zima.doc

(29 KB) Pobierz
"Życzenia" I

"Życzenia" I. Salach


- Mamusiu, zobacz ile kartek w naszej skrzynce - zawołała Marta wbiegając do domu.
- Rzeczywiście - uradowała się mama - od babci Jasi, od wujka Tomka, od cioci Misi i zobacz, nawet mały Pawełek wysłał do nas życzenia - powiedziała mama podsuwając Marcie kolorową kartkę.
- O czym do nas piszą? - zaciekawiła się Marta.
- Składają nam świąteczne życzenia - odparła mama.
- Jakie? - zdziwiła się dziewczynka.
- Świąteczne. Za dwa tygodnie są Święta Bożego Narodzenia, a za trzy - Nowy rok i wszyscy ludzie z tej okazji wysyłają swoim bliskim świąteczne kartki z życzeniami.
- A ty mamusiu, czy i ty wysłałaś takie kartki? - zapytała Marta.
- Oczywiście. Zaraz sprawdzimy: napisałam do babci, do wujka Tomka, do cioci Misi i Zosi. Zgadza się - mama spojrzała na Martę.
- Nie! - krzyknęła dumnie dziewczynka - a do Pawełka?
- Rzeczywiście - mama klasnęła w dłonie - zapomniałam.
- Mamusiu, czy ja mogę ci pomóc? - prosiła Marta.
Mama zamyśliła się:
- Chyba tak... Ja napiszę adres i życzenia, a ty dorysujesz choinkę.
- Hura! - Marta podskoczyła z radości - a potem ją wrzucę do skrzynki - Sama! - powiedziała zadowolona.

 

 

Kto szedł do Babuli Zimy po nowe odzienier E.Szelburg- Zarębina

W lecie ubrać się można w byle co, spać byle gdzie, bo ciepło. A teraz, gdy zimno? Kłopot. Poleciały ptaszki do Babulki Zimy. Stuk- puk! Stuk- puk! Dziobkami w lodową szybkę. Wyjrzała Babulka ze swojej chatki na lodzie.
- Kto tam? Czego potrzebujesz?
- To my ptaki. Potrzebujemy puchowych kamizelek, bo nam bardzo zimo.
Dała Babulka Zima puchową kamizelkę ptakom. Sama siadła pod piecem i pierze drze. Aż tu biegnie zając z wiewiórką.
Stuk- puk! Stuk- puk! Pazurkiem o lodowe drzwi chałupki. Wyjrzała Babulka Zima.
- Kto tam? Czego potrzebuje?
- To my, zając szarak z wiewiórką Rudaską. Prosimy o inne futerka.
- O jakie?
- O jaśniejsze. Bo w tych ciemnych z daleka widać nas na białym śniegu.
Poszukała Babuleńka Zima w swojej zimowej skrzyni. Znalazła jasne futerka dla zająca i dla wiewiórki.
- Macie, ubierzcie się i zmykajcie.
Ubrali się i zmyknęli. Babuleńka siadła pod piecem i pierze drze.
Aż tu człapie cos wielkiego po śniegu. Stuk- puk! Całą łapą w śniegowy dach lodowej chałupki. Babuleńka Zima od razu wiedziała, że to stary niedźwiedź z dąbrowy. Wydostała dla niego największy i najcieplejszy kożuch.
- Masz, misiu, okryj się ciepło. Wróć do dąbrowy i śpij.
- Dziękuję- zamruczał miś - okryję się po sam nos i będę spał aż do wiosny.
Poszedł. A Babuleńka Zima wzięła się do darcia pierza. Już jej chyba nikt teraz nie przeszkodzi

 

 

Zimowe jabłuszko

 

Usiadł gil na drzewie. Zimno było mu bardzo, więc nastroszył piórka i schował w nich łepek. Widać było tylko jego czerwony brzuszek. Wyszedł Maciej z domu, zobaczył, że coś czerwieni się na gałązce.

- Mamo! Mamo! – krzyknął – jabłonka wydała owoc.

Wychodzi mama Maćka, patrzy.

- Rzeczywiście, coś czerwieni się na jabłonce. Woła tatę.

- Widziałeś, żeby w lutym dojrzewały jabłka?!

Przyszedł tata Maćka. Zdziwił się bardzo, lecz nie miał już kogo zawołać. Postanowił jabłko zjeść. Podszedł do drzewka, wyciągnął rękę. Wtedy jednak gil przestraszył się, podskoczył do góry i odleciał.

- Dziwne zimowe jabłka – zamiast spadać w dół lecą do góry – zawołał tata Maćka.

A Maciek i mama zawiedzeni pokiwali głowami. Tak bardzo mieli ochotę na to jabłuszko

 

"O Felku i o lodowym sopelku"
Wprawdzie mróz jeszcze na dworze, ale w południe na dachu, z tej strony, gdzie słońce przygrzewa, śnieg topnieje.
- Kap, kap, - spadły z dachu dwie krople, jedna po drugiej. Trzecia potoczyła się za nimi, zabłysnęła na skraju okapu i już miała spaść, kiedy zimny podmuch ją przytrzymał i zamroził.
Potoczyła się czwarta kropla po stromym dachu i spłynęła po trzeciej. I teraz zamiast jednej kropelki zwiesza się z dachu mały sopelek.
Co która kropla potoczy się i trafi na ten sopelek, to zatrzymuje się na nim i zamarza. Czasem tylko, kiedy ich więcej razem się zbierze, część spływa po sopelku i spada na ziemię. Drążą wtedy dziurki w śniegu pod progiem. A tymczasem sople rosną i rosną, wydłużają się, już sięgają prawie do okien.
Przybiegły dzieci rano do przedszkola. Zobaczyły wiszące sople lodowe, zapatrzyły się.
- Jakie to dziwne. Tu, gdzie słońce świeci na dach, wszystek śnieg już stopniał i tylko wiszą lodowe sople, a z tamtej strony, gdzie słońce nigdy nie zagląda, leży śnieg.
Najbardziej dziwił się Felek. Zagapił się na te lodowe sople i nawet nie zauważył, że wszystkie dzieci już weszły do przedszkola. Patrzą teraz na Felka przez szybę.
- Dlaczego zostałeś na dworze? - woła pani stojąc w drzwiach.
- Czy chcesz może sam zmienić się w lodowy sopelek?
Nie, tego Felek nie chce. Bo choć sopelek jest ładny, ale kiedy słońce przygrzeje, to cały się roztopi... I sopelek jest na pewno bardzo, bardzo zimny...
- Brr.. Felek otrząsa się. Dopiero teraz poczuł jak zmarzł. Prędko wbiega do sali. Z okna pokoju też można przyglądac się soplom.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin