McAllister Anne - Zawsze będę cię kochać.pdf

(393 KB) Pobierz
439698850 UNPDF
Anne McAllister
Zawsze będę cię
kochał
439698850.002.png
PROLOG
Podobno słuch traci się na ostatku. On nie stracił słuchu.
Jeszcze nie. Ani wzroku. Widział jasny snop światła, widział
też odległe sylwetki ludzi. Spróbował podejść bliżej.
- Psiakrew! Trzymajcie go! - z bardzo daleka zawołał
szorstki głos.
- Trzymam! Ale on się wyrywa! - Ten głos także ledwo
przebił się do jego świadomości.
- Więc trzymaj mocniej! Traci mnóstwo krwi. Musiał
dostać co najmniej trzy kule. Pospiesz się!
- Szybciej! Umrze, jeżeli zaraz go nie odwieziemy!
Światło stało się jeszcze jaśniejsze, potem przygasło.
Głosy szemrały, dźwięki wydawały się ostrzejsze. Słyszał
postukiwanie metalu o metal. Chrzest. Szczęk.
- Już. Pchnij drzwi.
- Cały czas krwawi!
Światło znów pojaśniało. Twarze stały się wyraźniejsze.
Mógł rozróżnić rysy. Widział swojego ojca. Czy to
naprawdę jego ojciec? Ten młody, uśmiechnięty mężczyzna?
Boże, ile to już lat upłynęło. Miał trzy lata, gdy staruszek
umarł. A w zamglonym wspomnieniu, jakie zachował, jego
ojciec nigdy nie był szczęśliwy.
Ale teraz wydawał się szczęśliwy. Był z matką Charliego,
oboje uśmiechnięci, obejmują się, między nimi stoi też Lucy.
Mama umarła, gdy miał dziesięć lat. Siostra pięć lat później.
Lucy, do diabła, jak mogłaś dać się w ten sposób zabić?
Podszedł bliżej do światła i próbował zawołać.
- Tracimy go!
- Wiem! Wiem! Ruszaj się!
Teraz Charlie ledwo słyszał głosy. Zresztą nic go nie
obchodziły. Chciał podejść do siostry. Miał jej tyle do
powiedzenia - o wszystkim, co się wydarzyło, odkąd umarła.
O Joannie, nauczycielce Lucy, która wzięła go do siebie,
439698850.003.png
pilnowała go, zdecydowana nie dać mu umrzeć na ulicy tak,
jak umarła jego siostra, i o Chasie, mężu Joanny, który
nauczył go być mężczyzną.
Ale zanim mógł coś powiedzieć, pojawiło się więcej
twarzy. Zobaczył Chase'a i Joannę. Zobaczył ich dzieci,
Emersona, Aleksa i Annie, którzy stali się dla niego
prawdziwym rodzeństwem.
Och! Chwileczkę! Przecież oni nie umarli. Żadne z nich.
Charlie ze zdumieniem przypatrywał się twarzom.
Zobaczył Herberta, swojego najlepszego przyjaciela ze szkoły
podstawowej, a potem DeShayne'a i Lopeza, chłopaków, z
którymi się włóczył w czasach średniej szkoły. Przecież oni
żyją i, o ile mu było wiadomo, doskonale dają sobie radę.
Zobaczył Gaby, swoją agentkę, z którą rozmawiał dopiero
tydzień temu, i swoich starych przyjaciół Milesa i Susan
Cavanaughów, i ich synów, Patricka i Jamesa.
Ogarnął ich wszystkich spojrzeniem, a potem ruszył dalej.
Szukał jednej osoby. Jednej kobiety. Gdzie ona jest?
- Cait! - wykrzyknął jej imię. Ale nikt mu nie
odpowiedział. Wszyscy - matka, ojciec, siostra, przyjaciele -
wszyscy oni stali w milczeniu i patrzyli na niego pustym
wzrokiem.
Wreszcie do nich dotarł, wszedł w światło. Ale zamiast
przywitać się z rodziną, zamiast z radością wszystkich objąć,
po prostu ich wyminął, rozpaczliwie się rozglądając.
Cait!
Milczenie. Pustka. Nie ma jej tu.
On zaraz umrze, a ona nie będzie częścią jego wieczności?
Oczywiście, że nie będzie, uświadomił sobie. Jak mogłaby,
skoro on nie pozwolił, by była częścią jego życia?
439698850.004.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Abuk, Azja Zachodnia
Szpitala nie było. Pozostała po nim tylko sterta gruzu.
Kierowca taksówki, który przywiózł go tutaj, pokiwał głową.
- Przecież ci mówiłem.
A przynajmniej Charlie domyślał się, że to właśnie
kierowca raz po raz powtarzał. Podał mu nazwę szpitala, gdy
tylko wykuśtykał z lotniska i wsiadł do taksówki. A wtedy
kierowca zaprotestował.
- Nie, nie. Nie warto - upierał się.
Ale Charlie nalegał. Nie po to przebył pół świata, by go
zawrócono trzy kilometry od celu.
Od obezwładniającego upału Charlie czuł się jeszcze
bardziej zamroczony i słaby, niż się spodziewał. Wyjechał z
Los Angeles dwadzieścia godzin temu, zmarnotrawił trochę
czasu w Amsterdamie, jeszcze więcej w Stambule, zanim
złapał samolot na długi, ostatni odcinek do Abuku.
Wyjechał wbrew zaleceniom lekarzy. W jego pokoju było
aż tłoczno od białych fartuchów. Medycy usiłowali go
przekonać, że nie jest jeszcze w stanie podejmować większych
wysiłków.
- Przeżyłeś śmierć kliniczną - powiedział mu jeden z nich
bez ogródek. - Byłeś martwy. Straciłeś litry krwi. Ledwo
możesz chodzić. A od włóczęgi dookoła świata na pewno ci
się nie polepszy.
A jednak tak, pomyślał Charlie. Polepszy się.
Robił jedyną rzecz, dzięki której wreszcie poczuje się
lepiej. Musi nadrobić czas. Musi znaleźć Cait. Tylko myśl o
Cait pozwoliła mu znieść całą tę koszmarną rehabilitację.
- Gdzie są inne szpitale?
Kierowca pomachał ręką w różne strony, aż wreszcie
wskazał dwa kierunki.
439698850.005.png
Charlie próbował się zastanowić, gdzie ma większą
szansę. Przerzucił kartki kieszonkowego słowniczka i znalazł
słówko „bliżej". Potem wygrzebał plik miejscowych
banknotów i powiedział kierowcy znalezione słówko.
Kierowca skinął głową, ze szczęśliwą miną schował pieniądze
i ruszył.
Przez te dwa lata miasto się zmieniło. Wojna, której nie
nazywano wojna, minęła. Gdy Charlie tu mieszkał, co rusz
dochodziło do strzelaniny, zamachy bombowe zdarzały się
niemal codziennie. Nie było wyraźnie zaznaczonych „stron".
Za każdym razem, gdy wychodziłeś na dwór, ryzykowałeś
życie. Tak samo mogłeś zginąć od kuli jednej frakcji, jak i
drugiej. I wszędzie panowała rozpaczliwa nędza. Tylko to się
nie zmieniło.
Dwa lata temu Charlie przyjechał tu, żeby to
fotografować. Taką miał pracę i wykonywał ją dobrze.
Udawał się tam, gdzie mógł znaleźć rozpacz, ból, nieludzkie
postępki, fotografował je na czarno - białej kliszy, a potem
pokazywał światu.
Przez pięć lat wykonał w ten sposób ogromną pracę. Jego
zdjęcia wystawiano od Paryża po Los Angeles. Utorowały
sobie drogę do prywatnych kolekcji i galerii na całym świecie.
Jego album esejów fotograficznych, "Zagubione
człowieczeństwo", w którym zamieścił, między innymi, dwa
cykle zdjęć zrobionych właśnie tutaj, zeszłej wiosny, zyskał
rangę bestselleru.
- Oto, co zyskujesz, gdy niemal otrzesz się o śmierć -
powiedział nonszalancko.
- Bzdura! - orzekła jego agentka, Gabriela del Castillo. Jej
zielone oczy ciskały błyskawice gniewu. - Ludzie kupują twój
album, bo ich wzruszasz.
- Ale przyznaj, że te trzy kule trochę mi pomogły.
439698850.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin