Wladyslaw Broniewski.doc

(89 KB) Pobierz
Władysław Broniewski (ur

Władysław Broniewski, wybór poezji

Wraz z S. R. Standem i W. Wandurskim opublikował Trzy salwy - pierwszy polski manifest poetów proletariackich. Jego poezja była silnie związana z jego własną biografią i przeżyciami, a także doświadczeniami narodu polskiego i działaczy ruchu robotniczego, o wyraźnych akcentach rewolucyjnych i patriotycznych.

o        Wiatraki (1925)

o        Dymy nad miastem (1927)

o        Troska i pieśń (1932)

o        Krzyk ostateczny (1939)

o        Bagnet na broń (1943)

o        Drzewo rozpaczające (1945)

o        Wiersze warszawskie

o        Nadzieja (1951)

o        Anka (1956)

o        Nowe wiersze

Wiersze podzielone wg tomików.

 

„Wiatraki” 1925

 

Młodość

Podmiot lir. opisuje błotnistą drogę żołnierzy, płonące chałupy, miasta, czasy gdy „coraz czarniej było w lasach na Wołyniu”. Zwraca się do zastrzelonego „pana pułkownika”: mówi, że zetrze mu krew z ust, że źle leżeć na ziemi wśród „końskiego ścierwa” i że podzielą się papierosem i skradzioną konserwą...”nie chcesz stary?” Nadal zwracając się do pułkownika, mówi, że nie wie, gdzie jest zakopany, że już jego kompanii całej nie ma. Wymienia z nazwiska towarzyszy rozszarpanych granatem, szrapnerem, kulami; wspomina umierania kolegi, jego „skamlania”, prośby o wodę. Dalej wykrzyknienie: „niech mnie to niebo zdławi i zniszczy, ja się nie ugnę przed nim”, wzywa „czarną artylerię”, by wystrzeliła w niego okropnym słońcem, by rozcięła go trajektoria tęczy , by pochłonęły go groby oceanów – jego i jego pęknięte serce – siedemnastoletnie.

 

Soldat inconnu [z fr. Żołnierz nieznany]

W formie wyznania (1osob.): „Byłem zwyczajnym żołnierzem...”, nazwisko nie jest ważne. Leżę teraz trupem przygnieciony paryską ulicą, przykryty sztandarami, by nie było widać śladu po kuli, rozdeptany przez maszerujące bataliony, krzyczące „zwycięstwo”. Podmiot woła ich, krzyczy, że nikt nie zwyciężył, woła by stanęli, zdjęli mu z piersi ciężar: Łuk Triumfalny i Francję, bo „ona krwi, ona męki pragnie. Przeciw niej stanę z karabinem, w serce jej wepchnę bagnet!”. Woła, by podeptali to zimne serce, rozrzucili kości; a on zaprowadzi ich do innej Francji – do ojczyzny zwycięskiej miłości!

 

Robotnicy

„Dzień nam roboczy nastał.

Młot niesiemy, kilof i łom.

Idziemy budować miasta

Stupiętrowy za domem dom”

Wiersz w tonie jak powyżej: rozpalamy węgiel Zagłębia, budujemy żelazne grody, zaprzęgamy geniusz narodów, rozwijamy skrzydła w pochodzie, przerzynamy chmury nad Łodzią „czerwonymi nożami łun”. Dalsze dwie strofy pełne wykrzyknień: „Mosty na zachód i wschód! I dalej! I dalej! I dalej! W horyzonty. Młotami. Brak tchu! Kujemy. My – milion kowali!”

 

Pochód

Przedstawienie pochodu: nadchodzenie tłumu, jego „w niebo urastanie”, rozkwitanie nieba, ucieczki tramwajów, okrzyki, dygocące serca, chorągwie, dymy fabryk – „wiatry ulic”. Potem opis robi się „groźniejszy”: w czaszkach rosną kopuły bazylik, piersi jak ryczące baterie, „pieśni w krew owinięte jak w sztandar”. I dalej, wszystko się potęguje, że bledną oczy błękitu, oślepłe czerwienią, przerażone.  

 

Cienie

Nocni przechodnie, cisi, zamyśleni, czarni
chwieją wysmukłe cienie w refleksach latarni
   Cienie pełzną, nie mogą odczepić się od nich,
   przełażą przez sztachety, padają na chodnik.
Małe, śmieszne, po twarzach deptane obcasem,
wielkie, straszne, na szczudłach sążniaste dryblasy.
   Podnoszą kapelusze na zjeżonych włosach,
   lękają się zapałki, blasku papierosa.
Nad brzegiem czarna rampa zgina sie i łamie.
Szalone!- skaczą w wodę do góry nogami.
   Znikły!... Przemija rzeka... Powiewy... milczenie...
   Nocni przechodnie bledną...- jak cienie, jak cienie.

 

Koncert

Porównanie miasta, cywilizacji do koncertu, gdy dyrygent z filharmonii krzyknął miastu: „Grać orkiestra”, ulice stają się jak flety, komin to klarnet, wieże i dachy -trąby, domy –bębny, w które walą gwiazdy, jak smyczek -tramwaj. Gdy dyrygent chciał przerwać już za długi koncert „zabrzęczał złoty cymbał - słońce” i wtedy w zachwycie „na telegrafu pięciolinii układał [dyrygent] nowe kompozycje”.

 
 
„Dymy nad miastem” 1927

 

Na śmierć rewolucjonisty

Trzeba będzie niedługo odejść z celi. Za chwile przyjdą żandarmi, trzeba umieć spokojnie pójść pod mur cytadeli. Nie będzie jednak ciężko umierać mimo 20 lat, serce nie jest złamane klęską, bo „żyć warto i umierać warto”. Trzeba śmiało nieść głowę, umieć pięknie umierać, patrzeć w lufy.

 

Pionierom

 

Jeśli serce w piersi za ciężkie,
pierś rozetnij i serce rwij!
Wyściel drogę wiośnie zwycięskiej
mostem ramion, purpurą krwi.

Jeśli z piersi krew nie wytryśnie,
starczy okrzyk rozgrzanych luf.
Wytęż oczy! Zęby zaciśnij!
Stawaj w szereg! Nie trzeba słów.

Cóż, że depczą? Cóż, że są siłą?
Cóż, że miażdżą kolbami twarz?
W mur głowami! Serca przez wyłom!
W dni Bastylię zwycięski marsz.

W pierś niech biją młotem - nie pęknie.
Zatnij usta, choć w ustach krew...
Jeszcze będzie jaśniej i piękniej,
będzie radość i będzie śpiew.

 

Do towarzyszy broni

Zwrot do tychże ‘towarzyszy’, którzy umieją wygrywać na frontach i zdobywać Belweder, krwią spłacają wolność. Dziś znów na ulicach krew, a do was wołają deptani i bici. Kończy wykrzyknieniami: „Bagnetami w te mury śmiało! Bramy więzienne na oścież!”

 

Nike

Wiersz podzielony na 3 części:  I. Zwrot do Nike, która „szumiała greckim żeglarzom” i która potem niosła ich martwych, ale ginących nie na darmo. II. Zwrot do Nike, która przelatuje nad Europą, ale wiatr jej skrzydeł nas nie porywa, ale gdzieś za 1000 klęską będzie zwycięstwo i inna Grecja. III.Słychać jęki rannych, samoloty, karabiny znów wzniesione, krew przez Chiny płynie. Podmiot wzywa Europę: Jak Makbet drżysz i krew obmywasz. Kominy Zagłebia, Baku, Manchesteru porównuje do grożących rąk. . Wiersz kończy się stwierdzeniem, że nad Paryżem i Warszawą leci znów Nike – żądna nowych zwycięstw.

 

Szpicel

W 7u strofach odmiot opsuje szpicla, którego dojrzeć można przez okno: czatuje jak zmora, a potem przyjdzie z policją, wszystko widzi, choć patrzy spode łba, wskazuje swych towarzyszy, a potem. Dostaje pieniądze i order, wieczorem będzie pił wódkę, śpiewał, bawił się przednio. Ciągle podsłuchuje, nawet „poecie w nocy skradnie wiersz nie napisany”. Po tym następuje zwrotka ostatnia: „Spójrzcie w okno: idzie pochmurny październik, jak szpicel w szarym palcie..”.

 

„Troska i pieśń” 1932

 

Elegia o smerci Ldwika Waryńskgo [socjalista, założyciel partii proltariat, Ludwik Waryński został aresztowny przez policję carską 1883 roku. Więziono go w X pawilonie warszawskiej Cytadeli. W oczekiwaniu na rozprawę spędził tam 2 lata. W 1885 Waryński został skazany na 16 lat katorgi. Wysłano go do twierdzy szlisselburskiej, gdzie wkrótce zachorował na gruźlicę. Zmarł pokonany przez tę chorobe w 1889 roku, w wieku 33 lat.]

Wiersz skierowany do Waryńskiego: opis choroby LW;  samotności w wiezieniu, szkorbutu, chorych płuc. Ciężko oddychać, ciężko umierać. Już w 3 osobie – o LW, który słyszy zza krat śpiew towarzyszy, powtarza, że musi do kraju..., do mas, robotników, partii. Majaczy i kona, umiera 7 lat. Ostatnia strofa:

„Raz jeszcze się dźwignął na boku:

-ja muszę ..tam na mnie czekają... –

i upadł w ostatnim krwotoku,

i skonał. I wrócił do kraju.”

 

Lekka atletyka

Skierowany do zwycięzców, młodych i zdrowych  którzy wysłani zostaną do walki i zabijania, „zbogacania przemysłu wojennego”. Trzeba będzie wielu lat, krzywd, by wreszcie obrócili bagnety w drugą stronę – przeciw rządom. Zwraca się do nich: posłuchajcie głosu poety, byście ujrzeli prawdę, jeszcze przed startem do skoku.

 

Do towarzysza-więźnia

Jak tytuł głosi – podmiot zwraca się do towarzysza - więźnia w pokrzepiających słowach +/- tej treści: za zamkniętymi drzwiami miną najlepsze lata, trzeba to wytrzymać. Ale za oknem słychać już rewolucję. Musisz trwać, bo z tobą kraj, masy, partia, a kapitalizm musi dojść do przepaści dziejów. Przyjdzie krwawa wiosna i sami otworzymy drzwi więzień.

 

Bezrobotny piosenka więzienna

 

 

 

Bracie , z nami wal obuchem,
jest robota nad łańcuchem,
na ten łańcuch czeka kat.
Wyjdzie z ognia hartowany,
zrobią z niego twe kajdany,
będziesz nieść je wiele lat.

Co mam robić, dokąd iść?
Chyba z głodu kamień gryźć.
Takie moje przeznaczenie:
bezrobocie, głód, więzienie.
Bracia, dokąd iść?

Towarzyszu, jest robota
i dla kielni , i dla młota,
tylko z nami śmiało stój.
Gdy nadejdzie dzień zapłaty,
będziesz młotem walił w kraty,
będziesz szedł w śmiertelny bój.

 

Nie mam za co jeść i pić,
trzeba robić , aby żyć,
jak robota się nadarzy,
to przystanę do murarzy,
aby jeść i pić.

Bracie, bierz do ręki kielnię,
napracujesz się rzetelnie,
dadzą ci tu jeść i pić.
Staną ściany i sklepienie,
stanie wielki gmach-więzienie,
w tym więzieniu będziesz gnić.

Nie chcę ryglów, nie chcę krat,
pójdę sobie od was w świat,
wezmę z sobą młot ze stali
i przystanę do kowali,
nie chcę ryglów, krat.

 

 

„Krzyk ostateczny” 1938

 

Krzyk ostateczny

Wiersz apokaliptyczny, zaczynający się od słów: „Dzień głodu, ognia, powietrza i wojny z dziejowej rodzi się nocy”. W tonie przepowiedni poety, który jest jak dawny prorok: widzi głód i pożogę, piekła, płonące miasta; słyszy nowe potopy, patrzy na spełniająca się Apkalipsę. A gdy wszystko to i jego dopadnie wtedy ostatecznym jego krzykiem bedzie: Wolność.

 

Do przyjaciół-poetów

Mało nas, a odnajdujemy się w tłumie, złączeni – „podpalacze serc, dynamitardzi sumień, recydywiści marzenia, gniewu, entuzjazmu”. Przyjdzie dzień, gdy będziemy podpalać, nasze słowa staną jak wojsko. Dzis już je trzeba uzbroić.

 

Miasto rodzinne

Nie minęło pół życia a podmiot pogrążony jest zewsząd w rozpaczy. Zwraca się do „was” (nas) – nie znamy jego wspomnień, widoków, jego miasta, do którego nie wróci wyruszywszy raz na wojnę, a gdzie nauczył się słów, którymi umie kochać, cierpieć i bić się. Ostatnia strofa to podziękowanie dla dobrych „ludzi z dziecięcych wspomnień”.

 

Brzoza

Nad woda stała brzoza, spojrzawszy w wodę chciała uciekać, ale nie mogła i tylko zapłakała, nie wiedząc po czym. Tu podmiot w pierwszej osobie opisuje jak podszedł do niej, wbił w jej „brzozową skórę” ostrze i pił jej „krew”. I zmorzył go sen – o tym co stracił, za czym tęsknił, i wtedy brzoza zaszumiała najpiękniej, a on obudził się z nożem, świadomy co zrobił. Kończy słowami: „w niebie mogło być jeszcze błękitniej, ale nie mogło być piękniej.”

 

Ulica Miła

Ulica Miła wcale nie jest miła.
Ulicą Miłą nie chodź, moja mila.

Cuchną podwórka, w domu hałas, wilgoć, błoto, gruźlica. I na Miłej jest zakład pogrzebowy, ulica pędzi pogotowie, pod 13ym powiesił się fryzjer. Strasznie się tamtędy włóczyć. Nocą – rozpacz, największa pod nr 13; w suterenie pogrzeb, na parterze płacze wdowa po fryzjerze, na 1 piętrze komornik, na 2. tajniacy, na 4 – bezrobotni, na poddaszu dziewczyna zabiła 2dniowe dziecko. Na Miłej nie ma młodych drzewek, ludzie nie wiedzą o wiośnie. Zwrot do miłej: podmiot mówi, ze tamtędy nie chodzi, choćby się spieszył do niej, choćby było po drodze, bo „ kto wie, czy się tam $nie powieszę”.

 

Coś o alkoholu...

Bar „Pod zdechłym Psem”

„Zanim się serce rozełka” z niewiadomych powodów, podmiot stwierdza, że warto się napić. Kompanem mu wiatr listopadowy, którego sobie uroczo uosabia i do którego się zwraca per np. „siewco zgryzot wieczornych” . Trzeci kompan, który się pojawił to bies. Wszyscy pijani – i listopad i bies i podmiot ze ściśniętym od łez gardłem, a cała sala na fazie. Zwraca się do diabła, by wziął jego duszę, tylko dał mu raz jeszcze przeżyć jego 40 lat z taką samą miłością, życiem, walką. Diabeł gardzi życiem poety, nie potrzebuje jego duszy, życie porównuje do jednego haustu [wódki]. Zniknęli czort i listopad , a podmiot padł na podłogę. Słyszał wokół głosy, że się upił. On sam wzywał taksówki na Drogę Mleczną, bo : „Ja mam już dość”. Tak kończy wiersz.

 

Poeta i trzeźwi

„Bije czarna godzina / czarny wiersz się poczyna”. Kieruje swe słowa do „trzeźwych” – prosi o szklankę poezji – szklankę wina. Trzeźwi godzą się, ciekawi, czy będzie musiał zażądać kredytu rano za alkohol. 1 szklanka – podmiot śpiewa wesoło, ale nikt się nie dołącza, tylko łypią ponuro. 2 szklanka – z okrzykiem : za zdrowie potomnych, o których chce zapomnieć. Obstąpiono go, a on trzecią wypija i „stół rusza z kopyta”; gwiazdy milczą.

„I ocknąłem się rano

twarz miałem krwią zalaną,

trzeźwi nad mną stali,

bili mnie i pytali:

co za wino dostaną?”

Odrzekł im, że w jednej piersi mieści się świat i „gdy się miłość poczyna tej mi trzeba, nie wina, i bez niej nie ma wierszy”.

 

„Bagnet na broń” 1943

Żołnierz polski


Ze spuszczoną głową, powoli
Idzie żołnierz z niemieckiej niewoli.
Dudnią drogi, ciągną obce wojska,
A nad niemi złota jesień polska.
Usiadł żołnierz pod brzozą, u drogi,
opatruje obolałe nogi.

Jego pułk rozbili pod Rawą,
a on bił się, a on bił się krwawo,
szedł z bagnetem na czołgi żelazne,
ale przeszły, zdeptały na miazgę.
Pod Warszawą dał ostatni wystrzał,
Potem szedł. Przez ruiny. Przez zgliszcza.
Jego dom podpalili Niemcy!

A on nie ma broni, on się nie mści...
Hej ty brzozo, hej ty brzozo-płaczko,
smutno szumisz nad jego tułaczką,
Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
zasłuchany w tę skargę brzozową.

 

Bagnet na broń
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz - Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą -
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!

Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
obca dłoń ich też nie przekreśli,
ale krwi nie odmówi nikt:
wysączymy ją z piersi i z pieśni.
Cóż, że nieraz smakował gorzko
na tej ziemi więzienny chleb?
Za tę dłoń podniesioną nad Polską-
kula w łeb!

Ogniomistrzu i serc, i słów,
poeto, nie w pieśni troska.
Dzisiaj wiersz-to strzelecki rów,
okrzyk i rozkaz:
Bagnet na broń!

Bagnet na broń!
A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą.

 

List z więzienia

Skierowany do córeczki. Podmiot stara się w sposób jak najmniej przerażający, a przy tym szczery opisać więzienie dziecku. Pisze zatem, ze jest ponuro, a od dworca słychać świst, że w kratowanym oknie wróbelki wydziobują ziarenka. Że to nic, że ciężko, bo on – podmiot – jest dzielny, a czas tu płynie szybko. Życzy jej zdrowia, szczęścia, pisze, żeby była miła. Jemu musi starczyć sił.

 

Persja

Cyprysy, gaje oliwne, potok wśród gór, kraj spokojny. Obce armie przejdą tędy, zaleją krwią, ale dziś za wcześnie na łzy – „Piękna jesteś , o Persjo, jak ziemia polska przed Wrześniem”.

 

A kiedy będę umierać....

(zwrot do drugiej osoby)... ty nie bądź przy tym i nie radź, sam potrafię. Chcę mieć oczy otwarte, a w ręku broń, wiatry niech przywieją brzęczenie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin