Jacek Piekara
Smoki Haldoru
Gordor - zlepek dziewięciu półsamodzielnych marchii: Barren, Khominden, Leutenree, Ohgaden, Deonshee, Wedder, Mermond, Revgardh, Omelor - rządzonych dziedzicznie przez grafowskie rody, w mniejszym lub większym stopniu uzależnione od cesarza Kagardu. Tak właśnie było aż do czasów Kashoogi Wielkiego. Ale nim pokusimy się opowiedzieć o tym władcy - wojowniku, należy sięgnąć jeszcze dalej w przeszłość, cofnąć się aż do czasów Merfisa I, protoplasty dynastii weddersko - mermondzkiej i dynastii omelorskiej.
Kim był Merfis I, w jaki sposób zdołał zdobyć władzę potężną jak żaden z gordorskich grafów przed nim? Wiedzieć przecież trzeba, że marchia Wedder, której był władcą, a zwłaszcza jej prowincje przygraniczne, była wiecznym źródłem sporów pomiędzy ościennymi marchiami. I samodzielne istnienie Wedder zawdzięczał nie tyle własnej sile, ile niezgodzie panującej wśród sąsiadów.
Niewątpliwie nieprzeciętną jednostką musiał być ten, który ze słabej, choć bogatej marchii potrafił stworzyć główne źródło oporu przeciwko ingerencji kagardzkiej i jednocześnie pierwszy zalążek niepodległego i zjednoczonego Gordoru.
Merfis przyszedł na świat w roku 1529 kagardzkiej rachuby czasu, lecz w zgodzie z edyktem Kashoogi Wielkiego uznamy datę jego urodzin za rok 0 nowej ery. Młodość swą spędził na dworze cesarza Kagardu i tam poznał doskonale zarówno język, jak i obyczaje panujące w najpotężniejszym państwie kontynentu. Początkowo przeznaczono go do stanu kapłańskiego, stąd też wyśmienicie poznał wiele nauk zastrzeżonych dla duchownych, a jego mistrzami byli tak słynni uczeni, jak Hiron Astrolog czy Lekem Rudobrody. Śmierć brata Merfisa, Harfina, zmusiła grafa Wedder do odwołania młodszego syna z cesarskiego dworu i przygotowania go do objęcia władzy w marchii. W roku 19 stary graf zmarł i Merfis zasiadł na tronie. Już pierwsze postępki młodego władcy wskazywały na jego niepospolite zdolności wojskowe i polityczne. Zwyciężywszy w bitwie pod Harradin koalicję zuchwałych grafów z Leutenree, Ohgadenu i Deonshee oraz rozgromiwszy ich uciekające wojska na brodzie przez Perren, związał się z panującym w Mermondzie rodem Werre, poślubiając w rok po bitwie pod Harradin najstarszą córkę grafa Mermondu, Hrina, by po jego śmierci stać się grafem powiernikiem Mermondu. Pełne władztwo nad tą marchią miał otrzymać dopiero syn Merfisa i Fallei, który przyszedł na świat w 23 roku i otrzymał imię Berdok, ku czci niedawno zmarłego dziada Fallei. Podobno wiele znaków na niebie i ziemi świadczyło o tym, że rodzi się człowiek, którego istnienie wywrze ogromny wpływ na dzieje świata. Tak więc najpierw dwie ogniste komety przeleciały nad zamkiem w Weerdengard, a następnie, gdy pani Fallei, będąc już brzemienną, uczestniczyła w wielkich łowach w lasach berkhańskich, dwa orły - samiec i samica - zaczęły krążyć nad jej głową, po czym spokojnie, jak domowe ptactwo, usiadły u jej stóp. Podobno też noc, w czasie której przyszedł na świat Berdok, pełna była znaków, tyle groźnych, co i tajemniczych. Stara piastunka Berdoka, będąc świadkiem połogu, wspominała ponoć po wielu latach, że gdy dziecko wydało pierwszy krzyk, natychmiast ucichła ogromna burza, która szalała nad Weerdengard, i zza chmur wyłonił się księżyc w pełni, nie złotej jednak, lecz krwistoczerwonej barwy. Trwało to przez mgnienie oka, tak więc nie wiadomo, czy jest to szczera prawda, czy tylko wymysł piastunki. Pewne jest jednak inne wydarzenie, o wiele bardziej znaczące. Otóż pewien jeniec z plemienia barbarzyńców, zamieszkującego puszcze na zachód od Khomindenu, wdarł się podstępnie do komnaty, w której leżało uśpione dziecko, i zbliżył się do kołyski z nożem w dłoni, chcąc zdradziecko zamordować syna swego pogromcy, gdy wtem jakaś siła odebrała moc jego dłoniom i sam przebił własne ciało u stóp kołyski.
Astrologowie mówili też, że chwila narodzin Berdoka przypadła na czas, w którym gwiazdy ustawiły się w konfiguracji tak niezwykłej, a zarazem tak przerażającej, iż sami mędrcy przez długie tygodnie nie chcieli Merfisowi wyjawić swych uczonych prognoz. Wreszcie jednak zdradzili, że syn jego osiągnie władzę tak wielką jak nikt dotąd w Gordorze - utopiwszy pierwej we krwi cały kraj, który wszak wyjdzie z tej próby zwycięsko, oczyszczony i tym potężniejszy. Wróżyli, że następca Merfisa, charakteru porywczego i gniewnego, surowy będzie dla siebie i swych poddanych, a serce jego rozmiłuje się w wojennej pożodze, mordach i okrucieństwie. Przepowiadali mu długie życie mimo licznych czyhających na jego drodze niebezpieczeństw, śmierć zaś haniebną i niegodną rycerza. Zwycięzca bitew i wojen, władca potężny, którego serce nie będzie znało litości i przebaczenia, umrze otoczony nienawiścią żony, dzieci i poddanych.
Niestety, słowa mędrców miały się spełnić co do joty, lecz Merfis, sam przecież będący uczniem jednego z najsławniejszych badaczy gwiazd, dufny w swą wiedzą, śmiał wprost zaprzeczać zdaniu uczonych mężów i nie przyjął żadnej rady, której mu udzielili. Litować się tylko należy nad zaślepieniem tak światłego władcy i współczuć mu, gdyż jego słabość do pierworodnego utrzymywała się nawet wtedy, gdy postępki Berdoka zaczęły przynosić hańbę całemu rodowi. A przecież Merfis w innych sprawach był tak przezorny i rozważny, że zasłużył sobie u potomnych na przydomek Mędrca. Władca ten doprowadził Wedder i Mermond do szczytu potęgi i rozkwitu, a gdy w 36 roku, w dwa lata po śmierci ukochanej żony, poślubił córkę grają Khomindenu, Harunę, zabezpieczył od napaści zachodnie granice swych włości. I choć nie mógł liczyć na żadną khomindeńską sukcesję, gdyż Haruna miała jeszcze dwóch starszych braci, to ożenek ten wzmocnił pozycję Wedder i Mermondu w Gordorze. Nie było to jednak szczęśliwe małżeństwo. Haruna mimo niezwykłej piękności rychło stała się Merfisowi niemiła. Ustawicznie podejrzewał ją (prawdopodobnie słusznie) o liczne zdrady, serdecznie też nienawidził dwóch synów Haruny: Irlina, nazwanego później Srebrnowłosym, i Heggewa, który przeszedł do historii z przydomkiem Wygnańca - przypuszczał bowiem, że obaj nie są jego dziećmi. Przeżył wszakże ze swą cudną małżonką aż dwadzieścia lat, gdyż związek ten zapewniał mu przyjaźń Khomindenu, która w ciężkich i niebezpiecznych czasach mogła stać się zbawienna.
Tak jak pierwsze lata panowania Merfisa charakteryzują się ekspansją na zewnątrz, tak następny okres to stałe umacnianie władzy wewnątrz państwa i walka z samowolnymi i zuchwałymi wielkimi rodami. Zakończyła się ona zwycięsko dla władcy w roku 52, w czasie krótkotrwałego buntu, który z pomocą Khomindenu został utopiony we krwi. Kiedy jednak w roku 62 zmarła Haruna, graf Khomindenu zerwał traktat przyjaźni i zbliżył się do nienawistnych rodom Wedder grafów z Ohgadenu, Leutenree i Deonshee. Merfis próżno szukał pomocy w Omelorze i Revgardzie, aż wreszcie zrozpaczony sprzymierzył się z księciem Bellendeir, biorąc za żonę jego młodą bratanicę, Erthenvol. Tego było za wiele dumnym grafom Gordoru, szczerze nienawidzącym obcego władztwa. Książę Bellendeir był najbardziej oddanym lennikiem cesarza Kagardu, mieli więc powody do obaw, że gdy władze w Mermondzie i Wedder zechce objąć potomek Merfisa i Erthenvol, umocnią się tym samym wpływy cesarza Kagardu. W tej to sytuacji dała się poznać piekielna przebiegłość Berdoka, który sprzymierzywszy się z grafami przeciw własnemu ojcu, zgładził go podstępnie (Merfis został zasztyletowany w łaźni), po czym sam objął władzę. Dwaj jego przyrodni bracia, dwudziestosześcioletni wówczas Irlin i o rok młodszy Heggew, musieli ratować się ucieczką na czele ostatnich wiernych im oddziałów. Jednakże długie race Berdoka sięgnęły po Mina - został on otruty, Heggew zaś schronił się w stolicy Omeloru, Ottin. Erthenvol, nosząca w swym łonie pierworodnego syna, zbiegła do Bellen - deir, próżno szukając zbrojnej pomocy księcia lub cesarza.
Sytuacja Berdoka była jednak niezwykle ciężka, gdyż tak jak zyskał pomoc grafów przeciwko cudzoziemce, tak nie mógł liczyć na ich poparcie w rozprawie z własnymi braćmi. W obronie praw wygnanego Heggewa wystąpił władca Khomindenu, jego wuj, a po czasie wahania i rozterek również władca Omeloru, ulegając prośbom zakochanej w urodziwym zbiegu córki. Jednakże zauważyć należy, że zdobycie tronu w Wedder i Mermondzie przez Heggewa oraz jego ożenek z Manta, córką grają Omeloru, mogłyby doprowadzić do powstania sojuszu pięciu marchii - licząc odwiecznego sprzymierzeńca Omelorczykow, ród Garha, panujący w Revgardzie - co zagrażałoby władztwu cesarza Kagardu. Dlatego też zarówno cesarz, jak i książę Bellen - deir poparli rządzącego Berdoka, choć mogli czuć ku niemu uzasadnioną wygnaniem Erthenvol nienawiść. Rozgorzała dwuletnia wojna, nazwana w historii sukcesyjną wojną weddersko - mermondzką. W wojnie tej oddziały Berdoka (złożone po części z tajjońskich i esumarskich najemników) rozgromiły w bitwie pod Alra oddziały khomindeńskie, zmuszając grają tejże marchii do zawarcia pokoju. Jednakże cesarz Kagardu doznał nieoczekiwanej klęski no polach Jaaua, a w wąwozie Kammar oddziały jego zostały wybite do ostatniego człowieka; sam włodarz Kagardu postradał życie. Za to książę Bellen - deir kontynuował walkę na tyle skutecznie, iż Omelorczycy, związani z nim na wschodzie, nie byli w stanie zaatakować Wedder i Mermondu.
Już w roku 66 po zwycięstwach nad rodzimą opozycją i ingerencją zewnętrzną mógł Berdok spokojnie zasiąść na tronie Wedder i Mermondu. Obecnie twierdzi się, iż swe zwycięstwo zawdzięczał on głównie neutralności trzech północnych marchii: Ohgadenu, Deonshee i Leutenree, które uwikłane w wewnętrzne spory oraz walczące na swych północnych granicach z Pestarhardem, nie miały dość sił, aby wziąć udział w jeszcze jednej wojnie.
Aby zrozumieć dalsze losy rodu Merjisa I, znów musimy cofnąć się w przeszłość i zająć życiem prywatnym grają Berdoka. Otóż już w roku 40, a więc gdy miał zaledwie siedemnaście lat, poślubił córkę rycerza Borgarda, piękną Ellerę, która urodziła mu dwóch synów: w 53 roku Kashoogę, a w czternaście lat później Merjisa. Przy urodzinach drugiego syna Ellera zmarła i wtedy Berdok, nadal czując się zagrożony, rozpoczął starania o rękę najmłodszej córki cesarza Kagardu, Tannis. Sam cesarz, panujący dopiero od roku, po śmierci swego ojca również pragnął mieć na terenie Gordoru oddanego sojusznika i dlatego małżeństwo z Tannis doszło do skutku już w roku 69. Wywołało to sprzeciw gordorskich grafów, wynikający z tych samych przyczyn, co w roku 62, gdy Merfis 1 związał się z Erthenvol. Wtedy spowodowało to upadek i śmierć Merfisa, teraz zaś Berdok potrafił już poradzić sobie ze swymi sąsiadami, toteż nie doszło nawet do nowej wojny. Żadna z marchii nie czuła się na siłach wystąpić przeciw sprzymierzonym siłom grafa Mermondu i Wedder oraz cesarza Kagardu. Piętnaście lat panowania Berdoka to okres wciąż rosnącej potęgi jego marchii, ale też i czas okrutnego wyzysku, samowoli i niczym nie zdławionej przemocy. Dziki charakter grafa doskonale dał się poznać, gdy poczuł on już pełnię władzy w swoich rękach. Nie miejsce tu na wspominanie jego bezeceństw i zbrodni, lecz godzi się ku ostrzeżeniu i dla pamięci potomnych opisać choć kilka jego postępków, które nie szlachetnemu rycerzowi i grafowi przystoją, ale najpodlejszemu z nikczemnych niewolników. Przytoczmy zresztą ustęp z dzieła Larbona Mnicha „KASHOOGA WIELKI - ŚWIATŁO BOSKIEJ SIŁY”, z rozdziału zatytułowanego „Nikczemny dom szlachetnego, wzrostowi cnót jego wszelakich sprzyjający, jako pewne a pełne zaprzeczenie uczuć prawych w sercu jego żywiących”. Otóż w pewnym miejscu Larbon pisze te słowa:
„Próżno szukać na świecie szerokim człeka, którego czyny podłością a nikczemnością swą przewyższyć by mogły tegoż oto władcę, któren, niepomny na ród swój wysoki i pochodzenie szlachetne, zdawa się przypominać bestię rodem z podziemi, co za cel swoich działań nienawistnych przyjęła brukać czystość i ból zadawać wszelkiej niewinności. Azali wiesz ty, bestio, iż Haaen wszechwładny, pan Krainy tych, co ze świata jasnego odchodzą, przygotował dla cię siedlisko, gdzie cierpieć będziesz za zbrodnie swe, co ohydztwem blask jasnego słońca przysłoniły? A wspomnij, bestio, coś uczyniła ze szlachetnymi rycerzami, Agryldą i Mektem. Wierzę, że nie pomszczone ich dusze dotąd jeszcze błagalnie wzywają pomsty, albowiem za słowo sprzeciwu jedyne ty ich ciała dotknąłeś mękami tak straszliwymi, iż słowa o nich przez gardło człekowi prawemu przejść by nawet nie mogły. Ponoć gadali na dworze, że kat sam, co twarde ma serce i nieczuły jest na ból ludzki, rzewnymi łzami płakał, patrząc na śmierć szlachetnych rycerzy.
Prędzej psa wściekłego, którego szczęki pianą krwawą ociekają, na tronie było osadzić, niźli nikczemnika i podleca tego. Cóż on uczynił z przecudną i z cnoty swej słynącą panią Lariną, cóż za stworzenie piekielne mogło pokalać tę duszę i ciało to, co grzesznych występków nie znało? Pohańbił on sam ją i żołnierzom swym - psom wściekłym z Tajjonu - hańbić rozkazał, co też czynili w podlej radości, pani Larina zaś z ran cielesnych i dusznej zgryzoty rychło na łono Błogosławionej Matki się schroniła. A wspomnijcież te uczty rozwiązłe, bezeceństw wszelkich pełne, gdzie nie oszczędzano ani dzieweczki skromne], ani pacholęcia niewinnego, ani matrony dostojne], a podli pławili się we wszelkim plugastwie”.
Przyznać należy, iż wszystko, co pisze Larbon, jest prawdą, aczkolwiek w dość interesujący sposób przedstawioną. W rzeczywistości bowiem rycerz Agrylda był głową spisku arystokratycznego przeciw Berdokowi, co Mnich dość łagodnie przedstawia jako „słowo sprzeciwu”. Dotąd nie wyjaśniona jest sprawa szlachetnej Lanny, siostrzenicy Agryldy, domyślać się można tylko, że jej hańba była raczej dodatkową torturą zadaną rycerzowi niż wyrazem dzikiego zboczenia władcy. Nie umniejsza to bynajmniej winy Berdoka, świadczyć może jednak, że żadne z działań tego władcy nie było spowodowane nierozumnymi porywami, lecz każde służyć miało z góry wyznaczonemu celowi. Larbon w swym dziele przedstawia Berdoka nie tylko jako nikczemnika i okrutnika, którym niewątpliwie był, lecz także jako głupca, którym z całą pewnością nie był. Polityka tego grają opierała się na przeświadczeniu, że wszelki opór musi być wypalony żelazem, a buntownicy i ich rodziny jak najsurowiej ukarani. Zauważyć wszakże należy, że Berdok nigdy nie stosował terroru przeciwko tym, którzy nic mu nie zawinili, o wręcz otwarcie twierdził: „Kto pilnie słucha rozkazów swego władcy, ten wraz z rodziną żyć będzie w szczęściu i dostatku”. Rzeczywiście tak było, i tym też należy tłumaczyć okoliczności, że Berdok zmarł śmiercią naturalną, opiwszy się zbytnio winem na uczcie, a nie został podstępnie zamordowany. Otoczył się ludźmi całkowicie sobie uległymi, wśród których szereg było obdarzonych niepospolitymi przymiotami rozumu, co władca zręcznie wykorzystywał do swych celów. Rozumiał też, że zasłużywszy na nienawiść ogromnej części wielkiego rycerstwa, musi się na kimś oprzeć, toteż prócz swej trzechtysięcznej najemnej gwardii tajjońskiej stworzył elitarne oddziały, złożone z upokarzanego dotąd przez arystokrację ubogiego rycerstwa. Wojsko to, zasmakowawszy w nie znanej dotąd swobodzie i zbytku, było mu całkowicie oddane. Usilnie też się starał, aby w kraju kwitło rolnictwo i rzemiosło i aby nikt nie głodował, gdyż, jak mówił, „głodny wilk rzuci się nawet na niedźwiedzia, a syty może zbyt wiele utracić i raczej woli mu pokornie służyć”. Polityka ta odniosła zamierzone skutki, gdyż od roku 63 do 79, czyli przez szesnaście lat rządów Berdoka, nie wybuchł ani jeden bunt plebejski.
W roku 76, a więc zaledwie trzy lata przed śmiercią, Berdok najeżdża Deonshee i w czasie jednego lata podbija tę krainę, wyrzynając w pień wszystkich członków arystokratycznych rodów i całą rodziną grają marchii, Edryka, którego każe w okrutny sposób publicznie stracić. Następnie za zezwoleniem cesarza Kagardu, który nadal nominalnie pozostaje seniorem grafów Gordoru, przyjmuje tytuł grają Deonshee i obejmuje tę marchią we władanie Pół roku przed śmiercią zwycięża tez grają Ohgadenu, Hammira, ale tym razem cesarz Kagardu, zaniepokojony perspektywą zjednoczenia wielkiej części Gordoru pod berłem Berdoka, nie wyraża zgody na włączenie Ohgadenu do władztwa swego sojusznika, a wręcz przeciwnie rozpoczyna rozmowy z grafami Omeloru, Revgardhu i Khomindenu.
Berdok, przerażony perspektywą zjednoczenia swych wrogów, i to pod protekcją dotychczasowego sojusznika, opuszcza Ohgaden i raz jeszcze składa cesarzowi wiernopoddańczy hołd Zawiedziony w swych politycznych rachubach, dręczony nieuleczalną chorobą, którą zawdzięczał nadmiernemu umiłowaniu rozpusty, umiera w wieku 56 lat, tak jak przepowiedzieli astrologowie znienawidzony przez wszystkich, nawet tych, których uważał za przyjaciół Przed śmiercią wyraża jeszcze ostatnią wolę i dzieli swe władztwo między trzech synów Mermond dostaje się dwunastoletniemu wówczas Merjisowi, Wedder otrzymuje dwudziestosześcioletni Kashooga, a władza w Deonshee przekazana zostaje sześcioletniemu Voodeitowi, synowi Berdoka z drugiego małżeństwa Drugi syn Tannis, ośmioletni Gerond, przeznaczony zostaje do stanu kapłańskiego.
Teraz, aby w pełni zrozumieć to, co wydarzyło się po śmierci Berdoka, znów musimy cofnąć się w przeszłość i wrócić do Heggewa Wygnańca, cudem ocalałego w 63 roku, gdy po śmierci Merjisa I jego syn Berdok dokonał rzezi wśród rodzimej opozycji.
Jak wiadomo, Heggew, przyrodni brat Berdoka, uciekł na czele wiernych sług do Omeloru i tam, nie ujawniając swego pochodzenia, krył się przed zemstą okrutnego władcy Wedder i Mermondu Nie pisane mu jednak było życie prześladowanego zbiega i ten, który czuwa nad nami, dopomógł cnocie i prawości. Otóż zdarzyło się, iż pewnej pochmurnej nocy jesiennej Heggew miał spotkać się ze swymi szpiegami z Wedder - w lasach, nie opodal stolicy Omeloru - aby donieśli mu oni, czy możliwe będzie przedostanie się przez Wedder do Khomindenu, gdzie władcą był kuzyn Heggewa Spotkanie odbyło się w pobliżu traktu prowadzącego do Ottm, gdzie nagle rozmowę spiskowców zakłócił turkot zbliżającego się wozu Wkrótce też ujrzeli, że tuz obok nich rozpętała się walka pomiędzy rycerzami konwojującymi ów wóz a rabusiami Heggew niewiele myśląc skrzyknął swych ludzi i ruszył na pomoc napadniętym. A czas był już najwyższy, gdyż ostatni z obrońców padł martwy ze strzałą w piersiach.
Niewielu rycerzy było wraz z Wygnańcem, ale, krzepcy i zahartowani w boju, odparli atak zbójców, pozostawiając ich trupy na żer wilkom i krukom. Wtedy to ukazała się zza zasłon kobieca postać i Heggew w blasku nagle odsłoniętego księżyca ujrzał jej cudną twarz. Tak opisuje to zdarzenie poeta.
Dlaczegoż oblicze twe nagle pobladło,
Ręce waleczne skrwawiony miecz puściły,
Dlaczegoż serce boleść dotknęła,
A ciału nagle zabrakło siły?
Kogóż ujrzałeś, waleczny rycerzu?
Czy wroga, co życie zabierze twe młode?
Nie… nie, on ujrzał kobietę przecudną,
Której wszyscy sławili urodę.
I przepadłeś w oczu jej głębi,
Spojrzenie serce twe twarde zmiękczyło
I wiedziałeś, że umrzeć wypadnie, gdyby
Jej serce na równi z twym nie zabiło.
Był wtedy rok 64. W dwa lata później Heggew poślubił piękną panią Mantę, córkę grają Omeloru. Przedtem jeszcze stanął na czele omelorskich wojsk i jemu właśnie zawdzięczać należy dwa ogromne zwycięstwa nad cesarzem Kagardu: na polach Jaava i w wąwozie Kammar. Ciężko raniony w tej ostatniej bitwie, musiał oddać dowództwo jednemu z omelorskich arystokratów, a ten, nie obdarzony niestety wojennym geniuszem, nie potrafił osiągnąć decydującego zwycięstwa nad księciem Bellen - deir. Stało się, więc, że Berdok wyszedł z wojny sukcesyjnej zwycięsko i w roku 66 całkowicie opanował sytuację w swych marchiach. Jednakże w dniu jego śmierci przyszły los państwa zdawał się budzić obawy. Wtedy Berdok raz jeszcze wykazał swe wspaniałe umiejętności dyplomatyczne i zdolność przewidywania sytuacji. Wiedział, że jego państwo nie jest w stanie się utrzymać, jeżeli odda swój tron jednemu synowi. Natomiast sądził, i słusznie, że grafowie, uspokojeni podziałem kraju między trzech synów Berdoka, co tym samym spowoduje jego osłabienie, nie będą już chcieli wzniecać nowej wojny. Zwłaszcza iż najstarszy z synów, Kashooga, znany był powszechnie ze swych szlachetnych uczuć i prawego serca. Tak więc to Kashooga otrzymał w spadku po ojcu tron w Wedder. Ponieważ osadzony na tronie w Mermondzie Merjis miał zaledwie dwanaście lat, Berdok o opiekę nad nim prosił w ostatniej woli jednego ze swych najzagorzalszych wrogów: grafa Khomindenu. Pieczą nad sześcioletnim Voodeltem, któremu przypadło Deonshee, polecił grafowi Omeloru i księciu Bellen - deir. Geniusz polityczny władcy nie ulega wątpliwości. Wszystko stało się tak, jak przewidział. Tronu Kashoogi broniła jego własna cnota i prawość, tron Merjisa został publicznie uznany przez wiedzionego szlachetnymi porywami serca grają Khomindenu, a tron Voodelta w Deonshee stał się bezpieczny, gdyż zarówno władca Omeloru, jak i Bellen - deir, którzy nosili się poprzednio z zamiarem co najmniej złupienia tejże marchii, teraz szachowali się wzajemnie, co w efekcie doprowadziło do tego, iż obaj starali się jak najzręczniej umocnić władzę Voodelta, jednocześnie zdobywając wpływ na sprawy marchii.
Potęga, którą zapoczątkował Merfis I, zdawała się kończyć nieodwołalnie wraz ze śmiercią Berdoka. Gordor jednak w tym czasie, mimo iż z powrotem rozbity na dziewięć samodzielnych marchii, w rzeczywistości był scalony jak nigdy dotąd. Wspólna walka z Berdokiem doprowadziła do sojuszy, które przetrwały śmierć tego okrutnego władcy.
Na dworze wedderskim zaczęły się rodzić pierwsze plany ostatecznego zerwania lenniczej zależności od cesarza. Ale na wybuch wojny trzeba było czekać aż do roku 84, kiedy to Kashooga i Heggew publicznie ogłosili się królami Gordoru - z umową o wzajemnym dziedziczeniu tronu - i zostali koronowani oraz namaszczeni w Złotej Świątyni w Weerdengard. Młody Merfis, graf Mermondu, a także Voodelt, graf Deonshee, i Berdhung, graf Revgardhu, złożyli hołd lenny nowym królom i przysięgli im wieczną wierność. W odpowiedzi na to cesarz Kagardu i książę Bellen - deir wkroczyli ze swymi wojskami na teren Omeloru i Deonshee, ale trzykrotnie rozbici - pod Ajgord, Sangalą i Morgandirem - musieli uznać nową władzę w Gordorze.
W czasie jednej z ostatnich bitew poległ współkról Gordoru, Heggew i cała władza przeszła w ręce Kashoogi. Syn Heggewa, siedemnastoletni Mirmodh, złożył królowi hołd lenny i od tej pory zachodnia część Gordoru dostała się pod rządy Kashoogi.
Walka jednak jeszcze się nie zakończyła - Khominden, Leutenree, Ohgaden i Barren nadal pozostawały poza strefą wpływów nowego króla. Kashooga pragnął z początku pokojowego rozstrzygnięcia sporu, ale widząc niezłomny upór grafów, począł zbierać wojska, aby siłą zmusić opornych do uznania swej władzy. Niespodziewana pomoc przyszła ze strony Baradh - Ardha, młodszego brata grafa Barren, który niechętnie patrząc na zacieśniające się stosunki z Królestwem Pesterhardu, wywołał wojnę domową i na czele wiernych sobie oddziałów zmusił brata do ucieczki z marchii, a po objęciu władzy złożył hołd lenny królowi Kashoodze. Wtedy to i graf Khomindenu, który od dłuższego już czasu wahał się, nie potrafiąc uczynić jednoznacznego wyboru, zdecydował się poddać rządom władcy Gordoru Jedynie grafowie Leutenree i Ohgadenu zawarli sojusz a następnie unię pomiędzy swoimi marchiami, i poprzysięgli nigdy póki tylko starczy im życia, nie zhańbić się oddaniem swych ziem pod władzę Kashoogi.
Rozgorzała nowa wojna, w której zginęło wielu walecznych i prawych rycerzy, wioski i miasta legły w rumie, a miejsce kwitnących prowincji, pełnych niedawno jeszcze radosnego zgiełku, zajęły ponure pustkowia, którymi przemykały tylko zgłodniałe stada wilków. Żal ściska serce, gdy myśli się o prawych wojownikach uczepionych w nierozumnym, śmiertelnym boju i gdy tylko za cnotę należy uważać walkę z cudzoziemcami, to jak nazwać inaczej niż głupotą - bój tych, których historia stworzyła dla wzajemnej przyjaźni i szacunku. Długie pięć lat trwała ta okropna wojna, gdyż choć już w pierwszych miesiącach rozbito główne wojska dwóch grafów pod Ellehar i pod Bardh, to oni widząc, ze nie sprostają geniuszowi Kashoogi, zamknęli swe oddziały w rozlicznych surowych i potężnych twierdzach, a ostatnią z nich zdobyto dopiero w 91 roku. Po tym sławetnym zwycięstwie dała się poznać cała prawość i szlachetność serca młodego króla. Dla wrogów swych okazał się łaskawy i wyrozumiały i chociaż odebrał dwom grafom, władzę w ich marchiach, mianując grafami wybranych przez siebie i oddanych mu arystokratów, to jednak pokonanym zostawił swobodę wyboru tego, czy pragną pozostać i wiernie mu służyć, czy udać się na wygnanie.
Z równą wspaniałomyślnością potraktował swego przyrodniego brata Voodelta, którego wpierw wielekroć ostrzegał przed konszachtami z księciem Bellen - deir a potem, widząc już jawne oznaki spisku, nie ukarał inaczej, jak wygnaniem - i to pozostawiając mu cały ruchomy majątek. Tak więc sławie i wychwalać należy tego władcą, słusznie chyba nazwanego przez Larbgona Mnicha „światłem boskiej siły”. Odziedziczył po swym ojcu geniusz polityczny i wojenny, siłę i odwagę, a po matce prawość, szlachetność i dobre, wybaczające serce.
Trzydzieści sześć lat panowania Kashoogi - to okres spokoju, dobrobytu i wciąż rosnącej siły Gordoru. Chwalili pod niebiosa swego króla zarówno chłopi i mieszczanie, jak duchowni i rycerstwo Nie było chyba w całym państwie człowieka, który co dzień nie błagałby Świętej Matki o długie życie dla dobrego władcy. Tak bowiem jak Berdok pragnął oprzeć się na sile, gwałcie i strachu, tak Kashooga zdobył władzę swą sprawiedliwością, cnotą i miłością Nigdy przedtem i nigdy już potem żaden z królów nie osiągnął takiej potęgi, która by uczyniła Gordor największym mocarstwem kontynentu, jakim był za Kashoogi. Ani Pesterhard, ani Bellen - detr czy Kagard nie miały odwagi napaść królestwa, wierząc, iż Kashooga Wielki nie jest człowiekiem, lecz półbogiem, który zasłonił swój kra] przed atakiem Pogłoska o nadludzkiej mocy króla była tak rozpowszechniona, ze w kilku dzikich prowincjach Gordoru ludność zaczęła mu stawiać świątynie i posągi.
Jednakże każdy mit musi w końcu rozwiać się w podmuchach twardej i bezlitosnej rzeczywistości. Tak tez stało się z mitem o boskiej sile i niezwyciężoności Kashoogi. Otóż już w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych zaczęły się odzywać wśród średniego i drobnego rycerstwa Gordoru coraz silniejsze głosy niezadowolenia Głównym źródłem dochodu rycerstwa były bowiem dotąd bądź to łupieżcze wyprawy na Kagard, Bellen - deir i Pesterhard, bądź tez wzajemne wojny pomiędzy grafami Po roku 92, gdy edyktem Kashoogi potwierdzonym następnie przez Wielką Radę, zostały zabronione walki wewnętrzne, a w roku 93 również samowolne utarczki ościenne - rycerstwo zostało pozbawione swego głównego zajęcia. Stąd też wywierano coraz silniejszą presję na władcę, aby poprowadził wojowników Gordoru na nową i zwycięską wyprawę. Wreszcie w roku 95 władca powziął ostateczną decyzję uderzenia na księstwo Tajjonu - państwo lezące na południowy - wschód od marchii Khominden. Wybór Tajjonu na pierwszą ofiarę podyktowany był zarówno względami emocjonalnymi - w Gordorze dotąd jeszcze pamiętano okrutną władzę zwerbowanych przez Berdoka tajjonskich najemników - jak i ekonomicznymi Tajjon kontrolował blisko połowę handlu pomiędzy południem a północą Na terenie tego księstwa leżało ujście rzeki Eltary, którą spławiano towary z dalekiego południa, przeładowywane następnie w porcie Bad - khared na statki i rozwożone do Gordoru, Kagardu i lezącego na południe od cesarstwa - księstwa Simirty. Handel, prowadzony przez Tajjon, przynosił krociowe zyski i Kashooga postanowił siłą opanować ujście Eltary, co zapewniłoby Gordorowi kontrolę nad wymianą towarów między północą a południem Cel sam w sobie był szczytny, lecz środki do niego prowadzące okazały się niewystarczające.
Jak doszło do tego ze mądry ten władca w sposób wysoce lekkomyślny podszedł do problemu tak wielkiej rangi, jak okiełzanie Tajjonu, słynącego z licznych i potężnych twierdz ogromnej floty i bitnych zastępów rycerstwa?
Z początkiem 96 roku z Khomindenu wyruszyły prowadzone przez grafa tej marchii, Ervina, gordorskie zastępy. Zaledwie trzy tysiące rycerzy maszerowało z Ervinem, a ze każdy z wojów wiódł ze sobą czterech lub pięciu niewolników i sług liczba zbrojnych sięgała piętnastu tysięcy. Te skromne siły miały pokonać władcę Tajjonu, który w każdej chwili zdolny był do skrzyknięcia blisko dwudziestu tysięcy rycerzy, zahartowanych w boju przez długie lata wojen. Już pierwsze dni po wkroczeniu na wrogie tereny zdawały się zapowiadać klęskę. Najpierw oddziały granicznej strefy Tajjonu, liczące niewiele ponad pięciuset ludzi, zatrzymały gordorską armię, przez blisko tydzień zadając jej dotkliwe straty. Następnie, przy przekraczaniu rzeki Alkam, potonęła niemal połowa wozów, a panika, która wszczęła się wśród czeladzi, doprowadziła do tego, iż dwustuosobowy strażniczy oddziałek tajjoński o mało co nie rozbił całej armii. Ervin od samego początku wyprawy niedomagał, a stan jego jeszcze bardziej pogorszył się po przymusowej kąpieli w lodowatych wodach Alkamu, tak że graf musiał wracać do rodzinnej marchii, a dowództwo przekazał swemu młodemu synowi, Alfeezowi, co obruszyło uczestniczącego w wyprawie grafa Barren, Baradh - Ardha. Spory pomiędzy dwoma wodzami okazały się tak zajadłe, iż w końcu armia gordorską podzieliła się na dwie części. Urażony i pełen wiary w swe dowódcze talenty Baradh - Ardh ruszył w stronę wielkiego portu Bad - khared na czele tysiąca rycerzy i czterech tysięcy zbrojnych sług. Jednakże drogę zastąpiły mu oddziały tajjońskie, blisko dwakroć liczniejsze, i Baradh - Ardh pomimo nadludzkiej odwagi i poświęcenia zmuszony został do cofnięcia się na półwysep Ihura, gdzie po tragicznych dwumiesięcznych walkach armia jego, otoczona morzem, zdziesiątkowana i zagłodzona, złożyła broń.
Nie lepiej niestety powiodło się Alfeezowi, mimo iż zrozumiał, że z ludźmi, którzy mu pozostali, nie opanuje Tajjonu i zaczął się wycofywać w stronę Khomindenu. Było już jednak za późno, w czasie powrotnej przeprawy przez Alkam, otoczona ze wszystkich stron przez wrogów, armia Alfeeza została doszczętnie rozbita, a on sam, ciężko ranny, przedarł się z kilkudziesięcioma ocalałymi rycerzami do Khomindenu. Tam zaś czekała go niełaska rozgniewanego króla, i tylko dzięki wstawiennictwu Merfisa nie został Alfeez ukarany wygnaniem, lecz jedynie otrzymał zakaz pojawiania się na dworze w Weerdengard. Natomiast wykupiony z tajjońskiej niewoli Baradh - Ardh uznany został za bohatera, a sam król zaszczycił go swą łaską, nadając mu przydomek Walecznego. Był to, jak się okazało, duży błąd Kashoogi, gdyż skłócił w ten sposób dwóch potężnych grafów i Alfeez przez długie jeszcze lata pamiętał rodowi Ardh swoje upokorzenie.
Władca Gordoru, nauczony dotkliwą klęską, której jeszcze nie przypisywano jemu samemu, lecz tylko Ervinowi i Alfeezowi, postanowił cierpliwie i dokładnie przygotować się do następnej wojny. Doszedł do słusznego wniosku, iż tylko pokonanie tajjońskiej floty może owocować zwycięstwem na lądzie. Dlatego też wzniesiono cztery wojenne porty - jeden w Khomindenie, dwa w Mermondzie i jeden w Omelorze - oraz rozpoczęto budową olbrzymiej floty. Do tej pory bowiem grafowie marchii, które położone były nad Skalnym Morzem, dysponowali zaledwie kilkoma kaperskimi stateczkami, przeznaczonymi do drobnych zadań. I choć statki te czyniły czasem poważne szkody tajjońskim kupcom, to nie można nawet było marzyć o tym, aby pokonały flotę wojenną księstwa. Dlatego też do roku 99 zbudowano sześćdziesiąt nowych, wspaniałych okrętów, nad którymi dowództwo powierzono Birlekiemu z Karatis, który choć niskiego stanu i plebejusz, to jednak, dowodząc przez dwa lata kaperami z Mermondu, posiadł olbrzymią wiedzę o walce na morzu.
Kashooga oprócz rozbudowy floty powołał na wojnę rycerstwo z całego Gordoru i utworzył z niego trzy armie. Jedna pod dowództwem Baradh - Ardha, złożona z Barreńczyków i Leutenreeńczyków, miała przedrzeć się przez lasy komindeńskie i uderzyć na Tajjon od wschodu, druga, której przewodził Mirmodh, graf Omeloru, syn króla Haggewa, miała przejść północną granicę Tajjonu wraz z dowodzoną przez Kashoogę trzecią armią, ale następnie wniknąć jak najdalej w głąb księstwa, pozostawiając Kashoodze walkę o zdobycie portu Bad - khared i ujścia Eltary. Tymczasem zadaniem floty było rozbicie morskiej potęgi Tajjonu, opanowanie zatoki Ihura i wspomożenie ataku na Bad - khared oraz odcięcie portu od dostaw żywności. Plan wydawał się doskonały i opracowany niezwykle dokładnie, nad każdym zresztą szczegółem radzili najwybitniejsi gordorscy dowódcy. Na granicach z Pesterhardem, Kagardem i Bellen - deir rozstawiono silne oddziały strażnicze, a namiestnikiem Kashoogi w kraju został jego rozważny i wierny brat, trzydziestoletni Merfis.
Wczesną wiosną 100 roku, w czasie gdy dopiero co stopniały śniegi i lody, trzy wielkie armie, każda licząca po pięć tysięcy rycerzy i blisko piętnaście tysięcy zbrojnych sług, przekroczyły granice Khomindenu. Wcześniej władca Tajjonu, widząc przygniatającą przewagę wojsk króla Kashoogi, wysyłał poselstwo za poselstwem, obiecując nawet złożenie hołdu lennego, byleby tylko Tajjon mógł zostać równą innym na prawach marchią, ale było już za późno na jakąkolwiek ugodę. Król Gordoru wiedział doskonale, że złakniona walki i wojennych zdobyczy armia nie wstrzyma swego pochodu. Złożono więc bogate ofiary błagalne w przybytkach Świętej Matki i rycerstwo z nadzieją w sercach ruszyło na podbój Tajjonu.
Z początku wszystko zdawało się iść po myśli króla i jego wodzów. Bez trudu przekroczono rzeką Alkam, nie spotykając żadnego oporu, o następnie armia Kashoogi skierowała się pod mury Bad - khared, Mirmodh zaś ze swoimi oddziałami ruszył w głąb Tajjonu. Jednakże port okazał się ciężki do zdobycia - namiestnik Bad - khared odpierał z powodzeniem jeden szturm za drugim, o tymczasem nadal nie było widać mającej wspomóc Kashoogę gordorskiej floty. Także od Mirmodha dochodziły niepokojące wieści, mówiące o tym, ze graf Omeloru próżno czeka na armię Baradh - Ardha.
W środku lata losy wojny przechyliły się na stronę Gordoru Mirmodh rozbił armię księcia Tajjonu u samych bram jego stolicy, po czym zdobył miasto. Ze wschodu nadciągnęła wreszcie armia Baradh - Ardha i zaszła od tyłu ostatnie tajjonskie oddziały, które w ten sposób znalazły się w okrążeniu Mirmodh i Baradh - Ardh mieli wówczas pod swymi rozkazami jeszcze powyżej trzydziestu pięciu tysięcy zbrojnych, a dowodzący wojskami Tajjonu grabią Goeldum zaledwie niecałe dwanaście tysięcy.
Bitwa pod Labontem, do której wtedy doszło, okazała się pasmem straszliwych w skutkach błędów obu gordorskich dowódców. Najpierw; Baradh - Ardh dał się wciągnąć w zasadzkę w dolinie Eglen, a potem spieszący mu z pomocą Mirmodh, oszukany przez przewodników zdrajców, skierował jazdę pancerną wprost do przepaści. Gdy graf Omeloru dotarł w końcu do Baradh - Ardha i odepchnął Tajjończykow, wyzwalając swego towarzysza z opresji, ujrzał szkody przeraźliwe. Blisko trzy tysiące rycerstwa i drugie tyle sług znalazło śmierć podczas bitwy. Mirmodh błędnie wtedy przypuszczał, iż grabią Goeldum poniósł poważne straty (jak się później okazało, poległo zaledwie około tysiąca Tajjonczykow), a poza tym zlekceważył meldunki o nadchodzących z południa tajjonskich posiłkach, sądząc, iż są to luźne grupki chłopstwa bądź tez powracający do swej armii rozproszeni wojownicy księcia. Graf Omeloru wysłał więc tylko liczący sześciuset ludzi oddział, a sam ruszył w pościg za Goeldumem.
Plan gordorskich dowódców był niezwykle prosty i wydawało się, że może przynieść oczekiwany skutek. Otóż obie armie wzięły Tajjończykow w widły i zaczęły spychać w stronę morza. Grabia Goeldum był zrozpaczony. Odniósł olbrzymie zwycięstwo, a mimo to nadal musiał uciekać jak tropione przez myśliwych zwierzę i zdawało się, ze w końcu wpadnie w potrzask Po trzech dniach bezustannego marszu armia tajjonska znalazła się zaledwie dwie godziny drogi od morskich wybrzeży Mirmodh i Baradh...
thanatostom