Pedersen Bente - Cykl Raija 06 - Wolność w Okowach.pdf

(679 KB) Pobierz
9396901 UNPDF
1
Pierwsza noc nowego roku stalą pod znakiem
mrozu. Zorza polarna pokryła niebo językami lo­
dowatych ogni, jak wytrawny malarz starannie wy­
mieszała chłodne pastele na swojej palecie.
Południowy horyzont łamała wyraźna linia si­
nych wierzchołków gór, groźnie wznoszących się
ku roztańczonemu sklepieniu nieba.
Mikkal pozostał obojętny na piękno krajobrazu.
Dostrzegał je, lecz nic nie czuł.
Nie wiedział, że tej nocy rozpoczął się nowy
rok. Rok 1729.
Panowało przenikliwe zimno. Na północy bli­
skość morza sprawia, że w noce jak ta przesiąknię­
te solą powietrze wypełnia się mnóstwem mroź­
nych igiełek.
Mikkal dawno już przestał zważać na chłód.
Siedział ze skrzyżowanymi nogami przed wy­
gasłym paleniskiem. Podmuchy wiatru wpadają­
ce przez uchylone drzwi chaty zdławiły żar wie­
ki temu.
Wieczność nie znaczyła wiele dla Mikkala.
Wieczność to czas. Mikkalowi nie brakowało
czasu.
5
Przestał odczuwać cokolwiek, przestał myśleć,
zobojętniał na cały świat.
Nawet nie miał odwagi umrzeć jak prawdziwy
mężczyzna, ale i to nie raniło jego dumy. Ból nie
istniał. Nie istniała radość.
W głębi duszy był martwy.
Martwy jak to drobne ciałko, które delikatnie
złożył w kołysce.
Tej nocy został ojcem. Dziecko, którego nie pra­
gnął, urodziło się z krzykiem i rozwartymi oczęta­
mi wpatrywało się w mroźną ciemność. Było po­
marszczone i brzydkie, z kępką kruczoczarnych
wilgotnych włosów na główce. Kiedy Ravna złoży­
ła Mikkalowi niemowlę w ramiona, poczuł nagły
przypływ czułości. Matka chłopczyka nawet nie
chciała go dotknąć.
Sigga o mały włos nie przypłaciła porodu ży­
ciem. Cały dzień wiła się w bólach, a w ulotnych
chwilach ulgi dyszała taką wściekłością, że piana
występowała jej na wargi.
Mikkal trzymał się od żony z daleka.
Ich wzajemne przywiązanie wypaliło się już
dawno. Teraz potrafili się tylko ranić.
Mikkal zdawał sobie sprawę, że to jego wina, ale
nie mógł zdobyć się na współczucie. Cierpienie
Siggi go nie dotyczyło. Rodziła wprawdzie jego
dziecko, tego był pewien, ale nie poczęli go z mi­
łości. Mikkal najchętniej wyrzuciłby z pamięci
tamten wieczór.
Ravna nie kryła złości, kiedy przyszła po niego.
6
- Nie musisz tak jawnie okazywać, że między
wami źle się dzieje - powiedziała z niezwykłą jak
na nią surowością. Wprawdzie nie darzyła Siggi
wielką estymą, ale tym razem wzięła stronę syno­
wej. Zmierzyła Mikkala ostrym spojrzeniem. - Sig­
ga odchodzi od zmysłów. Nie wiem, czy zdoła uro­
dzić. Nie wiem, czy przeżyje.
Mikkal miał ciętą odpowiedź na końcu języka,
ale zdusił ją w sobie i ruszył za matką. Weszli do
chaty, w której leżała Sigga. Jakaś obca kobieta
omiotła go wzrokiem. Mężczyźni nie mieli zwy­
kle przystępu do rodzącej, ale tym razem kobieta
nie ośmieliła się sprzeciwić woli Ravny. Matka
Mikkala nie była wysoka, ale odznaczała się sil­
nym charakterem.
Mikkal stał się świadkiem narodzin syna, nie od­
rywał wzroku od szeroko rozwartych oczu żony.
Sigga zachowała jasność umysłu przez kilka chwil
po przyjściu dziecka na świat.
- Poczęty z nienawiści - zdołała wykrztusić. -
Niech umrze przeklęty.
Dziecię przeżyło kilka minut w ramionach ojca.
W jedną noc Mikkal doświadczył narodzin i śmier­
ci potomka.
Sam nie potrafił umrzeć. Pragnął śmierci, sie­
dział z nożem przyciśniętym do pulsującej tętni­
cy, ale nie wykrzesał z siebie dość odwagi, by na­
cisnąć ostrze.
Ubrał chłopczyka i położył w kołysce. W tej ko­
łysce sam kiedyś sypiał, spała w niej jego siostra
7
Laila, której nie dane było dorosnąć. Leżał w niej
Ailo, najstarsze dziecko Mikkala i Siggi.
Teraz w kołysce spocznie młodszy synek.
Skuta lodem ziemia nie pozwalała na pochówek,
a do wiosny zostało kilka miesięcy. Mikkal nie
chciał grzebać niemowlęcia w śniegu z obawy, że
padnie pastwą dzikich zwierząt.
Miał zamiar wciągnąć kołyskę na najwyższe
drzewo w okolicy, by żaden drapieżnik nie naru­
szył drobnego sztywnego ciałka, i osłonić je przed
dziobami ptaków. Wiosną pochowa je w ziemi.
Mikkal wiedział, że niełatwo o takie drzewo na
północy, ale zamierzał je znaleźć, choćby musiał
wędrować całą zimę. Nie miał innego celu w życiu.
Na nic więcej nie liczył.
Niczego więcej nie pragnął.
Długą mroźną noc Mikkal wpatrywał się w nicość
i ani na chwilę nie powędrował myślami do tej, któ­
ra wypełniała każdą cząstkę jego dorosłego życia.
Przez całą noc nie pomyślał o Raiji.
Po raz pierwszy czuł w sobie miłość i czułość do
kogoś innego niż Raija.
Pokochał swoje dziecko w krótkiej chwili jego
życia.
Nikogo więcej nie pozwolono mu kochać.
Zobaczyli go o poranku. Niebo pokryło się
czerwienią, kiedy Mikkal ruszał w drogę. Nikt nie
słyszał, jak zaprzęga renifera, nikt nie wiedział,
dokąd zmierza. Ale domyślali się, widzieli zawi­
niątko na saniach.
8
Ravna nie skrywała niepokoju. Nigdy dotąd nie wi­
działa go takim jak tej nocy, choć czułe oczy matki
śledziły rozwój syna od dziecięctwa po wiek męski.
Oziębłość Mikkala raniła matczyne serce. W tej
strasznej chwili los Siggi budził w niej litość i współ­
czucie, zaś Mikkal bez słowa opuścił żonę, gdy dzie­
cię wyzionęło ducha. Z bezwładnym ciałem synka
w ramionach odwrócił się do Siggi plecami.
Ravna dostrzegła spojrzenie, które Sigga mu posła­
ła. Wiedziała też, że gorzkie słowa, które synowa rzu­
ciła za wychodzącym, były szczere. I tkwiło w nich
ziarenko prawdy, a to bolało Ravnę najbardziej.
Mikkal nie pojawił się już tej nocy. Nie obe-
szłoby go, gdyby Sigga umarła. Nawet o nią nie
zapytał.
Ravna nie poznawała tego chłopca, którego ko­
chała nad życie i wychowała jak umiała najlepiej.
Tkwiły w nim pokłady dobra, teraz skryte głębo­
ko. Z całą jaskrawością ukazały się przywary syna,
które ją drażniły.
Ravna nie wiedziała, czy dorosły Mikkal wart
jest jej miłości.
Stan Siggi się pogorszył. Majaczyła, zlana potem
jak w gorączce, szczękała zębami. Śmiała się i pła­
kała na przemian, doprowadzając się na skraj wy­
czerpania. Czterech par rąk nie starczało, by uspo­
koić targane konwulsjami ciało.
Serce Ravny krwawiło.
Mikkal zamienił się w małą kropkę na tle wzno­
szącego się dumnie skalistego zbocza. Był równie
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin