A. MacLean-Łamacz kodów.pdf

(1147 KB) Pobierz
112322962 UNPDF
Alistair MacLean
Alastair MacNeill
Łamacz kodów
Alistair MacLean’s Code Breaker
Przełożyli Juliusz Garztecki i Witold Nowakowski
112322962.001.png
Prolog
We wrześniu 1979 roku (dokładnej daty nie podano do wiadomości) sekretarz
generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych zwołał nadzwyczajne posiedzenie
z udziałem czterdziestu sześciu delegatów reprezentujących niemal wszystkie kraje
świata. Porządek dzienny obrad obejmował tylko jeden punkt: eskalację
międzynarodowej przestępczości. Postanowiono powołać do życia międzynarodowe siły
szybkiego reagowania, które działałyby pod egidą Rady Bezpieczeństwa Organizacji
Narodów Zjednoczonych jako Organizacja do Walki z Przestępczością, czyli UNACO.
Do jej zadań miało należeć: „zapobieganie międzynarodowej przestępczości, a także
zwalczanie, ściganie oraz eliminowanie osób i grup prowadzących międzynarodową
działalność przestępczą”. Każdy z delegatów wysunął jedną kandydaturę na stanowisko
dyrektora UNACO, a ostatecznego wyboru dokonał sekretarz generalny.
Tajna działalność UNACO rozpoczęła się 1 marca 1980 roku.
1
Dwudziesty trzeci grudnia
Cywilnie ubrany funkcjonariusz Special Forces Brigade – elitarnej jednostki
antyterrorystycznej, działającej w Portugalii – pośpiesznie przeprowadził dwóch
mężczyzn przez komorę celną lizbońskiego lotniska Portela. Wszystkie niezbędne
formalności załatwiono już wcześniej, a z chwilą gdy goście weszli do pomieszczenia dla
VIP-ów, czekająca stewardesa wręczyła im ostemplowane paszporty i pokładówki. Obaj
mężczyźni, Siergiej Kolczynski oraz profesor Abraham Silverman, należeli do grupy
naukowców delegowanych przez UNESCO na tygodniowe sympozjum badawcze
w Portugalii. Oczywiście był to tylko kamuflaż. Przez cztery ostatnie dni uczestniczyli
w tajnej konferencji, zwołanej przez Special Forces Brigade, na którą przybyli
przywódcy wszystkich europejskich sił antyterrorystycznych. Kolczynski i Silverman
piastowali wysokie stanowiska w UNACO. Pierwszy z nich, były major KGB, od trzech
lat pełnił funkcję zastępcy dyrektora UNACO, drugi zaś – uznawany przez wielu za
najlepszego kryptoanalityka na świecie – pracował uprzednio dla izraelskiego Mossadu.
Do UNACO trafił w połowie lat osiemdziesiątych. Teraz, w przypiętej do przegubu
walizce, niósł sprawozdanie z przebiegu zebrania i dane dotyczące działalności UNACO,
przywiezione z Nowego Jorku przez Kolczynskiego. Silverman osobiście zakodował
dokumenty i tylko on jeden znał klucz do ich rozszyfrowania…
Szef UNACO, pułkownik Malcolm Philpott, chciał początkowo, by obu delegatom
towarzyszyła w drodze do Lizbony grupa agentów z zespołu operacyjnego, lecz władze
Portugalii twierdziły, że oddziały Special Forces Brigade zapewnią wszystkim
dostateczną ochronę. Kolczynski i Silverman znaleźli się dodatkowo pod stałą opieką
porucznika Carlosa Pereiry, którego otwarte, wręcz przyjacielskie zachowanie jaskrawo
kontrastowało z wiecznie ponurą miną majora Joao Inacia, pełniącego służbę szefa sił
bezpieczeństwa. Philpott prosił Inacia, by uzbrojony Pereira towarzyszył Kolczynskiemu
i Silvermanowi w czasie powrotnej podróży do Nowego Jorku, gdzie mieli zostać
przejęci przez zespół operacyjny i bezpiecznie odwiezieni do siedziby Narodów
Zjednoczonych. Inacio załatwił sprawę z władzami, dzięki czemu celnicy nie robili
żadnych trudności. Wszystko szło zgodnie z planem…
Kolczynski odmówił kawy. Gdy Silverman i Pereira odeszli w stronę baru, usiadł
przy oknie wychodzącym na pas startowy. Wyjął z kieszeni nową paczkę papierosów,
odpieczętował ją i zapalił jednego. Był pięćdziesięcioletnim mężczyzną o czarnych, nieco
przerzedzonych włosach, posępnych rysach oraz lekko zaokrąglonej budowie ciała,
zdradzającej, że większość dorosłego życia spędził za biurkiem. Wstąpił do KGB po to,
by samemu sobie udowodnić, iż jest znakomitym taktykiem. W wieku dwudziestu trzech
lat otrzymał stopień majora, lecz wśród kolegów po fachu nie cieszył się zbytnią
popularnością, gdyż zdecydowanie oponował przeciw brutalnym metodom zwalczania
wszelkich przejawów antykomunizmu. Kiedy na dobre wyczerpał cierpliwość swych
przełożonych, wysłano go na Zachód, gdzie, jako attache wojskowy, przez szesnaście lat
obijał się po różnych radzieckich ambasadach. W końcu wezwano go do Moskwy
i obsadzono w Drugim Dyrektoriacie na Łubiance, w placówce kontrwywiadu. Po latach
spędzonych na Zachodzie nie potrafił się przyzwyczaić do siermiężnej rzeczywistości
Rosji, skorzystał więc z pierwszej okazji i bez zbytniego wahania przyjął stanowisko
zastępcy dyrektora UNACO.
Ostatnio znalazł się w punkcie zwrotnym swej kariery. Wszystko zaczęło się
z początkiem roku, gdy Philpott dostał ataku serca i zadecydował, że czas na
wcześniejszą emeryturę. Kolczynski zajął jego fotel, lecz od samego początku borykał się
z wieloma trudnościami. Kiedy podczas akcji w Londynie zginęli wszyscy członkowie
jednego z zespołów operacyjnych, natychmiast podniosły się głosy żądające, by nowy
dyrektor złożył rezygnację. Kolczynski początkowo opierał się naciskom, lecz wkrótce,
osamotniony i otoczony niechęcią polityków z Organizacji Narodów Zjednoczonych,
doszedł do wniosku, że nie zdoła utrzymać swej pozycji i podał się do dymisji. Philpott
musiał porzucić spokojne życie emeryta i wrócił na fotel. Przede wszystkim przekonał
Kolczynskiego, by pozostał w UNACO, jako Numer Drugi. Ten zgodził się na to z tym
warunkiem, że pod koniec roku będzie mógł ponownie przemyśleć swą sytuację. Teraz
nadeszła pora na wnioski. W zasadzie podjął ostateczną decyzję przed końcem
konferencji, ale uznał, że będzie mądrzej, jeśli zachowa ją dla siebie do czasu powrotu do
Stanów. Miał jeszcze niewielkie wątpliwości, lecz już od dawna nauczył się ufać swym
instynktom i w głębi duszy wiedział, że postępuje słusznie…
Palił drugiego papierosa, gdy Silverman i Pereira wrócili z kafejki.
– Mam szczerą ochotę się tego pozbyć – mruknął Silverman, wskazując na zaciśnięte
wokół przegubu kajdanki.
– Może pan przecież odstawić neseser, póki nie każą nam wejść na pokład samolotu
– powiedział Pereira. – Tu jest bezpiecznie.
– Odstawię go dopiero w ONZ-cie – nieco opryskliwie odparł Silverman. – Ani
chwili wcześniej.
Pereira wzruszył ramionami i z wolna powiódł wzrokiem po sali. W kącie zobaczył
świątecznie przystrojoną choinkę. Zdawała mu się całkiem nie na miejscu, gdyż
w poczekalni dla pasażerów pierwszej klasy nie było ani jednego dziecka. Boże
Narodzenie kojarzył wyłącznie z dziećmi. Miał dwóch synów i zawsze brał wolne
w pierwszy dzień świąt, a w razie potrzeby wymieniał się na dyżury z jakimś kawalerem,
który chciał się pobawić w sylwestra. Sam nie brał udziału w podobnych imprezach –
liczyła się dla niego tylko rodzina.
– Myśli pan teraz o swych dwóch chłopcach, prawda? – spytał Silverman. Delikatnie
położył dłoń na ramieniu Pereiry.
– Tak – z uśmiechem odparł Portugalczyk. – Ma pan dzieci, profesorze?
– Córkę, w Izraelu. Wyjadę z początkiem roku, by u niej zamieszkać.
– Tak, prawda, to pańska ostatnia misja dla UNACO.
Przechodzi pan na emeryturę. Pewnie już trudno się panu doczekać.
– Proszę zapytać mnie za rok o tej samej porze, będę umiał udzielić lepszej
odpowiedzi – odrzekł Silverman i z rezygnacją wzruszył ramionami. – Mam już
sześćdziesiąt cztery lata. Pożyję jeszcze jakieś dziesięć lub piętnaście, pod warunkiem że
zachowam spokój i będę uważał na serce. To dość czasu, by zastanowić się nad życiem.
– Pańska rodzina wciąż przebywa w Rosji? – Pereira zwrócił się do Kolczynskiego.
– Co? – Zapytany oderwał wzrok od szyby. Uśmiechnął się z zażenowaniem. –
Przepraszam, błądziłem myślami gdzieś daleko.
– Pytałem, czy pańska rodzina jest wciąż w Rosji.
– Krewni zmarłej żony mieszkają w Estonii. Poza tym nie mam nikogo.
– Tęskni pan za Rosją?
– Czasami – wymijająco odparł Kolczynski, po czym wskazał na saszetkę
Silvermana. Z bocznej kieszeni wystawał egzemplarz „International Herald Tribune”. –
Dzisiejszy?
Silverman skinął głową i podał mu gazetę. Pereira domyślił się, o co chodzi,
i wpatrzony w połyskującą lampkami choinkę, na powrót popadł w zamyślenie.
Trzem pielęgniarzom pełniącym dyżur na lotnisku popołudnie mijało względnie
spokojnie. Jaime Fernandes zaczynał pomału tego żałować. Dla zabicia czasu namówił
kolegów na partyjkę pokera i choć stawki nie były zbyt wygórowane, stracił
wystarczająco dużą sumę, by narazić się na gniew żony po powrocie do domu. Teraz
jednak był przekonany, że z tymi kartami, jakie miał w ręku, zdołałby odzyskać znaczną
część pieniędzy. Zerknął na pozostałych. Augusto, najmłodszy z całej trójki, już
spasował. Luis, najlepszy przyjaciel Fernandesa, siedzący naprzeciw, z wolna uniósł
powieki.
– No dobra, rzućmy okiem na to, co tam masz, Jaime – powiedział, niecierpliwie
popukując palcem w blat stołu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin