Frederik Pohl Fermi I Mr�z Timothy Clary nie dosta� tortu na swoje dziewi�te urodziny. Ca�y ten dzie� sp�dzi� w poczekalni nowojorskiego lotniska im. Johna F. Kennedy'ego przysypiaj�c co jaki� czas i pop�akuj�c z wyczerpania albo ze strachu. Do jedzenia dosta� tylko czerstwe kruche ciasteczka z ruchomego bufetu; nie by�o ich zreszt� zbyt wiele. By� poza tym ogromnie zawstydzony, bo zmoczy� majtki, trzy razy. O przedostaniu si� do toalety przez �ci�ni�te cia�a uciekinier�w w og�le nie by�o mowy. Prawie trzy tysi�ce os�b t�oczy�o si� w miejscu przeznaczonym tylko dla niewielkiego u�amka tej liczby, a wszystkich opanowa�a ta sama potrzeba: Ucieka�! Wspi�� si� na najwy�sz� g�r�! Rozp�aszczy� si� w �rodku najszerszej pustyni! Biec! Kry� si�! I si� modli�. Modli� si� jak najgor�cej, bowiem nawet ci, kt�rzy walcz�c dostali si� na pok�ad rzadko pojawiaj�cych si� samolot�w, a nawet polecieli, nie mogli mie� pewno�ci bezpiecze�stwa tam, gdzie wyl�duj�. Rodziny si� rozdziela�y. Matki wpycha�y swe wrzeszcz�ce dzieci do samolotu, a p�niej same krzycz�c, tylko ciszej, wtapia�y si� w t�um. Poniewa� nikt dot�d nie nacisn�� guzika, a przynajmniej nie og�oszono o tym, istnia�a mo�liwo��, �e jest jeszcze czas na ucieczk�. Troch� czasu starczy�o, by lotnisko nowojorskie i wszystkie inne wype�ni�y si� przera�onymi ludzkimi lemingami. Nikt nie mia� w�tpliwo�ci, �e rakiety szykowa�y si� do uderzenia. Pr�ba zamachu na Kubie doprowadzi�a do momentalnej eskalacji i jedna ��d� podwodna zaatakowa�a drug� pociskiem nuklearnym. Wszyscy byli zgodni, �e to pierwsza oznaka. Nast�pna b�dzie zarazem ostatni�. Timothy niewiele o tym wiedzia�, ale gdyby nawet, to co m�g�by zrobi�? P�aka�, �ni� koszmarne sny, zmoczy� si� ze strachu? I tak go ju� to dr�czy�o. Nie wiedzia�, gdzie jest jego ojciec. Nie wiedzia� te�, gdzie jest matka, poza tym, �e posz�a gdzie� szuka� ojca, ale potem trzy Jumbo Jety jednocze�nie og�osi�y za�adunek i fala ludzka ponios�a Timothy'ego daleko od miejsca, gdzie matka go zostawi�a. Gorzej jeszcze: ca�y mokry, ju� przedtem przezi�biony, zaczyna� by� powa�nie chory. M�oda kobieta, kt�ra przynios�a mu kruche ciasteczka, przy�o�y�a mu z zatroskaniem d�o� do g�owy, lecz zaraz j� odsun�a, zdruzgotana w�asn� bezsilno�ci�. Ch�opiec potrzebowa� lekarza - ale tak samo potrzebowa�y go setki innych: starsi ludzie chorzy na serce, g�odne niemowl�ta i przynajmniej dwie kobiety w przededniu rozwi�zania. Gdyby groza min�a i negocjacje zako�czy�y si� pomy�lnie, Timothy mo�e by na powr�t znalaz� rodzic�w, w por�, by si� o�eni� i da� im wnuki. Je�li kt�ry� z przeciwnik�w zdo�a�by zniszczy� drugiego samemu ponosz�c stosunkowo niewielkie straty, Timothy m�g�by czterdzie�ci lat p�niej �y� w kraju okupowanym - lub samemu bra� udzia� w okupacji. Albo je�li jego matka nieco wcze�niej mocniej by si� przepycha�a, mo�e trafi�by do samolotu z uchod�cami, kt�ry dolecia� do Pittsburga jednocze�nie z pociskiem j�drowym. Lub gdyby dziewczyna, kt�ra si� nim zaopiekowa�a, by�a nieco bardziej przestraszona czy dzielniejsza i przecisn�aby si� z nim jako� przez �cisk do zaimprowizowanego szpitala w g��wnej poczekalni, mo�e Timothy dosta�by lekarstwo, znalaz� kogo�, kto by si� nim zaopiekowa� i pom�g� dosta� w bezpieczne miejsce, a tam Timothy ocali�by �ycie. Ale przecie� to si� w�a�nie sta�o! Poniewa� Harry Malibert udawa� si� na seminarium Brytyjskiego Towarzystwa Mi�dzyplanetarnego, wiadomo�� zasta�a go w Ambassador Club na lotnisku, gdzie s�czy� jednego Mamini za drugim. Nie zauwa�any dot�d telewizor w k�cie baru nagle sta� si� o�rodkiem powszechnego zainteresowania. Te g�upie sygna�y alarmowe nadawane co jaki� czas przez radiostacje, ignorowane za� przez wszystkich pozosta�ych, tym razem nie by�y pr�b�! Wszystko odbywa�o si� na powa�nie! Ze wzgl�du na zim� i silne opady �niegu lot Maliberta uleg� ju� przedtem op�nieniu, lecz kiedy odlot mia� ju� nast�pi�, wszystkie rejsy wstrzymano. Lotnisko Kennedy'ego zosta�o zamkni�te do czasu, a� jaki� wysoki urz�dnik zezwoli na start. Prawie natychmiast terminale zacz�y si� wype�nia� uchod�cami. Ambassador Club na razie by� stosunkowo pusty, bowiem przez trzy godziny obs�uga naziemna stanowczo odmawia�a wpuszczenia ka�dego, kto nie m�g� okaza� czerwonej karty cz�onkowskiej; kiedy jednak sko�czy�a si� �ywno�� i napoje w pozosta�ej cz�ci terminalu, kierownik obs�ugi ostatecznie otworzy� klub dla wszystkich. T�oku w terminalu to specjalnie nie rozlu�ni�o, za to wewn�trz klubu zrobi�o si� wyra�nie ciasno. Prawie natychmiast spontanicznie zorganizowany komitet lekarski zaj�� wi�ksz� cz�� klubu, by za�o�y� tam punkt pomocy dla rannych i chorych, pozostali za�, tacy jak Harry Malibert, musieli si� przenie�� do baru. Rozpozna� go jaki� m�czyzna z obs�ugi naziemnej, kt�ry zamawia� przy barze gin z tonikiem wi�cej dla zawartych w nim kalorii ni� dla alkoholu. - Pan nazywa si� Harry Malibert - powiedzia�. - S�ysza�em raz pana wyk�ad, na Northwestern. Malibert skin�� g�ow�. Zwykle w takich sytuacjach odpowiada� uprzejmie: "Mam nadziej�, �e wyk�ad si� panu spodoba�", ale tym razem uprzejmo�� wyda�a mu si� nie na miejscu. A i sytuacja nie by�y zwyk�a. - Pokazywa� pan slajdy Arecibo - m�czyzna wspomina� w rozmarzeniu. - M�wi� pan, �e tamtejszy radioteleskop potrafi przekaza� sygna�y a� do Wielkiej Mg�awicy Andromedy, na odleg�o�� dw�ch milion�w lat �wietlnych... o ile znajdzie si� tam r�wnie pot�ny radioteleskop, by je odebra�. - Ma pan dobr� pami�� - odpar� Malibert, zaskoczony. - Zrobi� pan ogromne wra�enie, profesorze Malibert. - Facet spojrza� na zegarek, zamy�li� si�, potem poci�gn�� kolejny �yk. - To naprawd� brzmia�o fantastycznie: wykorzystanie wielkich teleskop�w do nas�uchu sygna��w wysy�anych przez obce cywilizacje znajduj�ce si� gdzie� w Kosmosie. Mo�e by�my jakie� us�yszeli, mo�e nawi�zaliby�my kontakt, mo�e by si� okaza�o, �e nie jeste�my sami we Wszech�wiecie. Po pana wyk�adzie zacz��em si� zastanawia�, dlaczego dot�d nie widzieli�my "tamtych", albo cho� nie s�yszeli�my ich sygna��w, ale teraz - zako�czy� wygl�daj�c z gorycz� przez okno, na stoj�ce pod stra�� rz�dy samolot�w - teraz chyba znamy ju� odpowied�. Malibert z ci�kim sercem patrzy� za odchodz�cym m�czyzn�. To, czemu po�wi�ci� ca�� sw� karier� zawodow�, Program SETI, , czyli Poszukiwania Cywilizacji Pozaziemskich, wydawa� si� teraz ma�o wa�ny. Je�li bomby spadn�, a wszyscy byli zdania, �e to nieuniknione, oznacza�o to koniec Programu, przynajmniej na d�u�szy czas... Po drugiej stronie baru rozgwar si� nasili�; Malibert odwr�ci� si�, spojrza� na ekran, wyt�y� s�uch. Napis "Prosimy o uwag�" znikn��; m�oda Murzynka o wypomadowanych w�osach dr��cym g�osem odczytywa�a ostatnie wiadomo�ci, - ... Prezydent potwierdzi� doniesienia o ataku j�drowym. Nad Arktyk� wykryto nadlatuj�ce pociski. Wszyscy winni uda� si� do schron�w i tam oczekiwa� na dalsze polecenia... Tak, to koniec Programu, pomy�la� Malibert, przynajmniej na bardzo d�ugi czas. Ciekawe, �e wiadomo�� o tym, i� "to" si� zacz�o, nie zmieni�a w�a�ciwie niczego. Nie by�o �adnej paniki, �adnej histerii. Polecenie udania si� do schron�w nie mia�o sensu na lotnisku Kennedy'ego, gdzie nie istnia�y �adne schrony poza budynkami, w kt�rych wszyscy i tak si� znajdowali. A bez w�tpienia nie by�y to za dobre schrony. Malibert przypomnia� sobie szczeg�lny aerodynamiczny kszta�t dachu. Jakikolwiek wybuch w pobli�u z pewno�ci� go zerwie i poniesie nad zatok� - a wraz z nim wielu ludzi, kt�rzy si� pod nim schronili. Ale nie by�o dok�d ucieka�. Telewizja wci�� jeszcze pracowa�a, B�g jeden wie po co. Na ekranie pojawia�y si� obrazy t�um�w na Times Square i w Newarku, korek samochodowy na Mo�cie Waszyngtona powi�kszaj�cy si� z ka�d� chwil�, bowiem kierowcy porzucali swe pojazdy i pieszo kierowali si� ku wybrze�u. Co najmniej setka ludzi w barze wygina�a szyje, by ponad g�owami innych dojrze� cho� kawa�ek ekranu, ale jedyne s�owa pada�y wtedy, gdy kto� rozpozna� jaki� budynek czy ulic�. Rozleg�y si� polecenia: - Wszyscy musz� si� natychmiast odsun��! Potrzebujemy wi�cej miejsca dla chorych i rannych! Szukamy ch�tnych do pomocy przy pacjentach! - Malibert zg�osi� si� od razu i powierzono mu opiek� nad ma�ym ch�opcem, ca�ym w gor�czce. Ch�opiec szcz�ka� z�bami. - Poda�am mu tetracyklin� - powiedzia�a lekarka, kt�ra przekaza�a mu ch�opca. - Niech pan zrobi z nim porz�dek, dobrze? Nic mu nie b�dzie, chyba �e... Chyba �e zdarzy si� najgorsze, pomy�la� Malibert. Co to mia�o znaczy�: "zrobi� z nim porz�dek"? Wszystko sta�o si� jasne, kiedy jego wyrok zatrzyma� si� na spodniach ch�opca, a w�ch powiedzia� mu, dlaczego s� mokre. Ostro�nie u�o�y� dziecko na sk�rzanej kanapce, po czym zdj�� mu przemoczone spodenki i bielizn�. Ch�opiec oczywi�cie nie mia� zapasowego ubrania; Malibert poradzi� sobie jednak z pomoc� w�asnych spodenek elastycznych, kt�re wyj�� z walizki. By�y oczywi�cie zbyt du�e na ch�opca, ale poniewa� mia�y przylega� �ci�le do cia�a, nie zsun�y si�, gdy podci�gn�� je dziecku pod szyj�. Potem znalaz� kilka papierowych r�cznik�w i wy��� w nie spodnie ch�opca, ale bez wi�kszego skutku. Skrzywi� si�, roz�o�y� je na sto�ku barowym i usiad� na nich, by je podsuszy� ciep�em w�asnego cia�a. Po dziesi�ciu minutach, gdy wk�ada� je ch�opcu, by�y tylko troch� wilgotne... San Francisco zamilk�o, oznajmi� telewizor. Malibert zobaczy� znowu m�czyzn� z obs�ugi naziemnej, kt�ry przeciska� si� ku niemu przez t�um. Potrz�sn�� g�ow�. - Zacz�o si� - powiedzia�. M�czyzna rozejrza� si� dooko�a, po czym przybli�y� usta do ucha Maliberta. - Mog� pana st�d wyci�gn�� - szepn��. - DC-8 z Islandii w�a�nie �aduje ludzi. Nie og�aszamy tego, bo inni nie daliby mu odlecie�. Dla pana znajdzie si� miejsce, profesorze. S�owa m�czyzny podzia�a�y na Maliberta jak wstrz�s elektryczny. Zadr�a�. Nie wiedz�c, dlaczego to robi, zapyta�: - Czy mog� wys�a� ch�opca zamiast siebie? Facet z obs�ugi ...
ZuzkaPOGRZEBACZ