstwo,
staje siê chwiejna i nieu¿yteczna.
Byæ prawdomównym (szczerym) we wszystkim, co wypowiadamy,
jest zatem œwiêtym i bezwarunkowym nakazem rozumu, nakazem, którego nie
mo¿na ograniczaæ ¿adnymi konwenansami.
W zwi¹zku z tym Constant czyni rozwa¿n¹, a ponadto s³uszn¹ uwagê na
temat ustanowienia zasad, które s¹ tak surowe, ¿e rzekomo przekszta³caj¹ siê w
nieosi¹galne idee i musz¹ przez to zostaæ odrzucone. – „Za ka¿dym razem, pisze
on (u do³u strony 123), gdy jakaœ zasada, której prawdê udowodniono, wydaje siê
byæ niemo¿liwa do zastosowania, to dlatego, ¿e nie znamy zasady poœred-
niej, która zawiera œrodki do wprowadzenia jej w ¿ycie”. Przytacza on (s. 121)
doktrynê równoœci jako pierwsze ogniwo ³añcucha spo³ecznych powi¹zañ,
mówi¹c¹, ¿e „¿adna istota ludzka nie mo¿e czuæ siê zwi¹zana prawem innym ni¿
to, które sama wspó³stanowi. W niewielkiej i zwartej spo³ecznoœci zasadê tê mo¿na
zastosowaæ w sposób bezpoœredni - nie wymaga ona zasady poœredniej, aby sta³a
siê powszechna. Jednak¿e w du¿ym spo³eczeñstwie nale¿y do zasady, o której tu
mowa, dodaæ zasadê now¹. Ta, jako zasada poœrednia stwierdza, ¿e jednostki mog¹
wzi¹æ udzia³ w stanowieniu praw albo osobiœcie, albo poprzez swych przed-
stawicieli. Jeœli ktoœ chcia³by bez przyjêcia zasady poœredniej zastosowaæ
zasadê pierwsz¹ w wielkim spo³eczeñstwie, nieuchronnie zamieni³by je w ruinê.
Ale ta okolicznoœæ, jako ¿e da³aby jedynie œwiadectwo niedojrza³oœci i niekom-
petencji prawodawcy, nie podwa¿a samej zasady”. – Wniosek (s. 125), jaki przed-
stawia, brzmi: „Zasady, której prawdziwoœæ uznano, nie wolno zatem usuwaæ ze
wzglêdu na niebezpieczeñstwo, jakie pozornie stwarza.” (A przecie¿ dobrodziej
ten sam odrzuca bezwarunkow¹ zasadê prawdomównoœci ze wzglêdu na niebezpie-
czeñstwo, jakie musia³aby przynieœæ spo³eczeñstwu, poniewa¿ nie móg³ znaleŸæ
¿adnej zasady poœredniej, która mog³aby temu niebezpieczeñstwu zapobiec;
bo i rzeczywiœcie takiej zasady nie da siê tu do³¹czyæ.)
Jeœli mamy siê trzymaæ przyjêtego tu sposobu okreœlania osób, ów „francu-
ski filozof” pomiesza³ dzia³anie, poprzez które komuœ wyrz¹dza siê krzywdê
(nocet) mówi¹c prawdê, gdy jej wyznania nie mo¿na unikn¹æ, z dzia³aniem,
którym pope³nia siê n i e p r a w o œ æ (laedit). To, ¿e osoba bêd¹ca w moim domu
dozna krzywdy na skutek prawdomównoœci, jest zaledwie pewnym przypad-
kiem (casus), nie zaœ wolnym czynem (w sensie prawnym). Albowiem przy-
znanie komuœ prawa do wymagania od innych k³amstwa, z którego ci¹gn¹³by
168
I MMANUEL K ANT
korzyœæ, spowodowa³oby roszczenie sprzeczne z wszelk¹ legalnoœci¹. Ka¿dy
cz³owiek ma jednak nie tylko prawo, ale i jak najœciœlejszy obowi¹zek prawdo-
mównoœci w wypowiedziach, których nie jest w stanie unikn¹æ, jakkolwiek mog¹
one przynieœæ krzywdê jemu lub innym. W³aœciwie to nie on sam wyrz¹dza
krzywdê temu, kto jej doznaje, ale powoduje j¹ przypadek. Nie ma on bowiem
wcale wolnoœci wyboru, gdy¿ prawdomównoœæ (jeœli musi on w ogóle mówiæ)
jest obowi¹zkiem bezwarunkowym. – Dlatego „niemiecki filozof” nie uzna za
swoj¹ zasadê twierdzenia „mówiæ prawdê jest obowi¹zkiem, ale tylko w stosun-
ku do tego, kto ma prawo do prawdy” (s. 124) po pierwsze dlatego, ¿e
zasada ta o tyle nie jest jasno sformu³owana, i¿ prawda nie jest jak¹œ w³asnoœci¹,
do której ktoœ ma zagwarantowane prawo, a ktoœ inny nie; przede wszystkim
jednak dlatego, ¿e obowi¹zek prawdomównoœci (jedyna dyskutowana tu kwestia)
nie czyni sam przez siê rozró¿nienia pomiêdzy osobami w stosunku do których
trzeba go przestrzegaæ, a osobami, w stosunku do których mo¿na byæ z niego
zwolnionym; jest to bowiem we wszelkich stosunkach miêdzy ludŸmi obowi¹-
zek bezwarunkowy.
Aby teraz przejœæ od metafizyki prawa (abstrahuj¹cej od wszelkiego
uwarunkowania doœwiadczeniem) do zasady polityki (stosuj¹cej pojêcia w
przypadkach praktycznych), a dziêki temu do rozwi¹zania problemu, jak pogo-
dziæ politykê z powszechn¹ zasad¹ prawa, filozof okreœla: 1) aksjomat, a mia-
nowicie apodyktycznie pewne twierdzenie wynikaj¹ce bezpoœrednio z definicji
prawa zewnêtrznego (zgodnoœci wolnoœci ka¿dej osoby z wolnoœci¹
wszystkich innych wed³ug praw ogólnych); 2) postulat (zewnêtrznego pra-
w a publicznego jako zjednoczonej woli wszystkich wed³ug zasady równo-
œci, bez której nie istnia³aby wolnoœæ innych); 3) problem, jak postêpowaæ,
aby bez wzglêdu na wielkoœæ spo³eczeñstwa istnia³a w nim sta³a zgodnoœæ we-
d³ug zasad wolnoœci i równoœci (tworz¹ca system reprezentacyjny); oto zasada
polityki, której organizacja i treœæ zawieraæ bêd¹ dekrety ustanowione na pod-
stawie danego doœwiadczeniu poznania istot ludzkich i jako takie okreœlaj¹ce tylko
mechanizm sprawowania prawa i sposób jego celnego wprowadzenia. Prawa
nigdy nie wolno dostosowywaæ do polityki, ale zawsze politykê do prawa.
Rzeczony autor pisze: „zasady uznanej za prawdziw¹ (do czego dodam:
uznanej a priori, a zatem w sposób apodyktyczny) nigdy nie mo¿na odrzuciæ,
nawet jeœli pozornie oznacza to niebezpieczeñstwo”. Trzeba to jednak rozumieæ
nie jako niebezpieczeñstwo (przypadkowego) skrzywdzenia, ale pope³-
nienia nieprawoœci w ogóle, co mia³oby miejsce, gdybym obowi¹zek
prawdomównoœci, który jest ca³kowicie bezwarunkowy i stanowi najwy¿sz¹
normê prawn¹ dla wypowiedzi, uczyni³ czymœ uwarunkowanym i podporz¹dko-
wanym jakimœ wzglêdom, i mimo ¿e przez poszczególne k³amstwo, którego siê
dopuszczam, nie uczyni³bym w rzeczy samej nikomu nieprawoœci, to w aspekcie
wszystkich nieuchronnie koniecznych wypowiedzi pogwa³ci³bym zasadê prawa
w ogóle (czyni³bym nieprawoœæ formalnie, mimo ¿e nie materialnie), a to jest
czymœ du¿o gorszym, ni¿ pope³nienie niesprawiedliwego czynu wzglêdem tej
O DOMNIEMANYM PRAWIE DO K£AMSTWA ...
169
czy innej osoby, gdy¿ uczynek taki nie zawsze zak³ada istnienie w podmiocie
zasady, któr¹ siê do niego stosuje.
Ktoœ, kogo nie oburza pytanie, czy w wypowiedzi, któr¹ ma uczyniæ,
zamierza byæ prawdomówny czy nie, czyli podejrzenie, ¿e móg³by byæ k³amc¹,
ale prosi on, aby wolno mu by³o zastanowiæ siê nad mo¿liwymi odstêpstwami od
prawdomównoœci, jest ju¿ k³amc¹ (in potentia), ukazuje bowiem, ¿e nie uznaje
prawdomównoœci za obowi¹zek sam w sobie, lecz rezerwuje sobie mo¿liwoœæ
wyj¹tku od regu³y, której istot¹ jest to, ¿e nie dopuszcza wyj¹tków, gdy¿ wów-
czas przeczy³aby sama sobie.
Wszelkie zasady prawno-praktyczne musz¹ zawieraæ œcis³¹ prawdê, a tzw.
zasady poœrednie jedynie bli¿sze okreœlenie ich zastosowania do zachodz¹cych
przypadków (wed³ug regu³ polityki), a nigdy ich wyj¹tki, bowiem te zniweczy³yby
powszechnoœæ, dziêki której nosz¹ one miano zasad.
t³um. Adam Grzeliñski
Dariusz Pakalski
Zgłoś jeśli naruszono regulamin