Sandemo Margit-Saga o Królestwie Światła 1-Wielkie wrota.pdf

(1025 KB) Pobierz
Sandemo Margit-Saga o Krolestwie Swiatla 1-Wielkie wrota
Margit Sandemo - Wielkie Wrota
Margit Sandemo
Wielkie Wrota
Nie dowierzaj wszystkiemu, co czytasz!
Pozwól jednak swojej wyobraźni w to wierzyć!
Wyobraźnia prowadzi własne życie
równoległe do twojego, realnego.
Wyobraźnia może poszerzyć
granice twojego świata.
„Wielkie Wrota" to pierwsza książka w trzeciej i ostatniej części wielotomowej trylogii.
Część pierwsza nosi tytuł „Saga o Ludziach Lodu", druga to „Saga o Czarnoksiężniku". Każdą z tych serii można
czytać niezależnie od innych.
CZĘŚĆ PIERWSZA
BOGINI-DZIEWICA
Bębny umilkły. Jedyne, co było jeszcze słychać, to suche, przytłumione trzaski pochodni, zatkniętych półkolem w
ziemię płaskowyżu.
Dziewczyna siedziała wyprostowana. Mała, drobna i kompletnie naga na zbyt dla niej wielkim tronie.
Duży otwarty plac otoczony był lasem. Srebrzyste liście połyskiwały matowo w półmroku. Nad osadą zaległa
złowieszcza cisza.
Pozbawione wyrazu oczy dziewczyny ukrywały śmiertelny strach, który ogarniał ją zawsze, ilekroć spojrzała na
swoich zgromadzonych poddanych.
Jej czas się dopełnił. Wiedziała o tym. Wiedziała też, że nie udało jej się wykonać zadania.
Przez dziesięć lat była dla swojego ludu boginią-dziewicą. Działo się tak od chwili, gdy skończyła cztery lata i gdy
oni zamordowali jej poprzedniczkę.
Teraz przyszła kolej na nią, ponieważ Światło nie wróciło w ciągu tych dziesięciu lat, kiedy im panowała.
Wprawdzie wciąż jeszcze była dziewicą, tak jak wymagało tego prawo, lecz przestała już być dzieckiem. Jej ciało nadal
zachowało szczupłość małej dziewczynki, ale piersi zaczynały się wyraźnie zarysowywać. Na razie leciuteńko, ledwo
zauważalnie, wystarczająco jednak, by mężczyźni mogli jej pożądać, a ich grzeszne myśli unicestwiały obraz czystości i
niewinności, niezbędnej, by Światło wróciło do tego ich pustego i mrocznego świata.
Miała na imię Siska, a jej przodkowie należeli do scytyjskiego plemienia, pochodzącego z bezkresnych stepów
Rosji i Środkowej Azji.
Przybyli tutaj dawno temu, być może nawet stało się to przed dwoma tysiącami lat. Włosy dziewczyny nadal
pozostały czarne i lśniące tak jak u jej przodków. Wyrosły teraz długie, ukrywały całe jej drobne ramiona i plecy. Oczy
miała lodowato szare, osadzone pod czarnymi niczym węgiel brwiami. Usta kusząco czerwone, ponieważ one również
zaczynały dojrzewać.
Mężczyźni to zauważali. Siska obserwowała, jak ich zgłodniałe oczy błądzą po jej ciele, tak samo jak błądziły
dziesięć lat temu po ciele poprzedniej bogini-dziewicy, kiedy miano składać ją w ofierze. Patrzyła teraz na młodych,
silnych wojowników i małych chłopców, niewiele starszych od niej, a także dojrzałych mężczyzn spoglądających na nią
pożądliwie. I starców, śliniących się na jej widok.
Niczym dzikie zwierzęta krążyli wokół jej tronu, zrobionego ze świętego giętego drewna. Teraz stanowiła
dozwoloną prawem zdobycz. Wiedzieli o tym i pilnowali nawzajem jeden drugiego. Każdy chciał być pierwszy, bowiem
odebranie jej dziewictwa oznaczało wielkie szczęście. Chociaż następni też mieliby z jej boskości wiele pożytku. A kiedy
już ją posiądą, jeden po drugim, wtedy będą ją mogli złożyć w ofierze. To cena, którą Siska musi zapłacić za przywilej,
jakim ją obdarzono, za to, że niemal przez całe swoje życie była ich boginią. Za to, że nosili ją na rękach, oddawali jej
wszystko, co mieli najlepszego, wszystko, z wyjątkiem wolności i przyszłości. Mieszkała w najokazalszej chacie, otoczona
usługującymi jej kobietami, przyjmowała w ofierze owoce i najdelikatniejsze pokarmy. Najstarsze kobiety plemienia
uczyły ją tak, by mogła się stać wszystkowiedzącą wyrocznią.
Ale to się na nic nie zdało. Nie wypełniła swojego zadania. W dalszym ciągu nad lasem trwał mrok.
A teraz wszystko się skończyło. Kobiet nigdzie nie widać. Pochowały się.
Siska dygotała z przerażenia, ale starała się za wszelką cenę nie pokazać, co czuje. Przypominała sobie swoją
poprzedniczkę. Ona sama miała wtedy co prawda zaledwie cztery lata, ale już wiedziała, że jest następną wybraną. Dlatego
pozwolono jej siedzieć w ukryciu na drzewie, w pobliżu tronu. Teraz na tym drzewie siedzi z pewnością jej następczyni,
choć z ziemi nikt jej nie widzi. Mała trzyletnia dziewczynka, wybrana w wyniku skomplikowanych zabiegów dokładnie tak
samo, jak niegdyś została wybrana Siska.
Biedne dziecko! Ale prawdopodobnie ta mała wyobrażała sobie teraz to samo, co niegdyś Siska. Patrzyła na swoją
poprzedniczkę na tronie i myślała: „Ech, co tam, ta jest przecież taka stara, ja mam przed sobą niemal cale życie i ja
sprawię, że Światło powróci do naszego lasu. Ja naprawdę zostanę boginią mojego ludu".
Nadzieje Siski jednak się nie spełniły. Teraz czas minął i nikt już nie udzieli jej prolongaty.
Tamtego dnia przed dziesięcioma laty nie bardzo rozumiała, co się dzieje z jej poprzedniczką, zapamiętała jednak
wszystkie wydarzenia bardzo dokładnie. Wówczas także, podobnie jak teraz, mężczyźni jakby się przemienili w dzikie
bestie, skradali się z gorączkowym sapaniem wokół tronu, strzegli nawzajem jeden drugiego, nie spuszczali z siebie
rozpłomienionego wzroku tak, aby żaden nie podszedł za blisko do dziewicy, a potem z wyciem, które długo odbijało się
echem w lesie, rzucili się wszyscy na nieszczęsną istotę. Z przerażeniem w oczach Siska patrzyła, jak ściągnęli ją z tronu,
chociaż biedaczka rozpaczliwie trzymała się oparcia. Rzucili ją na ziemię, przepychali się nad nią, odtrącali jeden drugiego,
tłoczyli się niby rój pszczół wokół swojej królowej. Drobne ciało dziewczyny całkiem zniknęło w ciżbie. Tylko jej
rozpaczliwe krzyki niosły się daleko po lesie.
Krzyczała jednak tylko na początku. Potem umilkła. Mężczyźni jeden po drugim zaspokajali swoje żądze. Siska nie
1 / 62
509706385.002.png
Margit Sandemo - Wielkie Wrota
pojmowała, co oni robią. Widziała tylko dziwne ruchy i słyszała obrzydliwe jęki. Czuła się od tego chora i przerażona tak,
że o mało nie spadla z drzewa.
Zamknęła oczy, zaciskała je mocno, bardzo mocno. Kiedy je znowu otworzyła, długo potem, gdy krzyki umilkły,
zobaczyła, że dziewica leży na ziemi niczym porzucony łachman. Twarz miała białą, ciało zbroczone we krwi. Po chwili
mężczyźni zabrali dziewczynę i ponieśli ją w kierunku ogniska, które tymczasem zostało rozpalone na wzniesieniu, w lesie
za polanką. Teraz za plecami Siski znajdowało się takie samo. Wiedziała o tym dobrze. Tamtego dnia rozpalono mdły
ogień, który miał przywabić do siebie Światło. Ale nic takiego się oczywiście nie stało. Jasno było tylko w kręgu płomieni.
Poza tym nad lasem panował zwykły mrok. W rozpaczy Siska skierowała wzrok ku Światłu, które majaczyło daleko
za górami. Ku Światłu, które nigdy nie docierało do ich lasu i do ich wymarłej doliny.
Określenie „wymarła dolina" jest oczywiście niesłuszne, ponieważ ludzie w niej mieszkali od dawna. Była to jednak
uboga i nieurodzajna ziemia, pogrążona w wiecznym półmroku.
Dziewczyna drgnęła. Mężczyźni zaczynali podchodzić coraz bliżej. Większość z nich rozpięła pasy i pozbyła się
ubrania. Siska mimo woli zacisnęła kolana. Teraz wiedziała już bardzo dobrze, co oni zamierzają z nią zrobić. To
niemożliwe, to się nie może stać, pomyślała nagle. Dotychczas z rezygnacją poddawała się losowi, który ciążył nad jej
młodym życiem. Teraz jednak obudził się w niej bunt. Nie chce. Za nic nie chce zostać potraktowana tak, jak jej
poprzedniczka.
Widziała, że mężczyźni są gotowi. To przepełniało ją obrzydzeniem i niewypowiedzianą wściekłością, która
zdawała się zagłuszać nawet strach. Nie poddam się dobrowolnie, powtarzała w duchu. Ta myśl rozpaliła się w niej niczym
ogień i dodawała sił, których istnienia Siska przedtem nawet nie podejrzewała.
Nagle zerwała się z miejsca i wskoczyła na oparcie tronu, ponieważ za jej plecami znajdowało się znacznie mniej
mężczyzn niż przed nią. Zanim zdążyli się zorientować, o co chodzi, Siska wyskoczyła w powietrze ponad ich głowami,
przewróciła dwóch, którzy stali jej na drodze, upadła na ziemię, stoczyła się w wielkim pędzie po zboczu, po czym
natychmiast zerwała się na równe nogi i pobiegła przez płaskowyż.
Z ponurym wyciem tłum mężczyzn rzucił się w pogoń. Siska chwyciła pochodnię przygotowaną do rozpalenia
ogniska i rzuciła nią w ścigających. Wycelowała precyzyjnie. Najbliżsi uskoczyli w tył, zatrzymując całą gromadę. Siska
skorzystała z zamieszania i co tchu pobiegła w las. Mignęło jej kilka postaci kobiet, które się tam ukryły, ale nie miały teraz
odwagi mieszać się w wydarzenia. Ani po to, żeby jej pomóc, ani po to, by ją powstrzymać. Stały tylko z otwartymi ustami
i patrzyły, kiedy je mijała.
Słyszała, że mężczyźni się zbliżają. Ożywiona nową siłą dobiegła do wysokiej skały i zaczęła się po niej wspinać.
Gołe stopy i ręce same wynajdywały punkty oparcia. Przypominała leśne zwierzę, które instynktownie wie, jak się
zachować.
Mężczyźni byli od niej ciężsi i bardziej niezdarni. Stracili dużo więcej czasu, żeby wspiąć się na górę. Ich obute w
skórzane mokasyny stopy ślizgały się po gładkiej skale. Jeden ze ścigających odpadł od ściany, stoczył się w dół i
pociągnął za sobą innych. Ale Siska umknęła już wtedy daleko w las, w którym rosły drzewa o srebrzystych liściach.
Długo jeszcze słyszała przejmujące, wściekłe nawoływania ścigających, ale docierały do niej z coraz większej i
większej odległości.
W końcu musiała się zatrzymać. Czuła, że siły ją opuszczają. Oddychała z wielkim wysiłkiem, w piersiach czuła
bolesną ranę. Opadła na ziemię. Wiedziała jednak, że mężczyźni za nic nie zrezygnują z pościgu. Próbowała rozejrzeć się
wokół, czy nie znajdzie jakiejś drogi ucieczki. Wzrok jej się mącił ze zmęczenia, krew pulsowała w skroniach, całe ciało
było wiotkie, zupełnie pozbawione sił, jakby nie chciało jej słuchać.
Co ja zrobiłam? Zbuntowałam się przeciw prawu, pomyślała przestraszona, ale natychmiast odrzuciła od siebie lęk.
Gdyby postąpiła zgodnie z prawem, teraz już by nie żyła. Jej zmaltretowane, zbroczone krwią ciało płonęłoby
prawdopodobnie na stosie. Dziewica złożona w ofierze...
Chociaż wyrzuty sumienia nie ustawały i wciąż wracało pytanie: „Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam?" - to wiedziała,
że ze swojego punktu widzenia postąpiła słusznie.
Teraz chodziło o to, by przeżyć, by znaleźć kryjówkę, do której tamci nie dotrą.
Ale jak może dokonać czegoś takiego ktoś, kto nigdy nie wyszedł poza granicę osady? Kto właściwie nigdy nie
opuszczał swojej chaty.
Nie było jej zimno, ponieważ w lesie zawsze panowało ciepło. Pochodziło ono od Światła. Siska wiedziała o tym,
tylko że to święte Światło znajdowało się strasznie daleko.
W świecie Siski nie istniała noc ani dzień, tylko nieustanny wieczny półmrok. Ale tutaj, gdzie znalazła się teraz, w
tej ciasnej, porośniętej lasem dolinie, ciemność była głębsza niż ta, do której przywykła w rodzinnej osadzie. To ją
przerażało, chociaż nie aż tak bardzo jak ścigający mężczyźni. Musi uciekać, tutaj zostać nie może. Gdy tylko natężyła
słuch, natychmiast docierały do niej ich wrzaski. Znajdowali się daleko, ale z pościgu nie zrezygnowali.
Gdyby tylko mogła utrzymać się na nogach...
Nic dziwnego, że jest tak śmiertelnie zmęczona. Ona, która nigdy nie wychodziła poza drzwi własnego domu.
Wyrosła na bladą i szczupłą dziewczynę, przypominała ziele wyhodowane w piwnicy. Na początku tej szalonej ucieczki
gnała ją nieznana dotychczas siła woli. Pędziła przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że wielkie korzenie drzew czają się
na nią podstępnie, nie zauważając, że stopy ma coraz bardziej poranione, że trawa i rozrzucone wszędzie gałęzie kaleczą jej
skórę. Nie zważała na to, że przewraca się raz po raz, chciała uciekać, znaleźć się stąd jak najdalej.
Teraz zdała sobie sprawę ze wszystkiego. Czuła, że jej nie przyzwyczajone do wysiłku płuca o mało nie pękną.
Każdy oddech był straszną udręką. Musiała kaszleć, ale próbowała to tłumić. Zasłaniała usta rękami przerażona, że
ścigający ją usłyszą. Bała się tak, jak musi się bać tropione leśne zwierzę. Pomóż mi, pomóż mi, błagała w duszy, choć
wiedziała, że nie ma nikogo, do kogo mogłaby się modlić. Przecież to ona właśnie była boginią swojego ludu. To do niej
inni zwracali się z prośbą o pomoc.
Teraz już nikt nie prosił jej o radę. Pragnęli natomiast ją schwytać i złożyć w ofierze.
Światła prosić o pomoc nie mogła. Światło ją zdradziło, a ona zdradziła Światło. Światło nie chciało nic wiedzieć o
jej powołaniu. Osada nadal trwała pogrążona w ciemnościach, opuszczona przez Światło.
Opuszczona? Przecież nigdy go tam nie było.
Mieszkańcy osady żądali od niej tak wiele. I chociaż zrobiła właściwie wszystko, czego oczekiwali...
Nawoływania w lesie.
2 / 62
509706385.003.png
Margit Sandemo - Wielkie Wrota
Czy nie brzmią jakby bliżej? Nie była w stanie tego określić. Nie wiedziała, czy to wyobraźnia, zresztą jak
mogłaby coś takiego wiedzieć, skoro krew pulsowała je; w skroniach z głośnym hukiem, a oddech wydobywał się z piersi
ze świstem?
Udręczona podniosła się z trudem i oparła o pień drzewa. Rozglądała się, szukając drogi ucieczki. Po chwili ruszyła
dalej, wciąż mając osadę za plecami. Nagle zrozumiała, dlaczego tutaj, gdzie się znalazła, jest tak ciemno. Zbliżyła się
przecież do gór, które zasłaniają drogę ku Światłu. I tutaj ich cień jest bardziej intensywny niż w Srebrzystym Lesie.
Ale jakie znaczenie mogły mieć dla niej góry? Wszyscy przecież wiedzieli, że są niedostępne, że nikt nie zdoła się
przez nie przedrzeć.
Mimo to kierowała się w ich stronę. Po prostu nie miała innej drogi. Wszystko wokół niej było nowe, obce i
przerażające. Siska, której nigdy nie pozwolono radzić sobie na własną rękę, której usługiwano od rana do wieczora,
uświadomiła sobie teraz, jak bezradną i bezbronną istotą uczynili ją poddani.
Z trudem zrobiła jeszcze kilka kroków i nagle zatrzymała się, bo dotarł do niej jakiś głos.
Oddech w dalszym ciągu rozrywał jej piersi. Skórę po-ocierała i podrapała do krwi, ale rany nie wyglądały zbyt
groźnie, piekły tylko. Całe ciało miała poobijane i obolałe.
Dźwięk, czy to nie... Czy to nie sącząca się woda?
Siska nie znała lasu. Wiedziała jednak, że na skraju osady płynie szeroki potok. I wiedziała, gdzie bierze on swój
początek. Tak, czyż opiekunki i doradczynie nie opowiadały, że potok wypływa z gór?
Bez konkretnego celu, nie wiedząc nawet, dlaczego tak robi, skierowała się ku szemrzącej wodzie. Była kompletnie
nie przyzwyczajona do poruszania się w otwartej przestrzeni. Większość czasu spędzała przecież siedząc w drzwiach
swojej chaty, gdzie przyjmowała ludzi, przychodzących do niej po radę.
Nikt oprócz tych starych kobiet, które jej usługiwały, nie mógł jej nigdy dotknąć. Nikomu nie wolno było się do niej
zbliżyć. Służące jej kobiety nie miały w osadzie żadnego znaczenia. Nikt się nimi nie przejmował. To mężczyźni
reprezentowali siłę i to oni panowali. Kobiety znały się co prawda na różnych sprawach, ale to się nie liczyło. Prawdziwe
wartości to siła i odwaga.
Bogini-dziewica była wyrocznią. To ona miała uratować swój lud, wyprowadzić go z wiecznego mroku.
Siska wiedziała ponadto, że ona sama stawiana jest znacznie wyżej niż jej nieszczęsne poprzedniczki. Ona była
wielką nadzieją plemienia. Sam wódz wybrał ją na boginię w dniu, w którym się urodziła. Wybrał swoją córkę.
Tak, Siska była córką wodza. Była Księżniczką. Lud oczekiwał od niej bardzo wiele. Żywiono nadzieję, że nawet
Światło pochyli się przed nią z respektem.
Nic takiego się jednak nie stało.
Mimo to zdawała sobie sprawę, że właśnie ona została lepiej przygotowana do swojego zadania niż wszystkie
poprzednie dziewice, które złożono w ofierze. Opiekujące się nią kobiety też tak twierdziły. Siska uczyła się szybciej i
łatwiej, umiała wyciągać własne wnioski z tego, co jej mówiono, i rozumiała prawo, a także wiedziała wiele o życiu
plemienia w lesie.
Co się teraz stanie z jej ojcem? Siska na wspomnienie ojca zadrżała z przerażenia. Patrząc na swoje poranione stopy
powlokła się dalej, przytrzymując się drzew. Paliły ją podeszwy, przywykłe do poruszania się po miękkiej podłodze chaty.
Co ludzie w osadzie zrobią z jej ojcem, skoro ona zdradziła i uciekła sprzed ofiarnego stosu?
Otrząsnęła się z ponurych myśli. Teraz nie miała na nie czasu. Ojciec z pewnością da sobie radę. Był bardziej
władczy i silniejszy niż wszyscy inni razem wzięci. Przynajmniej na razie. Wkrótce jednak zrobi się stary i...
Ojca nie było w osadzie wtedy, kiedy miano ją składać w ofierze. Siska wiedziała, że bardzo kochał swoją córkę--
dziewicę. Nie byłby w stanie patrzeć, jak płonie na stosie.
Może ze względu na ojca... Może ze względu na niego powinna wrócić?
Nie, nie, nigdy nie wróci, nigdy, nigdy. Nagle drgnęła. W lesie rozległ się odgłos biegnących stóp. Ktoś, potykając
się, wspinał się po zboczu.
Trzeba uciekać, ale dokąd? Akurat teraz stała na otwartej polanie, a przed sobą miała...
Tak... serce dziewczyny uderzyło szczególnie mocno. Za drzewami wznosiła się wysoka górska ściana, a po tej
ścianie spływał strumyk. Widziała, że wydobywa się ze skały i przemienia w piękny, mały wodospad. Woda spadała z
niezbyt dużej wysokości, nie było jej też wiele, ale tworzyła obraz niezwykłej urody. Siska nie miała jednak czasu dłużej
go podziwiać, nie wiedziała, czy biec dalej, czy schronić się na drzewo. Nieliczne drzewa rosły tu w rozproszeniu, a
poza tym miały wysokie pnie, pozbawione od dołu gałęzi. Nie byłaby w stanie wspiąć się po żadnym z nich. Głośne kroki
samotnego mężczyzny zbliżały się coraz bardziej. Wkrótce ścigający znajdzie się na polanie i zobaczy ją. Gdzie, gdzie
mogłaby się ukryć?
Niegdyś był najsilniejszym i najodważniejszym mężczyzną w osadzie. Sam nadal się za takiego uważał, choć inni
myśleli coś dokładnie przeciwnego. Młodzi chłopcy przewyższali go teraz zarówno pod względem odwagi i siły, jak i
urody, ale Les tego nie zauważał. Jego imię, Les, oznaczało las. I, oczywiście, znał bardzo dobrze ten las, przez który się
teraz skradał.
Nie zauważał tylko, że to skradanie słychać z daleka. Les ścigał dziewicę. Poszedł inną drogą niż reszta mężczyzn,
ponieważ nie chciał dzielić się z nimi zdobyczą.
Ostatnimi czasy powodziło mu się bardzo źle. Jego kobieta zrobiła się stara i brzydka, nie dawała mu już w łóżku
żadnej radości. Kto chciałby dotykać takiej pomarszczonej i obwisłej skóry? W każdym razie nie on, nie Les, taki
przystojny i urodziwy. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że on sam też jest pomarszczony i ma obwisłą skórę.
Prawo jednak zabraniało mu dotykać innych kobiet, a prawa Les przestrzegał.
Wszelkie naruszenia surowo karano.
Ale teraz bogini-dziewica, księżniczka, była zdobyczą dozwoloną przez prawo. Chciał znaleźć w jej ciele
zaspokojenie po długich, nudnych miesiącach z żoną, a poza tym chciał odebrać jej cnotę, bo to zapowiedź wielkiego
szczęścia dla dzielnego mężczyzny, który weźmie ją w posiadanie. A potem zabić. To jeszcze większe zwycięstwo. Dzięki
temu uzyska wszystko, czego w tym życiu może zapragnąć.
Choć Les sam przed sobą się do tego nie przyznawał, to jednak najbardziej podniecała go myśl, że zaraz znowu
posiądzie młodą, piękną kobietę. Ze będzie mógł wedrzeć się w jej kruche ciało, które ledwo zaczęło się rozwijać. A
księżniczka była piękna. Żadna inna nie miała takich długich, gęstych i czarnych włosów jak ona, żadna nie kusiła takimi
soczystymi wargami. Widywał ją wielokrotnie ostatnimi czasy. Często chodził prosić o radę w sprawach, co do których nie
3 / 62
509706385.004.png
Margit Sandemo - Wielkie Wrota
miał najmniejszych wątpliwości. Chodził tam tylko po to, by znowu poczuć, jak soki życiowe zaczynają w nim krążyć. To
on zwrócił uwagę plemienia, że bogini jest już bardziej kobietą niż dzieckiem. To on przyspieszył wydarzenia.
Szczerze mówiąc, Les był zadowolony, że bogini udało się uciec. Dzięki temu stanie się jego zdobyczą. Tylko jego.
Wiedział bardzo dobrze, że tłoczący się wokół tronu młodzi mężczyźni próbowali go odepchnąć na bok i że im się to
udawało, co przyznawał z niechęcią. Mógłby mieć problemy, żeby dostać to, co mu się sprawiedliwie należało.
Teraz miał ją tylko dla siebie. Dostrzegał ślady małych bosych stóp wszędzie tam, gdzie ziemia była miękka. Tylko
on wiedział, w którą stronę bogini pobiegła. Byłby skończonym głupcem, gdyby pokazał ślady innym.
Czuł rozkoszne mrowienie pod skórą. Nowa kobieta, dziewica-bogini, księżniczka!
Teraz dziewczyna już mu się nie wymknie, nie ma najmniejszej szansy.
Świetnie wiedział, że biegnie ku górom. A tam wpadnie we własną pułapkę.
Odwrócił głowę, by się przekonać, że jest sam ze swoją zdobyczą. I rzeczywiście, nigdzie żywej duszy. Tamci
głupcy pognali w przeciwnym kierunku.
Na chwilę przystanął, żeby odetchnąć. Młodsi mężczyźni twierdzili, że on nie biega już tak lekko jak niegdyś. Cóż
za głupstwa! Był równie niedościgły jak zawsze. Teraz jednak zasapał się trochę, ponieważ przebył znacznie dłuższą drogę
niż tamci. Oni by też sapali, gdyby musieli biec tak daleko, i to pod górę. Dużo bardziej by sapali. Stał i patrzył za siebie.
W dali poza osadą wznosiły się złe góry. Ogromne szczyty celowały w niebo, długi łańcuch zamieszkany przez groźne
duchy. Wielokrotnie słyszał głuche zawodzenia, kiedy wszyscy w osadzie już spali.
Czy ci głupi młodsi mężczyźni nie rozumieją, że Sisce nigdy by nie przyszło do głowy uciekać właśnie w tamtą
stronę? Do gór, którymi władają duchy?
Tylko on miał dość rozumu, by przewidzieć, dokąd ona się skieruje. Ku Światłu.
Les podjął pościg. Teraz spoza drzew widział wyraźnie górską ścianę. Siska znalazła się w pułapce.
Kroki przybliżały się. Rozbieganym wzrokiem dziewczyna szukała jakiejś kryjówki. Oczywiście mogła schować się
za pniem któregoś drzewa, ale na jak długo? Na pewno bardzo szybko zostałaby znaleziona.
Raz czy drugi mignął jej między drzewami prześladowca. Wciąż jeszcze był bardzo daleko, ale potrafiła już
rozpoznać jego charakterystyczny, skradający się krok. Zwłaszcza teraz kiedy biegł. Les, najokropniejszy z nich
wszystkich. Siska przypominała sobie z obrzydzeniem jego pożądliwy wzrok, którym wodził po jej ciele, kiedy
przychodził prosić o radę. Zadawał tak głupie pytania, że nawet dziecko potrafiłoby na nie odpowiedzieć. Zaczynał się
starzeć. Miał zaokrąglony brzuch i kościste kolana. Zachował jednak jeszcze męskie siły. Tak przynajmniej twierdziły
usługujące jej kobiety. Ale wiele pożytku już z niego nie będzie, dodawały i śmiały się przy tym nieprzyjemnie.
Siska wiedziała, co Les zamierza z nią zrobić, gdyby udało mu się ją pochwycić. Jego obrzydliwe ciało przyciśnie ją
do ziemi, a twarde ręce będą ją szarpać pożądliwie. Była bliska histerii, kiedy rozpaczliwie poszukiwała drogi ucieczki.
Tak mało czasu, tak niewiele możliwości.
Może wspiąć się po górskiej ścianie?
To niemożliwe, jest tam zbyt stromo i skała zbyt gładka.
Może ukryć się za wodospadem? Nie, to niewykonalne. Woda jest przezroczysta i spada za blisko górskiej ściany.
Nigdzie ani jednego drzewa, na które można by się wdrapać. A biec wzdłuż gór i tam próbować szukać jakiegoś
ratunku też nie mogła. Była taka zmęczona, nogi nie chciały jej już nieść. Z trudem utrzymywała ciało w pozycji pionowej.
Źródło. Miejsce, w którym strumień wypływa z góry?
O, nie, otwór jest bardzo ciasny. Nawet gdyby wsunęła głowę do otworu, to co jej to da? Po pierwsze, udusi się pod
wodą, a po drugie, Les będzie widział jej ciało wystające na zewnątrz.
Ale czy rzeczywiście otwór jest zbyt ciasny? Wąski, to prawda, ale... Siska nie miała innego wyjścia.
Czepiając się palcami skały tak, że zdarła sobie paznokcie, pięła się pospiesznie w stronę źródełka. Teraz była
widoczna z bardzo daleka. Przykucnęła przy otworze i wsunęła do niego rękę. Mech wokół był miękki, ustępował pod
naciskiem jej dłoni. A może? Gdyby teraz...?
Jest przecież nieduża i drobna. Nie zastanawiając się więcej, wsunęła nogi do wąskiej szczeliny. Jęknęła, gdy
zanurzyła stopy w zimnej wodzie. Choć może nie aż tak zimnej, jak się spodziewała. Dziewczyna przemieszczała się w
głąb jak daleko mogła. Utopię się, myślała. Ale muszę spróbować. To moja jedyna szansa.
Najtrudniej było przecisnąć klatkę piersiową, ale nie mogła przecież tak zostać, leżąc na plecach, na pól ukryta w
szczelinie. Musiała przepychać się dalej. Nie miała odwagi pomyśleć o tym, co będzie, gdyby chciała znowu wydostać się
na zewnątrz. Jakaś ostra krawędź rozorała jej skórę wzdłuż mostka. Nie mogła temu zapobiec. Żeby tylko rana nie okazała
się bardzo głęboka, myślała z twarzą wykrzywioną bólem.
Wreszcie zdołała wcisnąć klatkę piersiową do środka. Ramiona wsunęły się już lekko.
Co ja teraz zrobię? zastanawiała się, zdjęta paniką. Moje długie, czarne włosy znajdują się przecież na zewnątrz w
strumieniu, ale nie mogę przechylić głowy, bo wtedy woda mnie zaleje.
On mnie widzi, on mnie widzi. On już wkrótce tutaj będzie. A ja go nawet nie słyszę, bo szum wody wszystko
zagłusza.
Nogi Siski znajdowały się w boleśnie niewygodnej pozycji. Nurt opływał ją ze wszystkich stron, próbując ominąć
przeszkodę, jaką stanowiło jej ciało. Ostra skalna krawędź raniła jej jedno biodro. Instynktownie poruszyła nogą i...
Mogła ją unieść! Wysoko! Spróbowała z drugą. Też poszło gładko.
We wnętrzu skały strumień wyżłobił szerokie koryto!
Nie wahając się dalej, Siska przeciskała się w głąb. Zachłysnęła się wodą, rozpaczliwie usiłowała złapać odrobinę
powietrza. Umrę teraz, zaraz się uduszę, myślała z rozpaczą. Ale odwrotu nie było. Wpełzła już tak głęboko, że nikt z
zewnątrz nie mógłby zobaczyć jej włosów. Sprawdziła zdrętwiałą ręką, czy wszystkie znajdują się w skalnej szczelinie.
Szarpnęła kilkakrotnie gwałtownie całym ciałem, zaciskając wargi pogrążyła się pod wodą, przesunęła jeszcze bardziej i w
końcu mogła unieść głowę. Otwór był znowu wolny i cała wezbrana woda została wyrzucona na zewnątrz z wielką siłą.
Siska miała nadzieję, że Les nie zwróci na to uwagi.
Ona sama znajdowała się teraz ponad spienioną powierzchnią potoku. Znowu mogła oddychać. Och, jakie cudowne
uczucie!
Mimo wszystko była wciąż tak przerażona, że nie miała odwagi pozwolić sobie na odpoczynek. Leżąc na plecach
przepychała się głową do przodu, po chwili zdołała się przewrócić na brzuch i pełzła teraz dalej, wciąż w głąb góry, nie
mogąc się pozbyć dręczącej świadomości, że wisi nad nią straszliwy ciężar potężnej skały. Z rzadka tylko miała odwagę
4 / 62
509706385.005.png
Margit Sandemo - Wielkie Wrota
zatrzymać się na moment w tej szalonej ucieczce. Wtedy siadała w wodzie i szlochając z rozpaczy nie potrafiła zdobyć się
na żadną rozsądną myśl.
Les wyszedł na polankę pod wodospadem w tej samej chwili, gdy potężna kaskada wody została gwałtownie
wyrzucona z otworu. Dlatego nie zwrócił uwagi na nic szczególnego. Po prostu myślał, że tak powinno być. Jeśli w ogóle
cokolwiek myślał.
Zdumiony rozglądał się wokół. Jeszcze przed chwilą migała mu między drzewami sylwetka uciekającej dziewczyny,
był tego absolutnie pewien. Siska musiała znajdować się gdzieś tutaj. Nigdzie jednak nie widział ani śladu człowieka.
Górska ściana tworzyła w tym miejscu niewielkie zagłębienie. Znakomita pułapka. Skała po obu stronach zamykała
drogę ucieczki, ale Siski nie było. Nigdzie żadnej dziewicy do zdobycia.
Les nie używał słowa „gwałt", ale właśnie tego rodzaju postępki miał na myśli.
Oszukany, pozbawiony pysznego kąska.
Gorączkowo przeszukiwał wzrokiem okolicę. Wypatrywał w koronach drzew. Nigdzie nic. Może za drzewami?
Biegał szybko dookoła pni, żeby nie zdążyła mu umknąć.
A może wysoko, na górskiej ścianie. Niemożliwe. Nie jest przecież owadem. A w strumieniu? Za płytko.
Les wdrapał się na górę i zatrzymał koło małego wodospadu. Też nic.
Woda wygładziła wszystkie ślady ciała Siski na mchu. Otwór wyglądał znowu jak nie tknięta przez nikogo szczelina
w skale. Lesowi nie przyszło do głowy, żeby starannie zbadać miejsce, skąd wypływała woda. Nikt przecież nie mógł się
tam wcisnąć. Szczelina była beznadziejnie wąska i ciasna.
Pozostawała tylko jedna droga. Dziewczyna musiała pobiec wzdłuż skalnej ściany i skierować się na północ. Ku
południowi bowiem droga była widoczna jak na dłoni.
Z rykiem wściekłości zdesperowany Les zeskoczył na ziemię i podjął przerwany pościg. Będzie ją miał jeszcze
dzisiaj. Był tego absolutnie pewien.
Nikt nie zdoła oszukać Lesa, najdzielniejszego mężczyzny w osadzie.
Kiedy najgorszy gwałtowny atak płaczu minął, Siska poczuła, że przemarzła do szpiku kości. Wilgotny chłód
ciągnący od wody i od skał przenikał ją na wylot. Zrozumiała, że zbyt długo nie może w tym miejscu zostać.
Czy powinna zawrócić tą samą drogą, którą przyszła, i wyjść znowu na zewnątrz w Srebrzystym Lesie?
Na myśl o tym wszystko się w niej burzyło. Jaka przyszłość czekała ją w osadzie? Straszna.
Z drugiej jednak strony tutaj, w ciemnym wnętrzu góry, też nie widziała szans na przeżycie.
Nie miała nic do stracenia. Zdecydowała się dokładniej zbadać głębię.
A zresztą, czy to naprawdę głębia? W gruncie rzeczy przecież posuwała się do przodu wzdłuż koryta potoku. W
sposób naturalny woda spadała z góry i nie ulegało wątpliwości, że strumień bierze swój początek na wyższym poziomie.
Ale z zewnątrz widać było tylko ten uskok. Większa część strumienia musiała się znajdować w głębi góry.
Cóż, jak tylko długo się da, powinna brnąć przed siebie, żeby zobaczyć, jak to wygląda dalej.
Siska roześmiała się. Chociaż zabrzmiało to jak histeryczne stłumione łkanie. Jakichż to słów ona używa?
Zobaczyć! Nie odróżniała przecież nic na wyciągnięcie ręki. Takich ciemności jak tutaj nigdy w życiu, nie widziała.
Stare kobiety w osadzie przekazały jej tradycje i legendy plemienia. Opowiadały jej o tym, że plemię przybyło z
kraju, w którym czas dzielił się na ciemną noc i jasny dzień, w którym był zmierzch i brzask. Pochodzili z kraju o
zielonych latach i płomiennie żółtych jesieniach oraz zimach z białym deszczem, który niczym kołdra kładł się na ziemi, i z
wiosną, kiedy wszystko ponownie budziło się do życia. Legendy! Do zadań Siski należało opowiadanie ich nie
dowierzającym młodym kobietom i mężczyznom, którzy śmiali się szyderczo.
Jej osada znała jedynie półmrok. Odwieczny i nieustanny. W niektórych miejscach łatwo było pełznąć naprzód pod
prąd. Kilkakrotnie mogła nawet stanąć i wyprostować się. Wkrótce jednak uderzała głową o wystające nad nią kamienie i
znowu musiała brnąć dalej na czworakach. Dygotała z zimna, ale nie płakała już i przestała się nad sobą rozczulać. Stare
kobiety w osadzie mówiły, że ani płacz, ani użalanie się niczego dobrego nie przynosi. Mądre słowa, teraz to pojmowała.
W pewnym momencie usłyszała plusk wody z innej strony, a wkrótce potem natrafiła na jeszcze jeden strumień -
mniejszy. Niepewna, co zrobić, siedziała w kucki i wymacywała w mroku rękami, żeby się przekonać, który z potoków jest
szerszy i bardziej godzien zaufania.
Przez cały czas nie opuszczał jej lęk. W każdej chwili przecież droga mogła zostać zamknięta. W każdej chwili
mogło się okazać, że otwór stal się zbyt ciasny i Siska przez niego nie przejdzie.
Ale właściwie dokąd zmierzała? Nie wiedziała nic. Stare kobiety nigdy jej nie mówiły o drogach strumieni. Nie
mówiły ani skąd się biorą, ani w ogóle nic. Wiedziała tylko, że za osadą płynie strumień i że bierze on początek w górach.
To wszystko.
Nieoczekiwanie ogarnęło ją leciutkie uczucie triumfu. Teraz wiedziała na temat strumienia więcej niż ktokolwiek
inny w osadzie.
Chociaż, czy to jej w czymś pomoże? Oni nie chcieli już nic o niej słyszeć. Potrzebna im była tylko jako dziewica,
którą można złożyć w ofierze i być może skłonić Światło, by do nich powróciło. Mogła im się przydać jeszcze po to, żeby
mieli się na kim zemścić. Za to, że zawiodła.
Przygnębiająca myśl, odebrało jej to resztki odwagi.
Siska zdawała sobie sprawę, że musi się przez cały czas poruszać, że jeśli się zatrzyma, to jej ciało zesztywnieje.
Bolały ją wszystkie członki, ręce i nogi nie chciały jej dźwigać. Musiała mieć zupełnie sine wargi, bo dzwoniła zębami, a
jej długie włosy, mokre i lodowate, lepiły się do skóry. Rany piekły, czuła się okropnie.
Zawsze przecież mogę zawrócić, myślała. Ale to była niewielka pociecha.
W końcu zdarzyło się to, co absolutnie zdarzyć się musiało:
Okazało się, że skała nad nią schodzi skośnie w dół. Tak nisko, że Siska musi położyć się w korycie strumienia.
Przejście stawało się coraz węższe, mimo to wciąż posuwała się naprzód, przeciskała pod wiszącą ścianą... I nagle wpadła
w panikę. Poczucie zamknięcia w ciemności. Świadomość ciężaru wiszących ponad nią skał, jej własna małość i
samotność... Nikt nie wiedział, co się z nią stało, nie mogła się wydostać z pułapki. Znajdowała się w potrzasku. Czuła, że
rozpacz mąci jej rozum.
Zaczęła krzyczeć dziko i rozdzierająco, szarpiąc jednocześnie ciałem, by wydostać się z potrzasku. Z trudem mogła
oddychać, uczucie, że się dusi, dominowało nad wszystkim. Szlochała, zachłystywała się wodą, płakała, krzyczała
stłumionym głosem, od czasu do czasu chwytała odrobinę powietrza i nieustannie z wściekłością próbowała się wyrwać z
5 / 62
509706385.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin