Polska nie ma żadnej boskiej misji.doc

(48 KB) Pobierz

Polska nie ma żadnej boskiej misji

O ideach zmarłego sto lat temu Stanisława Brzozowskiego mówi prof. Andrzej Mencwel

2011-04-30, ostatnia aktualizacja 2011-04-28 20:33


http://bi.gazeta.pl/im/3/5457/m5457453.gif 

Wawel, kresowe stanice, romantyczny mesjanizm - cały ten zasób historyczno-kulturowy się skończył, spróchniał. To nie znaczy, że był w przeszłości bezwartościowy, nie wzmocni nas jednak na przyszłość

Adam Leszczyński: Dlaczego polski inteligent przez dziesięciolecia zaczytywał się w pismach Stanisława Brzozowskiego?

prof. Andrzej Mencwel*: Brzozowski był pierwszym pisarzem i myślicielem, który zrozumiał, że są różne, dawne i nowe modele polskości i czym jest konflikt pomiędzy nimi. Jaki też jest ciężar modeli dawnych i jak tworzy się nowe. Po drugie: doświadczył dwóch kryzysów wiary - najpierw w religię, potem w wiedzę naukową. Przekroczył walkę "światopoglądu naukowego" ze " światopoglądem religijnym", w którą wpychano nas jeszcze parokrotnie w wieku XX. Cała jego myśl była ześrodkowana na tym, jak myśleć niezależnie.

Te dwa problemy przerabiamy do dziś.

Szczęśliwie Sejm postanowił uczcić pamięć Brzozowskiego, co jest o tyle ważne, że i jego życie, i pamięć zostały zamęczone fałszywym oskarżeniem o współpracę z ochraną, carską policją polityczną.

Na pewno było fałszywe?

Minęło ponad sto lat od jego postawienia i nikt nie przedstawił niezbitych dowodów. To wystarcza jako weryfikacja!

Oskarżenie opierało się na tzw. liście Bakaja. To był przekręcony agent ochrany, który tę listę sporządził na kolanie, podczas ucieczki, i przekazał ją przedstawicielom różnych partii. Dotarła najpierw do SDKPiL [Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, radykalna lewica], która miała na pieńku z Brzozowskim, bo był bardzo ostrym polemistą podczas rewolucji 1905 roku. Potem dotarła także do endecji, która się już wcześniej do Brzozowskiego dobierała. To postawiło w trudnej sytuacji socjalistów z PPS i PPSD (Polska Partia Socjal-Demokratyczna) Ignacego Daszyńskiego i uruchomiło mechanizm oskarżenia

Wyrokować miał tzw. sąd obywatelski, który tak naprawdę nie był obywatelski, tylko międzypartyjny. Ale od wyroku uniewinniającego się uchylił, gdyż nie mógł zdezawuować partii zaangażowanych w oskarżenie - które same były sądem!

Problem Brzozowskiego polegał na tym - jak to trafnie napisał Miłosz w "Człowieku wśród skorpionów" - że był jednoosobową armią prowadzącą wojnę na wszystkich frontach naraz. Gdy nadarzyła się okazja - te fronty zwarły się wokół niego. I skróciły mu życie.

Był śmiertelnie chory w ostatnim okresie życia, miał gruźlicę płuc i gruźlicę kości. Zmarł, mając 33 lata.

Czy Brzozowski - gdyby żył - zostałby dogmatycznym marksistą? Socrealistą? Był przecież emocjonalnie i ideowo związany z lewicą.

Moim zdaniem - nie. Już w latach 1907-1910 jako pierwszy w świecie dokonał takiej krytycznej reinterpretacji marksizmu, która wykluczała jego skostnienie w sztywną, naukową doktrynę. Gdyby czytano jego rozprawę "Anty-Engels", wszystkie XX-wieczne rewizjonizmy wyrastałyby z niej - bo zostały tam zapowiedziane. Musiałby dokonać intelektualnego harakiri, żeby zostać stalinistą.

Staliniści to wiedzieli i dlatego go likwidowali.

Prawda: bezlitośnie kpił z dogmatycznych rewolucjonistów i pisał, że "Pośród socjaldemokratów wszelkich odcieni tępość umysłowa czyni przerażające postępy". W jego powieści "Płomienie" występuje niejaki Goldenberg, który uważa, że wszystko jest polityczne i klasowe - nawet "zasada zachowania energii może być podstępem reakcjonistów, gdyż jedynie postępową jest zasada pokonania energii przez wolę".

Kim w takim razie był Brzozowski? Krzysztof Pomian pisał o nim: "Jak to jest możliwe, że w tym samym zespole tekstów jedni odnajdywali najwspanialszego polskiego filozofa socjalistycznego, a inni - z entuzjazmem albo ze zgrozą - nazistę avant la lettre?".

Nie ma wielkich myślicieli, którzy nie mają wieloznacznych recepcji.

Brzozowski był - i jest - natchnieniem lewicy. Tytuł powieści "Płomienie" - która nie jest najlepsza, ale odegrała ważną rolę - pojawia się cały czas wśród młodych socjalistów. Tak nazywała się grupa Oskara Langego w latach 30., w latach 40., podczas okupacji grupa Strzeleckiego i Lipińskiego. Teraz "Krytyka Polityczna" wydała "Płomienie" i inne pisma Brzozowskiego.

Mógł być inspiratorem młodych socjalistów, bo uchwycił niebezpieczeństwo doktrynalnej i ortodoksyjnej myśli. Dokładnie pokazał, w jaki sposób postawy etyczne - bo wymóg sprawiedliwości społecznej jest w gruncie rzeczy postawą etyczną - zostają przebrane w kostium pseudonauki o koniecznościach historycznych.

Brzozowski na pytanie o to, kto w narodzie jest najważniejszy, odpowiadał: klasa robotnicza.

Był rozbitkiem szlacheckim, jak większość polskich inteligentów tamtego czasu w zaborze rosyjskim. Osobiście i drastycznie doświadczył tego, że świat szlachecko-ziemiański to próchno. Jego rodzina uległa skrajnej deklasacji, żyła w nędzy na bruku wielkiego miasta - Warszawy.

W jego powieściach są obrazy ojca, który leży pod knajpą, zdziera koszulę z piersi i krzyczy: "my byliśmy pod Chocimiem, Wiedniem, a teraz po nas depczecie". To scena powieściowa, ale wolno domniemywać, że nie była tylko fikcją.

Stąd w twórczości Brzozowskiego radykalna diagnoza końca szlachty, "likwidacji szlachetczyzny", jak głosi jeden z tytułów. My, naród, byliśmy przez szlachtę w historycznej przeszłości prowadzeni, a ona sama naród ze sobą utożsamiła. Wawel, kresowe stanice, romantyczny mesjanizm - cały ten zasób historyczno-kulturowy się skończył, spróchniał. To nie znaczy, że był w przeszłości bezwartościowy, nie wzmocni nas jednak na przyszłość.

A naród nie opiera się na tym, co zadawnione lub nadprzyrodzone. Bóg nie powołuje nas do żadnej misji. Zbiorowości są robione przez ludzi. Kto będzie robić teraz Polskę? Nie ci, którzy minęli, lecz ci, którzy nadchodzą, to oni w rewolucji 1905-07 wyszli na ulice, co Brzozowski widział jak scenę historyczną. Proletariat stawał się podmiotem narodu.

Serdecznie nie znosił całej tej szlacheckiej estetyki - dworków, herbatek, folwarków.

Pisał: "Tu kiedyś był kraj, a teraz jest brzuch. Brzuch i nic więcej". "Spiżarnia szlachecka", "Polska zdziecinniała" i "Kościół milusińskich"...

Okrutne.

W jakiejś mierze prawdziwe, chociaż przesadzone i nie całkiem sprawiedliwe. Ta sama inteligencja poszlachecka, którą ciągle krytykował, dokonała wielkich dzieł społecznych, kulturalnych, edukacyjnych.

Przesłanie zasadnicze było jednak prawdziwe: naród jest dziś inaczej wewnętrznie i zewnętrznie zbudowany. A wy - pisał - ciągle macie mentalność, "duchowość" z dworku szlacheckiego. Myślicie, że do tej waszej spiżarni jacyś bliżej nieznani malutcy dostarczają pożywienie. Dlatego pisał, że Polska zdziecinniała: jej idee nie dorastały do rzeczywistości społecznej.

Nikt nie stawiał tej diagnozy tak przenikliwie jak Brzozowski. W 1903 r. zaatakował ostro Sienkiewicza: pisał, że rzeczywistość społeczno-kulturalna się zmieniła, a Sienkiewicz nas ciągle swoim czarodziejskim fletem czaruje i sprawia, że w Polsce panującą pieśnią jest pieśń podgolonych łbów z XVII w. I że to jest nie do zniesienia.

Dwudziestopięcioletni gówniarz zamachnął się na świętość narodową. Był skandal?

Więcej niż skandal! Sienkiewicz był chyba najbardziej czczonym za życia Polakiem - może z wyjątkiem Jana Pawła II - w nowoczesnej historii Polski. Naprawdę mu kupili dworek w Oblęgorku ze składek!

Ta polemika była aktem niezwykłej odwagi. Brzozowski mówił: - Sienkiewicz to artysta słowa. Ale on nas czaruje tym, co nas zatruwa.

Wtedy zostało po raz pierwszy powiedziane coś niesłychanie ważnego: że naród to nie jest coś, co jest dane. To jest coś, co jest robione - przez siły społeczne, wzory kultury, zespoły idei i wyobrażeń.

Brzozowski postawił też pytanie o inny typ polskości - i napisał, że polskość to jest pewien repertuar typów, a nie jeden wzorzec. To było rewolucyjne! Tak na przełomie XIX i XX w. nikt nie myślał. Dzisiaj, współcześnie, prawie wszyscy Polacy mają, zdaje się, taką świadomość. Wtedy nawet na szczytach intelektualnych tak nie myślano. To przekraczało także wyobrażenia Żeromskiego, który też był wobec przeszłości krytyczny!

Brzozowski umarł jako katolik.

Nigdy nie był ateistą. Nawet w okresie rewolucyjnej identyfikacji z marksizmem. Nigdy też nie był fideistą, konfesyjnym katolikiem, ale zawsze był, na swój sposób, wierzącym.

Bardzo wcześnie przeżywa dwa kryzysy. Jeszcze w gimnazjum jest "kryzys darwinowski", powszechny wówczas u młodych ludzi. Zafascynował się orzeczeniami nauki, która - jak sądzono - zlikwidowała problem kreacji świata: jest ewolucja i kropka. Nie ma władzy nadprzyrodzonej nad światem.

Potem jednak - i to był drugi kryzys - utracił wiarę w automatyczną przyrodniczą ewolucję. Dwa podstawowe doświadczenia filozoficzne dla Brzozowskiego to Pascal i Kant. Oba mówiły mu to samo: jeśli znamy tylko ten świat, który leży w kręgu naszego doświadczenia, wtedy to, co leży poza nim, może być tylko przedmiotem "zakładu". Nie przedmiotem wiedzy.

W sytuacji postępującego osamotnienia, izolacji, śmiertelnej choroby dynamiczna, gorąco przeżywana kwestia "zakładu" Pascala - czy jest coś ponad nami - przejmowała go coraz bardziej. Nikt jednak przytomny na umyśle, kto zna jego pisma, nie może sądzić, że porzucił wszystko, co myślał wcześniej, i ukorzył się przed konfesjonałem.

* prof. Andrzej Mencwel - ur. w 1940 r., historyk i krytyk literatury, publicysta, eseista. Wydał m.in.: „Stanisław Brzozowski. Kształtowanie myśli krytycznej", „Etos lewicy. Esej o narodzinach kulturalizmu polskiego", „Przedwiośnie czy potop. Studium postaw polskich w XX wieku", „Rodzinna Europa po raz pierwszy"

 

Źródło: Gazeta Wyborcza


 

 


Więcej... http://wyborcza.pl/1,97863,9512012,Polska_nie_ma_zadnej_boskiej_misji.html#ixzz1LIrx9xgj

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin