Alexander Meg - Rozważni i romantyczni.rtf

(431 KB) Pobierz
Meg Alexander

Meg Alexander

Rozważni i romantyczni

Tłumaczyła Weronika Żółtowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rok 1811

Starsza z dwu dam siedzących przy kominku w ma­łym domku była wyraźnie wzburzona. Łzy spływały jej po policzkach, gdy patrzyła na sir Jamesa Percevala.

- Powiedz mi, że to nieprawda! - błagała. - Czy Isham musi zabrać wszystko? Och proszę, niech zostawi przynajmniej mój posag i część należną dziewczętom.

Sir James zawahał się. z niechęcią myśląc o przy­krym obowiązku, który musiał spełnić.

- Nie ma rady - odparł w końcu. - Moja droga Isa­bel, lepiej od razu przygotuj się na najgorsze. Próbowa­łem ocalić chociaż resztki, ale dług jest zbyt wielki. Kie­dy powiedziałem, że straciłyście wszystko, miałem na myśli nie tylko dom, konie, powóz...

- Nie dbam o nie - rozpaczała pani Rushford, baga­telizując wygody, z których korzystała przez całe życie. - Ale moje dziewczynki! Wiązałam z nimi ogromne nadzieje. Kto je teraz weźmie? Jak mamy żyć? - Wy­ciągnęła rękę do milczącej córki. - Indio, jesteśmy bez środków do życia, niemal zrujnowane! - Potem, ku przerażeniu swego rozmówcy, wybuchnęła histerycz­nym śmiechem.

India wstała i zadzwoniła na służącą. Następnie ujęła dłonie matki i powiedziała przyciszonym głosem:

- Jesteś bardzo zmęczona. Pójdziemy do twego po­koju, dobrze? Marta obmyje cię wodą różaną i przy­gotuje gorącą cegłę, żeby rozgrzać stopy. Wujek i ja wszystko tu omówimy. Może zdołamy coś wymyślić.

Objęła w talii zrozpaczoną matkę i pomogła jej wyjść z salonu. Minęło trochę czasu, nim wróciła i sir James już zaczął się niepokoić, ale India szybko rozwia­ła jego obawy.

- Mama odpoczywa - tłumaczyła cicho - ale posła­łam Letty po lekarza. Środek uspokajający przyniesie jej pewną ulgę. Po tym wszystkim, co ostatnio musiała znieść, to był dla niej wstrząs.

- Gdybym mógł, chętnie bym jej tego oszczędził, moja droga, ale nie jestem w stanie. Paskudna sprawa, lecz przykro mi, że twoja matka reaguje tak gwałtow­nie.

- Obawiam się, że nowina o utracie jej posagu dopeł­niła kielich goryczy. - India pokiwała głową. - Cztery miesiące, które minęły od śmierci ojca, były koszmarem. Sam wiesz, że miała względem nas wielkie plany.

- Owszem, moje drogie dziecko. Bóg mi świadkiem, że próbowałem zachować przynajmniej waszą część, ale należności są ogromne. Postępowanie twego ojca całkiem go pogrążyło, a długi honorowe trzeba płacić.

- Honorowe? - żachnęła się India. - Daruj, wujku, ale moim zdaniem tego rodzaju zachowanie nie ma nic wspólnego z poczuciem honoru. Isham na pewno wie­dział, że nie może żądać od ojca wypłacenia takiej sumy. To nikczemnik. Gdybym była mężczyzną, wyzwa­łabym go na pojedynek.

- Obawiam się, że nie rozumiesz, w czym rzecz. - Sir James przybrał surową minę. - Gdy mężczyzna za­siada przy zielonym stoliku, gracze nie pytają o stan je­go finansów, tylko zakładają milcząco, że będzie w sta­nie spłacić zobowiązania. W przeciwnym razie uchodzi za oszusta.

India milczała. Musiała przyznać, że lord Isham nie ponosi całej odpowiedzialności za katastrofę, która je spotkała. Po raz pierwszy w życiu zdała sobie sprawę, że jej ukochany papa, mimo uroku i radości życia, nie wykazywał najmniejszego poczucia odpowiedzialności za rodzinę. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy: nie tylko pozbawił je dachu nad głową, lecz także trwonił pienią­dze, których nie powinien tknąć. Doskonale wiedziała, że ustawy są przeciwko kobietom. Żona nie miała żad­nych praw do własnego majątku, którym mąż dyspono­wał według swego widzimisię. Jak papa mógł zostawić je bez środków do życia? Owe rozterki zapewne spra­wiły, że zmieniła się na twarzy, co dostrzegł sir James.

- Mam nadzieję, że mnie rozumiesz - dodał łagod­niej. - Krawców, dostawców żywności, nawet budow­niczych można bezkarnie zwodzić, odkładając wypłatę, ale długi karciane płaci się od razu.

- A więc dobrze - odparła chłodno India. - Ten pan dostanie swoje pieniądze i niech się nimi udławi. W ca­łym Londynie nie ma chyba nikogo, kto by ich mniej potrzebował.

- Nie w tym rzecz, kochanie. Przestań być taka zgorzkniała. Jego lordowska mość poszedł na ustępstwa. Po­zwolił zwlekać trzy miesiące z przeprowadzką, chociaż mógł nakazać wam niezwłoczne opuszczenie domu.

- Jakże to wielkodusznie z jego strony! - zawołała India, nie dając się ułagodzić. - Pewnie czekał niecier­pliwie, aż obejmie Grange. Po tych jego pałacach nasza rudera to zabawna odmiana.

- Wasz dom wcale nie wydaje się taki zniszczony, Indio. - Sir James posmutniał, rozglądając się wokół.

- Obawiam się, że tutaj...

- Wujku, jestem okropna! - Indię ogarnęła skrucha.

- Tylko nie myśl, że z nas niewdzięcznice. Dzięki, że pozwoliłeś nam tutaj zamieszkać. Jesteśmy zadowolo­ne... - Głos zadrżał jej lekko, ale opanowała się i ciąg­nęła śmiało: - Chcemy uprawiać ogród, będą w nim owoce i warzywa. - Zdobyła się na wymuszony uśmiech. - Uczę się gotować.

- Moja droga, czy to naprawdę konieczne? - Sir Ja­mes był mocno zbity z tropu. - Sądziłem, że Marta...

- Marta jest znakomitą pokojówką, ale mierną ku­charką. Dla własnego dobra wolę sama gotować. Zresz­tą to nic trudnego. Hester ofiarowała mi egzemplarz książki kucharskiej pani Rundle, której rad przestrze­gam co do joty.

- Mimo wszystko to nie jest zajęcie odpowiednie dla młodej damy. Przyślę wam kogoś z mojej służby.

- Błagam, żebyś tego nie robił. I tak zbyt wiele ci już zawdzięczamy.

- Szkoda, że nie mogę uczynić więcej. Nie zabrak­nie wam opału ani żywności, możecie również korzystać z powozu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Przykro mi z powodu domu w Londynie. Gdyby nie to, że czynsz okazał się dla mnie za wysoki, mogłybyście tam pozo­stać do końca sezonu. Bardzo żałuję.

- Niepotrzebnie. Jak mogłybyśmy tam zostać? Po śmierci ojca krążyło tyle plotek, że choćby z tego po­wodu musiałyśmy wyjechać. Dalszy pobyt był nie do pomyślenia.

Sir James z niepokojem przyjrzał się Indii, Ile słysza­ła? Starał się uchronić rodzinę przed londyńskimi plot­karzami, ale wśród tamtejszej socjety wieści szerzyły się jak pożar w czasie suszy, i to z najdrobniejszymi szczegółami. A przecież India dość się nacierpiała. Była ulubienicą ojca i patrzyła w niego jak w obraz. Przeży­ła ogromny zawód. Sir James miał świadomość, że jej gniew na lorda Ishama w dużym stopniu wynika z roz­czarowania i goryczy, jakie stały się jej udziałem. India musiała przyjąć do wiadomości, że jej bohater to kolos na glinianych nogach. Śmierć Garetha Rushforda była prawdziwym wstrząsem dla jego najbliższych, a to, co nastąpiło potem - klęską.

Niech go diabli porwą, ze złością pomyślał sir James. Od lat wiedział, że za beztroskim życiem czarującego utracjusza kryje się piramida długów. Po fatalnym wie­czorze w klubie ta konstrukcja zawaliła się niczym do­mek z kart, przez co rodzina została w nędzy.

- Doszły do ciebie jakieś szczegóły? - spytała India. - Mam na myśli wypadek.

. - Skądże! - skłamał. Nie można dopuścić, żeby In­dia poznała prawdę. Plotkarze się nie mylili. Sir James zadał sobie wiele trudu, żeby sprawdzić zasłyszane po­głoski. Kiedy Rushford zrozumiał, że jest zrujnowany, pozostał w klubie i pił na umór. O świcie wyszedł na St James Street. Czy najbliżsi kiedykolwiek uświadomią sobie, że nieprzypadkowo wpadł pod kopyta koni ciąg­nących rozpędzony powóz? Sir James podejrzewał, że tak właśnie się stało. Czy Rushford wolał uniknąć jaw­nego samobójstwa, aby oszczędzić rodzinie wstydu? Zapewne. Tak czy inaczej stratowany zginął na miejscu.

- Pamiętaj, moja droga, że było jeszcze ciemno. - Sir James niewiele mógł powiedzieć, by pocieszyć ku­zynkę, lecz próbował dodać jej otuchy. - Przypuszcza­my, że spostrzegł powóz dopiero w ostatniej chwili. Przynajmniej nie cierpiał.

- Mimo wszystko... Trudno mi uwierzyć, że nie sły­szał końskiego tętentu. To bardzo dziwne.

- Moje drogie dziecko, przestań się zadręczać. Twój papa był pewnie zaabsorbowany...

- ...długami karcianymi? Och, wujku, cóż za ohyd­ny proceder! Należałoby go prawnie zakazać.

- Przynajmniej pod tym względem jesteśmy zgodni. Oczywiście wiadomo ci, że mój majątek został poważ­nie zadłużony za życia dziadka, który musiał sprzedać dużą jego część, aby zapłacić karciane długi. Od lat sta­ram się po trochu odkupić utracone dobra.

- Wiem - odparła ciepło. - Hester opowiadała mi o twoich wysiłkach. Jestem samolubna, zajmując się wy­łącznie naszymi kłopotami, lecz trudno mi pojąć, czemu panowie siadają do kart i ryzykują swoją własność.

- Nie tylko oni, kochanie. To plaga naszych czasów, bo i damy chętnie grywają, co z pewnością rzuciło ci się w oczy, gdy byłaś w Londynie.

- Nie zwracałam uwagi na takie rzeczy - wyznała India. - Zajmowałam się innymi sprawami. Tyle było przyjęć, bali i koncertów.

- Twoje życie będzie teraz wyglądać inaczej. - Sir James ujął jej dłoń. - Powiedz mi, czy podczas ostat­niego sezonu ktoś wreszcie... Chodzi mi o to...

- Czy ktoś mi się oświadczył? - Po raz pierwszy od początku rozmowy India zdobyła się na lekki uśmiech. - Nie, wujku. Spójrz na mnie! Przede wszystkim jestem za wysoka! W tańcu góruję nad większością partnerów. Po wtóre, jak sam widzisz, trudno powiedzieć, że jestem wiotka i eteryczna. W najlepszym razie można mi przy­pisać posągowe kształty. Włosy nie są wprawdzie marche­wkowe, tylko kasztanowe, ale jednak rude. Poza tym oczy niebieskie podobają się bardziej od piwnych. - Pobłażli­wy uśmiech sir Jamesa wyrażał jawną niezgodę. Na twa­rzy rozbawionej Indii pojawiły się dołki, gdy wyznała: - Udało mi się jednak narobić zamieszania. Miałam nie­szczęście urazić George'a Brummella, który natychmiast mnie skarcił. Powinnam okazać skruchę, ale wybuchnęłam śmiechem, czego mi już nie wybaczy.

- Moim zdaniem mężnie to zniesiesz - odparł z przekąsem sir James. - To kolejny utracjusz. - India milczała, ponieważ była to aluzja do niedawnych prze­żyć, a wuj natychmiast zmienił temat. - Jak się czuje Letty? - zapytał. - Mam nadzieję, że w tych niełatwych chwilach jest dla ciebie podporą.

- Chodzi smutna, lecz nie ze względu na poniesione przez nas straty. Miałyśmy nadzieję, że Oliver Wells się jej oświadczy, ale teraz... Trudno powiedzieć.

- Wells? - Sir James zastanawiał się przez moment. - Z Wellsów osiadłych w Bristolu? Ci nie muszą się martwić o pieniądze, więc to bez różnicy, czy Letty ma posag, czy też nie. Wiesz przecież, że ja sam ożeniłem się z miłości.

- Owszem, wujku, lecz Oliver to młodszy syn, a je­go matka jest dumna jak paw. Ostatnio Letty napisała do niego, że między nimi wszystko skończone. Ukrywa przygnębienie, ale widzę, że jest zmartwiona.

- A wasz brat? Gdzie się podziewa Giles? Miałem nadzieję, że go tu zastanę. Trzeba podjąć wiele decyzji. Miałaś od niego wiadomości?

- Pojechał do hrabstwa Derby - odparła z waha­niem. - Cromfordowie zaprosili go na dłużej.

- Czyżby? - rzucił oschle sir James z jawną dez­aprobatą. - Powinien zrezygnować z odwiedzin. Jego miejsce jest teraz przy was. - Nie krył oburzenia, bo zawsze lękał się, że Giles pójdzie w ślady ojca. India odruchowo chciała stanąć w obronie brata, ale ugryzła się w język. Wejście Letty sprawiło, że nie musiała wy­słuchiwać kolejnych zarzutów przeciwko Gilesowi. Jej siostra była zmęczona i blada, lecz obdarzyła wuja uśmiechem i zwróciła się do Indii.

- Lekarz poszedł do mamy - powiedziała cicho. - Zastałam go w ostatniej chwili, nim wyruszył do pa­cjentów. Natychmiast ze mną przyjechał.

- Doskonałe! - India uśmiechnęła się, żeby dodać jej otuchy. - Mama przede wszystkim potrzebuje odpoczynku. Kiedy poczuje się lepiej, powiemy jej o na­szych planach.

- A co wymyśliłyście? - Sir James z uwagą obser­wował dziewczęta tak bardzo od siebie różne. Kto by pomyślał, że łączy je bliskie pokrewieństwo.

Letty była o głowę niższa od Indii i drobna jak baś­niowy elf. Wrażenie to podkreślały krótkie, jasne loki nad ciemnoniebieskimi oczyma. Zdaniem sir Jamesa była prawdziwą pięknością, ale India ją zaćmiewała. Z nich dwu to starsza siostra przyciągała spojrzenia. Miała wyrazistą twarz, piękny owal policzków i wspa­niałe brwi. Pogardzane przez nią kasztanowe włosy za­czesane były gładko do tyłu i zwinięte w kok, a spod cudownych czarnych brwi patrzyły śliczne piwne oczy ocienione czarnymi jak smoła rzęsami. Sir James uśmiechnął się w duchu. Skoro India uważa się za brzydką, nie ma w sobie ani krzty próżności.

Jednak wiedziała, co mówi, kiedy tłumaczyła, czemu należy przypisać brak kandydatów do jej ręki. Nawet dla przypadkowego obserwatora na pierwszy rzut oka było jasne, że z tą młodą kobietą należy się liczyć. Dumne uniesienie głowy i wyraz pięknie wykrojonych ust zdradzały stanowczość. Sir James westchnął. Takie cechy nie miały wzięcia na małżeńskim targowisku. In­dii brakowało zadatków na pokorną żonę.

Nie po raz pierwszy myślał z irytacją o położonej w sąsiedztwie szkole pani Guarding. Uczęszczało do niej wiele miejscowych panien. Gdyby wiedział, jaki wpływ wywrą na jego Hester radykalne przekonania znakomitej nauczycielki, posłałby córkę na zwykłą pensję dla panienek z dobrych domów. Na cóż pannom gre­ka, łacina i filozofia? Czy roztropna kobieta będzie czerpać z owych nauk jakiś pożytek? Na domiar złego India i Hester po prostu się znarowiły. Obie miały skłonność do swobodnego wyrażania opinii w obecno­ści panów, którzy nie akceptowali takiej niezależności. Z ciężkim westchnieniem powrócił do tematu, zwraca­jąc się do Letty. Przynajmniej ona zachowywała się jak przystoi młodej kobiecie.

- Co wymyśliłyście? - powtórzył. Letty uśmiechnęła się, ale pokręciła głową.

- Niech India ci powie - odparła skromnie.

- Indio?

- Wujku, próbujemy znaleźć wyjście z sytuacji - zaczęła starsza z sióstr. - Nie możemy nadal korzystać z twojej pomocy.

Sir James nie był zdziwiony, bo rozumiał jej niechęć przyjmowania swoistej jałmużny.

- Co postanowiłyście? - nie dawał za wygraną. Le­piej niż kuzynki wiedział, jak niewiele możliwości otwiera się przed pannami z dobrych domów, gdy zo­staną bez grosza. - Z pewnością nie zamierzacie opu­ścić matki.

- Być może nie miałybyśmy innego wyboru, ale wczoraj dowiedziałam się, że jedna z nauczycielek zre­zygnowała z pracy w szkole pani Guarding więc zwol­niła się tam posada.

- Chcesz uczyć, moja droga? Czy to ci da zadowo­lenie?

- Moje zadowolenie nie ma nic do rzeczy - odparła rzeczowo India. - Najważniejsze, że mogłabym tu zostać. Posada damy do towarzystwa albo guwernantki oznacza rozstanie z mamą, a póki ona nie poczuje się lepiej, wo­lałabym tego uniknąć. - Uniosła głowę. - Doktor odjeż­dża? Słyszę powóz. Powinien z nami porozmawiać.

- To nie on. - Letty wyjrzała przez okno. - Mamy gościa.

- Ktoś znajomy?

- Nie rozpoznaję powozu. Myślałam, że to przyjezd­ny, który zabłądził, ale młody Jesse Ekin wskazuje na­sze drzwi.

- Dziwne. - India wstała, słysząc głośne pukanie. - Pójdę otworzyć, Letty. Marta jest chyba na górze.

Nie miała pojęcia, kto to może być. Cofnęła się na widok stojącego przed nią mężczyzny. Przewyższał ją wzrostem, był mocnej budowy, szeroki w ramionach, smagły. Bez skrępowania obrzucił jej postać taksują­cym spojrzeniem bystrych czarnych oczu.

- Tak? - rzuciła oschle.

- Nazywam się Isham - odparł krótko. - Chcę się widzieć z panią Rushford.

Przez chwilę India była tak zdumiona, że nie zdołała wykrztusić słowa. To niewiarygodne, że sprawca wszyst­kich nieszczęść ośmielił się je nachodzić. Co za tupet! Nie­wątpliwie przyszedł się natrząsać z upodlenia swych ofiar. Niedoczekanie!

- Pani Rushford nie przyjmuje - oznajmiła lodowa­tym tonem.

- Rozumiem. - Czuła na sobie spojrzenie czarnych oczu. - Kim pani jest?

- Jej córką. Mnie również dla nikogo nie ma w domu.

- Wręcz przeciwnie. Pozwolę sobie zauważyć, że jest tu pani we własnej osobie. Panno Rushford, przy­bywam z wiadomością istotną dla całej waszej rodziny. Zechce mnie pani wysłuchać.

- Pańskie rewelacje nas nie interesują. - India chcia­ła zamknąć drzwi, lecz intruz postawił but na progu.

- Pochopna odpowiedź, skoro nie wie pani, w czym rzecz. Widzę tu powóz sir Jamesa Percevala. Rozmówię się z nim.

- Ależ z pana natręt! Proszę łaskawie cofnąć nogę.

- Wykluczone! Nie po to jechałem taki kawał drogi, żeby mnie teraz odprawiono z kwitkiem.

India zdawała sobie sprawę, że nie ma tyle sił, by go wypchnąć.

- Dobrze - powiedziała w końcu. - Chce pan zoba­czyć się z wujem? Proszę bardzo. Nie sądzę, żeby z nim poszło panu łatwo.

Zirytowana stwierdziła, że kąciki ust jego lordow­skiej mości drżą, jakby miał wybuchnąć śmiechem.

- Denerwująca jest zapewne ta kobieca bezbronność - oznajmił pojednawczym tonem. - A teraz, łaskawa pani, proszę mnie zaprowadzić do sir Jamesa.

India ruszyła przodem wyprostowana, jakby kij po­łknęła. Za chwilę ten intruz dostanie należną odprawę. Sir James nie będzie sobie zawracać nim głowy. Myliła się. Ku jej ogromnemu zdziwieniu wuj wyszedł gościo­wi naprzeciw i wyciągnął rękę.

- Co pan tutaj robi, milordzie? - zapytał. - Spodziewaliśmy się pana dopiero po Nowym Roku.

- Przybywam z propozycją dotyczącą pańskiej ro­dziny. Miałem nadzieję, że spotkam się z panią Rushford, ale skoro nie może mnie przyjąć...

- Obawiam się, że jest cierpiąca. Czy mogę ją zastą­pić?

- Owszem, jeśli pan tak łaskaw. Sprawa jest delikatnej natury. Potrzebuję pańskiej rady. Czy zechciałby pan naj­pierw przedstawić mnie tym damom? - Ignorując Indię, zwrócił się do Letty i rzucił jej pytające spojrzenie.

- Proszę wybaczyć, milordzie. Oto moje kuzynki. Indię już pan poznał, a to jej młodsza siostra Letycja.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin