TAJEMNICZY LIBERTYN.pdf

(39 KB) Pobierz
TAJEMNICZY LIBERTYN
TAJEMNICZY LIBERTYN
Pierworodny syn Jana Sobieskiego, noszący nazwisko Brizardier, budził od dawna zainteresowanie
historyków. Jego sylwetka zatarła się jednak mocno w mrokach historii, tak że nie brak było nawet
głosów powątpiewających w jego istnienie. Wydaje się, iż co do tego nie może być żadnej wątpliwości,
ponieważ nazwisko owo wypłynęło w 1676 roku, kiedy to w sprawie osoby je noszącej interweniował u
Ludwika XIV sekretny poseł króla Jana.
Brizardier był wynikiem przelotnej miłostki Sobieskiego, który podczas swojej podróży po Europie, w
czerwcu 1646 roku, zawitał nad Sekwanę. Nikt wówczas jeszcze nie przypuszczał, iż ten
siedemnastoletni młodzieniec, syn kasztelana krakowskiego, za niespełna trzydzieści lat zostanie
królem Polski, a historia nada mu nawet przydomek "obrońcy chrześcijaństwa".
Sobieski zamieszkał w Paryżu w hotelu de Brisach, który dał zapewne początek dziwnemu nazwisku
Brizardier.
Nie wiemy, która z paryskich dam została wówczas jego kochanką. Pogłoski o kontaktach z markizą de
Svign należy chyba między bajki włożyć, ponieważ młody kasztelanic nie miał zapewne dostępu do
najwyższej francuskiej arystokracji. Przelotnej kochanki upatrywać raczej należy wśród pośledniejszych
dworek, do których zaliczały się guwernantki, garderobiane czy śpiewaczki. Zdecydowanie łatwiej
określić natomiast można datę urodzenia nieślubnego syna. Sobieski przebywał w Paryżu od czerwca
1646 do kwietnia 1647 roku, więc chłopiec musiał przyjść na świat w 1647 roku. Prawdopodobnie młody
ojciec nie widział nigdy swego syna, o którego istnieniu dowiedział się dopiero później.
Nazwisko Brizardier wypłynęło pod koniec lat sześćdziesiątych XVII wieku. Młody człowiek miał
wówczas nieco powyżej dwudziestu lat i był sierżantem armii w Nantes. Nie zrobił jednak kariery
wojskowej, gdyż na przeszkodzie temu stanęło jego zamiłowanie do praktyk libertyńskich.
Stworzył on wokół siebie atmosferę nieomal mistycznej tajemnicy, ogłosiwszy, iż posiada niezawodny
sposób na spełnianie wszystkich życzeń kobiecych. Jedynym warunkiem było przyjęcie przez kobietę z
jego rąk surowej pokuty. Sława natchnionego sierżanta rozniosła się po całej Bretanii i odwiedzać go
poczęły najwytworniejsze damy. Były wśród nich prezydentowa de Magnan, hrabina de Kerollin, panna
de Talet, były także inne arystokratki i żony miejscowych notabli. Prezydentowa prosiła go o otrzymanie
sukcesji, co wiązało się ze śmiercią trzech osób, hrabina Kerollin o sposób na sporządzanie złota,
natomiast panna Talet o bogatego męża.
Brizardier kazał kobietom rozbierać się do naga i smagał je rózgami aż do krwi. Kiedy kandydatka na
żonę bogatego męża nie mogła wytrzymać tej chłosty, wołała do niego: "Panie Brizardier, nie tak
mocno! Wolę już, aby nie był aż tak bogaty".
Nie wiadomo, jak długo natchniony sierżant uprawiał swoje flagellacyjne praktyki. Zdemaskował go
dopiero woźny miejscowego parlamentu, niejaki Bohamont, który spostrzegł, że jego córki
systematycznie odwiedzają koszary. Brizardier stanął przed sądem, oskarżony o libertynizm, i groziła
mu szubienica. Dzięki wstawiennictwu jego klientek, bretońskich arystokratek, skazano go jedynie na
galery.
Galernikiem nie był jednak długo, gdyż jego protektorki uzyskały dla niego zwolnienie i załatwiły mu
nawet pracę w kancelarii królowej.
Jan Sobieski zostawszy królem Polski postanowił dopomóc swojemu pierworodnemu synowi, ale
uczynił to w sposób tak niezręczny, iż omal nie doprowadził do międzynarodowego skandalu.
Wysłał on bowiem do Ludwika XIV swojego zaufanego posła z prośbą, aby monarcha udzielił
zezwolenia za kupno dóbr ziemskich we Francji, z którymi byłby związany tytuł książęcy. Nie wymieniał
przy tym żadnego nazwiska i Ludwik był przekonany, iż chodzi tutaj o ojca królowej, markiza d'Arquien.
Jakież było jego zdumienie, gdy dowiedział się, iż protegowanym króla Polski był skromny urzędnik,
pracujący w kancelarii Ludwikowej żony. Otrzymał jednak odręczny list Sobieskiego, w którym ten
tłumaczył, że Brizardier jest potomkiem starożytnego rodu polskiego, spokrewnionego z królem, a on,
Sobieski, nadaje jego matce tytuł "pierwszej damy polskiej ze złotym kluczem".
1
Nieufny król Francji kazał sprawdzić te informacje i okazało się, że "pierwsza dama polska" w ogóle nie
istnieje. Przyłapany na kłamstwie król Jan począł wykręcać się coraz bardziej niezręcznie. Pisał, iż o
względy dla Brizardiera występuje na prośbę królowej Francji, od której otrzymał odręczny list wraz z jej
portretem ozdobionym diamentami.
Ta zupełnie nieprawdopodobna historia spowodowała, iż podejrzliwy Ludwik kazał wdrożyć
dochodzenie, przypuszczając, że protegowany może być nieślubnym synem jego małżonki.
Domniemanie to było oczywiście absurdalne, ponieważ Brizardier był młodszy od królowej zaledwie o
dziewięć lat.
W trakcie dochodzenia ujawniono wszakże, iż kancelista królowej jest libertynem i byłym galernikiem. To
wystarczyło, aby pierworodny syn Sobieskiego trafił do Bastylii. Nie przebywał tam jednak długo, gdyż
dzięki swoim koneksjom już po kilku miesiącach był na wolności. Obracał w tym czasie niemałym
kapitałem, należy więc przypuszczać, iż otrzymał wsparcie od swego ojca.
Incydent z Brizardierem wpłynął na ochłodzenie stosunków polsko-francuskich, gdyż Ludwik XIV nie
mógł darować Sobieskiemu jego krętactwa i odmawiał mu odtąd w korespondencji tytułu "Majest".
Dalsze losy królewskiego bastarda pozostają nieznane, roztapiają się w mrokach historii. Król Jan III,
przynajmniej oficjalnie, nie podejmował więcej żadnych kroków związanych z jego osobą.
Najgorzej na tej całej historii wyszedł królewski teść, markiz d'Arquien, któremu Ludwik nie przyznał już
nigdy książęcego tytułu.
2
Zgłoś jeśli naruszono regulamin