Xavier Vertigo Gardian Kasyah le�a� bezw�adnie na kamieniach. Prawa strona klatki piersiowej by�a zmia�d�ona, zbryzgany krzepn�c� krwi� top�r o wyrafinowanym kszta�cie stercza� z rany. Twarz gnoma by�a spokojna, oczy mia� zamkni�te. Na pierwszy rzut oka wygl�da�, na �pi�cego. Tylko blade cia�o wygl�da�o nienaturalnie delikatnie. Ostatnie iskierki �ycia, kt�re mog�y si� jeszcze w nim tli�, mai�y niebawem zgasn��. Mag odsun�� czarny kaptur, podszed� do� i ukucn��. Przymkn�� oczy i dotkn�� r�k� zimnego czo�a. - Nie r�b tego � odezwa� si� Cirrus. � Prosz�. - Nie chcesz si� dowiedzie� kto za to zap�aci? - Dowiem si� tak czy inaczej � odpar� gnom rozwijaj�c skrzyd�a. Poderwa� si� i odlecia� kilkana�cie metr�w w stron� urwiska. Wyl�dowa� i usiad� na skraju du�ego, p�askiego kamienia. Ko�c�wki d�ugich, spiczastych uszu delikatnie drga�y. Opar� brod� na d�oniach i szklanym wzrokiem pocz�� obserwowa� r�wnin�. Dojrza�e zbo�e falowa�o, ogl�dane z wysoko�ci przypomina�o brunatnoz�ote morze. Vert wsta� i spojrza� w g�r�. Niewysoko ponad nimi, niewielki zdzicza�y smok, ko�owa� z t�pym �opotem skrzyde�. Jego niebieskie �uski o�ywia�y kolorystyczn� monotoni� krajobrazu. Mag skierowa� d�o� w stron� padlino�ercy, p�yn�cego spokojnie pod szczeln� pow�ok� o�owianych chmur. W my�lach wypowiedzia� zakl�cie. Kanciasty piorun na u�amek sekundy po��czy� cz�owieka i kar�owate stworzenie. Znikn�� z trzaskiem. Kilkaset kilogram�w sczernia�ego mi�sa spad�o na kamienie, skwiercz�c i dymi�c jeszcze przez chwil�. Mag podszed� do gnoma, wci�� wpatrzonego w przestrze�. Stan�� za jego plecami, k�ad�c mu r�ce na ramionach. - We� si� w gar��. Musimy go pochowa�. Cirrus obr�ci� g�ow� i spojrza� na ska�y. Westchn��. - Kt�rego? - Kt�regokolwiek � odpowiedzia� Vert, zadowolony, �e skrzydlatemu powoli wraca zwyk�e poczucie humoru. � A drugiego zjemy. Gnom wsta�, wr�cili do cia�a Kasyaha. Cirrus pochyli� si�, �eby po raz ostatni spojrze� na twarz pobratymca. Przymkn�� oczy i ostro�nie z�o�y� poca�unek na zupe�nie ju� zimnym czole pobratymca. Potem dotykaj�c medalionu na jego szyi cicho wypowiedzia� po�egnalne zakl�cie. - Xsedek pe UydoiAelEe. Cia�o Kasyaha poszarza�o. Zerwa� si� lekki wiatr. Sk�ra martwego gnoma zrobi�a si� chropowata, pojawi�y si� czarne �y�ki p�kni��. Stopniowo, niemal niezauwa�alne, zacz�y si� powi�ksza�. Top�r osun�� si� na ziemi�. Podmuch nabra� na sile i cia�o rozwia�o si� w py�. Medalion zabrz�cza� upadaj�c na kamienie. Cirrus podni�s� go i w milczeniu obserwowa� czarny kamie� po umieszczony po�rodku. - Nie mia�em poj�cia, �e w�a�nie tak... Odchodzicie. - A co w�a�ciwie o nas wiesz? Klejnot zal�ni�, odbijaj�c rozproszone �wiat�o z trudem przebijaj�ce si� przez ob�oki. Skrzydlaty u�miechn�� si�. - Niespokojna dusza... Mag pytaj�co uni�s� lew� brew. - To znaczy? - Kasyah w�a�nie powr�ci�. T�uste chmury obni�a�y coraz bardziej sw�j niemy lot. Ciemne plamy wilgotnej wysypki zacz�y pojawia� si� na g�azach dooko�a. Gnom stan�� za plecami maga. - Nic tu po nas. Wracamy do domu. - Jeste� pewien? - Hm... Niezupe�nie. Mo�e powinni�my tu posiedzie� jeszcze troch�, zupe�nie zmokn�� i dopiero wtedy o tym pomy�le�? - Ugry� si� w to swoje b�oniaste skrzyd�o � odpar� Vert spokojnie. Rozprostowa� r�ce. Powietrze wok� jego d�oni zacz�o falowa�. Rozgrzewa�o si� coraz bardziej. Ciep�e wiry rozchodzi�y si� szerzej i szerzej, nabieraj�c barw i odgradzaj�c obu od �wiata sferyczn� powierzchni�. Kulista pow�oka za�wieci�a biel� i znik�a. Stali na mozaikowej posadzce mniejszego atrium rezydencji na wzg�rzu. - Zrobi� ci herbaty z rumem � powiedzia� Cirrus i ruszy� w stron� po�udniowej cz�ci budynku. - Nie. - Nie masz ochoty? � gnom przystan�� zaskoczony. - Mam. Ale na rum z herbat� � Vert u�miechn�� si� i pod��y� za przyjacielem w stron� kuchni. P�omienie przeskakiwa�y �wawo z jednego polana na drugie, barwi�c rudym �wiat�em pomieszczenie. Cirrus siedzia� na futrze przed kominkiem. Wpatrywa� si� w ogie�, ch�on�c jego ciep�o i moc. Vert, ubrany w proste lniane spodnie, ukl�kn�� obok niego trzymaj�c dwa gliniane kubki paruj�cego napoju. - To dla ciebie. - Dzi�ki. Nie za du�o herbaty? - Chyba nie. Przez moment obaj w milczeniu obserwowali pal�ce si� drwa. Gnom bawi� si� medalionem Kasyaha. - Mog� go obejrze�? Cirrus bez s�owa odda� magowi artefakt. Srebrzysty, a�urowy, ro�linny ornament otacza� czarny klejnot. Na p�askiej wewn�trznej stronie znajdowa� si� starannie wygrawerowany drobnym literami napis. - �Fme nukihu Hesfoepe � Narias� � przeczyta� mag. � Przet�umaczysz? - Dedykacja od Nariasa dla Kasyaha. - Nigdy bym na to nie wpad�. W porz�dku. To zapewne zbyt osobiste... - Ju� od dawna ci powtarzam, �e powiniene� nauczy� si� naszego j�zyka. Zaspokoi�by� teraz sw� ciekawo�� bez trudu. Mag spojrza� na skrzydlatego z wyrzutem. - �ycie z tob� u boku jest tak fascynuj�ce, obfituje w niezliczon� ilo�� przyg�d i niezwyk�ych wydarze�, �e absolutnie nie starcza mi czasu na samorozw�j. I nauk� dziewi�ciu r�nych odmian tego samego rzeczownika. - Siedmiu. Przeszkadza ci to? - Bezregularna deklinacja w nauce? Potwornie. - Nie o to mi chodzi. Vert odstawi� gwa�townie kubek na pod�og� i spojrza� prosto w oczy Cirrusa. - Koniecznie chcesz si� dzisiaj pok��ci�? Wyobra� sobie, �e dla mnie to wszystko te� nie jest �atwe. Niespecjalnie przepadam za toporami, kt�re wygl�daj� jak ostatnie dzie�o na�panego i op�nionego w rozwoju kowala. Zw�aszcza gdy stercz�c z martwego cia�a ewidentnie wygl�daj� na narz�dzie zbrodni. Nie lubi� pogrzeb�w, ani niczego co je cho� troch� przypomina. Kar�owatych, pieczonych smok�w te� nie. A przede wszystkim idiotycznych sekret�w. Co takiego mog� oznacza� trzy s�owa, �e nie chcesz ich przet�umaczy�? Tajemnice wszech�wiata ryjecie w tych swoich naszyjnikach czy jak? Mag wsta� i skierowa� si� w stron� wyj�cia. Jego pe�en kubek poderwa� si� z ziemi i z impetem rozbi� si� wewn�trz kominka. Kr�tki, basowy pomruk p�on�cego rumu obwie�ci� jego koniec. - Przepraszam � odezwa� si� gnom cicho, gdy Vert sta� ju� w progu. Ten odwr�ci� si� i zm�czonym g�osem odpowiedzia�. - I co powinienem wed�ug ciebie teraz zrobi�? Powiedzie� prosz� bardzo? Znikn�� w ciemno�ci korytarza. Cirrus podci�gn�� kolana pod brod� zwijaj�c si� w k��bek i po�o�y� si� na mi�kkim futrze. Mag powoli wspina� si� po kr�tych schodach najwy�szej z wie� swojego zamku, czy jakkolwiek inaczej nazwa� rozleg�� i niesamowit� budowl�, kt�ra by�a domem jego rodu od wielu pokole�. By� m�ody, niedawno sko�czy� 32 lata. Jako �e dba� nie tylko o sw�j rozw�j mentalny i intelektualny, szczyci� si� nienajgorsz� kondycj�. Nie dorobi� si� r�wnie� opas�ego brzucha, jak wielu jego przyjaci�, z kt�rymi wsp�lnie uko�czy� Akademi�. Pomimo tego wspinaczka zd��y�a znu�y� go w okolicach pi�tego pi�tra. Teraz mija� �sme i w my�lach przeklina� Przodka Niespe�nionego Architekta, kt�ry wie�� zaprojektowa� i uszczupli� rodowy maj�tek �o��c na jej budow�. Pierwsze cztery pi�tra mie�ci�y r�ne pomieszczenia, g��wnie warsztaty i laboratoria. Od pi�tego pi�tra w g�r�, konstrukcja zmienia�a swoje przeznaczenie i struktur�. Kolejne kondygnacje zajmowa�a najstarsza cz�� biblioteki, ale w�a�ciwe kondygnacje by�y jedynie wej�ciami do�. Same p�ki z ksi��kami umiejscowione by�y w walcowatym otworze w spos�b raczej dowolny, a sie� drabinek i podest�w uniemo�liwia�a konstruktywn� klasyfikacje pi�ter, o dost�pie do niekt�rych wolumen�w nie wspominaj�c. Dzi�ki siedmiu wej�ciom na r�nych poziomach, od lat podejrzewano, �e ca�a wie�a pi�ter ma dwana�cie. Vert osi�gn�� w�a�nie ostatnie, b�d�ce symbolem kolejnych fanaberii, do kt�rych sk�onno�� by�a w jego rodzinie cech� charakterystyczn� i nieustannie dziedziczn�. Taras widokowy przykryty strzelistym sto�kowatym dachem. Z odkrytym balkonem dooko�a, rze�bion� balustradk�, poro�ni�ta kamiennym rze�bami smok�w i gargulc�w, stroj�cych g�upie miny. Cz�sto w niedwuznacznych pozach. Przy marmurowej dekoracji sta� Cirrus. Jego jedynym strojem by� kawa�ek be�owego materia�u, owini�ty niedbale wok� bioder. D�ugie b�oniaste skrzyd�a mia� z�o�one ca�kowicie, wzd�u� cia�a, a ca�a, smuk�a sylwetka wysokiego gnoma wydawa�a si� przygarbiona. Patrzy� na sine niebo, nabieraj�ce z wolna barw �witu. Zastrzyg� lekko w�skimi uszami, s�ysz�c podchodz�cego maga, ale nie obr�ci� si� w jego stron�. Vert patrzy� przez chwil� na morze, zanim si� odezwa�. - Szuka�em ci�. Obudzi�em si� i nigdzie ci� nie by�o. Znowu. - Musia�em tu przyj��. - Nie jest ci zimno? - Nie. - Przecie� wieje. - Nic nie szkodzi. Mag opar� si� o g�adki kamienny �uk i wdycha� g��boko morskie powietrze. Fale uderza�y o skalisty brzeg, a sosny szumia�y w ten jedyny, wy��cznie sw�j spos�b. - M�g�by� w ko�cu mi o tym opowiedzie�. - Jeste� pewien, �e chcesz? - Jestem pewien. - To potrwa. - Nic nie szkodzi. Gnom zastanawia� si� jeszcze przez chwilk�. Nie tyle nad tym, czy zacz�� opowie��, ile w jaki spos�b. Opar� �okcie o balustrad�. - Wiesz kim jestem? - Wiem. Gnomem. Jednym z wielu. Pochodzisz z Vixo Faag, Kryszta�owego Miasta, stolicy wyspy na Zachodnim Oceanie, kt�r� zamieszkuje twoja rasa, o kt�rej na dobr� spraw� nikt nic nie wie. - Pochodz� z pi�knego miasta, kt�re kocham. - Pi�knego miasta, kt�rego niewiele istot innych ras widzia�o. - Ty zobaczysz. - Aha. I co jeszcze. - Mn�stwo jeszcze. Nie powiem ci. Cirrus spojrza� na maga swoimi fio�kowymi oczyma, a ten dojrza� w nich charakterystyczne figlarne ogniki. Vert stara� si� nada� konwersacji lu�ny ton. Wiedzia�, �e nie wszystko co us�yszy b�dzie proste i �atwe, �e prze�amanie wewn�trznych opor�w kosztuje gnoma wiele wysi�ku. Chcia� mu w ten spos�b pom�c. - Tego akurat si� spodziewa�em. A teraz b�d� taki mi�y, przesta� mydli� mi oczy i wydu� wreszcie z siebie t� mroczn� tajemnice, kt�ra co jaki� czas w...
ZuzkaPOGRZEBACZ