„Wanda leży w naszej ziemi”
Częśċ pierwsza — O królu Kraku i kłótni pomiędzy braćmi.
Już na Boże Narodzenie,Miłe dzieci, w zeszłym rokuWszystko wam opowiedziałem O wawelskim strasznym smoku.
„A co dalej? a co dalej?”Mnóstwo dzieci głośno woła.Zaraz wszystko wam opowiem,Tylko siądźcie dookoła.
Pamiętacie króla Kraka, Co był głośny z sławnych czynów? Miał on córkę: śliczną Wandę, I dwóch miał dorodnych synów.
Długo, długo Krak panował, Król wspaniały, sprawiedliwy, Przez Polaków miłowany, Co orali zbożne niwy.
Wtem z Wawelu wieśċ przylała Jakby głos czarnego ptaka: „O, nieszczęście, o, nieszczęście! Nie masz, nie masz króla Kraka!”
Już na wieki zamknął oczy, I już słowa nie wypowie. Płacze po nim córka Wanda, Płaczą po nim dwaj synowie.
Kto żyw, ziemię w rękach nosił, Czy kobieta, mąż, czy chłopiec, I nad grobem króla Kraka Wielki usypali kopiec.
Męże starzy i czcigodni Ogłaszają wnet orędzie, Że najstarszy syn królewski Królem na Wawelu będzie!
Siadł król nowy w swej świetlicy, W śnieżnobiałej siadł sukmanie, I tak rzecze: – „Dobrym królem Będę dla was, Krakowianie!”
Cieszy się królewna Wanda, I szczęśliwa w głos się śmieje, Lecz brat młodszy chmurnie patrzy Jak wilk, kiedy mknie przez knieje.
„Co ci jest, mój bracie miły?”Tak mu nowy król powiada. „Czemu mroczą się twe oczy, Czemu twarz twa taka blada?”
A ten młodszy brał ponury W takie słowa mu odpowie: „Nie chcę, abyś ty panował, Ja mam królem byċ w Krakowie!”
Gniew jak płomień go ogarnął I wąż serce mu oplata, Chwycił miecz i – nieszczęśliwy! Własną ręką zabił brała.
Skoro pojął, co uczynił, Przelękniony, przerażony, Dopadł konia i ucieka W straszne i nieznane strony.
Częśċ druga — Księżniczka Wanda zostaje królową Krakowa!
Biegną ludzie z wszystkich domów, Rojni jakby pszczoły z ula, I wołają: – „Biada, biada! Nie ma króla, nie ma króla!”
Lecz niewiasty, co się zbiegły Tłumnie do wawelskiej bramy, Zawołały: – „Nie ma króla, Lecz królewnę przecie mamy!”
I już biegną, i szukają, Kędy Wanda się ukryła. A krzyk wielki się rozlega: „Panuj nam, królewno miła!”
Wanda, jak kwiatuszek biała, Słucha, patrzy w wielkiej trwodze. Jasne łzy jej z oczów płyną, Bo któż pomóc ma niebodze?
Mówi, jakby ptaszek śpiewał: „O, nieszczęsna ja sierota! Jakżesz mi to byċ królową, Co koronę ma ze złota?”
„Mnie przystoi z kwiatów wianek, Lub z zielonych liści drzewa, Bom dziewczynka bardzo cicha, Co z ptaszkami pieśni śpiewa!”
Wtem złocista słońca smuga Na dziewczęce padła skronie I tak na jej głowie błyska, Że wygląda jak w koronie.
„Cudy, cudy!” – słychaċ wkoło Wielkie i radosne głosy: „Już królową jesteś naszą, Tak chce słońce i niebiosy!”
Ptaki szybko poleciały Z przeradosną tą nowiną, By zaś morzu ją ogłosiċ, Fale Wisły szybko płyną.
Las obwieścił ją lasowi, Wiatry dolne górnym wiatrom, Potem chmury ją poniosły Aż ku niebotycznym Tatrom.
Wiedzą o niej w całej ziemi, Wiedzą blisko i daleko, A królewnę Wandę niesie Koń tak biały, jakby mleko.
Jedzie poprzez Kraków śliczny Wanda nasza ukochana. A po drodze wszyscy ludzie Padli przed nią na kolana.
dankow