Ludzie bezdomni - Stefan Żeromski.doc

(72 KB) Pobierz
Tom I

Tom I

 

Wenus z Milo

 

Doktor Judym, przebywający od piętnastu miesięcy na praktyce lekarskiej w Paryżu, spaceruje właśnie ulicami tego pięknego miasta i usiłuje zabić gnębiącą go nudę. Przypadkiem trafia do galerii sztuki w Luwrze, gdzie uwagę jego przykuwa początkowo postać panny Natalii, a później osoba panny Podborskiej. Tomasz nawiązuje znajomość z trójką niewiast i umawia się z nimi na następny dzień na wspólną wycieczkę do Wersalu. Zarówno w Luwrze, jak i w Wersalu Judym obserwuje bacznie Joasię oraz jej przyjaciółkę i podopieczne. Niewadzka początkowo odnosi się do niego z pewną rezerwą, a nawet oziębłością, Natalia wręcz go kokietuje, Wanda zaś momentami wyraźnie z niego kpi. Każda z dam ma też odmienny stosunek do sztuki: starsza dama ogląda dzieła sztuki z nudy i jakby z musu panna Podborska delektuje się ich pięknem i przeżywa bardzo każde z nich, Wanda jest nimi znudzona. Po powrocie z Luwru Judym rozstaje się ze swymi nowymi znajomymi, dowiadując się równocześnie, iż następnego dnia wyjeżdżają z Paryża i mają zamiar odwiedzić Anglię.

 

W pocie czoła

 

Rok później, pod koniec czerwca, Judym powraca do Warszawy. Pierwsze kroki kieruje do swego rodzinnego domu, aby spotkać się z bratem. Po drodze obserwuje wynędzniałe postacie żyjącej w tej okolicy biedoty. Dociera do obskurnej kamienicy i wchodzi na ponure i zawilgocone poddasze. Nie zastaje nikogo z krewnych. Na podwórzu spotyka się z ciotką Pelagią, osobą wielce zgryźliwą. Dowiaduje się od niej, że jego bratowa pracuje obecnie w fabryce cygar, brat zaś przeniósł się do stalowni. Judym idzie wpierw odwiedzić bratową. Matu okazję przyjrzeć się pracy i ciężkim warunkom, w jakich wykonują ją stłoczeni do granic możliwości robotnicy i robotnice. Wraz z krewną powraca do rodzinnej kamienicy, a stąd udaje się do Ogrodu Saskiego, gdzie pogrąża się w rozpamiętywaniu swych częściowo już przykurzonych ideałów i zainteresowań młodości, które były dla niego motorem, a zarazem środkiem pomocnym w pracy zmierzającej do ulżenia doli ubogich mieszkańców uprzemysłowionych miast. Następnego dnia wczesnym rankiem odwiedza brata i odprowadza go do fabryki. W drodze, w odpowiedzi na stawiane zarzuty, że jego wykształcenie jest jakby prezentem otrzymanym od bogatej ciotki, opisuje swą młodość.

 

Kiedy był małym chłopcem zabrała go z domu ciotka, która faktycznie była przez pewien czas osobą zamożną, jednak do swego majątku doszła za młodu prowadząc rozwiązły tryb życia. Kiedy mieszkał u niej mały Tomasz zarzuciła poprzedni sposób prowadzenia się, ale w jej domu nadal spotykali się przy kartach różni jej znajomi. Tomasz był bity i poniewierany, pełnił funkcje sprzątaczki, pomywacza i chłopca na posyłki. Jedynym jego przywilejem była możliwość uczęszczania do szkoły. Jego "dzieciństwo, cała pierwsza młodość upłynęły w nieopisanym przestrachu, w głuchej nędzy", którą w pełni pojął dopiero po latach.

 

Judym ogląda hutę i przypatruje się ciężkiej pracy hutników, kowali i innych robotników. Pracują oni w nieludzkich warunkach.

 

Mrzonki

 

Pewnego razu Tomasz zostaje zaproszony do doktora Czernisa z napisanym przez siebie referatem opartym na doświadczeniu i praktyce zdobytej w Paryżu oraz na obserwacjach warunków, w jakich żyje paryska i warszawska biedota. U lekarza tego, znanego szeroko wśród warszawskiej inteligencji, zbierają się co dwa tygodnie warszawscy medycy dzieląc się swymi obserwacjami i doświadczeniami z pracy zawodowej. Myślą przewodnią wystąpienia Judyma jest sugestia, iż lekarze nie tylko swym działaniem, ale również interwencjami u odpowiedzialnych za to osób są w stanie zmienić opłakany stan higieny w zakładach pracy i siedliskach biedoty. Zebrani żywo oburzają się na tego typu wypowiedzi i w najlepszym razie uznają Judyma za "unoszącego się w obłokach" marzyciela i młodego idealistę. Ogólnie jednak odnoszą się do niego prawie z wrogością i puszczają mimo uszu wszystkie jego apele i nawoływania. Późnym wieczorem rozgoryczony Tomasz powraca do domu świadom poniesionej porażki.

 

Smutek

 

Piątego października Judym spacerując Alejami Ujazdowskimi, snuje refleksje nad swym życiem i dążeniami. Czuje, iż powoli zamierają w nim dawniejsze ideały, w jego duszy zaś zaczyna dominować smutek. Tok tych niewesołych myśli przerywa pojawienie się na mgnienie oka powozu, w którym jadą znajome z Paryża - panna Joanna i panienki Niewadzkie. One również rozpoznają doktora, ale powóz szybko unosi je dalej.

 

Praktyka

 

Jeszcze we wrześniu Tomasz pracując równocześnie w jednym ze szpitali wynajął lokal i otworzył własny gabinet. Przez pięć miesięcy w gabinecie tym nie pojawia się żaden pacjent. Judym zdaje sobie sprawę z tego, iż jest to przede wszystkim "zasługa" jego pamiętnego odczytu. Pod koniec marca dowiaduje się od bratowej o ciężkim wypadku, któremu uległ Wiktor. Tego samego dnia spotyka doktora Chmielnickiego - lekarza, którego poznał u doktora Czernisza. Chmielnicki proponuje mu posadę asystenta doktora Węglichowskiego w Cisach. Judym po długim namyśle decyduje się na rozmowę z Węglichowskim z dwóch powodów: braku możliwości jakiejkolwiek praktyki w stolicy oraz moralnego obowiązku udzielenia pomocy swej bratowej. Następnego dnia dyrektor zakładu w Cisach odwiedza Tomasza i przedstawia mu proponowane warunki. Między innymi młody lekarz dowiaduje się ze zdziwieniem i radością, iż zakład tamtejszy leży na terenach należących do pani Niewadzkiej.

 

Swawolny Dyzio

 

W końcu kwietnia Tomasz kończy "wszelkie rachunki z miastem Warszawą" i wyjeżdża do Cisów. Większą część drogi odbywa koleją. W jakiś czas po odjeździe pociągu do przedziału zajmowanego między innymi przez Judyma wchodzi starsza niewiasta ze swym dziesięcioletnim synkiem, Dyziem. Chłopak od samego początku wyczynia najróżniejsze, bardzo dokuczliwe dla pasażerów figle, nie reagując na prośby i zaklinania matki oraz protesty pasażerów. Po pewnym czasie doktor przenosi się do innego przedziału, ale wkrótce i tu pojawia się uprzykrzony Dyzio ze swą matką. Ostatnie pięć mil Judym ma przebyć oczekującą przy stacji furmanką, lecz ze zgrozą stwierdza, że starsza dama ze swą pociechą usadowiła się już w oczekującym pojeździe. Podczas jazdy malec tak daje się we znaki doktorowi, że traci on panowanie nad sobą, wysiada z powozu, spuszcza lanie winowajcy, a następnie odprawia woźnicę wraz ze współpasażerami, a sam podąża pieszo, dźwigając ciężką walizkę. Dociera do jakiejś wsi, gdzie po długich poszukiwaniach znajduje gospodarza, który zgadza się go odwieźć do Cisów. W drodze dochodzi do wywrotki. Woźnica i pasażer lądują w błocie, wóz zaś nie nadaje się do dalszej jazdy. Cały oblepiony błotem Judym pomimo swego niewesołego położenia odzyskuje dobry humor i pieszo wędruje dalej. Na drodze wyprzedzają go panny Orszeńskie, jadące konno z dwoma towarzyszami. Tomasz dociera w końcu do miasteczka.

 

Cisy

 

Kolejne dni upływają Judymowi na zapoznawaniu się z historią zakładu i jego funkcjonowaniem.

 

Założycielem uzdrowiska był - nieżyjący już - pan Niewadzki, który wciągnął do spółki swych bogatych przyjaciół, wśród których znalazł się też po pewnym czasie pan Leszczykowski. Pierwszy dyrektor starał się to miejsce przekształcić w europejski kurort, lecz w krótkim czasie inwestycja stała się deficytowa i zarząd spółki powołał na stanowisko dyrektora doktora Węglichowskiego. Ten utworzył na owych terenach autentyczne uzdrowisko, osobiście projektując i zabiegając o wprowadzenie wielu nowych urządzeń. W tym samym czasie przyjechał z zagranicy Krzywosąd i otrzymał stanowisko administratora. W trudnym okresie Leszczykowski wydatnie wspomagał dźwigającą się z upadku instytucję.

 

Pewnego dnia Tomasz otrzymuje adresowane do niego pismo od Leszczykowskiego. Niedługo potem składa pierwszą wizytę Krzywosądowi, który przyjmuje go dość życzliwie. Doktor dowiaduje się, iż miejscowy kasjer, pan Listwa, jest nieszczęsnym mężem apodyktycznej (władczej) względem niego matki Dyzia i ojczymem rozpuszczonego dzieciaka.

 

Kwiat tuberozy

 

Pewnego razu Judym wybiera się do "szpitala", który wznosi się obok nowo wybudowanego kościoła. Wpierw jednak wchodzi do świątyni. Trwa tam właśnie msza, w czasie której doktor dostrzega siedzące w "ławkach kolatorskich" (przeznaczonych dla znakomitszych dobrodziejów parafii) trzy znajome z Paryża. Po mszy wychodzą w towarzystwie wesołego kapłana. Ksiądz zaprasza panny i doktora do siebie na śniadanie. Po posiłku na plebanię przybywa pewien młodzieniec. Od księdza Tomasz dowiaduje się, że człowiek ten przepuścił w ciągu dwóch lat majątek odziedziczony po ojcu, jest lekkoduchem i namiętnym, a nawet "zawodowym", graczem w karty. Doktor zauważa z zazdrością, że Karbowski darzy pannę Natalię odwzajemnioną miłością. Ksiądz i panna Joanna nie są zadowoleni z wizyty owego młodzieńca. Trzy panny szybko opuszczają plebanię, pozostawiając tam rozmarzonego amanta i pogrążonego w zazdrości Tomasza.

 

Przyjdź

 

Pewnego dnia, po burzy, Judym siedzi przy otwartym oknie, pogrążony w marzeniach. Jego duszę wypełnia głęboka radość i uniesienie. Oczekuje na "coś niesłychanego (...), na przyjście czyjeś...".

 

Zwierzenia

 

(Jest to obszerny fragment pamiętnika Joanny Podborskiej, który jest zbiorem wspomnień przemieszanych z refleksjami dotyczącymi życia człowieka).

 

17 października minęło właśnie sześć lat od momentu, gdy siedemnastoletnia wówczas Joasia opuściła mieszkającą w Kielcach ubogą ciotkę, swych dwóch braci Henryka i Wacława - i wyjechała do Warszawy, aby objąć u państwa Predygierów posadę guwernantki. Jej podopieczną i uczennicą została panna Wanda. Przez rok przebywała u swych pierwszych pracodawców. Miała tam przede wszystkim możliwość korzystania z bardzo zasobnej biblioteki pana Predygiera oraz uczęszczania do teatrów i na różne odczyty oraz spotkania "kilku literatów", którzy - jak się okazało - oprócz talentu przeważnie nie mogli się wykazać żadnymi innymi pozytywnymi cechami. Negatywne wrażenie wywarło na Joasi również "środowisko czujące bez afektacji" - grono zamożnych mieszkańców stolicy uważających się za "wielkich", pełnych zaś jedynie pychy i sztuczności.

 

Rozważając losy swoich braci ("Henryk, który został wyrzucony z szóstej klasy, siedzi w Zurychu, chodzi sobie na "filozofię" i ma się dobrze, a Wacek, który opuścił gimnazjum ze srebrnym medalem, świetnie pracował (...), był przez wszystkich poważany - tak bezużytecznie skończył") Podborska doszła do wniosku, "że ludzie mają jakieś ukryte podobieństwo ze zwierzętami: osobniki wyróżniające się prześladują jednomyślnie, a bez porozumienia między sobą, jakimś odruchem stadowym".

 

Czas upływał jej przede wszystkim na prowadzeniu lekcji z coraz to nowymi uczniami, wolne zaś chwile poświęcała na zgłębianie uroków światowej literatury pięknej. Wciąż też była zatroskana o losy swoich braci, od których od czasu do czasu otrzymywała jakieś wiadomości. Henryk zamiast studiować prowadził sobie "kawalerskie życie" nie stroniąc od pijatyk i bijatyk, Wacław zaś przebywał na zesłaniu. Joasia starała się jak najwięcej zarobić, aby obu braciom co pewien czas materialnie dopomóc. Stykając się z nowymi ludźmi wciąż poznawała tajniki ludzkiej natury i nabierała doświadczenia w obcowaniu z bliźnimi. W miarę upływu czasu coraz bardziej zgłębiała pokłady zła zalegające dusze większości stykających się z nią osób oraz ich pustotę. Na początku nowego roku dowiedziała się o śmierci Wacława. Wiadomość ta wstrząsnęła nią bardzo i sprawiła, iż Joasia długo nie mogła uwolnić się od głęboko przed ludźmi tajonego bólu. Czując nieprzepartą, choć bliżej nieokreśloną tęsknotę oraz pragnąc wyrwać się z ciążącego jej osamotnienia na początku czerwca wyrwała się z Warszawy i pojechała do ukochanych Kielc, a po krótkim pobycie w tym mieście wyjechała do Mękarzyc, gdzie zatrzymała się w folwarku należącym do jej wujostwa. Następnie odwiedziła stary cmentarz w Krawczyskach, gdzie znajdował się grób jej rodziców, a po kilku dniach powróciła do Kielc, zatrzymując się po drodze na krótki czas przy rodzinnym dworku w Głogach, zamieszkałym w tym czasie przez jakąś żydowską rodzinę. Widok domu, w którym spędziła dzieciństwo, wzruszył ją do łez.

 

 

 

Tom II

 

Poczciwe prowincjonalne idee

 

W czasie sezonu Judym ma pełne ręce roboty: do południa zajmuje się licznie korzystającymi z usług zakładu kuracjuszami oraz pracuje w swoim szpitalu, po południu zaś zaangażowany jest bardziej w życie towarzyskie. W szpitalu musi właściwie na nowo skompletować wyposażenie i wkłada wiele pracy w doprowadzenie go do należytego stanu. Po niedługim czasie uzyskuje tu też właściwie całkowitą niezależność w działaniu. Jego wysiłki są w pełni potajemnie popierane i wspierane finansowo przez Leszczykowskiego. W szpitalu znajdują opiekę i pomoc biedni mieszkańcy okolicznych wsi. Wśród nich doktor odkrywa liczne przypadki malarii, której źródłem są - jak to wynika z obserwacji - stawy urządzone i zagospodarowane przez Krzywosąda. Judym dzieli się tym spostrzeżeniem z rządcą, a później z dyrektorem, jednak pierwszy z nich nie odpowiada właściwie na zarzuty, Węglichowski zaś doradza doktorowi, aby zachował w tej sprawie milczenie.

 

We wrześniu, gdy izby szpitalne pełne były głównie chorych na malarię dzieci, Judym zostaje zaproszony do pani Niewadzkiej, która postanowiła z okazji zbliżających się urodzin Joasi zrobić przyjaciółce niespodziankę i - co było gorącym pragnieniem guwernantki - oddać pod jej opiekę przynajmniej część chorych dzieci, umieszczonych w specjalnie do tego celu wyremontowanym i przygotowanym pomieszczeniu. Doktor nie sprzeciwia się, choć nie jest zbyt zachwycony tym pomysłem, mimo że chciałby rozładować nieco zatłoczone sale szpitalne.

 

Starcy

 

Po zakończeniu sezonu co dzień prawie u państwa Węglichowskich gromadzi się stała grupa osób. Należą do niej: Listwa, Krzywosąd, plenipotent Worszewicz (rząd ca dworski), ksiądz, Judym oraz kilku kuracjuszy. Węglichowscy wraz z trzema pierwszymi osobami z tej listy tworzą ściśle zamknięty krąg przyjaciół, w którym zarówno proboszcz, jak i doktor Tomasz mają prawo przebywać i są traktowani grzecznie, ale nie są w stanie wejść w "ścisłe pobratymstwo" z jego członkami. Judym widząc, że tylko w taki sposób będzie mógł w Cisach dokonać czegoś dla dobra kuracjuszy i okolicznej ludności, przez różnorakie prace, w których coraz więcej wyręcza administratora, wkrada się w jego łaski, a zarazem próbuje uzyskać wpływ na bieg ważniejszych dla zakładu spraw. Grono konserwatystów, jakkolwiek odnosi się do jego zapału i entuzjazmu życzliwie, ani na chwilę nie dopuszcza go do głosu w sprawach poważniejszych, czy też toczących się ustalonym tradycyjnie torem. Jedynym sprzymierzeńcem doktora w jego wysiłkach jest Leszczykowski, który w obszernych relacjach młodego lekarza dostrzega, między innymi, podobny do własnego idealizm i praktyczne spełnienie własnych marzeń. Dlatego nie szczędzi funduszy na inwestycje podejmowane przez doktora. Kością w gardle stoją Tomaszowi stawy, których osuszenie faktycznie jest pierwszym warunkiem uzdrowienia miejscowego malarycznego klimatu.

 

W lutym - tradycyjnie już - przybywa do Cisów komisja złożona z trzech udziałowców spółki, mająca skontrolować stan zakładu i jego prowadzenie. Jest to właściwie tylko formalność. Doktor jednak podnosi w obecności komisji sprawę osuszenia stawów, ale w wyniku zastosowania przez dyrektora zręcznych wybiegów nie zyskuje zbytniego zainteresowania dla swoich pomysłów, po wyjeździe komisji zaś czterej "starcy" zaczynają zwalczać młodego idealistę, którego nienawidzą.

 

"Ta łza, co z oczu twoich spływa..."

 

Pewnego dnia Wiktor, któremu otrzymane od brata kilkaset rubli umożliwiły wyjazd za granicę, nie zważając na perswazje rodziny i jej lamentacje, wyrusza dorożką do stacji kolei żelaznej, znajdującej się poza Warszawą. W jakiejś miejscowości zatrzymuje się na krótki postój, a następnie pieszo udaje się do stacji, odprowadzany przez rozżaloną i niepewną przyszłości małżonkę oraz dwoje swych dzieci.

 

O świcie

 

Pewnego kwietniowego poranka doktor wybiera się na "rewizję swoich zdechlaków we wsiach okolicznych". W lesie spotyka powracającą bryczką z Woli Zameckiej Joasię. Dowiaduje się od niej, iż panna Natalia uciekła potajemnie z Karbowskim i wzięła z nim w Woli ślub, po czym oboje udali się za granicę. Joasia jako nauczycielka i prawie powiernica uciekinierki obciąża się winą za ten incydent, który był niezmiernie bolesny przede wszystkim dla pani Niewadzkiej. Po krótkiej rozmowie odjeżdża w stronę dworu, Judym zaś powoli zmierza w kierunku jednej ze wsi. Jego duszę wypełnia cała gama uczuć oraz pewność, że młoda guwernantka jest osobą niezmiernie mu bliską i jakby w sam raz stworzoną, aby zostać jego małżonką.

 

W drodze

 

Na początku czerwca Judymowa otrzymuje list od męża ze Szwajcarii i wyjeżdża z dziećmi za granicę. W Wiedniu nie rozumiejącą ani słowa po niemiecku niewiastą zajmuje się przyjaciel Wiktora, Kincel. Wysyła ją dalej. Kobieta jednak przesypia stację Amstetten, gdzie miała się przesiąść do innego pociągu i dojeżdża do jakiejś innej stacji. Jest wystraszona i bezradna, ale na szczęście spotyka przypadkiem Natalię Karbowską z mężem. Dama słysząc, że zagubiona kobieta jest krewną doktora Judyma wysyła Judymową i jej dzieci do ich miejsca przeznaczenia - szwajcarskiego Winterturu. Uboga niewiasta spotyka tu wreszcie małżonka. W jego mieszkaniu układa się na spoczynek, zaś nie pilnowane dzieci niszczą w tym czasie winny krzew należący do właściciela kamienicy. Poszkodowany wymawia mieszkanie Wiktorowi, ten zaś decyduje się na wyjazd do Ameryki, gdzie będzie miał jeszcze lepsze zarobki i będzie też mieć może więcej swobody, niż w tym kraju, gdzie "o godzinie dziesiątej wieczorem już nie wolno we własnym mieszkaniu tupnąć obcasem w podłogę, bo się cały dom zleci".

 

O zmierzchu

 

Po pamiętnym spotkaniu z Joasią, doktor nie potrafi już przestać o niej myśleć, myśli o dziewczynie rozświetlają wciąż jego duszę i "dodają mu skrzydeł" w codziennej pracy. "Pewnego dnia w drugiej połowie czerwca" doktor podąża leśnymi i polnymi ścieżkami do jednej z wiosek. W pewnym momencie spotyka swą ukochaną, która po raz pierwszy sama przyszła w to miejsce, aby się z nim spotkać. Dalszą drogę odbywają razem, jednak przed wsią panna zatrzymuje się obiecując zaczekać w tym miejscu na doktora. Tomasz biegnie jak uskrzydlony do swych pacjentów, jednak tego dnia jest ich tylu, iż przebywa on w wiosce do zmierzchu. Powracając spostrzega z radością, iż Joasia wciąż na niego czeka. W drodze powrotnej prosi ją o rękę, a oświadczyny nie zostają odrzucone.

 

Szewska pasja

 

Wcześniejszy niż zwykle napływ kuracjuszy uniemożliwił tego roku oczyszczenie stawu z zalegającego go szlamu, dlatego też Krzywosąd wpadł na "świetny" pomysł zrzucania do rzeki owego szlamu specjalnie przygotowanym korytem. Pewnego razu Judym wybiera się na spacer wzdłuż rzeki, aby sprawdzić, w jakim stopniu to działanie prowadzi do zanieczyszczenia wody, z której korzystają przecież mieszkańcy okolicznych wsi. Widok brudnej, wręcz błotnistej wody powoduje, iż Judym, spotkanym nad brzegiem stawu, dyrektorowi oraz administratorowi prosto w oczy "rąbie" całą prawdę o ich postępowaniu i bez skrępowania krytykuje ich działalność i zakłamanie. Wywołuje to u obu "starców" wielkie oburzenie. Krzywosąd traci panowanie nad sobą w momencie, gdy doprowadzony do "szewskiej pasji" młody lekarz nazywa go "starym osłem". Wówczas rzuca się na Tomasza, ten jednak jest szybszy: popycha administratora, który wpada do zalegającego dno cuchnącego błota. Judym odchodzi przepełniony wściekłością, nie zważając już ani na osobę dyrektora, ani na jego tonącego w błocie pupila, wyciąganego przez robotników.

 

Gdzie oczy poniosą

 

Tego wieczoru Judym dostaje wymówienie. Zdawał sobie sprawę z tego, iż ten incydent musiał się tak zakończyć, jednak nie potrafi przyjąć wymówienia ze spokojem: Największy ból sprawia mu konieczność nagłego rozstania z Joasią, która jest już prawie jego żoną. Całą noc trawi na najrozmaitszych rozmyślaniach.

 

Następnego dnia wyjeżdża z zamiarem dotarcia do Warszawy. Jednak w poczekalni jednej z większych stacji spotyka starego znajomego, inżyniera Korzeckiego, który proponuje mu podróż do Zagłębia Dąbrowskiego. Inżynier kupuje nawet Judymowi bilet do Sosnowca i obaj jadą na Śląsk. W Sosnowcu przesiadają się do dorożki i jadą do mieszkania inżyniera, zatrzymując się na chwilę w kopalni "Sykstus". Tomasz wciąż jest przygnębiony, a jego świadomość jest przyćmiona cierpieniem i różnymi wspomnieniami. Już w domu inżyniera gospodarz proponuje doktorowi objęcie posady przy kopalni "Sykstus". W czasie rozmowy zwierza się Judymowi ze swoich przeżyć oraz prowadzonej przez siebie "walki ze śmiercią" i strachem przed śmiercią. Pragnie "znać życie i śmierć tak bliska, aby mógł obojętnie spoglądać na jedno i drugie".

 

Glikauf I

 

(Niem.: Gluck auf - życzenie szczęścia i powodzenia w pracy, odpowiednik polskiego: "Szczęść Boże")

 

Następnego rana doktor udaje się do kopalni i w towarzystwie inżyniera zwiedza ją dość dokładnie, przyglądając się ciężkiej i niebezpiecznej pracy górników. Pielgrzym Pewnego dnia Korzecki zabiera Judyma do inżyniera Kalinowicza - człowieka niezwykle bogatego i wpływowego. W urządzonym z dużym przepychem domu gospodarz i jego dwaj goście długo dyskutują na różne tematy. Do dyskusji włącza się też po pewnym czasie córka bogacza, Helena, oraz jej brat. Rozmowa obraca się wokół takich tematów, jak wolność człowieka i jego swoboda w dokonywaniu wyboru między dobrem a złem. Judym dowiaduje się, że młody Kalinowicz skończył właśnie politechnikę w Charlottenburgu pod Berlinem i pała niechęcią do Zagłębia. Zebrani rozmawiają też na temat warunków, jakie panują w hutach, kopalniach i innych zakładach przemysłowych. W pewnym momencie Korzecki zostaje wywołany do posłańca, który przybył do niego z jakąś przesyłką. Niewiele później, nocą, obaj z Judymem żegnają miłych gospodarzy i powracają dorożką do domu nadkładając drogi, aby odwieźć do krawca - jak twierdzi Korzecki - paczkę z materiałem na ubranie.

 

Asperges me...

 

Pewnego dnia Judym zastaje w mieszkaniu, które dzieli z nim Korzecki, młodego gimnazjalistę. Okazuje się, że chłopak przyjechał prosić doktora o przybycie do dworku Daszkowskich - ubogiej rodziny szlacheckiej, przyjaciół inżyniera. Tomasz jedzie z młodym Daszkowskim do Zabrzezia i tu, w podupadłym dworku, odnajduje wyniszczoną chorobą kobietę. Doktor szybko stwierdza, że to ostatnie stadium suchot i z tego powodu nie jest w stanie chorej dopomóc. Nie mówi jednak całej prawdy kobiecie, starając się ją pocieszyć, a wkrótce potem odjeżdża. Wizyta ta wywarła na nim wstrząsające wrażenie.

 

Dajmonion

 

(Dajmonion [gr.] - według Sokratesa, filozofa greckiego, głos wewnętrzny pochodzenia boskiego, powstrzymujący człowieka przed niewłaściwymi czynami).

 

Tomasz otrzymał posadę fabrycznego lekarza i zamieszkał w pobliżu kopalni. Od czasu do czasu spotykał się z Korzeckim i długo z nim rozmawiał. Pewnego sierpniowego popołudnia Judym otrzymuje krótki, skreślony ręką inżyniera, dziwny list. Sądząc, iż jest to po prostu dziwaczne w formie zaproszenie, doktor wyrusza powozem do domu przyjaciela. W drodze jednak dostrzega szybko zmierzający w swoją stronę inny powóz. Okazuje się, że woźnica pędzi właśnie po niego. Niezwłocznie przesiada się i bardzo szybko dociera do mieszkania Korzeckiego. Zastaje tu ciało przyjaciela z roztrzaskaną głową. Korzecki popełnił samobójstwo.

 

Rozdarta sosna

 

Na początku września Judym otrzymał od Joasi kartkę z zawiadomieniem o jej przyjeździe. Następnego dnia udaje się na stację i spotyka z ukochaną. Oprowadza ją po hucie. Później wychodzą razem za miasto. Tu Joasia zwierza się ze swego pragnienia pozostania z Tomaszem do końca życia i wspomagania go w jego pracy dla dobra ubogich robotników. Judym nawiązując do strasznego obrazu mijanych uprzednio wynędzniałych i pozbawionych prawie życia postaci robotników z huty cynku i ich rodzin odrzuca tę propozycję: "Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę się wyrzec szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał!". Joasia pogrążona w głębokim smutku żegna Judyma i odchodzi. Tomasz pozostaje sam na sam ze swym cierpieniem spowodowanym nie spełnioną miłością oraz nieubłaganym przeznaczeniem, które oddzieliło go od ukochanej kobiety. Długo błądzi po bezdrożach, aż w końcu rzuca się na ziemię u stóp rozdartej na dwoje, przez osunięcie gruntu, sosny.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin