A. i B. Strugaccy - Drugi najazd Marsjan.pdf

(463 KB) Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Drugi najazd Marsjan
Arkadij Strugacki
Borys Strugacki
Drugi najazd Marsjan
əʉʅʇʅɼ ʄɷʐɼʈʉɹɿɼ ɣɷʇʈɿɷʄ
Tłumaczyła Irena Piotrowska
Ach, ten przekl ħ ty konformistyczny Ļ wiat.
1 CZERWCA
( GODZINA TRZECIA NAD RANEM )
Bo Ň e, teraz jeszcze ta Artemida! Wi ħ c jednak zw Ģ chała si ħ z Nikostratesem. I to si ħ nazywa
córka… No, có Ň robi ę .
Około pierwszej w nocy obudził mnie pot ħŇ ny, aczkolwiek daleki grzmot, a potem przeraziło
złowieszcze migotanie czerwonych plam na Ļ cianach sypialni. Grzmot był przeci Ģ gły i dudni Ģ cy
jak podczas trz ħ sie ı ziemi, cały dom si ħ za kołysał, dzwoniły szyby i podskakiwały buteleczki na
nocnym stoliku. Skoczyłem wyl ħ kniony do okna. Całe niebo po stronie północnej płon ħ ło,
zdawało si ħ , Ň e tam, za dalekim horyzontem, rozwarła si ħ ziemia i wyrzuca si ħ gaj Ģ ce gwiazd
fontanny kolorowego ognia. A ci dwoje, Ļ lepi i głusi na wszystko, oblewani piekielnym blaskiem,
kołysani podziemnymi wstrz Ģ sami, Ļ ciskali si ħ i całowali do utraty tchu na ławce pod moim
oknem. Od razu poznałem Artemid ħ i byłem pewny, Ň e to Charon wrócił, a ona uradowana jego
widokiem całuje go jak za czasów narzecze ı skich, zamiast prowadzi ę prosto do ło Ň nicy. Ale ju Ň w
sekund ħ Ņ niej spostrzegłem w Ļ wietle łuny słynn Ģ zagraniczn Ģ kurtk ħ pana Nikostratesa i serce
we mnie zamarło. Taki szok mo Ň e odebra ę człowiekowi połow ħ zdrowia, i przecie Ň trudno
powiedzie ę , Ň eby to był dla mnie grom z jasnego nieba. Słyszało si ħ Ň ne aluzyjki, Ň arciki. A
mimo to byłem kompletnie zdruzgotany.
Trzymaj Ģ c si ħ za serce i nie maj Ģ c poj ħ cia, co dalej czyni ę , powlokłem si ħ boso do salonu i
zadzwoniłem na policj ħ . Spróbujcie jednak dodzwoni ę si ħ tam w razie nagłej potrzeby. Numer był
długo zaj ħ ty i na domiar złego okazało si ħ , Ň e dy Ň urnym jest Pandareos. Pytam go, co to za
fenomen na horyzoncie. Nie rozumie słowa fenomen. Pytam wi ħ c po raz drugi: „Mo Ň e mi pan
wyja Ļ ni ę , co tam dzieje po północnej stronie nieba?” Znów si ħ informuje, gdzie to jest, nie wiem
ju Ň , jak mu to wytłumaczy ę , wreszcie do niego dociera. „A–a, chodzi o po Ň ar?” — po czym
oznajmia, Ň e istotnie wida ę jak ĢĻ łun ħ , ale sk Ģ d si ħ wzi ħ ła i co si ħ pali, jeszcze nie ustalono. Dom
si ħ trz ħ sie w posadach, wszystko skrzypi, na ulicy wrzeszcz Ģ co Ļ o wojnie, a ten stary osioł zaczyna
mi tru ę , Ň e przyprowadzono mu do komisariatu Minotaura, który spił si ħ jak bela, sprofanował
naro Ň nik willi pana Laomedonta, ledwie stoi na nogach i nawet do bitki nie jest zdolny. „Podejmie
pan jakie Ļ kroki, czy nie?” — przerywam. „Wła Ļ nie o tym mówi ħ , panie Apolinie — obra Ň a si ħ ten
osioł. — Musz ħ sporz Ģ dzi ę protokół, a pan mi wisi na telefonie. Je Ň eli tak bardzo niepokoi pana ten
po Ň ar…” — „A mo Ň e to wojna?” — pytam. — „Nie, to nie wojna. Wiedziałbym o tym”. — „A
mo Ň e erupcja?” Nie rozumie słowa erupcja, a ja dłu Ň ej ju Ň nie wytrzymuj ħ i odkładam słuchawk ħ .
Spociłem si ħ jak ruda mysz przy tej rozmowie, wróciłem wi ħ c do sypialni, wło Ň yłem szlafrok i
pantofle.
Łoskot jakby nieco przycichł, lecz błyski powtarzały si ħ nadal, a ci dwoje ju Ň si ħ nie całowali,
nawet nie siedzieli przytuleni. Stali trzymaj Ģ c si ħ za r ħ ce, przy czym ka Ň dy mógł ich zobaczy ę ,
gdy Ň od łuny na horyzoncie zrobiło si ħ widno jak w dzie ı , z t Ģ Ň nic Ģ , Ň e Ļ wiatło było
pomara ı czowoczerwone i na jego tle kł ħ biły si ħ chmury brunatnego dymu z refleksami koloru
słabej kawy. S Ģ siedzi biegali po ulicy w strojach niedbałych, pani Eurydyka chwytała m ħŇ czyzn za
pi Ň amy i ŇĢ dała, by j Ģ ratowali, tylko jeden Myrtilos nie stracił głowy, wytaszczył z gara Ň u
ci ħŇ arówk ħ i zacz Ģ ł wraz z Ň on Ģ i synami wynosi ę z domu swój dobytek. Była to najprawdziwsza
panika, jak za dawnych dobrych czasów, wieki czego Ļ takiego nie ogl Ģ dałem. Zdawałem sobie
jednak spraw ħ , Ň e je Ļ li istotnie zacz ħ ła si ħ wojna atomowa, to w całym okr ħ gu nie znajdziesz
lepszego miejsca ni Ň nasze miasteczko, aby si ħ ukry ę i przeczeka ę . A je Ļ li erupcja, to gdzie Ļ bardzo
daleko, wi ħ c naszemu miasteczku te Ň nic nie zagra Ň a. Bardzo w Ģ tpliwe zreszt Ģ , jaka Ň u nas mo Ň e
nast Ģ pi ę erupcja!
Udałem si ħ na gór ħ , by obudzi ę Hermion ħ . Tu wszystko, miało przebieg normalny. „Daj mi
spokój, moczymordo, nie trzeba było pi ę na noc, nie mam ochoty” — i tak dalej. W tej sytuacji
zacz Ģ łem jej gło Ļ no i sugestywnie opowiada ę o wojnie atomowej i erupcji, troszk ħ , jasna,
koloryzuj Ģ c, inaczej bowiem byłby to daremny trud. Wreszcie j Ģ wzi ħ ło, zerwała si ħ z łó Ň ka,
odepchn ħ ła mnie i pobiegła wprost do jadalni mrucz Ģ c pod nosem: „Czekaj, zaraz zobacz ħ , a
wtedy marny twój los…” Otworzyła kredens i sprawdziła zawarto Ļę butelki z koniakiem. Byłem
spokojny. „Sk Ģ d Ň e ty wróciłe Ļ ? — spytała obw Ģ chuj Ģ c z niedowierzaniem. — Z jakiej wstr ħ tnej
nocnej speluny?” Gdy jednak spojrzała w okno, gdy zobaczyła na ulicy na wpół ubranych
s Ģ siadów, Myrtilosa stoj Ģ cego w samych kalesonach na dachu swego domu i obserwuj Ģ cego co Ļ
przez lornet ħ polow Ģ , przestała si ħ .interesowa ę . Wprawdzie niebo po stronie północnej pogr ĢŇ yło
si ħ w ciszy i ciemno Ļ ci, niemniej wyczuwało si ħ tam chmur ħ dymu, całkowicie przesłaniaj Ģ c Ģ
gwiazdy. Co tu du Ň o gada ę , moja Hermiona to mimo wszystko nie jaka Ļ tam Eurydyka. I wiek nie
ten, i wychowanie inne. Nie zd ĢŇ yłem przełkn Ģę kieliszka koniaku, gdy ju Ň ci Ģ gn ħ ła walizki i na
cały głos przywoływała Artemid ħ . „A wołaj sobie, wołaj — pomy Ļ lałem z gorycz Ģ — akurat ci ħ
usłyszy”. Lecz oto Artemida pojawia si ħ w drzwiach swego pokoju. Bo Ň e, blada jak Ļ mier ę ,
dygoce cała, ale ma ju Ň na sobie pi Ň am ħ , we włosach dyndaj Ģ papiloty. „Co si ħ stało? — pyta. —
Co wy wyprawiacie?”
Mówcie co chcecie, ale ona te Ň ma charakter. Gdyby nie ten fenomen, za nic nie dowiedziałbym
si ħ o niczym, no a Charon tym bardziej. Oczy nasze si ħ spotkały, u Ļ miechn ħ ła si ħ do mnie
łagodnie, dr ŇĢ cymi wargami, i oto nie odwa Ň yłem si ħ wypowiedzie ę słów, które miałem na ko ı cu
j ħ zyka. Dla odzyskania równowagi poszedłem Siebie i zacz Ģ łem pakowa ę znaczki. Dr Ň ysz —
przemawiałem do niej w duchu — dygoczesz! Czujesz si ħ sama i bezbronna, pełna l ħ ku. A on nie
podtrzymał ci ħ na duchu, nie osłonił. Zerwał kwiat rozkoszy i umkn Ģ ł do swoich spraw. Nie, nie,
moja droga, je Ļ li kto Ļ jest nieuczciwy, to jest nim w ka Ň dej sytuacji.
Tymczasem, jak nale Ň ało oczekiwa ę , fala paniki szybko opadała. Nastała noc, taka jak zwykle,
ziemia ju Ň si ħ nie kołysała, domy nie skrzypiały. Pani Ģ Eurydyk ħ kło Ļ zabrał do siebie. Nikt nie
krzyczał o wojnie, w ogóle raczej nie było o czym krzycze ę . Wyjrzawszy oknem zobaczyłem, Ň e
ulica opustoszała, tylko gdzieniegdzie w domach paliło si ħ jeszcze Ļ wiatło, no i Myrtilos na swoim
dachu ja Ļ niał bielizn Ģ w Ļ ród gwiazd. Zawołałem go i spytałem, czy co Ļ wida ę . „Dobra, dobra —
odparł z irytacj Ģ . — Niech si ħ pan kładzie i chrapie. Pan b ħ dzie sobie słodko chrapał, a oni
tymczasem dadz Ģ łupnia…” Spytałem, co za „oni”. „Dobra, dobra — ci Ģ gn Ģ ł. — Znale Ņ li si ħ
m Ģ drale. Do spółki z Pandareosem. Kawał durnia ten pa ı ski Pandareos i nic wi ħ cej”. Na wzmiank ħ
o Pandareosie postanowiłem zadzwoni ę na policj ħ . Długo to trwało, a gdy si ħ wreszcie
dodzwoniłem, Pandareos poinformował mnie, Ň e nic specjalnie nowego nie słycha ę i wszystko
inne te Ň w porz Ģ dku, pijany Minotaur dostał zastrzyk uspokajaj Ģ cy, zrobili mu płukanie Ň Ģ dka i
teraz siedzi jak trusia. Co si ħ tyczy po Ň aru, to ogie ı dawno wygasł, zwłaszcza Ň e nie był to, jak si ħ
wyja Ļ niło, Ň aden ogie ı , tylko wielki Ļ wi Ģ teczny fajerwerk. Usiłowałem przypomnie ę sobie, jakie
to dzi Ļ Ļ wi ħ to, a Pandareos tymczasem odło Ň ył słuchawk ħ . To jednak głupiec, w dodatku okropnie
wychowany, zreszt Ģ zawsze był taki. A Ň dziw bierze, Ň e tacy ludzie pracuj Ģ w policji. Nasz
policjant powinien by ę inteligentny, powinien by ę wzorem dla młodzie Ň y, bohaterem, którego
pragnie si ħ na Ļ ladowa ę , aby mo Ň na mu było bez obawy powierzy ę nie tylko bro ı i władz ħ , lecz i
działalno Ļę wychowawcz Ģ . Charon za Ļ t ħ moj Ģ wizj ħ policji nazywa „towarzystwem okularników”
i twierdzi, Ň e Ň aden rz Ģ d by jej nie chciał, albowiem zacz ħ łaby chwyta ę i reedukowa ę najbardziej
u Ň ytecznych dla pa ı stwa ludzi, poczynaj Ģ c od premiera i prezydenta policji. No nie wiem, nie
wiem, mo Ň liwe. Ale Ň eby komendant policji nie wiedział, co znaczy słowo fenomen, oraz
zachowywał si ħ ordynarnie podczas pełnienia obowi Ģ zków — to ju Ň przekracza wszelkie poj ħ cie.
Potykaj Ģ c si ħ o walizki przedostałem si ħ do kredensu i nalałem sobie kieliszek koniaku akurat w
momencie, gdy do jadalni weszła Hermiona. O Ļ wiadczyła, Ň e to istny dom wariatów, Ň e na nikim
nie mo Ň na polega ę , m ħŇ czy Ņ ni nie s Ģ tu m ħŇ czyznami, a kobiety kobietami. Ja jestem
zdeklarowanym alkoholikiem, Charon turyst Ģ , a Artemida — laleczk Ģ absolutnie nie
przystosowan Ģ do Ň ycia. I tak dalej, i tak dalej. Mo Ň e by kto Ļ jej wyja Ļ nił, po co zerwano j Ģ z łó Ň ka
w Ļ rodku nocy i kazano pakowa ę walizki? Usiłowałem da ę jak ĢĻ sensown Ģ odpowied Ņ , po czym
ukryłem si ħ w mojej sypialni. Wszystko mnie bolało, byłem pewny, Ň e jutro znów si ħ zaostrzy
egzema. Ju Ň czuj ħ Ļ wi Ģ d, ale na razie powstrzymuj ħ si ħ od drapania.
Około godziny trzeciej nad ranem ziemia znów si ħ zatrz ħ sła. Słycha ę było huk mnóstwa
motorów oraz szcz ħ k Ň elaza. Okazało si ħ , Ň e obok naszego domu przeje Ň d Ň a kolumna ci ħŇ arówek i
transporterów opancerzonych z wojskiem. Jechali powoli, z przygaszonymi Ļ wiatłami. Myrtilos
uczepił si ħ jakiego Ļ wozu pancernego i biegł obok truchtem, co Ļ krzycz Ģ c. Nie wiem, co mu
odpowiedzieli, ale gdy kolumna przeszła i został na ulicy sam, zawołałem go, pytaj Ģ c o nowiny.
„Dobra, dobra — odburkn Ģ ł. — Znamy si ħ na takich manewrach. Rozje Ň d Ň aj Ģ , m Ģ drale, za moje
pieni Ģ dze”. Wtedy mnie nagle ol Ļ niło. Odbywaj Ģ si ħ wielkie ę wiczenia wojskowe, by ę mo Ň e
nawet z udziałem broni atomowej. Warto było tyle si ħ trudzi ę !
Bo Ň e, byle teraz spokojnie zasn Ģę !
2 CZERWCA
Sw ħ dzi mnie od stóp do głów. I co wa Ň niejsze, nie mog ħ si ħ zdecydowa ę na rozmow ħ z
Artemid Ģ . Nie cierpi ħ takich wybitnie osobistych tematów, takiej intymno Ļ ci. A poza tym sk Ģ d
mog ħ wiedzie ę , Ň e ona mi odpowie?
Czort wie, jak si ħ obchodzi ę z tymi córkami! Gdybym cho ę miał jakie takie poj ħ cie, czego jej
brakuje! Ma m ħŇ a, i to nie jakiego Ļ zdechlaka z zapadni ħ t Ģ piersi Ģ , lecz chłopa do rzeczy, w pełni
sił. Ani brzydal, ani łamaga i przy tym nie lata za babami. A mógłby — córka naczelnika urz ħ du
skarbowego rzuca mu powłóczyste spojrzenia i Tiona robi do niego słodkie oczy, to przecie Ň
tajemnica poliszynela, Ň e nie wspomn ħ ju Ň o pensjonarkach, letniczkach czy o madame Persefonie,
która ze wszystkich kotek ma najwi ħ cej kociego seksu i Ň aden kocur potrafi si ħ jej oprze ę . A
wła Ļ ciwie to z góry wiem, co mi Artemida odpowie. Nudz ħ si ħ , tatku, przecie Ň u nas Ļ miertelne
nudy. I za co j Ģ beszta ę ! Młoda, ładna kobieta, dzieci nie ma, temperament godny
pozazdroszczenia, powinna bawi ę si ħ i szale ę , ta ı ce, flirty i tym podobne rzeczy. Tymczasem
Charon, niestety, jest z tych filozofuj Ģ cych. My Ļ liciel. Totalitaryzm, faszyzm, mened Ň eryzm,
komunizm. Ta ı ce to dla niego seksualny narkotyk, go Ļ cie —wszyscy w czambuł bałwany, jeden
gorszy od drugiego. O tym, by zagrał w winta, nawet mu nie wspomnij. A przy tym za kołnierz nie
wylewa! Posadzi dokoła stołu pi ħ ciu swoich m ħ drców, postawi pi ħę butelek koniaku i dalej
dyskutowa ę do białego rana. Dziewcz Ģ tko ziewa, ziewa, wreszcie trzaska drzwiami i idzie spa ę . I
to ma by ę Ň ycie? Rozumiem, m ħŇ czyzna musi mie ę swoje przyjemno Ļ ci, ale kobiecie te Ň si ħ jakie Ļ
nale ŇĢ ! Owszem, lubi ħ mojego zi ħ cia, jest moim zi ħ ciem, wi ħ c go lubi ħ . Ale jak długo mo Ň na
dyskutowa ę ? 1 co si ħ od tych dyskusji zmieni? Przecie Ň to jasne, cho ę by nie wiem ile rozprawia ę o
faszyzmie, ani go to grzeje, ani zi ħ bi, nie zd ĢŇ ysz, człowiecze, nawet pikn Ģę , a ju Ň ci wbij Ģ na
głow ħ Ň elazny hełm i — naprzód marsz, niech Ň yje wódz! Natomiast gdy przestajesz darzy ę uwag Ģ
młod Ģ Ň on ħ , ona tobie odpłaci tym samym. I tu ju Ň nie pomo Ň e Ň adna filozofia. Wiem, Ň e człowiek
inteligentny musi od czasu do czasu podyskutowa ę na tematy abstrakcyjne, ale panowie, trzeba
przecie Ň zachowa ę proporcje!
Dzisiejszy ranek był czarowny. (Temperatura plus dziewi ħ tna Ļ cie, zachmurzenie umiarkowane,
wiatr południowy zero koma pi ħę metra na sekund ħ . Warto by pój Ļę do stacji meteorologicznej
sprawdzi ę anemometr, znów go upu Ļ ciłem). Po Ļ niadaniu, doszedłszy do wniosku, Ň e na jednym
miejscu nawet kamie ı mchem obrasta, wybrałem si ħ do merostwa, dowiedzie ę si ħ czego Ļ w
sprawie mojej emerytury. Szedłem rozkoszuj Ģ c si ħ spokojem, wtem patrz ħ — na rogu ulicy
Wolno Ļ ci i, Wrzosowej jakie Ļ zbiegowisko. Okazało si ħ , Ň e Minotaur wjechał swoj Ģ cystern Ģ w
wystaw ħ jubilersk Ģ i tłum przechodniów przygl Ģ dał si ħ , jak — brudny, opuchni ħ ty, od rana ju Ň w
dym pijany — składa zeznanie inspektorowi drogowemu. Scena ta była w tak ra ŇĢ cej dysharmonii
z cudownym porankiem, Ň e cały mój dobry nastrój rozwiał si ħ natychmiast Nie ulega kwestii, Ň e
policja nie powinna była wypuszcza ę tak wcze Ļ nie Minotaura, wiedzieli przecie Ň , Ň e znowu si ħ
schla, skoro ma napad opilstwa. Z drugiej znów strony, jak go nie wypu Ļ ci ę , je Ļ li to jedyny
prewetnik w mie Ļ cie? Jedno z dwojga — albo zajmowa ę si ħ resocjalizacj Ģ Minotaura i ton Ģę w
nieczysto Ļ ciach, albo i Ļę na kompromis w imi ħ higieny.
Z powodu Minotaura bytem nieco spó Ņ niony i gdy dotarłem do naszego „spłachetka”, zastałem
ju Ň wszystkich w komplecie. Zapłaciłem kar ħ , po czym jednonogi Polifem wr ħ czył mi znakomite
cygaro w aluminiowej pochewce. Przysłał mu to cygaro z przeznaczeniem dla mnie Polikarp, jego
zwierzchnik, oficer floty handlowej. Wspomniany Polikarp pobierał u mnie nauk ħ przez kilka lat,
a Ň wreszcie uciekł, by zosta ę chłopcem okr ħ towym. Po jego ucieczce z miasta Polifem omal nie
podał mnie do s Ģ du twierdz Ģ c, i Ň to nauczyciel sprowadził chłopca na zł Ģ drog ħ swymi wykładami
o wielorako Ļ ci Ļ wiatów. On sam dotychczas nie zachwiał si ħ w przekonaniu, Ň e niebo jest twarde i
satelity mkn Ģ po nim na podobie ı stwo motocyklistów w cyrku. Moje argumenty o korzy Ļ ciach
płyn Ģ cych z nauki astronomii były dla niego niedost ħ pne i takimi pozostały do dzi Ļ .
Zebrani mówili wła Ļ nie o tym, Ň e naczelnik urz ħ du skarbowego znów zdefraudował pieni Ģ dze
przeznaczone na budow ħ stadionu. I to ju Ň po raz siódmy. Zacz ħ li Ļ my zastanawia ę si ħ nad
Ļ rodkami prewencyjnymi. Sylen twierdził wzruszaj Ģ c ramionami, Ň e oprócz s Ģ du nic innego nie
wymy Ļ limy. „Do Ļę tych pół Ļ rodków — powtarzał. — S Ģ d publiczny. Niech całe miasto zbierze si ħ
w wykopie stadionu i postawi defraudanta pod pr ħ gierz bezpo Ļ rednio na miejscu przest ħ pstwa.
Dzi ħ ki Bogu — ci Ģ gn Ģ ł — nasze prawo jest dostatecznie elastyczne, aby Ļ rodek prewencyjny był
absolutnie współmierny z wag Ģ przest ħ pstwa”. — „Ja bym nawet dodał, Ň e nasze prawo jest zbyt
elastyczne — zauwa Ň ył zgry Ņ liwy Parales. — Ten skarbnik był ju Ň dwukrotnie s Ģ dzony i za
ka Ň dym razem nasze elastyczne prawo wyginało si ħ obchodz Ģ c go boczkiem. Ale ty pewnie za
jedyn Ģ przyczyn ħ uwa Ň asz to, Ň e proces odbył si ħ w ratuszu, a nie w wykopie”. Morfeusz po
ħ bokim namy Ļ le o Ļ wiadczył, Ň e od dzisiejszego dnia przestaje skarbnika goli ę i strzyc. Niech
chodzi zaro Ļ ni ħ ty. „Jeste Ļ cie sko ı czone cztery litery — o Ļ wiadczył Polifem. — ņ adnemu nie
przyjdzie do łba, Ň e on ma was wszystkich gdzie Ļ . Wystarczy mu własna kompania”. — „Otó Ň to”
— podchwycił zgry Ņ liwy Parales i przypomniał nam, Ň e o—prócz skarbnika istnieje jeszcze i
działa architekt miejski, który na miar ħ swych talentów projektował stadion i teraz — rzecz jasna
— jest zainteresowany, by go, uchowaj Bo Ň e, nie zacz ħ to budowa ę . Tu j Ģ kała Kalaides zacz Ģ ł
sepleni ę , podrygiwa ę , i Ļ ci Ģ gaj Ģ c w ten sposób powszechn Ģ uwag ħ oznajmił, Ň e to wła Ļ nie on omal
nie pobił si ħ z architektem podczas zeszłorocznego ĺ wi ħ ta Kwiatów. Te słowa skierowały
rozmow ħ na całkiem nowe tory. Jednonogi Polifem, jako weteran i człowiek nie obawiaj Ģ cy si ħ
krwi, zaproponował, by zaczai ę si ħ na tych dwóch w bramie madame Persefony i przytrze ę im
rogów. W takich decyduj Ģ cych momentach Polifem absolutnie przestaje panowa ę nad swoim
j ħ zykiem — wyła ŇĢ z niego koszary. „Przytrze ę rogów tym Ļ mierdzielom — grzmiał. — Da ę
gówniarzom kopa i porachowa ę im gnaty!” A Ň dziw bierze, jak podobny styl działa podniecaj Ģ co
na naszych. Wszyscy jak jeden m ĢŇ zacz ħ li si ħ gor Ģ czkowa ę , wymachiwa ę r ħ kami, a Kalaides
syczał i trz Ģ sł si ħ jeszcze bardziej ni Ň zwykle, nie, b ħ d Ģ c w stanie wykrztusi ę ani słowa z wielkiego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin