DOKADIDZ.rtf

(775 KB) Pobierz

 

 

 

SWAMI MUKTANANDA

i Linia Mistrzów Siddhajogi

 

Bhagawan Nitjananda

Swami Muktananda

Gurumaji



Swami Muktananda urodzil sie w 1908 r. w zamoznej rodzinie wlascicieli ziemskich, w poblizu Mangalore, miasta w poludniowych Indiach. W wieku okolo pietnastu lat kilkakrotnie zetknal sie z wielkim swietym, Bhagawanem Nitjananda, którego mial pózniej uznac za swego Mistrza duchowego. Te spotkania byly dla chlopca punktem zwrotnym. Wkrótce postanowil opuscic dom w poszukiwaniu bezposredniego doswiadczenia Boga. W podrózy tej, która miala trwac blisko cwierc wieku, trzykrotnie przemierzyl Indie wzdluz i wszerz. W asramie w Hubli, dwiescie mil na pólnoc od rodzinnego domu, spotkal swego pierwszego nauczyciela, Swamiego Siddharudhe, jednego ze znanych uczonych i swietych tamtych czasów. Tam wlasnie studiowal Wedante, zlozyl przyrzeczenia sannjasa, czyli sluby zakonne i otrzymal imie Swami Muktananda, "szczesliwosc wyzwolenia".
Kiedy zmarl Siddharudha, w 1929 r. Swami Muktananda zaczal odwiedzac jeden asram po drugim, pobierajac nauki od przeszlo szescdziesieciu nauczycieli duchowych, nieustannie poszukujac kogos, kto móglby mu dac doswiadczenie Boga. Jego poszukiwania trwaly osiemnascie lat. W tym czasie opanowal najwazniejsze indyjskie pisma swiete, otrzymal szkolenie w najprzerózniejszych dziedzinach - od hathajogi po gotowanie i medycyne ajurweda - i wciaz nie znalazl tego, czego szukal.
 

W koncu jeden z napotkanych swietych skierowal go do Bhagawana Nitjanandy, Mistrza Siddha, czyli doskonalego nauczyciela duchowego, którego Muktananda spotkal juz wiele lat wczesniej. Bhagawan Nitjananda mieszkal wtedy w malej wiosce Ganespuri, piecdziesiat mil na pólnocny wschód od Bombaju. Rozpoznajac w Bhagawanie Nitjanandzie Guru, jakiego poszukiwal, Swami Muktananda powiedzial pózniej: "to spotkanie na zawsze polozylo kres moim wedrówkom". Od Bhagawana Nitjanandy otrzymal Siaktipat, swieta inicjacje Siddhów, dzieki której budzi sie wewnetrzna energia duchowa. Energia ta, nazywana Kundalini, jest boskim potencjalem istniejacym w kazdym czlowieku. Raz obudzona, pozwala uczniowi dotrzec do najsubtelniejszych poziomów doswiadczenia wewnetrznego.
Wraz z ta inicjacja Swami Muktananda zostal uczniem, poswiecajac sie calkowicie sciezce duchowej, wytyczonej przez jego Guru. Byl to poczatek dziewiecioletnich glebokich przemian. W tym czasie Muktananda przeszedl proces calkowitego oczyszczenia, badal wewnetrzne plaszczyzny swiadomosci i w koncu zaczal nieprzerwanie doswiadczac pelni i ekstazy swojej wlasnej najglebszej natury. W 1956 r. Bhagawan Nitjananda stwierdzil, ze jego uczen zakonczyl swoja podróz wewnetrzna: Swami Muktananda osiagnal samorealizacje, czyli doswiadczyl jednosci z Bogiem.
Nawet po osiagnieciu celu, Swami Muktananda pozostal oddanym uczniem, nadal prowadzac spokojne zycie w poblizu Ganespuri. Bhagawan Nitjananda ulokowal go w malym asramie niedaleko swego wlasnego i przez piec lat Guru i uczen mieszkali w odleglosci niecalej mili od siebie. W 1961 r., tuz przed swoja smiercia, Bhagawan Nitjananda przekazal Swamiemu Muktanandzie moc udzielania laski Mistrzów Siddha, dajac mu zdolnosc do rozbudzenia duchowego innych ludzi. Tego dnia Bhagawan Nitjananda powiedzial mu: "Ujrzy cie caly swiat".
W ciagu nastepnych dziesiecioleci Baba - jak zaczeto nazywac Swamiego Muktanande - podrózowal po swiecie, obdarzajac innych inicjacja Siaktipatu, jaka sam kiedys otrzymal i wprowadzajac uczniów w tajniki spontanicznej jogi Mistrzów Siddha. Hojnie udzielal laski, która dostal od swego Guru, otwierajac przed niespotykana dotad liczba ludzi cos, co nazwal "królewska droga" Siddhajogi - szeroka i dostepna sciezke do Boga. Ludzie, którzy nigdy przedtem nie slyszeli o medytacji, przekonywali sie, ze w obecnosci Baby wciagani sa w cisze wewnetrzna, nadajaca ich zyciu nowy sens i znaczenie. Wprowadzil programy udzielania inicjacji Siaktipatu ogromnym rzeszom ludzi i niestrudzenie wyjasnial im proces przemian, jakie w nich zachodza. Kiedy Baba stal sie szeroko znany, jego asram ( noszacy teraz nazwe Gurudew Siddha Pith ) zostal rozbudowany, aby mógl pomiescic odwiedzajacych go uczniów. Z czasem na calym swiecie powstaly inne asramy i setki osrodków Medytacji Siddhajogi.
 

W 1982 r., na krótko przed smiercia, Swami Muktananda wyznaczyl na swoja nastepczynie Swami Czidwilasanande. Byla jego uczennica od wczesnego dziecinstwa, a od 1973 roku podrózowala wraz z nim, tlumaczac na jezyk angielski jego pisma, wyklady i liczne nieoficjalne rozmowy, jakie prowadzil ze swymi uczniami. Od najmlodszych lat zaawansowana duchowo, poszukujaca Prawdy, przejawiajaca ogromna tesknote do Boga, stala sie wzorowa uczennica. Jej sadhana byla nadzorowana w kazdym szczególe przez Muktanande, który troskliwie przygotowywal ja na swoja nastepczynie. Na poczatku maja 1982 r. Swami Czidwilasananda zlozyla formalne sluby zakonne i jeszcze w tym samym miesiacu Swami Muktananda przekazal jej moc i autorytet linii Siddhów - te sama spuscizne duchowa, która otrzymal od swojego Guru. Od tego czasu Gurumaji - jak jest powszechnie nazywana - udziela Siaktipatu stale rosnacej liczbie uczniów oraz naucza ich praktyk Siddhajogi, zapoznajac ich z poslaniem Swamiego Muktanandy:
 

Medytuj nad swoja Jaznia.
Szanuj swoja Jazn.
Czcij swoja Jazn.
Zrozum swoja Jazn.
Bóg mieszka w tobie jako ty.


 

 

Za:
Swami Muktananda
"DOKAD IDZIESZ?"
Przewodnik podrózy duchowej
 

 

WPROWADZENIE

Często zdarzało się, że kiedy Swami Muktananda spotykał ucznia lub

gościa spacerującego po terenie jednego z jego aśramów, pytał go na

powitanie: Dokąd idziesz? I często to proste pytanie wyzwalało

głęboką kontemplację. Zaczynałeś się zastanawiać: "Dokąd idę?  Co

naprawdę robię ze swoim życiem?" 

Wydaje się więc, że Baba trafnie wybrał pytanie Dokąd idziesz? na

tytuł swojej książki. Kiedy oświecona osoba wkracza w twoje życie,

skłania cię do zadania sobie tego właśnie pytania. Samo istnienie

takiego Mistrza stanowi wyzwanie dla naszych przyziemnych

nawyków myślenia i działania, jest bezwarunkowym żądaniem,

abyśmy zdali sobie sprawę z tego, dokąd idziemy w życiu, zbadali

ścieżkę, którą podążamy i cele, do których zmierzamy. Kiedy

przyjmiemy to wyzwanie, związek z Mistrzem może przeobrazić

nasze życie.

Swami Muktananda posiadał moc przeobrażania innych w tak

wielkim stopniu, że nawet po śmierci wywiera on wpływ na ludzi i to

nie tylko tych, którzy go znali, ale również na tysiące ludzi, którzy

nigdy nie zetknęli się z nim gdy żył. Swami Muktananda był Siddha

Guru. W sanskrycie słowo siddha oznacza "ten, który jest znakomity

lub doskonały", a w tradycji Swamiego Muktanandy termin ten

odnosi się wyłącznie do kobiet i mężczyzn, którzy osiągnęli stan

całkowitej jedności z Absolutem, stan uważany przez mistyków

wszystkich tradycji za najwyższe możliwe osiągnięcie człowieka.

Siddha jest panem świata wewnętrznego, zdobywcą tej subtelnej i

nieskończenie skomplikowanej przestrzeni zwanej ścieżką duchową.

Wolni od ograniczeń, Siddhowie ukazują swoim przykładem i

słowami nasze własne nieograniczone możliwości zdobycia wolności

i szczęścia. Krótko mówiąc, ukazują nam naszą własną, wrodzoną

doskonałość.

Tym jednak, co czyni Mistrza Siddha tak rzadkim i cennym, jest jego

moc przekazywania nam tego doświadczenia doskonałości poprzez

rozbudzenie naszej własnej energii duchowej. Innymi słowy, Siddha

Guru nie jest po prostu nauczycielem czy przewodnikiem; on czy ona

jest czymś w rodzaju duchowego kamienia probierczego, katalitycznej

siły: pobudza w nas i podtrzymuje najgłębszy proces rozwoju, do

jakiego zdolny jest człowiek.

Kiedy w 1974 roku poznałam Swamiego Muktanandę, przyjechał

właśnie do Stanów Zjednoczonych na - jak się później okazało -

dwuletni pobyt. Były to czasy, kiedy w Ameryce nauczało wielu

Mistrzów duchowych, niemniej jednak imię "Swami Muktananda"

zawsze wymawiane było z podziwem. Słyszeliśmy, że jest on

Mistrzem duchowym jak owi legendarni Guru z czasów starożytnych,

kimś, kto rzeczywiście może przekazać ci doświadczenie Boga. Im

więcej o nim słyszałam, tym bardziej chciałam go poznać. Pewnego

dnia weszłam do sali w Pasadenie, w Kalifornii i tam zobaczyłam go

po raz pierwszy. Siedział na krześle, odziany w jaskrawo

pomarańczowe jedwabie, w ciemnych okularach i czerwonej czapce

narciarskiej, a otaczało go chyba z pięćdziesiąt osób. Całe jego ciało

wydawało się tryskać energią. Jego twarz była niezwykle ruchliwa -

czasami przybierał on surowy wyraz twarzy, a czasami uśmiechał się

z tak zaraźliwym entuzjazmem, że nie sposób było nie uśmiechnąć się

w odpowiedzi. Jednak to nie jego wygląd uderzył mnie najbardziej.

Patrząc na niego miałam wrażenie, że znajduję się w obecności

czegoś w rodzaju siłowni, jakiegoś potężnego ognia duchowego.

Wydawało się, że zbiera on całą energię nagromadzoną w pokoju -

miłość i gniew, obawy, pytania i wątpliwości, zamęt emocjonalny i

zagubienie - że wchłania to wszystko i przekształca w ogniu swego

stanu wewnętrznego, aż pozostaje tylko uczucie, które mogę określić

jedynie mianem niczym nie ograniczonej miłości. Siedząc z nim w tej

sali doznałam wrażenia nieomal fizycznej pełni w sercu; uczucie to

łagodniało stopniowo, jakby wszystko we mnie topniało. Subtelna

strużka rozkoszy, wrażenie czystej słodyczy zaczęło przepływać przez

moje ciało. "Och - pomyślałam - widocznie to właśnie ludzie mają na

myśli, kiedy mówią o błogości!"

Kilka tygodni później wzięłam udział w spotkaniu medytacyjnym,

prowadzonym przez Babę (jak go pieszczotliwie nazywano) i tam

przeżyłam doświadczenie, które odmieniło mnie na zawsze. Kiedy

siedzieliśmy z nim medytując - a było nas około trzystu - moja

świadomość zaczęła się rozszerzać, tak że zamiast ograniczać się do

mojego ciała, zaczęła obejmować pokój, budynek i wreszcie cały

wszechświat. Zdawać by się mogło, że w mojej świadomości zawarte

są wszystkie formy, wszystkie dźwięki. Nagle najbardziej naturalną

rzeczą na świecie było zdać sobie sprawę - nie, raczej doświadczyć i

wiedzieć - że w rzeczywistości istnieje tylko jedna energia we

wszechświecie i że to ta energia mnie stworzyła. Kiedy wyszłam z

medytacji byłam tak przepełniona miłością, że z trudem

powstrzymywałam się, aby nie rzucać się na szyję zupełnie obcym

osobom.

Jak tysiące innych ludzi, którzy spotkali Muktanandę - a także tysiące

tych, którzy nigdy nie poznali go osobiście - otrzymałam Siaktipat,

przekaz jego energii duchowej. To doświadczenie było jedynie

początkiem, obudzeniem siły, która po dzień dzisiejszy nadal mnie

zmienia i prowadzi. Z początku objawiło się to nie tylko w bardzo

przejmujących doświadczeniach medytacyjnych, ale także w serii

zaskakujących i subtelnych zmian zachodzących w moim stylu życia i

nastawieniu do zasadniczych spraw. Zaczęły się u mnie pojawiać

cechy takie jak dyscyplina, równowaga i spokój. Zupełnie

spontanicznie przekonałam się, że jestem w kontakcie z wewnętrznym

ośrodkiem spokoju i jasności umysłu, ośrodkiem w dużym stopniu

niezależnym od okoliczności zewnętrznych. To było tak, jak gdyby

Muktananda dał mi impuls duchowy, przeprowadzając mnie przez

bramę do świata wewnętrznego.

Moje doświadczenie, bardzo osobiste, było również całkiem typowe

dla tego, co dzieje się, kiedy Siddha Guru umożliwia nam kontakt z

naszym wnętrzem, z naszą Jaźnią. Jaźń, milczący ośrodek naszej

istoty, jest tą częścią nas samych, która pozostaje oddzielona od wiru

uczuć i wrażeń, nieustannie w nas powstających i zanikających. Nie

należy jej mylić z ego, z ograniczonym poczuciem "ja", które

gromadzi doświadczenia i utożsamia się z ciałem i umysłem. Jaźń, jak

Baba mówi nam na stronach tej książki, jest niezmierzonym

rezerwuarem radości, mądrości i siły, a także najintymniejszą częścią

nas samych - częścią tak intymną, że często nie zdajemy sobie nawet

sprawy z jej istnienia. I chociaż większość z nas intuicyjnie wyczuwa

w sobie potencjał siły, odwagi i miłości, wykraczający daleko poza

nasze normalne doświadczenie, jedynie momentami udaje się nam

nawiązać kontakt z tym potencjałem - na przykład w obliczu

niebezpieczeństwa czy kryzysu, albo kiedy pochłania nas widok

przyrody, czy gdy jesteśmy zakochani. Ścieżka Swamiego

Muktanandy, Siddhajoga, jest współczesną wersją prastarej wiedzy

duchowej pomyślanej tak, aby rozwijać ten potencjał wewnętrzny.

Kultywowana była na przestrzeni wieków przez kobiety i mężczyzn,

którzy posługiwali się własnym umysłem i ciałem jako laboratorium

do badań nad subtelnymi procesami świadomości ludzkiej. Ich

odkrycia przybrały formę Upaniszadów, Bhagawad Gity, tekstów

poświęconych jodze oraz innych wielkich systemów filozofii

duchowej. Nauki Swamiego Muktanandy, podobnie jak jego

starożytnych poprzedników, są rezultatem życia spędzonego na

badaniu wnętrza ludzkiego, rezultatem wielu lat poświęconych

sprawdzaniu słów mędrców przy pomocy własnego doświadczenia.

Kiedy więc Muktananda twierdził, że wszystko we wszechświecie

powstało z boskiej Świadomości i że ta Świadomość w najczystszej

formie istnieje w najgłębszym jądrze istoty ludzkiej, kiedy mówił

nam, że Bóg mieszka w nas jako nasza Jaźń, nie powtarzał po prostu

tego, co wyczytał w książkach; mówił o tym, co było jego

bezpośrednim doświadczeniem. Wszystko, czego nas uczył, przeżył

sam i poznał na najgłębszym poziomie istnienia.

Baba był przede wszystkim nauczycielem. Ludzie, którzy go znali,

znajdowali w nim to, co sami podziwiali. Tak więc biznesmenom

podobał się jego żywiołowy humor i życiowe podejście do

praktycznych szczegółów, artyści cenili piękno jego ruchów, dzieci

jego zdolność do zabawy. Nie było jednak takiej rzeczy, nawet

najzwyklejszej i najbardziej przyziemnej, której Baba nie

wykorzystałby jako okazji do nauczania jogi. Muzyk, strojący wraz z

nim instrument, otrzymywał lekcję koncentracji. Menadżer,

omawiający trudną sytuację w swoim biurze, uczył się czegoś na

temat narzucania dyscypliny z miłością. Wspólne przyrządzanie

potraw zamieniało się w lekcję o równowadze. Samo obserwowanie

Baby, obserwowanie delikatności, z jaką brał do ręki tak zwykłą rzecz

jak kwiat czy pióro, albo bezwarunkowej akceptacji, z jaką witał

wszystkich napotkanych ludzi - sąsiada z Oakland, taksówkarza,

nowojorskiego policjanta, czy własnych uczniów - stanowiło

subtelną, praktyczną lekcję tego, co to znaczy we wszystkim widzieć

Boga.

Jednak dla większości ludzi, którzy go znali, te lekcje dawane były

bezpośrednio poprzez jego wykłady, książki oraz nieformalne

wywiady i rozmowy. Codziennie w czasie swoich podróży Baba

mówił lub odpowiadał na pytania, wprowadzając całe pokolenie

uczniów w tajniki nauk zaczerpniętych z indyjskich pism świętych.

Baba nigdy nie nazywał siebie uczonym, był jednak szeroko oczytany

w filozofii swojej tradycji. Jego wykłady obejmowały całość jogi oraz

zawierały nauki pochodzące z wielu klasycznych kierunków myśli

hinduskiej. Wykłady te ukazywały integralny charakter Siddhajogi,

ścieżki opartej na łasce, jaką Baba otrzymał od swego Guru,

Bhagawana Nitjanandy, obejmującej zarówno jogę, jak introspekcję,

oddanie, służbę, a także wiedzę filozoficzną. Podobnie jak to się

dzieje z większością najdoskonalszych nauczycieli duchowych,

filozofia Baby potrafiła pogodzić rzekome sprzeczności. Na przykład

był on znakomitym znawcą tradycji Upaniszadów i Wedanty, ale

zarazem uwielbiał pobożne praktyki, takie jak śpiew. Był w

najwyższym stopniu niezależny, a jednak całe życie poświęcił służbie

swemu Guru. Nauczał, że Bóg jest czystą, bezpostaciową

Świadomością, a pomimo to czcił również różne osobowe formy

Boga, opowiadając historie z mitologii indyjskiej tak, jakby mówił o

starych, dobrze znanych przyjaciołach. Krótko mówiąc, Baba nauczał

powszechnej duchowości obejmując wiele jej form, łącząc różne

rodzaje klasycznych praktyk, szanując wszystkie religie, a jednak

ciągle wracając do prawdy o jedności, zawsze przypominając nam, że

ostateczna rzeczywistość nie różni się od doświadczenia naszej

własnej świadomości wewnętrznej oraz że tylko Jaźń leży u podłoża

wszystkich form. Kiedyś ktoś zapytał go:

* Czy widzisz Boga w tym drzewie?

* Nie - odparł Baba. - Widzę Boga jako to drzewo. I widzę również

Boga jako ciebie.

Baba uczynił duchowość realną. Konkretną. Żywą. I tak samo dającą

się zastosować w życiu nowojorskiego prawnika czy paryskiego

księgowego, jak w życiu jogina z himalajskiej głuszy. Wydobył ją z

książek, z domeny ideału i sprawił, że możemy widzieć, czuć i stykać

się z obecnością Boga w naszym codziennym doświadczeniu. Sama

świadomość faktu, że Baba widzi w tobie   Boga, zmuszała cię, abyś

zaczął poważnie traktować swoją duszę i prowadził, w związku z tym,

odpowiedni tryb życia. Własne doświadczenie Baby, jego energia

duchowa przesycały jego słowa i dawały im moc przeniknięcia

człowieka. Jakże często przez wszystkie te lata słyszeliśmy podczas

wykładu Babę mówiącego coś w rodzaju: "Tak jak para staje się

wodą, a woda staje się lodem, boska Świadomość staje się światem" i

te słowa nagle odbijały się w ludziach rezonansem jako realne

doświadczenie. Mogli zobaczyć, poczuć, wiedzieć, że ich pozornie

materialne ciało i wszystko, co istnieje, została stworzone ze

Świadomości. Fundamentalne, konkretne doświadczanie przez Babę

boskiej rzeczywistości, kryjącej się za tym światem, przebijało z jego

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin