Potomek Snape'a.rtf

(12 KB) Pobierz

Potomek Snape'a

 

Witam! Tym razem zamieszczam miniaturkę. Co dziwne jest to severitus.

Bardzo dziękuję Jronji za wskazanie tekstu z oryginałem.

 

Autor:Adrelliehs

Tłumacz: Rysiaczek

Beta: niezastąpiona siostra:D

Oryginał: http://www.fanfiction.net/s/2076192/1/

Ostrzeżenie: Angst!

 

 

 

Severus Snape podążał sztywnym krokiem przez opustoszałe korytarze Hogwartu. Była to późna noc w środku lata. Peleryna nie powiewała za nim jak zazwyczaj. W sumie, wyglądało to jakby opadała za nim z opóźnieniem.

Nie mógł w to uwierzyć. Niemożliwe. To wydawało się tak nieprawdopodobne! Ale gdzieś głęboko w środku czuł, że to niestety jest prawdą. Harry był jego dzieckiem. Jego synem. Severus nie znał żadnego dostatecznie silnego eliksiru, który pozwoliłby utrzymać Potterowi wygląd dzieciaka Jamesa przez tak długi okres czasu. I dlatego właśnie teraz działanie mikstury przestawało działać.

Ale nawet jeśli Snape wierzył w swoje pokrewieństwo z Potterem, to nadal nie potrafił wyzbyć się antypatii do tego chłopaka. Tego głupiego chłopaka. Nie lubił go, ale mimo wszystko szanował. Dowiedział się jak go traktowała rodzina podczas wakacji. Prawie go zabili…

Nie inaczej niż jego własna rodzina, kiedy sam był dzieckiem...

Jego umysł odsłaniał przed nimi wszystkie racje, dla których powinien wciąż nienawidzić Pottera. Cholernie sławny. Zadzierający nosa. Taki sam jak ojciec… Nie, tego pretekstu już nie mógł używać. Wiedział, że to wszystko było kłamstwami. Że musi zostawić za sobą całą przeszłość. Nigdy nie podążał za głosem serca. Ale teraz...

Wydało mu się, że usłyszał jakiś trzask, wśród ciszy otaczającej zamek. Jakby ktoś czymś rzucał. Ruszył w kierunku skąd, jak mu się wydawało dochodził hałas, mrucząc pod nosem, co zrobi, jeśli znów natrafi na tego wstrętnego poltergeista.

Słyszał ten dziwny odgłos, jednak nie potrafił go zlokalizować. Przez długi czas podążał więc opustoszałymi korytarzami. Mimo później pory nie był w stanie zasnąć, zbyt wiele rzeczy zaprzątało teraz jego umysł…

Nagle dźwięk rozległ się gdzieś w pobliżu. Snape zatrzymał się przed drzwiami, których jeszcze przed chwilą tu nie było. Odgłos dochodził zdecydowanie stamtąd. Powoli otworzył drzwi i wszedł do środka. Przed sobą ujrzał ostatnią rzecz jaką by chciał teraz zobaczyć.

Potter siedział na podłodze, otoczony połamanymi meblami. To prawdopodobnie na nich musiał jeszcze niedawno wyładowywać swoją wściekłość. Działanie eliksiru minęło już w bardzo dużym stopniu. Czarne włosy chłopaka stały się naturalnie przetłuszczone – cecha tak charakterystyczna dla całej rodziny Snape’a. Także jego nos wydłużył się nieznacznie. Jedynie oczy pozostały wciąż takie same – szmaragdowozielone jak u Lily.

Jednak jego uwagę przykuł nóż, który Potter trzymał w ręce i krople krwi wolno spływające z nadgarstków chłopaka na podłogę. Snape poczuł jak wzbiera w nim złość.

– Potter! Co ty sobie do cholery wyobrażasz!? – warknął.

Chłopak milczał jakiś czas. Zastanawiał się, ile krwi już utracił. Powoli odwrócił głowę i spojrzał na nauczyciela najbardziej lodowatym spojrzeniem, na jakie go było stać.

– Co ci do tego, Smarkerusie? – odwarknął, po czym skierował swoje spojrzenie z powrotem na rękę.

Snape spiorunował go wzrokiem. Gryfon. Mógł odziedziczyć jego geny, ale wciąż był Potterem. Głupim i egoistycznym bachorem. Mężczyzna zignorowała dziwne ukłucie w sercu, które towarzyszyło tym myślom.

– Absolutnie nic, Potter. Niestety musisz żyć. Musisz uratować cholerny świat, który tak cię uwielbia – odparł z pogardą.

Z ust Harry’ego wydobył się skowyt, który miał przypominać śmiech.

– W porządku. Powiedz mi, Snape… – chłopak odwrócił się ku niemu. – Powiedz mi, dlaczego muszę żyć. Możesz mi odpowiedzieć?

Chłopak wstał i spojrzał prosto w twarz ojca. Zignorował ból w zranionej ręce. W jego oczach widać było czystą wściekłość.

– POWIEDZ MI PO CO MAM ŻYC?! – zawył z całą mocą.

W tej chwili Snape nie mógł znaleźć żadnych słów na odpowiedź. Mimo to jego twarz pozostała jak zwykle - niewzruszona maska. Nie okazał żadnych emocji, wciąż utrzymując swoją reputację nieczułego dupka.

– PO CO MAM ŻYC?! DLA MOJEJ RODZINY?! KTÓRA MNIE GŁODZI, BIJE I CHCE ZABIĆ WIERNA SWOIM PRZEKONANIOM O NASZYM ŚWIECIE?! DLA DUMBLEDORE’A?! KTÓRY WIDZI WE MNIE JEDYNIE NARZĘDZIE DO POKONANIA VOLDEMORTA?!

Wziął oddech i kontynuował, zanim Snape zdążył cokolwiek powiedzieć.

– DLA PRZYJACIÓŁ?! DLA RONA, KTÓRY PRZEZ CAŁE ŻYCIE ZAZDROŚCI MI, ŻE MAM OD NIEGO LEPIEJ I CHCIAŁBY BYĆ MNĄ? DLA HERMIONY? KTÓRA PATRZY NA MNIE ZE STRACHEM ZA KAŻDYM RAZEM, GDY PRZECZYTA W “PROROKU” KOLEJNE ZŁE WIEŚCI NA MÓJ TEMAT?! DLA CZARODZIEJSKIEGO ŚWIATA?! JESTEM DLA NICH JEDYNIE CHŁOPCEM, KTÓRY DOSTARCZA IM ROZRYWKI SWOIM KOSZTEM!

Snape poczuł gulę w przełyku. Dla zachowania twarzy musiał nadal udawać. Wszystko, co tamten krzyczał - wiedział, że było prawdą. Ale bez względu na to, co czuł, wciąż nie potrafił okazać jakichkolwiek emocji.

– A MOŻE DLA MOJEJ MATKI?! KTÓRA OD URODZENIA KARMIŁA MNIE NICZYM INNYM, JAK CHOLERNYMI KŁAMSTWAMI?! KTÓRA ODEBRAŁA MI JEDYNĄ DOBRĄ RZECZ W MOIM ŻYCIU?! JESTEŚ SZCZĘŚLIWY, ŻE MIAŁEŚ RACJĘ CO DO MOJEGO PRZYBRANEGO TATY?!

Podszedł kilka kroków w stronę Snape’a, a jego głos i złość zaczęły z wolna rosnąć w siłę.

Gdyby nie te wszystkie lata praktyki i ogromne doświadczenie w byciu obojętnym, mógłby się teraz załamać. Kusząca perspektywa. Jednak duma i wrodzona upartość wciąż go od tego powstrzymywały. W rezultacie przyglądał się biernie stojącemu przed nim chłopcu, który tak bardzo go przypominał. Który musiał stawać przeciwko wszystkiemu i niczego nie pragnął. On sam także nie chciał zostać Śmierciożercą. Ale jego rodzina wymusiła to na nim.

– CZEMU MILCZYSZ?! POWIEDZ MI, DLACZEGO MIAŁBYM ŻYĆ?! WCIĄŻ ZE MNIE KPISZ, Z POWODU WYDARZEŃ, W KTÓRYCH NAWET NIE BRAŁEM UDZIAŁU! NIENAWIDZISZ MNIE TYLKO DLATEGO, ŻE NIENAWIDZIŁEŚ MOJEGO PRZYBRANEGO OJCA?!

Potter. . . Harry wciąż się do niego zbliżał, aż w końcu stanął dokładnie naprzeciwko niego. Nastolatek stał pewnie, mimo że utracił już naprawdę dużo krwi.

Chłopak wyciągnął zaciśniętą pięść i uderzył nią w szczękę Severusa, posyłając go prosto na podłogę. Snape był zbyt zaszokowany żeby pomyśleć o użyciu magii przeciwko dzieciakowi. Cios, sprawił, że wszystkie jego dotychczasowe odczucia wobec syna uderzyły weń z niespotykaną mocą. Patrzył teraz na szlochającego chłopca, który niezdarnie wycierał łzy ze swojej twarzy i ze wszystkich sił starał się nie załamać i również nie wybuchnąć płaczem.

Harry wolno usiadł na podłodze. Z jego ust wydobył się niekontrolowany szloch.

– Powiedz mi, dlaczego muszę żyć – potrząsnął głową. – Marzyłem o śmierci, odkąd skończyłem pięć lat – spojrzał na ojca załzawionymi oczyma.

– MARZYŁEM O ŚMIERCI, ODKĄD SKOŃCZYŁEM PIĘĆ LAT! KIEDY DURSELYOWIE BYLI ZBYT LENIWI, BY MNIE KARMIĆ, PRZETRWAŁEM TYLKO DLATEGO, ŻE ŻYWIŁEM SIĘ WYCIĄGNIĘTYMI Z KOSZA RESZTKAMI ZE STOŁU!

Jego głos znów się załamał i chłopak odwrócił od niego swoją uwagę. Snape czuł, że jego oczy zaczynają robić się wilgotne, ale nadal powstrzymywał napierającą nań falę wzruszenia. Wciąż leżał na podłodze, tam gdzie posłał go cios P… Harry’ego. Żadne dziecko nie zasługiwało na to, co tamten musiał przejść. Nikt, kogo znał, nie miał tak ciężkiego dzieciństwa, jak jego syn.

– Przypuszczam, że zamierzasz mi powiedzieć, że na to zasłużyłem – powiedział Harry przerywanym głosem. Spojrzał na rany na swoich rękach. Wciąż był nieświadomy tego, jak jego wypowiedzi działają na Snape’a. – Nigdy nie chciałem doświadczyć tych wszystkich rzeczy. Nigdy nie chciałem doświadczyć tych wszystkich rzeczy. – powtórzył to zdanie kilka razy, dopóki nie osłabł na tyle, że był jedynie w stanie mówić w kółko – Nie chciałem tego, nie chciałem.

Nie patrzył na Snape’a, który powoli podniósł się z ziemi.

– Powiedz mi, dlaczego miałbym żyć? – zapytał ponownie chłopiec.

Snape stał patrząc na Harry’ego, dopóki dzieciak nie wydał ostatniego jęku i zemdlał.

Ostrożnie wziął chłopca na ręce. Kolejny raz pomyślał o tym, jak lekki jest chłopiec, jak na szesnastolatka. Jak bardzo jest biedny i niedożywiony.

Opuścił pokój i podążył do Skrzydła Szpitalnego. Nie wiedział, czemu widok nadal żywego chłopca tak go uspokajał.

Kiedy przybył do Skrzydła Szpitalnego, zdziwiony ujrzał Dumbledore’a i Poppy. Czekali na nich, albo po prostu byli pewni, że wydarzy się coś w tym stylu. Oboje patrzyli na niego ze smutkiem, podczas gdy układał chłopca na łóżku. Severus z rozgoryczeniem pomyślał, że Harry ma już w Skrzydle własne, zarezerwowane łóżko.

Poppy zabrała się za opatrywanie ran. Nie dalej jak tydzień temu, chłopak trafił tu z raną postrzałową, zadaną z broni własnego wuja. A teraz znów tu był. Severus powinien się wstydzić.

Dumbledore i Poppy nie odzywali się do siebie, podczas gdy tamta opatrywała rany chłopca. Takie zachowanie było dziwne, jeśli chodziło o Pomfrey. Severus wciąż siedział na łóżku naprzeciwko chłopca. Dokładnie widział leżącego chłopca. Jego chłopca. Jego syna.

– Nie zasłużył sobie na takiego ojca. Zasłużył sobie na kogoś lepszego. A ja nie zasługuję na tak piękny dar – powiedział cicho do siebie. Nie dbał o to, że Dumbledore i Poppy słyszą jego słowa i patrzą na niego ze smutkiem.

Pół godziny później Poppy zapewniła Snape’a i dyrektora, że Harry potrzebuje pełnego spokoju, by mógł powrócić do psychicznej równowagi. Dyrektor i Snape skrzywili się lekko przy ostatnich słowach. To ich przerastało.

Po upływie kolejnej pół godziny, podczas której Poppy rzucała mu wciąż zaniepokojone spojrzenia, Severus opuścił Skrzydło Szpitalne i podążył prosto do swoich komnat w lochach. Jego ręka kurczowo zaciskała się na różdżce. Nie zasługiwał na Harry’ego. A Harry zasługiwał na lepszego ojca. Chciałby by był tu teraz James.

Wszedł do swojego mieszkania, zamknął za sobą drzwi i ze szlochem upadł na kolana. Sięgnął po różdżkę i wycelował ją w siebie.*

– Avada Kedavra! – wypowiedział swoje ostatnie słowa, zanim zielone światło oświetliło pokój i uderzyło go w klatkę piersiową Poczuł jak pochłania go ciemność. Jego ciało upadło do tyłu. – Jednego Śmierciożercy mniej do zabicia dla Harry’ego – przemknęło mu mgliście.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin