Simmons Deborah - Skandal w Bath.pdf

(812 KB) Pobierz
265263851 UNPDF
Deborah Simmons
Skandal w Bath
265263851.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Georgiany Bellewether nikt nie traktował poważnie.
Los, ku jej głębokiemu niezadowoleniu, pokarał ją bujnymi,
jasnymi lokami, przywodzącymi na myśl córy Koryntu, oraz wielkimi
niebieskimi oczami, często porównywanymi do przejrzystych jezior.
Ludziom wystarczyło raz na nią spojrzeć, by nabrać przekonania, że
nie ma ani krzty rozumu. Naturalnie większość mężczyzn i tak
uważała, że kobiety z samej swej natury nie są zbyt inteligentne, lecz
w jej przypadku posuwali się jeszcze dalej i natychmiast klasyfikowali
ją jako stworzenie zupełnie pozbawione umiejętności myślenia.
Było to w najwyższym stopniu upokarzające.
Jej matka była poczciwą, lecz dość trzpiotowatą osobą, a ojciec
jowialnym, korpulentnym właścicielem majątku ziemskiego, toteż
Georgiana nie miała najmniejszych wątpliwości, że byłaby dużo
szczęśliwsza, gdyby się w nich wrodziła.
Niestety, z czwórki latorośli państwa Bellewether to właśnie ona -
i tylko ona - odziedziczyła cechy wuja Morcombe'a, naukowca
znanego z przenikliwości umysłu.
Od najwcześniejszej młodości Georgiana wprost chłonęła wiedzę.
Szybko zapędziła w kozi róg guwernantkę, wyrosła ponad poziom
miejscowej szkoły dla dziewcząt i nie bez satysfakcji wprawiała w
zakłopotanie domowego nauczyciela brata.
Szczególne talenty przejawiała w rozwiązywaniu trudnych
zagadek, dlatego często przeklinała swoje kobiece kształty, które
zamykały jej drogę do kariery podziwianych przez nią detektywów z
Bow Street. Zamiast zbierać poszlaki i bez lęku chwytać przestępców,
musiała zadowolić się zachłannym czytaniem książek i znajdowaniem
odpowiedzi na błahe pytania, które stawiano jej w Chatham's Corner,
wsi, gdzie jej zacny ojciec sprawował rządy jako dziedzic i szeryf w
jednej osobie.
Georgiana poprzysięgła sobie jednak, że w tym roku wszystko się
zmieni. Rodzina przyjechała na lato do Bath, a ona zamierzała
wykorzystać tę sytuację. Była przekonana, że w sławnym uzdrowisku
natknie się na przynajmniej jedną tajemniczą sprawę godną jej
talentów. Bądź co bądź liczna i zróżnicowana społeczność tego miasta
na pewno miała więcej do ukrycia niż mieszkańcy wsi, z którymi
przestawała na co dzień.
265263851.003.png
Niestety, po tygodniu Georgiana musiała przyznać, że jest
głęboko rozczarowana, bowiem wizyty w pijalni i spacery odbywane
o wyznaczonych porach szybko jej spowszedniały. Jadąc do Bath,
łudziła się, że zawrze interesujące znajomości, niestety i tu spotkał ją
zawód. Wprawdzie z radością poznawała nowe otoczenie, spotykała
jednak wyłącznie ludzi kubek w kubek podobnych do tych, których
widywała w Chatham's Corner. Najgorsze zaś, że nie natknęła się do
tej pory na żadną ekscytującą tajemnicę, którą należałoby wyjaśnić.
Z westchnieniem rozejrzała się po reprezentacyjnych salonach
wystawnego domu lady Culpepper. Idąc tu, panna Bellewether była
bardzo przejęta, po raz pierwszy bowiem została zaproszona na
prawdziwy bal. Znów jednak ujrzała tylko matrony i artretycznych
jegomościów, jakich w Bath było pełno.
Pod eskortą troskliwych mamuś przybyło również kilka
młodszych od Georgiany panien. Niestety, wszystkie bez reszty były
opętane chwalebną ideą wyłuskania spośród kuracjuszy kandydata na
męża.
Zniechęcona Georgiana odwróciła wzrok od krygujących się
panien, gdy nagle jej uwagę przykuł wytworny mężczyzna w czerni.
No, wreszcie ktoś zagadkowy, pomyślała, mrużąc powieki.
Nie trzeba było jej talentów, by stwierdzić, że przyjazd markiza
Ashdowne do uzdrowiska jest wydarzeniem w najwyższym stopniu
niezwykłym, jako że eleganckie towarzystwo straciło już, żywione
mniej więcej przed półwieczem, upodobanie do Bath. Przystojni,
czarujący arystokraci, tacy jak Ashdowne właśnie, przebywali w
Londynie lub śladem księcia regenta podążali do Brighton. Albo też,
pomyślała Georgiana, trwonili czas, wydając skandalizujące przyjęcia
w swoich wiejskich rezydencjach.
Kiedy usłyszała o obecności markiza Ashdowne'a, od razu uznała
jego nagłe zainteresowanie Bath za dziwne. Bardzo chętnie
dowiedziałaby się, co go skłoniło do przyjazdu, najpierw musiała
jednak znaleźć sposób, żeby ich sobie przedstawiono. Markiz
przebywał w uzdrowisku już kilka dni, co budziło niezwykłe
podniecenie wszystkich panien na wydaniu, nie wyłączając sióstr
Georgiany. Właściwie nawet trudno było mu się przyjrzeć, zawsze
bowiem otaczał go wianuszek dam.
Markiz wynajął jeden z modnych domów na Camden Place i tam
właśnie zauważono go pierwszy raz. Podobno zamierzał poddać się
265263851.004.png
kuracji tutejszymi wodami, Georgianie wydawało się to jednak
niedorzeczne, markiz bowiem nie skończył jeszcze trzydziestu lat i nie
uchodził za podupadłego na zdrowiu. Nie, stanowczo nie jest chory,
uznała, gdy tłumek pań się rozstąpił i wreszcie mogła mu się
przyjrzeć.
Przeciwnie, Ashdowne stanowił okaz zdrowia. Z wrażenia
Georgiana głośno nabrała powietrza do płuc. Był wysoki, metr
osiemdziesiąt wzrostu albo i więcej, a przy tym szczupły. Ale nie
chuderlawy, o, nie. Miał szerokie ramiona i wyraźnie zarysowaną
muskulaturę ciała, choć nie powiedziałoby się o nim, że jest
atletyczny. Krótko mówiąc, Georgiana nie spodziewała się tutaj,
wśród przekarmionych i zblazowanych lwów salonowych, spotkać
kogoś z taką prezencją i urzekającą siłą.
Zwinny. To słowo od razu przyszło jej na myśl, gdy przesunęła
wzrok z kosztownego odzienia na twarz markiza. Włosy miał ciemne,
gładko zaczesane, oczy niewiarygodnie niebieskie, a usta... och, na
usta Georgiana nie potrafiła znaleźć określenia, tak zmysłowe wydały
jej się ich krzywizny i nieznaczne wgłębienie widoczne nad górną
wargą. Ashdowne jest po prostu niebiańsko przystojny, doszła do
wniosku, przełykając ślinę.
I niezwykle czujny.
To znów ją zaskoczyło. Wprawdzie dobrze wiedziała, że nie
należy wydawać pochopnych sądów na podstawie samego wyglądu,
ale założyła, że ktoś tak bogaty, wpływowy i przystojny nie może
ponadto mieć bystrego umysłu. Musiała jednak się omylić, bo gdy
otrząsnęła się z oszołomienia urodą jego regularnych rysów, markiz
skrzyżował z nią spojrzenie i wtedy przekonała się, że inteligencja
dosłownie bije mu z oczu. Gdyby Georgiana była z tej samej gliny co
inne panny przebywające w salonie, pomyślałaby zapewne, że markiz
poczuł na sobie jej wzrok, wydawało się bowiem, że wyszukał ją
spojrzeniem w tłumie wcale nieprzypadkowo.
Cofnęła się o krok, zawstydzona, że przyłapano ją na zbyt
natarczywym wpatrywaniu się w obcego mężczyznę, a ponieważ
Ashdowne skwitował jej reakcję uniesieniem ciemnych brwi, spłonęła
rumieńcem. Energicznie wprawiła w ruch wachlarz i odwróciła głowę.
Przecież w jej wzroku była tylko normalna w takich sytuacjach
ciekawość, nic więcej, uspokajała się. Na ustach wykwitł jej grymas
rozdrażnienia, pomyślała bowiem, że to spojrzenie markiza było
265263851.005.png
wyjątkowo poufałe. Widocznie Ashdowne uznał ją za jedną z tych
zauroczonych panien, które omdlewały na jego widok.
Obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, byle jak najdalej od
markiza. I nagle pojęła, że właśnie straciła wspaniałą okazję poznania
Ashdowne'a osobiście. Do licha! Z trzaskiem złożyła wachlarz,
wiedziała bowiem, że nie wolno mieszać do śledztwa osobistych
uczuć. Nie wyobrażała sobie, by prawdziwy detektyw z Bow Street
przestał zajmować się sprawą dlatego, że ktoś z podejrzanych spojrzał
na niego zbyt poufale.
Parsknąwszy pod nosem, zawróciła tam, skąd przyszła, ale wyrwę
w ludzkim wianuszku zapełniły już inne kobiety, i stare, i młode. A
potem ni stąd, ni zowąd pojawiła się przed nią matka, żeby namówić
ją na taniec z jakimś kawalerem. Georgiana wiedziała, że w tej
sytuacji nie należy odmawiać.
Pan Nichols, jak się wkrótce przekonała, był całkiem przyjemnym
mężczyzną, który wraz z rodziną przyjechał do Bath z hrabstwa Kent.
Gdy jednak zaczął się jąkać, prowadząc konwersację na tematy tak
banalne jak pogoda i towarzystwo w Bath, jej myśli odpłynęły w dal.
Wprawdzie wyciągała szyję, jak tylko mogła, ale Ashdowne'a
dostrzegła dopiero po dłuższej chwili. Akurat wychodził do ogrodu z
młodą wdową, która, rzecz jasna, natychmiast zapomniała o swojej
żałobie.
Podczas następnego tańca z panem Nicholsem Georgiana
marszczyła czoło i tylko machinalnie kiwała głową w odpowiedzi na
jego pytania. Doprawdy, nie miała czasu na takie przelewanie z
pustego w próżne! Niestety, aż za dobrze wiedziała, co oznacza
rozmarzony wyraz twarzy jej partnera. Gdyby pan Nichols zdołał
skupić wzrok, bez wątpienia zatrzymałby go na jej lokach, białej szyi
lub, co gorsza, na niepokojąco dużym skrawku piersi, który matka
kazała jej odsłonić zgodnie z panującą modą.
Naturalnie młodzieniec w ogóle nie zwracał uwagi na jej słowa.
W takich sytuacjach Georgiana zawsze miała ochotę szepnąć coś
niegodnego damy albo wprost przyznać się do morderstwa, byle tylko
otrzeźwić rozmówcę. Jej adoratorzy zazwyczaj należeli do dwóch
kategorii: jedni w ogóle nie zwracali uwagi na to, co mówiła, inni -
przeciwnie - wsłuchiwali się z nabożnym podziwem w każde słowo.
Najgorsze, że ani z jednych, ani z drugich nie było pożytku, nigdy
bowiem nie udało się Georgianie sprowokować żadnego z tych
265263851.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin