44 - Fatalny dzień.rtf

(976 KB) Pobierz
MARGIT SANDEMO

Margit Sandemo

FATALNY DZIEŃ

SAGA O LUDZIACH LODU

Tom XLIV

ROZDZIAŁ I

Wiatr z głuchym zawodzeniem uderzał w górski płaskowyż, potęgując uczucie dojmującej samotności w grupce stojącej na ukośnie opadającym zboczu.

Mały Gabriel, którego zadaniem było zapisywanie dla potomnych wszystkich wydarzeń, obrzucił spojrzeniem swych dwanaścioro przyjaciół. Jak zdołają stawić czoło temu, co ich teraz czeka? Czy okażą się wystarczająco silni?

Marco, wspaniały książę Czarnych Sal, skupiony, zmrużonymi oczami wpatrywał się w rozciągający się przed nimi straszliwy pejzaż. Obecność Marca działa na nich kojąco, przy nim zawsze czuli się bezpiecznie. Tyle wiedział, tyle potrafił, no i wspierały go naprawdę niesamowite moce!

Łagodny Nataniel... I w jego żach płynęła krew czarnych aniołów, jednak nie objawiało się to tak wyraźnie jak u Marca. Nataniel był bardziej miękki, kryły się w nim siły, których sam jeszcze do końca nie poznał.

Tova, odwieczna buntowniczka... Na tej wyprawie jednak zmieniła się, stała łagodniejsza, bardziej kobieca. Gabriel doskonale zdawał sobie sprawę, jakie były tego przyczyny. To zasługa Iana Morahana. Oni się w sobie zakochali, pomyślał Gabriel po dziecinnemu. Znać to po nich z daleka.

A Ian... W ogóle nie złączony z nimi więzami krwi, jedyny nie należący do rodu Ludzi Lodu, a przecież, do cholery, radził sobie świetnie.

Oj, znów przeklinam, zmitygował się w duchu Gabriel. Ojcu na pewno by się to nie spodobało.

Przenió wzrok na Runego-alraunę, ni to człowieka, ni roślinę. Chyba trzeba powiedzieć, że Rune jest i jednym, i drugim. Gabriel darzył Runego wielką sympatią. I jego dobrze było mieć koło siebie.

Ponadto towarzyszyła im Halkatla, ta dzika kotka. Ale i ona była miła. Nawet bardzo.

Doszła do nich także Tula, nie chciała bowiem spokojnie czekać w Górze Demonów, podczas gdy inni uczestniczyli w emocjonujących wydarzeniach. Wykrzesanie odwagi nie przedstawiało dla Tuli żadnego problemu, od dawna już nie nala do żywych, była jednym z duchów przodków Ludzi Lodu. Za to Gabriel ż. I włosy na głowie jeży mu się teraz ze strachu!

Była z nimi też Sol, czarownica o pięknych oczach i szelmowskim uśmiechu. Jej obecnośćwnież dodawała otuchy.

Ulvhedin... Gabriel poczuł, że ze wzruszenia wilgotnieją mu oczy. Jego osobisty opiekun, olbrzymi, niesamowicie silny Ulvhedin. Pomimo przerażającego wyglądu dawał niezwykłe poczucie bezpieczeństwa.

Przyłączył się do nich także łagodny, niebieskooki Linde-Lou, opiekuńczy duch Nataniela. Z trudem przychodziło uwierzyć, że tak niewinna z pozoru istota, tak na wskroś dobra i miła, może dokonać czegoś ważnego, lecz Linde-Lou rzeczywiście wiele potrafił. Podczas niezwykłej podróży na granicy rzeczywistości i złych snów wielokrotnie dał tego dowody.

I Tengel Dobry! Samo serce Ludzi Lodu. Do niego się zwracano, gdy tylko ktoś potrzebował pomocy, on włnie był ogniwem spajającym przeszłość z teraźniejszością.

I jeszcze ten, który przybył do nich jako ostatni, wezwany przez Tengela Dobrego: nieduży Taran-gaiczyk Inu, niemal całkiem schowany w futrach, spod których wyglądały przenikliwie patrzące, czarne jak ziarnka pieprzu oczy.

Oto i wszyscy uczestnicy wyprawy. Wielu z nich posiadało potężne nadprzyrodzone moce, powinni więc i tym razem skutecznie stawić czoło złu, które straszliwy przodek wyczarował na ich drodze. Poradzili już sobie z tak wieloma trudnościami... Ostatnio zdołali przeciągnąć na swoją stronę Kolgrima i Ulvara, których cztery demony Tuli ukryły następnie przed przenikliwym wzrokiem Tengela Złego.

Jakie to dziwne, pomyślał Gabriel. Umysł miał tak jasny, a powinien przecież czuć się śmiertelnie zmęczony. Postrzegał wszystko niezwykle wyraźnie, ba, wychwytywał nawet, co myś i czują inni.

Na pewno po to, bym mó wszystko zanotować, doszedł do całkiem słusznego wniosku. I rzeczywiście, piszę, kiedy tylko nadarzy mi się sposobność. Stawiam w notesie ledwie czytelne hieroglify, to zresztą już trzeci notes podczas tej wyprawy. Ale przez cały czas tyle się dzieje!

- Tak blisko celu - westchnął Nataniel. - A zarazem tak daleko.

Stali pod wznoszącym się wysoko płaskowyżem Siedziby Złych Mocy. Nad nimi znajdowało się wejście do Doliny Ludzi Lodu; niestety, było ono pilnie strzeżone.

Drogę zagradzali dawno zmarli szamani. Kat i Kat-ghi! na osobnych wzgórzach przykucnęli przy ogniskach ofiarnych. Pomimo silnego wiatru złowróżbny dym wznosił się z nich nienaturalnie prosto ku stalowoszaremu niebu.

Wiedzieli, że Kat i Kat-ghil, zwłaszcza chyba Kat-ghil, otaczają się groźnymi duchami, Przypuszczali także, że dalej na płaskowyżu mogą czyhać kolejni zausznicy Tengela Złego.

- Dziś w nocy nie będzie księżyca - stwierdził Marco.

Ktoś mruknął potakująco. Pokrywa chmur była rzeczywiście gruba.

Tengel Dobry rzekł powoli:

- Nie wiem, czy w pełni zdajecie sobie sprawę z tego, co się stanie, kiedy wejdziecie do Doliny.

- Jeśli wejdziemy - przerwała mu Tova.

- No, no, tylko bez takich wątpliwości, nic tym nie wygramy!

- Przepraszam! Co miał zamiar powiedzieć?

- Sądzę, że nigdy o tym nie wspomniano. Ale gdy wy, wybrani, znajdziecie się w Dolinie, zostaniecie sami. Nikt z nas nie może wam towarzyszyć.

Informacja ta wprawiła ich w pełne grozy osłupienie. Gabriel poczuł, jak ciarki przeszły mu po plecach.

Tengel Dobry wyjaśniał dalej:

- Po tym, jak Shira dotarła do wody życia, Tengel Zły wzmocnił straż w Dolinie. Pilnuje jej ze straszną siłą. Teraz mogą tam wejść tylko żywi. My nie. Nasz zły przodek do szaleństwa obawia się obecności duchów w Dolinie, lęka się zwłaszcza Shiry. Tylko Tarjeiowi nic nie może zrobić, umieszczono go tam już tak dawno temu, a poza tym znajduje się on pod ochroną.

Nie da się zaprzeczyć, że w jednej chwili poczuli się nagle mali, a ich twarze pobladły. Za bardzo liczyli na swych pomocniw. Gabriel z trudem przełknął ślinę.

Tengel Dobry ciągnął:

- Shira także nie będzie w stanie wejść do Doliny, dopóki nie przygotujecie jej drogi.

- Nie możemy was więc wzywać? - spytał Nataniel.

- Owszem, możecie. Ale nasze magiczne zaklęcia nie bę tam miały żadnej mocy. Włnie przeciw nim nasz zły przodek skierował całą swoją potęgę.

- Chwileczkę - wtrąciła Tula. - Przecież moje cztery demony weszły do Doliny i uratowały mnie i Heikego!

- To prawda - przyznał Tengel Dobry, patrząc na nią z powagą. - Ale czy wiesz, jakie ryzyko podjęły dla ciebie? Mogły trafić do Wielkiej Otchłani! Ale były cztery i pojawiły się niespodziewanie. Zaskoczyły ducha Tengela Złego. Wtedy się powiodło, ale jestem przekonany, że tym razem nasz zły przodek nie da się przechytrz. W dodatku teraz on jest rzeczywisty!

Tula pokiwała głową, nie mówiąc już nic więcej.

Znów popatrzyli na ogniska ofiarne. Groźny dym snuł się nad dwoma wzgórzami. Gabriela ogarnęło przeczucie, że oto nadszedł dzieńdu. Zadrżał.

Tengel zwrócił się do tego, który przyłączył się jako ostatni.

- Czy powinniśmy iść teraz na gó, Inu?

- Odradzałbym to, szlachetny panie - odparł mały Taran-gaiczyk. - Nocą ich duchy ożywają, wtedy ich potęga rośnie.

- Ale my mamy Demony Nocy - przypomniał mu Nataniel.

Inu zwrócił ku niemu okrągłą jak księżyc twarz.

- To prawda, dostojny panie. Ale nie jest pewne, kto z takiej walki wyszedłby zwycięsko.

- Wobec tego rozbijamy tu obóz na noc - zdecydował Marco.

Rozejrzeli się przygnębieni. Miejsce nie było szczególnie zachęcające: opadający stromo teren, łaty śniegu, zlodowaciała ziemia. Trudno się schronić nawet przed wiatrem. Gabrielowi zamarzyło się łóżko w domu. Pies przytulony w nogach...

Tova z sentymentem pomyślała o ciepłym, wygodnym pokoju w hotelu.

- Lepsze to, niż iść teraz na gó - uznał Nataniel.

Nikt nie miał co do tego wątpliwości.

- Czy macie ze sobą wszystkie cztery butelki? - spytała Sol.

- Tak - odparł Nataniel. - Ja mam swoją, Tova swoją, a Marco swoją i Ellen.

Wszyscy dostrzegli ból, jaki odmalował się na tw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin