Przezdziecki Solistka.txt

(280 KB) Pobierz
Jerzy Prze�dziecki

SOLISTKA

ROZDZIA� PIERWSZY
Ko�a wagonu stukaj�, a ja my�l�. Najpierw o po�egnaniu z mam� na lotnisku. 
P�niej o
szkole, zobaczy�am j� naraz wyra�nie ze wszystkimi lud�mi, ze szkolnymi 
wydarzeniami,
d�wi�kami, a nawet zapachami. Pewno umr�. Naznaczeni �mierci� widz� podobno 
wszystko,
co prze�yli, niezmiernie wyra�nie. Niekt�rzy konaj�cy mieli wida� czas na 
opowiedzenie, �e
tak w�a�nie z nimi si� dzieje. Inni spisali, �e odchodz�c z tego �wiata, 
wspomina si� wszystko
w u�amku sekundy. Gdzie� o tym czyta�am: �... i nagle dojrza� niezmiernie 
wyra�nie ca�e
swoje �ycie. Twarze i wydarzenia stan�y mu przed oczyma. Us�ysza� g�osy ludzi, 
kt�rych
zna� przed laty i niemal ju� zapomnia�...�
Ciekawe, jakie by�y ostatnie my�li Chopina albo Mozarta. Cz�owiek siedz�cy 
naprzeciwko
umrze chyba przede mn�. Jest ju� ca�y pomarszczony. Twarz jak z wosku, oddycha
nier�wno... O Bo�e, i ja b�d� kiedy� stara! Oczywi�cie je�eli nie umr� zaraz po 
przyje�dzie
do Poznania. Ale by�aby heca! Babcia wysy�a telegram do rodzic�w. Pogrzeb 
oczywi�cie w
Warszawie. Rodzice przylatuj� natychmiast Mama w swoim czarnym kostiumie. Ca�a 
szko�a
idzie. Profesorowie m�wi�, �e taka by�am utalentowana. �Mog�aby cudownie 
ta�czy�, zrobi�
wspania�� karier�...� A ja � to jest najzabawniejsze � wcale nie umar�am tak 
naprawd�.
Jestem w letargu. Na cmentarzu pukam w trumn�. Otwieraj� zdumieni. Mama mdleje.
Sensacja, Pisz� o mnie w gazetach ca�ego �wiata. Tancerka cudownie przywr�cona 
�yciu!�
Wcale nie jestem tancerk�, tylko nie wiadomo czym. Mo�e b�d�, ale kto wie, czy 
mi si� uda?
Tymczasem �jad� na nauk�. Tak niegdy� pisali o wielkich. �W latach takich, a 
takich uda�a
si� na nauk� do Pary�a, Moskwy, Wiednia... Szko�� uko�czywszy z odznaczeniem,
wyst�powa� zacz�a na scenie�... Ech, bredz�. Trzeba pogada� z ksi�ciem. Siedzi 
tu wci�ni�ty
pomi�dzy starca a m�czyzn� podobnego do naszego warszawskiego listonosza. 
Wygl�da
nieszcz�liwie. Pewno. To nie s� warunki podr�y dla delikatnego arystokraty, 
d�entelmena.
Ksi���, ju� nied�ugo b�dziemy na miejscu. G�owa do g�ry. Nie patrz na mnie w ten
spos�b! Ostatecznie w dyli�ansie nie podr�owa�by� wygodniej. W karecie! Zaraz 
�w
karecie�! A mo�e by�by� biednym ksi�ciem, kt�ry, dajmy na to, przegra� wszystko 
w Monte
Carlo. Ale ta ksi�na Grace Rainier ma �ycie! Pa�ac, pieni�dze, podr�e... Tylko 
�e przesta�a
wyst�powa� w filmach. Niczego sama nie osi�gn�a. Nie nadawa�abym si� do takiego 
�ycia.
Podziwiam j�. A mo�e w�a�nie osi�gn�a i oceniam j� jak zawistnica? Ma��e�stwo z
bogaczem, to te� co�. Najwa�niejsza to jednak mi�o��. Prawda, ksi���? Kochamy 
si� ju� ze
dwa lata. Niech ksi��� powie co� temu �pi�cemu, bo nied�ugo zwali si� na ksi�cia 
swym
cielskiem. Patrze� na to nie mog�. Najlepiej by� much�, jak ta chodz�ca po 
szybie. Pewno po
muszemu ogl�da widoki za oknem. Mo�e jecha� dok�d zechce, przekracza� wszystkie
granice bez paszportu. A gdyby tak umie� male� na zawo�anie? Mie� jaki� cudowny 
eliksir
albo ma��. Potrze� si� i ju� by� ma�ym, male�kim, niewa�nym. To m�j idea� � by� 
kim�
ma�ym i niewa�nym. Wszystko, co postanowi�am w �yciu zdzia�a�, ca�a ta s�awa 
solistki
doskona�ego baletu � to na przek�r sobie samej. W gruncie rzeczy chcia�abym si� 
zaszy� w
mysiej dziurze i tylko z niej wygl�da�, obserwuj�c �wiat. Na z�o�� pokonuj� ten 
l�k, czy co?
Mo�e na przek�r rodzicom, dla kt�rych ca�y m�j taniec... Ech, nie my�lmy o tym. 
Mog�abym
te� jako ja, a nie mucha, przejecha� Pozna� i wysi���, dajmy na to, w Berlinie. 
Albo dotrze�gdzie� dalej. Wysy�am telegram do Casablanki: �Kochani rodzice, 
jestem w Kopenhadze.
Podpisa�am kontrakt. Ta�cz� w operze. Podobno robi� karier�. Wasza Ewa�.
Ksi���, nie z�o�� si�. Wiem, �e jestem dziecinna, infantylna... �Ona jest 
przera�aj�co
infantylna!� � s�owa taty. Nie potrafi� czyta� w podskakuj�cym wagonie. Wiem, �e
oczekujesz po mnie wielkiej m�dro�ci, �e jeste� rozczarowany poziomem, jaki 
reprezentuj�.
A to znowu mama w swoim repertuarze: �Poziom, jaki reprezentuj� twoje kole�anki 
ze
szko�y baletowej, jest, �agodnie m�wi�c, przeci�tny...� I jej twarz w chwili, 
gdy to m�wi�a �
zaci�ta, z�a... �Mamo, mylisz si�. Dziewcz�ta z naszej szko�y s� o wiele 
inteligentniejsze ode
mnie�. Tak chyba odpowiedzia�am. Zabawne, nie lubi� s�ownictwa rodzic�w. Zda�, 
kt�re
brzmi�, jak gdyby je wypowiadali na scenie aktorzy. A jednocze�nie w my�lach tak 
w�a�nie
jak rodzice, a w dodatku ich s�owami, formu�uj� w�asne odczucia. Czy oznacza to, 
�e ka�dy
co� powtarza pod�wiadomie, a nawet na przek�r sobie?
Niepoj�te. Ta pani, �pi�ca w rogu naprzeciwko, jest ca�kiem �adna. �le ma 
zrobione oczy i
czesa� powinna si� inaczej. Gdyby j� tak rozebra� i ubra� na nowo. Pewno nosi 
r�ow�
bielizn�, z�y stanik... Dalej, rozbieraj si�! P�jdziemy do sklepu i ubierzemy 
ci� od nowa! Jak?
W ten spos�b? � kl�ka b�agaj�c o lito��. Przecie� si� wstydz�! Nie masz si� 
czego wstydzi�.
Jeste� ca�kiem zgrabna. Lepiej wygl�dasz go�a ani�eli w swojej �le skrojonej 
kiecce. Dalej!
Ruszamy! Ksi���, nie patrz, bo si� zgorszysz! Jestem bardzo bogata. Kupi� pani 
wszystko.
Och, dzi�kuj�! Nigdy tego nie zapomn�! � Przymierza coraz to nowe kreacje. Oczy
rozmodlone. Pani Grabowska z Mody Polskiej zadowolona, u�miecha si�. Ja tak�e. 
Teraz nikt
si� pani nie oprze � oznajmiam. Co my�lisz, ksi���? Powabna bardzo � odpowiada. 
�
Asi�d�ka srodze ba�amutna. Pokonwersujemy? Pokonwersujcie � zgadzam si�. O 
ksi�cia nie
jestem ju� od dawna zazdrosna.
Och, znowu ten wagon. Nikt si� nawet nie poruszy�. Jak szybko biegn� my�li. Pani 
w rogu
nie wie nawet, �e j� przed chwil� rozebra�am, by wystroi� od st�p do g��w. Co 
zrobimy dla
tego starca? Odm�odzimy go. Zdoby�am tak� dziwn� ma�� prosto z Indii. Wystarczy 
tylko
nasmarowa� centymetr kwadratowy cia�a. Siadam obok starego i niepostrze�enie 
dotykam
jego d�oni. Wcieram balsam. I stary m�odnieje. Jeszcze si� nie obudzi�, a ja, 
wr�ciwszy na
swoje miejsce, dostrzegam, co si� dzieje. Najpierw zmienia si� koloryt jego 
sk�ry, ust�puj�
zmarszczki, odsiwiaj� w�osy. Stary nic nie wie o zasz�ej w nim zmianie. Mo�e si� 
tylko
troch� zdziwi�, poderwawszy si� � dajmy na to � w Kutnie, �e rusza si� tak lekko 
i spr�y�cie.
Ale nic.. Wysiada. Jest przystojnym, smuk�ym brunetem w niesamowicie zniszczonym
obwis�ym ubraniu. Zjawia si� w swoim domu i oczywi�cie nikt go nie poznaje. �ona 
�
babina, wytrzeszcza oczy, dzieci i wnuki baraniej�. Idzie do przyjaciela � 
starca. A ten �egna
si� na widok przybysza i wyba�usza oczy. To ty, J�zefie? � pyta dr��cym g�osem. 
Ja, kt� ma
by�? � odpowiada przyby�y i �mieje si�. Dopiero widz�c swe odbicie w lustrze, 
mdleje, pada.
Wraca do przytomno�ci i ta�czy ze szcz�cia. Wybiega na ulic�. �mieje si�, 
p�acze. Wci��
biegnie przed siebie i wcale nie czuje zm�czenia. Jest szcz�liwy. �piewa stare 
piosenki,
kt�rych nikt ju� nie zna. G�os ma bardzo dobry. Wyst�puje. Sukces. Proponuj� mu 
rol� w
filmie. Zbyt �atwo mu idzie. Przesadzi�am. Wcale nie jest szcz�liwy. Nie czuje 
si� dobrze, bo
jest bardzo samotny. Tak, naturalnie � samotny i wyobcowany. Nikt go nie 
rozumie. Wszyscy
jego przyjaciele (�ona te�) dawno umarli. Dzieci w�asne wygl�daj� na starsze od 
swego ojca.
Nie mo�e tego znie��. Postanawia si� zabi�. Ginie, rzuciwszy si� pod poci�g. 
Ciekawe, czy
wszyscy ludzie my�l� w ten spos�b, wyobra�aj� sobie nie wiadomo co?... A mo�e 
jestem
nienormalna? Chyba nie. Je�li si� cz�owiek zastanawia, czy jest normalny, to 
raczej znaczy,
�e jest z nim w porz�dku. Wariat nie ma w�tpliwo�ci, �e jest normalny. To go 
k�adzie. Gdyby
tak zrobi� balet o wariacie... Nie takim filozofie jak Don Kichot, lecz o 
zwyk�ym cz�owieku
�yj�cym teraz. To mog�oby by� niez�e. Ten stary wci�� �pi. Nawet nie wie, co 
prze�ywa� nie
tak dawno temu. Nie ma poj�cia, �e pope�ni� samob�jstwo.
O, poznaj�! Zaraz Pozna�. Poznaj� Pozna�. Pozna� od poznania chyba pochodzi! Bo 
odczego? Pewno kto� w pradawnych czasach wykrzykn��: �Poznany!�, albo jako� tak. 
Inni
zacz�li powtarza� i zosta�o. Ju� Warta. Witaj, rzeko mego ojca! Spr�buj� ci� 
polubi�. Oboje
si� o to postaramy, prawda, ksi���? Wasza mi�o��, nied�ugo wysiadamy! Przyzwij 
giermk�w!
W tr�by niechaj heroldowie zadm�. S�awna primabalerina Ewa Szewczyk zje�d�a do 
tego
grodu! Zawita�a! Zaszczyci�a! Dzi�kuj�, ksi���. Wystarczy. Teraz lektyka!
Dlaczego ten stary tak ohydnie ziewa? Zarazi� mnie. Wstr�tne. Teraz ta w rogu. 
Moja
pi�kno��. Nawet nie wiesz, jak by�a� ubrana. Zaraz si� rozstaniemy, by ju� nigdy 
si� nie
spotka�. Przynajmniej nie spotka� si� w przedziale wagonu. Bo je�li si� miniemy
na ulicy, to ju� b�dzie inaczej. Stary co� b�kn��. Aha, powiedzia� do widzenia. 
Wyszed�
pierwszy. Gdzie si� wszyscy naraz tak �piesz�? Do czego?
Jaka ci�ka ta waliza! Nie dam rady. Jeszcze troch�. Podziel� niesienie na 
etapy. Pierwszy
do podziemnego przej�cia. Raz, dwa, trzy... cztery. Wytrzymaj jeszcze par� 
krok�w! Ani
jednego tragarza. Mam przecie� pieni�dze. Zap�aci�abym nie wiem ile. Uff, serce 
t�tni. Dalej!
Ruszamy! Teraz tylko schody i ju� post�j taks�wek niedaleko. Kto to? O czym m�wi 
ten
ch�opak? Przyczepi� si� i drepcze. Ale� typulo. Aha, niby chce pom�c. Zagaduje 
co�, bredzi
bez sensu. Podryw. Nie powinien jada� cebuli. I nosi� czapki pacho�ka miejskiego 
z obrazu
�Uczta u Wierzynka�. Powiem mu o tym, bo si� inaczej nie odczepi.
� Dam sobie rad�. Dzi�kuj�. � Rany koguta! Nie rozumie, czy co? Wci�� jeszcze 
lezie. I
co sobie taki my�li? C� sobie wyobra�a? �e si� w nim zakocham? Niepoj�te. 
Dobrze si�
zaczyna moje nowe �ycie. Cokolwiek by�my powiedzieli dla dodania sobie odwagi � 
jest
nam �yso. Prawda, ksi���?
No, nareszcie plac przed pozna�skim dworcem. Przypominam go sobie. Wy�ej, 
oddalony
o jakie� trzysta metr�w, hotel �Merkury�. Nawet niezbyt d�ugi ogonek na postoju 
taks�wek.
� Pan ostatni? Dzi�kuj�?
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin