Pro Fide Rege et Lege 05.odt

(196 KB) Pobierz



 

 

 

 



 

 

 

Wolność gospodarcza jest potocznym określeniem liberalizmu gospodarczego. Ta koncepcja ekonomiczna i wynikający z niej oraz realizowany w praktyce społeczno-gospodarczej program działania jest nazywany leseferyzmem […]”

 

 

 

 

 

 

 

 


Spis treści

Od redakcji

Artur Górski – Wolność gospodarcza

Jacek Bartyzel – Idea monarchiczna a „widmo demokracji”

Adam Gwiazda – Trzy po trzy, czyli monarchista w obronie demokracji

Od redakcji (do powyższego tekstu)

Juliusz S. – Monarchia - jedyne rozwiązanie dylematów pacyzmu

Aleksander Popiel – Sztuka królewska

Eryk von Kuehnelt-Leddihn – Oś Waszyngton-Moskwa

Ruch Polityki Realnej

3

4

7

9

10

11

13

15

17

 

 

Wydanie numeru: Artur Górski, Michał L.

Redakcja: Artur Górski, Adam Gwiazda, Andrzej Kaśmirowski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Adres do korespondencji:

www.konserwatyzm.pl; e-mail: kzm@konserwatyzm.pl

Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, ul. Żubrowa 7, 01-978 Warszawa

 

Konto bankowe:

Klub Zachowawczo-Monarchistyczny: 77-1240-1066-1111-0000-0006-1131

 

Opracowanie elektroniczne: Portal Młodzieży Prawicowej - www.xportal.pl (1 XI 2008 r.)

Od redakcji

 


J

edni się bawią w demokrację, innym się wydaje, że bawią się całkiem poważnie, a jeszcze inni są niezadowoleni, że tamci się w ogóle bawią. My zaś spokojnie się przyglądamy, uśmiechamy z politowaniem oraz wyrozumiałością i… zwiększamy nakład naszego periodyku. Idąc z „duchem czasu”, jak mawia lewica, czyli ze wzrastającą koniunkturą na myśl prawicową oraz biorąc pod uwagę perspektywę legalizacji Klubu i pisma, zmieniam nieco szatę graczną „Pro Fide, Rege et Lege”. Niewątpliwie charakter pisma będzie niezmienny. Naszym publicystycznym mieczem wymierzonym ostrzem we wszystko, co lewicowe, pozostaje monarchizm, który jest zwieńczeniem doktryny konserwatywnej, oraz hasła kapitalizmu, który jest jedynym ratunkiem dla naszej gospodarki. „Tylko konserwatywny liberalizm jest prawdziwym antidotum na socjalizm” – głosiło jedno z haseł w akcji wyborczej na rzecz kandydatów partii prawicy – Unii Polityki Realnej. Popieramy!

Coś na kształt propozycji

Pieniądze są zmorą prawie całego społeczeństwa i robotników, a także chłopów, szczególnie inteligencji. Pieniędzy potrzebują ojcowie na wykarmienie i ubranie rodziny, partie na propagandę i agitację, państwo na opiekę socjalną i biurokrację. Klub też potrzebuje pieniędzy, potrzebuje Ciebie. Zatem:

                     jeśli jesteś młodym konserwatywnym liberałem o sympatiach monarchistycznych,

                     jeśli możesz zainwestować min. 20 000 złotych [20 tys. starych złotych – przyp. xportal],

                     jeśli chcesz zostać „akcjonariuszem” naszego wydawnictwa „Pro Fide, Rege et Lege”,

to nie wahaj się. Wydawnictwo ma dwa cele:

1)        propagowanie wartości ideologii konserwatyzmu, monarchistycznej idei oraz zasad wolnego rynku;

2)                 pomnażanie zysków własnych dzieląc je w stosunku do zainwestowanego kapitału.

Zapraszamy!


Wolność gospodarcza

opracował Artur Górski

 


W

olność gospodarcza jest potocznym określeniem liberalizmu gospodarczego. Ta koncepcja ekonomiczna i wynikający z niej oraz realizowany w praktyce społeczno-gospodarczej program działania jest nazywany leseferyzmem (od laisser faire – pozwólcie działać). Według tej koncepcji gospodarka osiąga najlepsze efekty, najlepiej się rozwija, gdy przestrzegane są następujące zasady:

1)                 pełna swoboda działania jednostek gospodarczych (wolna konkurencja);

2)                 prywatna własność kapitału;

3)                 brak ingerencji państwa, organizacji politycznych czy społecznych w stosunki gospodarcze;

4)                 regulatorem każdej działalności gospodarczej, zarówno ze strony producentów, jak i konsumentów, jest wolny rynek.

Koncepcja wolności gospodarczej narodziła się i ukształtowała w Anglii i we Francji w XVII wieku. Nastąpiło to w sytuacji, gdy system merkantyliczny okazał się niesprawny i hamował rozwój gospodarczy krajów. Merkantylizm stosował reglamentację życia gospodarczego oraz protekcjonizm w produkcji i handlu zagranicznym.

Natomiast idea liberalizmu gospodarczego i zastosowany w praktyce gospodarczej leseferyzm przyczyniły się do szybkiego rozwoju gospodarczego i kulturalnego krajów zachodnioeuropejskich i Ameryki Północnej w XIX w. W następstwie dały trwałą podstawę ukształtowania się ustroju kapitalistycznego na całym świecie. Mimo rozlicznych prób zahamowania tego rozwoju przez działalność monopoli, oligopoli i nadmierny interwencjonizm państwowy idee i zasady działania tej koncepcji oraz wynikająca z niej polityka gospodarcza stanowią do dzisiejszego dnia najważniejszy impuls nieustannego rozwoju kapitalizmu.

Szkoły kapitalizmu

Krótka charakterystyka podstawowych aspektów wolności gospodarczej jako najważniejszej przesłanki skutecznego działania ekonomicznego.

Szkoła Miltona Friedmana

Stwierdził on, że najważniejszą cechą wolności gospodarczej jest jej utylitaryzm. Jego zdaniem, możliwość koordynowania działalności milionów ludzi poprzez dobrowolną współpracę jednostek przy pomocy techniki wolnego rynku opiera się na podstawowym twierdzeniu, że obaj uczestnicy ekonomicznej transakcji czerpią z niej korzyści, jeśli jest ona obustronnie dobrowolna i uświadomiona. Ideał gospodarczy Friedmana polega na doskonałym sojuszu wolności i użyteczności. Ten ideał istnieje w świecie „absolutnej, nie częściowej różnorodności, w którym nie liczą się żadne praktyczne ograniczenia, w którym sieć wymiany jest nieskończenie bogata i w którym żadna przemoc nie może być efektywnie użyta” („Capitalism and Freedom”, 1963 s. 3). Chociaż rynek realny (wolny) nie może nigdy do końca wyeliminować przemocy i stworzyć warunków pełnej, indywidualnej satysfakcji, jest on doskonalszy od innych systemów, ponieważ toleruje wielką różnorodność i daje wszystkim równe szanse.

Szkoła Augusta Fryderyka von Hayeka

Określił on pozytywny i ewolucyjny charakter liberalizmu. Model ewolucji liberalizmu, w przeciwieństwie do dziewiętnastowiecznego modelu lozocznego Hegla, Marksa czy Spencera, jest: nie zamknięty, lecz otwarty; nie zdeterminowany, lecz spontaniczny; nie jednorodny, lecz pluralistyczny; nie kolektywny, lecz indywidualny. Nowy model nie zawiera żadnej wewnętrznej czy zewnętrznej konieczności dostosowania się do zasad rozwoju, nie przypisuje historii ani ogólnego planu, ani przeznaczenia. Historię tworzą jednostki, a nie ludzkość czy jakiekolwiek byty kolektywne. Jednostki nie ulegają żadnemu historycznemu prawu ani żadnemu stałemu wzorcowi zachowania, ponieważ nic takiego nie istnieje, a jedyny możliwy wzorzec ogólny powstaje w sposób nieprzewidziany. Jednostki realizują swoje cele, które są motywowane subiektywnymi gustami, pragnieniami, ambicjami, co najwyżej poddane wpływom przekonań i tradycji, w których wzrosły, jak i instynktom wspólnot rodzinnych czy grupowych. Cała siła i sens działania poddane ewolucji polegają na tym, że jednostki uczą się poprzez próby i błędy, poprzez trafne i nietrafne decyzje, jak poprawić swoją sytuację czyniąc życie lepszym, bardziej wolnym i bardziej zasobnym. Nikt za nich tego zrobić nie może, żadne siły bezosobowe, żadne tajemnicze byty, takie jak: „ludzkość”, „społeczeństwo” czy „klasa rządząca”, żadna cudowna formuła centralnego planowania czy nowej inżynierii społecznej w rodzaju pierestrojki czy drugiego etapu reformy. Przyszłość jest nieokreślona, a jej kształt i sens zależy od naszych teraźniejszych, przeszłych i przyszłych aktów wyboru; od tego, jak rozumiemy użyteczność, szlachetność, niegodziwość; jak interpretujemy sprawiedliwość, wie

niejasne...

dząc, dalej od religii, którą wyznajemy lub zwalczamy; od bliźnich, nauczycieli, dobrych i złych doradców, moralnych i politycznych autorytetów, świadomych i podświadomych skłonności. Przyszłość jest wypadkową przypadków i regularności, skoordynowanych działań w życiu politycznym i duchowym, nieoczekiwanych zdarzeń i okoliczności oraz ludzkich wzlotów i upadków.

Szkoła Ludwika von Misesa

Zwrócił on uwagę na znaczenie racjonalności gospodarowania. Jako myślący i działający ludzie pojmujemy sens działania ekonomicznego. Pojmując ten sens rozumiemy równocześnie ściśle związane z nim pojęcia wartości, bogactwa, ceny, kosztu. Wszystkie one tkwią z konieczności w pojęciu działania. Obok nich występują pojęcia wartościowania, skali wartości i znaczenia, braku i obtości, korzyści i niekorzyści, sukcesu, zysku i straty.

Logiczne wyjaśnienie tych pojęć w ich systematycznym wynikaniu z podstawowej kategorii działania, a także wykazanie koniecznego związku między nimi stanowi naczelne zadanie ekonomii. Działając ekonomicznie, dokonując kalkulacji, uzyskujemy pewność, że wolny rynek nie jest konwencją, aktem woli czy metodologicznym zabiegiem, lecz obiektywną rzeczywistością, posłuszną zasadom rozumu. Pieniężny rachunek ekonomiczny jest intelektualną podstawą ekonomii rynkowej.

Ekonomia i związana z nią prakseologia nie mogą same z siebie wydawać sądów etycznych ani podejmować decyzji politycznych. Poprzez swoje prawa informują one, że działania na wolnym rynku prowadzą nieuchronnie do wolności osoby ludzkiej, dobrobytu, harmonii, skuteczności czynu i do porządku, podczas gdy przymus, interwencja rządu prowadzą nieuchronnie do hegemonii, koniktu, wyzysku człowieka przez człowieka, nieskuteczności, nędzy i chaosu. W momencie podjęcia praktycznej działalności ekonomicznej od obywatela – twórcy etyki – zależy wybór politycznej drogi: albo ucisku i chaosu, albo wolności i dobrobytu.

Szkoła Michała Nowaka, Maksa Webera czy Wernera Sombarta

Oni posunęli się znacznie dalej. Doszukali się związków liberalizmu kapitalistycznego z religią. Max Weber twierdził, że na początkach kapitalizmu zabiegi rynkowe przedsiębiorców nie były zwykłą walką konkurencyjną o zysk, lecz wynikały z silnego odczucia obecności transcendencji. W wolnej działalności ekonomicznej wykorzystuje człowiek umiejętności dane mu przez Boga. Werner Sombart pisał, że cały system religijny w mozaizmie jest w rzeczywistości niczym innym, jak kontraktem między Panem i Jego wybranym narodem, kontraktem ze wszystkimi jego konsekwencjami i obowiązkami. Zakłada on, że człowieka nagradza się za obowiązki wykonane i karze za zaniedbania. Nagrody i kary rozdawane są częściowo w tym, a częściowo w innym świecie. Wynikające z tego faktu konsekwencje to po pierwsze, stałe wrażenie strat i zysków, jakie przynosi każde działanie, i po drugie, powstanie skomplikowanego systemu buchalteryjnego dla każdej ludzkiej osoby.

Z kolei Nowak uważa, że w instytucjach wolnego rynku istnieje pewien ładunek treści duchowych, płynących wprost z głównego nurtu chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej. O ile mechanizm etatyzmu przeniknięty jest duchem gnostycyzmu czyli podporządkowania jednostek tajemniczemu centrum osób wybranych, to ewolucja wolności jest wierna duchowi tradycji doskonałości człowieka i doskonałości Boga. Daje ona człowiekowi szansę doskonalenia się. Duch kapitalizmu jest to duch pokory małości ludzkiej, ograniczoności, a równocześnie zawiera on impuls do tworzenia, działania, budowania i odkrywania nowych dróg.


 

Idea monarchiczna a „widmo demokracji”

Jacek Bartyzel
(Specjalnie dla „Pro Fide, Rege et Lege”)

 


O

d dziesiątków lat ideowi rojaliści i konserwatyści czują się zmuszeni dawać do zrozumienia, że nieswojo im w „niekonserwatywnym świecie”. Jednak w Polsce Anno Domini 1989, w Polsce „okrągłego stołu”, restaurowanej „Solidarności” i licznych obietnic poszerzenia wolności ich sytuacja jest szczególnie trudna. Z jednej strony bowiem, trudno nie radować się widokiem rytuału pogrzebowego bolszewizmu – w czym tak gorliwie rolę uczonych grabarzy odkrywają sami komuniści, z drugiej aliści strony jawi się integralnemu konserwatyście mało budująca alternatywa w postaci ochlokratycznej i egalitarnej pod każdym względem demokracji. A kiedy zważyć jeszcze, że prawie nie do rozplątania jest gordyjski węzeł: jak dojść do niepodległości unikając „rozkołysania” demosa, to nietrudno oprzeć się podszeptowi „lasciate ogni speranza…

Pozbądźmy się od początku złudzeń: idea demokratyczna i to w jej najbardziej zabobonnym, niwelatorskim sensie, panuje dziś niepodzielnie w umysłach i sercach milionów ludzi, skądinąd przywiązanych do tradycyjnych form egzystencji, wartości religijnych i rodzinnych. Dziwaczna w istocie synteza chrześcijaństwa i demokracji jawi się współcześnie – dzięki zabiegowi utożsamiania personalizmu z egalitaryzmem – nie tylko jako naturalna, ale wręcz ma w naszych warunkach największe widoki popularności (choć niekoniecznie w formie partii chadeckiej, raczej bardziej jeszcze lewicowej formule chrześcijańsko-demokratyczno-socjalistycznej).

Cóż zatem robić, zapytać może zdezorientowany i przygnębiony, iż przypadła mu niewdzięczna rola muzealnego eksponatu, wyznawca latyńskiej metody życia zbiorowego. Zwalczać a totali rodzący się w cierpieniach demokratyczny reżim, odwrócić się plecami do trywialnej rzeczywistości – odkopnąć na bok własny ideał społeczny i włączyć się w nową rzeczywistość, przyjmując bez zastrzeżeń obiegowy system wartości. Oczywiście ani jedno, ani drugie i to wcale nie z powodu, iż nie powinno się (z oportunizmu) iść pod prąd opinii i nastroju, lecz dlatego, że działając publicznie i dla dobra własnej wspólnoty trzeba zachować w każdych warunkach elementarny poziom wzajemnego zrozumienia. Trzeba przeto być po części rozumianym przez ludzi i trzeba również ich rozumieć, nawet gdy błądzą, a zwłaszcza to, że błądząc wybierają jednak w swym przeświadczeniu wolność przeciwko tyranii.

Kiedy nie wiemy co czynić, spróbujmy wsłuchać się w przesłanie kierowane do nas z otchłani wieków przez prawdziwych mędrców. Może potraą dopomóc i nam w wybrnięciu z tego dylematu, wyjść z mrocznej jaskini niewiedzy na światło i opanować, na początek niechby pojęciowo, rzeczywistość.

I oto jeden z największych i najgłębszych, Platon przypomina nam, że ustroje ewoluują zwykle od najlepszego do najgorszego. Monarchia bowiem przeobrażała się w militarystyczną timokrację, ta w „kapitalizm” kupieckiej republiki. Tę ostatnią uproszczenia ochlosu pchały nieuchronnie w demokratyczny bezład, co nie mogło się skończyć niczym innym niż tyranią. Zauważmy: mimo wszystko jednak dla tego helleńskiego praojca wszystkich konserwatystów najgorszym rodzajem ustroju nie jest demokracja, lecz despocja. Zauważmy także, że my dziś zaczynamy pokonywać jeden odcinek drogi powrotnej: od tyranii do demokracji. Czyż zatem nie wolno dopuścić myśli, że skoro ustroje „psują się” w pewnym porządku gradacji, to i poprawa może następować drogą odwrotnej właśnie ewolucji? A przecież najbardziej nawet zanarchizowana i lekce sobie ważąca boskie i naturalne prawo demokracja stwarza większą od despotyzmu przestrzeń wolności i otwiera pole walki o poddanie temu prawu porządku doczesnego.

W dialogu „Polityki” powiada Platon, że dobry ustrój powstaje ze „zmieszania” monarchii i demokracji, tzn. pierwiastka autorytetu spersonalizowanego we władcy oraz pierwiastka wolności wyrażającego się uobywatelnieniem i równością przed prawem (izonomią) wspólnoty tworzącej polis. Ale, powiada również Platon, są dwie demokracje. Pierwsza opiera się na nierządzie i swawoli motłochu poniewierającego wszystkich wyrastających ponad tłum; druga rządzi się prawem i uwzględnia przynajmniej głos elit. Lepiej zresztą jest żyć w słabej, ale praworządnej, demokracji niż w silnej, ale kierującej się dobrem kasty, zaprzeczającej zatem istocie arystokracji, oligarchii.

Uporządkujmy teraz wnioski. Skoro horyzont demokracji jest nie do uniknięcia w polskim jutrze, to zadaniem, obowiązkiem integralnego konserwatysty oraz rojalisty jest czynić wszystko, co w jego mocy, by:

– demokracja ta była demokracją rządów prawa, a nie motłochu, i żeby służyła dobru wspólnemu, a nie partykularnym interesom klas zorientowanych zawsze na rewindykacje i świadczenia lub takimż interesom stronnictw i innych oligopoli;

– zaszczepić tej demokracji jak największą ilość zbawiennych pierwiastków duchowych, moralnych i materialnych, składających się na tradycyjny etos cywilizacji łacińskiej formy „rządu mieszanego”, czyli monarcho-arystokracji.

O jakie tu pierwiastki chodzi, nietrudno zgadnąć. W pierwszym rzędzie ugruntowana być musi rola religii i etyki katolickiej jako fundamentu stanowionego w państwie prawa pozytywnego. Musi zyskać rękojmię poszanowania ludzkie życie od chwili jego poczęcia, dozgonność sakramentalnego węzła małżeńskiego, prawo rodziców do decydowania o kierunku edukacji i wychowania swoich dzieci, prywatna własność indywidualna i rodzinna jako główna i pierwszorzędna forma życia gospodarczego wolność produkowania, wymiany i najmu pracy, korporacyjna autonomia zakładów naukowych, wolność sztuki, prasy i opinii publicznej. Czy można przytomnie sądzić, że idea dynastii królewskiej wraz z jej sakralnym pierwiastkiem może liczyć na zrozumienie w społeczeństwie, które samo nie stanie się pierwej organiczną wspólnotą rodzin, także jako „domowych kościołów”.

Niezależnie od tego wszystkiego muszą przez cały ten – być może mierzony życiem całych pokoleń – okres istnieć i być słyszalne w „warstwie produkującej” narodu czysto konserwatywne, nie wyłączając rojalistycznych, ośrodki opiniotwórcze mówiące nieustannie demokracji swoje „tak, ale… tak, ale to jeszcze nie to…”; głoszące heroicznie pogardzaną dziś prawdę, że demokracja bez współistnienia z wyższym od woli tłumu autorytetem to perwersja wobec wartości.


 

 

Trzy po trzy, czyli monarchista w obronie demokracji

Adam Gwiazda

 


Z

anim przejdę do polemizowania z dwoma głównymi tezami artykułu p. Bartyzela zajmę się kilkoma drobniejszymi opiniami na temat konserwatyzmu i monarchizmu, jakie się w nim znalazły, a które jednak, jak się wydaje, wymagają sprostowania.

Po pierwsze

P. Bartyzel nazywa rządzącą Polską elitę „komunistami”. Niezorientowany czytelnik, nie wtajemniczony w tajniki soc­-opozycyjnej nowomowy, mo­że pomyśleć, iż są to ludzie wyznający ideologię marksistowską i starający się wcielać w praktyce jej zasady. Jak wobec tego wytłumaczyć prowadzenie rynkowych mechanizmów w gospodarce żywnościowej, chociażby? Czy to właśnie zalecał Marks lub chociażby Abramowski, bądź Kelles-Krauz? Nic podobnego. Szanowny Autor, podobnie jak większość opozycji, nie rozumie prostego faktu, iż rząd operując sloganami leninizmu przechodzi na pozycje neoprawicy (prawda, że bardzo powoli, ale jednak…). „Komunizm” jest więc epitetem mającym oznaczać zależność elit władzy w państwach Układu Warszawskiego od Rosji. Jest to faktem, ale ze ścisłym znaczeniem pojęcia (o co powinni dbać konserwatyści) nie ma nic wspólnego.

Po drugie

Ta nieszczęsna niepodległość. Proszę wskazać mi, z której to zasady konserwatyzmu wynikać ma dążenie do niej w Polsce A.D. 1989. Wydaje mi się, iż zasady wręcz przeczą konieczności dążenia do niepodległości w rozumieniu suwerenności państwowej za wszelką cenę. Słusznie p. Bartyzel łączy niepodległość z „rozkołysaniem demosu”. Dążenie do niej w wydaniu polskim zawsze kojarzyło mi się z jakobińskimi rzeziami (sierpień 1831 r., 24 czerwca 1794 r.) bądź z socjalistyczną rewolucją (1918 r., Piłsudski et consor­tes). Zgadzam się z Maurycym Rajskim („Stańczyk” nr 10, s. 17), że niepodległość oznacza nie suwerenność państwową, ale zdolność własnej elity do obrony swej władzy przed konkurentami. Walka o nią oznacza więc rywalizację nowej elity z obcą i ze starą elitą rodzimą. I jeszcze jedno: skończmy ze schematem mówiącym, że niepodległość jest lub jej nie ma. Tak jak uzależnienie własnej elity od obcej może się zwiększać lub zmniejszać, tak i niepodległości może być więcej lub mniej. Niepodległościowe dylematy p. Bartyzela nie są więc dylematami konserwatysty.

Po trzecie

Nazywanie Platona praojcem konserwatystów wydaje się być grubym nieporozumieniem. Przypomnijmy, że Karol Popper upatrywał w Platonie prekursora historycyzmu prądu wrogiego cywilizacji łacińskiej, której zasad bronią konserwatyści. Z „helleńskich praojców” cenię sobie bardziej Arystotelesa. Może więc nie jestem konserwatystą, skoro Platona w swoim drzewie genealogiczno-ideologicznym nie umieszczam. Jednak, odwrotnie niż p. Bartyzel, nie twierdzę, że jest on ojcem wszystkich zachowawców.

Po czwarte

Tutaj zaczynają się poważne zarzuty. Posługując się obserwacjami Platona o ewolucji ustrojów politycznych w pewnej kolejności p. Bartyzel twierdzi, że powrót do – tak upragnionych przez wszystkich rojalistów – form monarchistycznych możliwy jest w następującym odwrotnym porządku: od tyranii (rządy „komunistów”), przez demokrację do władzy królewskiej. Zaiste dziwna to koncepcja, nie uwzględniająca ani rewolucji, ani innych etapów. Historia uczy nas, że monarchie były restaurowane po obaleniu bądź upadku tyranii. Tak było we Francji: monarchia Ludwika XVI – jakobińska demokracja – napoleoński cezaryzm – restauracja. Podobnie w Anglii po epoce Cromwellów. Zresztą reguły nie obowiązują historii, można jedynie odczytywać fakty i na ich podstawie formułować hipotezy.

Ja osobiście bardziej skłaniam się tu do zdania Aleksandra Trzaski-Chrząszczewskiego, że „tak jak przed Ludwikiem XVIII musiały przyjść Dyrektoriat i Cesarstwo, tak nim przyjdzie Mikołaj III bądź Aleksander IV, musi być Stalin, a po nim Woroszyłow, Blüncher bądź ktokolwiek inny” (cytuję z pamięci), niż ku mglistym koncepcjom spółki Platon–Bartyzel. Nie mogę pojąć, po co odbudowywać demokrację, która jest zdecydowanie antyarystokratyczna i antycywilizacyjna, skoro można postawić na proces cywilizowania obecnej arystokracji, czy też elity posługujące się terminologią Parety.

Po piąte

Przekonanie o tym, jakoby istniały dwie jakościowo różne demokracje, jest złudą i niczym więcej. Gdyby mogła istnieć „demokracja rządów prawa, a nie motłochu”, byłbym demokratą, a nie monarchistą. Żadna demokracja nie może zapewnić prywatnej własności, partiae potestas familiae, gospodarki opartej na „własności produkowania, wynajmu i najmu pracy”, ponieważ oparta jest na zasadzie suwerenności ludu. Wszystko to są marzenia, i to nie marzenia rojalisty, ale neokonserwatysty. Demokracja nie jest niczym innym, jak mechanizmem legalnej grabieży, jak pisał Bastiat, którego „Prawo” („Wektory” 1988) wszystkim obrońcom „demokratycznego ideału” serdecznie polecam. Tłum zawsze może „zamienić się w tyrana i zażądać urzeczywistnienia swoich kaprysów” – pisze słusznie Le Ron – „cywilizacje, które oddają władzę w ręce tłumu, muszą upaść”. Tak właśnie się stało w cywilizacji łacińskiej w początkach XIX w., a narzędziem spełnienia woli tłumów była i jest nadal właśnie demokracja. Skoro prawo nie pochodzi od Boga czy z natury, ale jest stanowione przez lud, to można uchwalić i progresywne opodatkowanie, i zakres handlu alkoholem czy bronią, i dopuszczalność przerywania ciąży (pozytywizm prawny). Czymże zatrzymać legislacyjne szaleństwo? P. Bartyzel proponuje coś, co aby zrealizować, należy zmienić ludzi w Doskonałych. Coś mi tu pachnie gnozą…

Proponuję coś innego – nie 460 „uduchowionych” Posłów i setkę Senatorów plus powszechne prawo wyborcze, ale jeden „dyktator” i kilkadziesiąt arystokratycznych rodzin, świadomych swojego interesu oraz interesu państwa plus „przymus ekonomiczny”. Takie rozwiązanie w najlepszy sposób zabezpieczy prawa cywilizacji łacińskiej i będzie o wiele sensowniejszym preludium po restauracji monarchii niż jakakolwiek bądź demokracja. Taki Pinochet po polsku, tylko trochę bardziej reakcyjny.


 

Od redakcji
(do powyższego tekstu)

 

 


N

o tak, ale jeśli nie ma tyranii, jak twierdzi Autor polemiki, to co obalać w celu restauracji monarchii? Jeśli nie ma tyranii i monarchii, to pewnie jest demokracja? Demokracji wg Autora także nie ma. To co jest, system przejściowy? Między czym a czym? Można założyć, jak uczynił to p. Bartyzel, że system naszego kraju (choćby nie chcieli tego komuniści czy my z innych względów) powoli się demokratyzuje. W tym miejscu odwołuję sz. czytelnika do „Biuletynu Monarchistycznego” (kwiecień 1989, nr 3).

Nazwa elity rządzącej w każdym systemie jest umowna. Można ją również nazwać: arystokracją. Autor zapomina o pewnej istotnej kwestii: w każdym społeczeństwie wytwarza się elita rządząca (arysto­kracja). W systemie autorytarnym (np. postkomunistycznym) „arystokracja” ma jedynie tę przewagę nad demokratyczną „arystokracją”, że jest bardziej trwała i stabilniejsza. Nie podlega ciągłym rotacjom. Autor nie bierze też pod uwagę faktu, że nie wszystkie elity dają się cywilizować w czasie na tyle szybkim, by proces ten był korzystny dla narodu. Nie oznacza to oczywiście, że obecna władza musi być w tym procesie oporna.


Monarchia – jedyne rozwiązanie dylematów pacyfizmu

Juliusz S.

 


...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin