W jaki sposób można zdobyć wiarę.doc

(50 KB) Pobierz
W jaki sposób można zdobyć wiarę

W jaki sposób można zdobyć wiarę?

Kochani Bracia w Chrystusie!

Zanim zakończę wstępne kazanie, zanim zabiorę się do analizy podstawowych prawd wiary, jeszcze dwie niedziele poświęcę na omówienie pewnego tematu. Chciałbym odpowiedzieć na pytanie, które na podstawie dotychczasowych kazań mogło powstać w duszach słuchaczy.

O czem była mowa w dotychczasowych kazaniach? O szczęściu, jakie daje wiara. Czy szczęśliwy jest, kto ma wiarę? Czy inaczej zapatruje się na życie ziemskie, na śmierć? O, tak ale powstaje smutne pytanie: co mam robić jeśli nie wierzę? Chciałbym wierzyć, z całej duszy chciałbym. Są chwile, wypadki, uroczystości, kiedy czuję jakiś nieograniczony ból z powodu mej niewiary, ale jestem bezsilny! Nieraz, kiedy patrzę, jak przy płonących świeczkach na choince modlą się i radują moje dzieci... albo gdy stoję nad grobem żony, słyszę łoskot spadających grud ziemi na trumnę... albo kiedy widzę, jak przed obrazem Matki Bolesnej korzy się tłum cierpiących - czuję, że dobrze jest tym ludziom! Chciałbym również wierzyć, ale Bóg nie dał mi wiary!

"Bóg nie dał mi wiary!"

Czy to słuszna skarga? Nie! Wiara jest nietylko darem Bożym, ale także i dziełem woli ludzkiej. Wiara zależy od Boga, pierwszy jej posiew rzuca do każdej duszy Bóg, ale jeśli ziarno nie wykiełkuje, to moja wina.

- Chciałbyś wierzyć, Bracie?

O tak, chciałbym... Co mam robić?

Otóż, posłuchaj. W dwóch następnych kazaniach powiem czego trzeba, żeby wierzyć. Wiecie czego trzeba? Trzeba dwóch rzeczy: odwagi i troski o wiarę!

Miej odwagę wierzyć - taki będzie temat dzisiejszego kazania. Staraj się o rozwój wiary - o tem powiem w następną niedzielę. Będziesz wierzyć, jeśli zachowasz te dwa warunki. Przypatrzmy się bliżej dzisiejszemu tematowi: Miej odwagę wierzyć!

Odwagę muszę okazać rozumowi i sercu.

I. Okazanie odwagi rozumowi.

Przedewszystkiem powinien okazać odwagę rozumowi.

Co to znaczy?

"Skoro nie mam wiary! O, jakże byłbym szczęśliwy, gdybym wierzył! Ale Bóg nie dał mi łaski wiary..."

Nie, Bracie! Niesłusznie się żalisz! Bóg każdemu daje łaskę wiary, tylko nie każdy ją przyjmuje! Wiara jest darem Bożym, ale, by się w duszy przyjęła, konieczne jest moje współdziałanie. Powinienem współpracować wolą, ona powinna zmusić rozum do przyjęcia prawd Bożych.

Wiemy, że dwa razy dwa równa się cztery, ale prawd wiary nie znamy tak, żeby nie budziły w nas żadnej wątpliwości. Za potrzebą wiary przemawia tyle rozumowych dowodów, że niepodobna wątplić, ale treść wiary nie jest namacalna, nie podpada pod zmysły, więc jeśli ktoś jest uparty może powiedzieć: Nie wierzę! Właśnie dlatego, że trzeba dużo silnej woli, by wierzyć, wiara jest wielką zasługą. Powiedzcie, czy miałbym jakąś zasługę, gdybym był przekonany o życiu wiecznem i istnieniu duszy, jak o tem, że 2 x 2 = 4? Czy jest to zasługą, jeśli kto wierzy, że 2 x 2 = 4? Żadną! A jest zasługą, że wierzę w Boga, w duszę, w życie wieczne? Tak! Bo mógłbym i nie wierzyć! Mógłbym się uprzeć! Mógłbym powiedzieć: nie widzę, więc nie wierzę!

By wierzyć, trzeba mieć odwagę, bo wiara jest nietylko sprawą rozumu.

Wiara jest nietylko sprawą rozumu, ale i woli! Tego nie rozumiem - powiesz. - Czy to możliwe, żeby wola mogła to odrzucić, co przyjął rozum?

Niestety: możliwe. Wola ludzka odznacza się smutna właściwością: może postąpić wbrew rozumowi. Powiem więcej: może wprowadzić w błąd nawet rozum! Dam na to mały przykład. Przypatrzmy się codziennemu życiu. Jeśli na przykład przy zakupach mamy zliczyć większą sumę, czy to nie dziwne, że zwykle mylimy się na naszą korzyść? Nie twierdzę bynajmniej, że jesteśmy wyrachowani i chciwi, ale że nasza wola podświadomie, potajemnie prowadzi rozum, który jeśli się myli, to zwykle na naszą korzyść.

Oto: jak wpływają na rozum serce i wola!

Weźmy inny przykład. Jeśli dowiemy się, że ktoś rozumny i mądry popełnił jakieś głupstwo, to zwykle mówimy: "Nie rozumiem, jak mógł tak rozumny człowiek popełnić takie głupstwo?" Takie jest nasze pierwsze zdanie! O czem to świadczy? O tem, że obok rozumu, i wola odgrywa więlką rolę. Czyli: napróżno będzie się starał wierzyć mój rozum, jeśli sprzeciwi się moja wola, albo innemi słowy: jeśli nie mam wewnętrznej odwagi, nie mogę wierzyć.

Do czego potrzeba odwagi? Do zrobienia ostatecznego kroku, do którego nie popchną nas ani dzieła apologetyczne, ani najgłębsze rozumowania. Napróżno mówi mi rozum, że bez Boga nie potrafię zrozumieć świata, że nie potrafię odpowiedzieć na najbardziej piekące zagadnienia życia; napróżno mi mówi, że bez Boga nie ma ani moralności, ani duchowego spokoju - wszystko to daremne, jeśli się uprę i nie chcę wierzyć, nie mam odwagi wierzyć. Nie mam odwagi wyznawać zbawiennych myśli: Wiekuisty Boże! Nie widzę Cię, ale wierzę w Ciebie! Czyli jak mówi św.Paweł - jeśli nie mam "posłuszeństwa wierze" (Rzym 1, 5)

Wątpliwości w wierze! Dotknąłem bolącej rany. "Chciałbym wierzyć! O, gdybym mógł wierzyć! Ale mam dużo wątpliwości. Szczęśliwi ci, którzy wierzą", - skarży się wielu ludzi, a nie chcą uznać, że sami są winni swojej niewierze. Są winni, bo nie trzymają na wodzy krytyki w rzeczach świętych, która czepia się wszystkiego, wszystko poddaje w wątpliwość: jeśli tak nie jest... jeśli to nie prawda... a może tak, a może nie.

Biada, kto jej usłucha! Kto nie przejdzie obok niej obojętnie, ze wzgardą, i nie powie spokojnie słowami świętego Pawła: "Wiem komu uwierzyłem" (II. Tym. 1, 12).

Zdaje mi się, że nie potrzeba nadmienić, że mówimy o wątpliwościach, które ktoś lekkomyślnie i bezcelowo wyszukuje, albo które powstają z pychy, a nie o tych, które czasem powstają nawet w najpoważniejszych duszach i budzą chwile niepokoju. Ciekawa rzecz, że wątpliwości w wierze dręczyły nawet świętych, a w nas powstają nawet w najświętszych chwilach: podczas modlitwy, Komunji św. O tem obecnie nie będę mówił, są to myśli niezależne od naszej świadomej woli, można je wyłumaczyć słabem unerwieniem, wycieńczoną lub przemęczoną wyobraźnią i najlepiej się niemi nie zajmować. Gdyby nam bardzo dokuczały, odmówmy "Więrzę w Boga", jak śnieg taje pod wpływem ciepłego słońca, i one znikną pod wpływem modlitwy.

Obecnie jest mowa o świadomych i przemyślanych wątpliwościach. Gdybym się nie obawiał, że mnie źle zrozumiecie, przytoczyłbym charakterystyczny dowód na podobne wątpliwości w wierze. Proszę mnie dobrze zrozumieć: chcąc utwierdzić swoją wolę w sprawach religijnych, powinienem wykorzystać wszystkie nadające się sposobności. Dowód brzmi następująco: Chociażby tylko dlatego jestem raczej wierzącym, niż niewierzącym, bo wiara jest rzeczą rozumniejszą, pożyteczniejszą od niewiary!

Nie trzeba długo na ten temat mówić, że rozumniejszą rzeczą jest wierzyć, aniżeli nie wierzyć. Przecież chrześcijański system religijny przewyższa wszystkie systemy filozoficzne swoją logicznością, konsekwencją i wspaniałą budową, a jego żywotność przewyższa - jak o tem świadczy dwadzieścia wieków - wszystkie światopoglądy.

Wszystkim, którzy walczą z wątpliwościami religijnymi, powiem tylko, że wiara jest pożyteczniejsza i wygodniejsza, daje większą rękojmie i obietnice spokoju, aniżeli brak wiary. Gdyby nawet za brakiem wiary przemawiała równa liczba powodów, chociaż, jak zobaczymy, tak nie jest, to i wtenczas należałoby rozumować w ten sposób, jak wyżej wspomniałem. Oba twierdzenia mogą być błędne, oba moga mieć rację. Muszę się dobrze zastanowić, które wybrać. Wybiorę to, przy którem stracę najmniej a więcej zyskam. Prawda: to rozumowanie ma posmak handlowy, ale są ludzie, którzy to lubią.

Co tracę, a co zyskuję, jeśli będę wierzył? Skoro jest Bóg i wieczność, to osiągnę żywot wieczny, jeśli będę żyć przykładnie, uczciwie, moralnie. Zyskam wszystko! A jeśli religja nie ma racji, jeśli ze śmiercią wszystko się kończy - czy wówczas co tracę? Owszem, tracę wtenczas wprawdzie wszystkie mętne, zwodnicze, małostkowe przyjemności ziemskie, ale przynajmniej zakosztowałem słodyczy moralnego życia i dobrych uczynków.

Zobaczmy teraz, co tracę, a co zyskuję, jeśli stanę w obozie niewierzących, i będę żyć, jakby nie było ani życia wiecznego, ani duszy? Jeśli niewiara ma rację, to udało mi się w życiu ziemskiem złapać kilka okruszyn rozkoszy, kilka ulotnych chwil, a potem czeka mnie w najlepszym razie ziejąca pustką nicość. Co stanie się jednak, jeśli wszystko było pomyłką i jeśli się okaże, że Bóg, któremu sprzeciwiałem się całe życie, istnieje naprawdę? Jeśli naprawdę jest życie wieczne, o które wcale się nie troszczyłem, dla osiągnięcia którego nie zadałem sobie nawet najmniejszego wysiłku?

Co więc wybrać? Jeśli wybiorę wiarę, a ona ma rację, wówczas zyskam niezmiernie dużo, jeśli nie ma racji, straty moje są minimalne. Jeśli wybiorę niewiarę i ona ma rację - zyski moje są minimalne, ale jeśli się mylę, - straty moje sa niepowetowane.

Więc gdzie zyskuję więcej? Wierząc, czy też nie wierząc? Powiedzmy, że spotkał mnie zawód, moja wiara jest nieuzasadniona, ale nawet wówczas wyjdę lepiej! Nawet wtenczas musze przyznać, że nic nie straciłem, bo wiara nie była mi przeszkodą, nawet w najmniejszych dążeniach nie hamowała żadnych wartościowych pierwiastków, co więcej: jeśli chcę być szczery - była pierwszorzędnycm motorem w moim rozwoju moralnym, dźwignią dla moich słabych sił. Jeśli tylko mam odwagę zmusić rozum do wiary, stanie się ona moim dobrym przyjacielem, kierownikiem, dźwignią moralną.

II. Trzeba mieć odwagę w stosunku do serca

Daleko trudniej skłonić do wiary serce, niż umysł. Rozum ukorzyłby się jeszcze przed wiarą, gdyby ona nie wymagała jednocześnie uległości serca i całego życia moralnego.

Wiara ma poważny głos w życiu moralnem i tu natrafia na większe przeszkody, niż w dziedzinie rozumu. Człowiek z radością wierzy w to, co kocha i czego pragnie, ale trudno mu uwierzyć w to, co sprzeciwia się jego zmysłom! Z dopuszczenia Bożego istnieje w świecie, obok światłości, ciemność, i jeśli kto chce, to światło i prawda mogą być jego stałemi drogowskazami do życia szczęśliwego, albo może obrać ciemność za przewodnika, by nią usprawiedliwiać swoje grzeszne postępki.

Klasycznym przykładem jest to rozmowa świętego Piotra z Feliksem, namiestnikiem rzymskim, o której wspomniałem już w ostatniem kazaniu. Jest to tak pouczający przykład, że warto go jeszcze raz przypomnieć. Święty Paweł opowiadał naukę Chrystusową Feliksowi. Namiestnik słuchał zaciekawiony. "A gdy rzecz uczynił o sprawiedliwości i czystości i o sądzie przyszłym, uląkłszy się Feliks, odpowiedział: co się tyczy, teraz odejdź, a czas upatrzywszy wezwę ciebie" (Dzieje Ap. 24, 25), i naturalnie że go nie wezwał. Dopóki tylko wiara wymagała rozumu, wszystko było w porządku, ale gdy wtrąciła się do moralności, to już nie potrafił wierzyć. Dlaczego? Czy może dlatego, że wiara nie potrafiła rozwiązać wątpliwości jakie nasuwała filozofia? O, nie! Dlatego, że wiara zabraniała mieć trzy żony, z których jedną Drusilę uprowadził od prawego męża, dlatego, że - jak mówi Tacyt - pozwalał sobie na wszelkie wybryki moralne. Dlatego nie potrafił wierzyć!

W ten sposób staje się dla nas dziwny napozór fakt, że dwaj bracia, którzy otrzymali jednakowe wychowanie i żyli wśród jednakowych warunków, różnią się duchowo. Dwóch ludzi słucha prawd wiary, jeden je przyjmuje, drugi odrzuca. Gdy Chrystus Pan konał, słońce się zaciemniło, ziemia się trzęsła, groby się otwierały - setnik pogański nawrócił się pod krzyżem (Mat. 27, 54), tylko faryzeusze pozostali niewzruszeni. Dlaczego? Bo nie mieli odwagi zmusić swojego serca i życia do wiary!

Zdaje mi się, że jasno powiedziałem, czego trzeba, by wierzyć. Co trzeba robić, żeby mieć wiarę? To, co powiedział Pan Jezus: "Każdy kto źle czyni nienawidzi światłości... lecz kto czyni prawdę przychodzi do światłości"(Jan 3, 20-1). Te słowa Pana są bezwzględne. Wierzyć w Boga to nie znaczy wymawiać Imię Boga wargami, ale nosić Boga w sobie. Bóg każdemu ofiaruję łaskę wiary, którą jeden przyjmie, drugi - nie. Uwierzy ten "kto - według słów Pana - będzie chciał czynić wolę Jego".(Jan 7, 17).

Bracie, nie masz wiary? Chcesz ją mieć, a nie wiesz, co robić? Powiem ci: Przypatrz się, czy jesteś takim człowiekiem jakiego Pan Bóg pragnie, czy jesteś dość dobry, sprawiedliwy, uczciwy, czy masz czyste sumienie, czy spełniasz swe obowiązki, czy przebaczasz, czy szlachetnie postępujesz - a potem zastanów się poważnie nad swojem przeszłem życiem.

Płacz nad sobą; w pierwszych łzach, które zrosza twe oczy, odnajdziesz Boga. Boga można odnaleźć umysłem, albo sercem. Kto znalazł Boga, kto w Nim żyje, mówimy, że ma wiarę "Jeśli mnie kto miłuje, będzie chował mowę moją" (Jan 14, 23), wyraźnie mówi Pan.

Bardzo trafnie określa to również Rousseau: "Zawsze zachowuj swoją duszę w takim stanie, żeby w niej mieszkał Bóg, a nigdy nie będziesz wątpił w prawdę".

Czy słowa Pisma świętego nie to samo mówią o niewierzących: "Gdy poznawszy Boga, nie jako Boga chwalili... zaćmione jest bezrozumne serce ich" (Rzym. 1, 21) Dlatego przestali wierzyć rozumem, bo nie chcieli wierzyć życiem.

O jednostce można powiedzieć to samo, co myśliciel francuski (Claude Piat) o narodzie: "Naród wtenczas przestaje wierzyć w Boga, kiedy przestaje być moralnym". święty Paweł również głosi, że wiara i moralność sa nierozłączone. Pisze do Tymoteusza: "abyś bojwoał dobry bój, mając wiarę i dobre sumienie, które odrzuciwszy niektórzy, z strony wiary rozbili się" (I. Tym. 1, 18-19). Więc kto chce wierzyć niech zechce być dobrym!. Czyście zwrócili uwagę, Bracia, jak się ostrożnie wyraziłem? Niech zechce być dobrym. Nie powiedziałem, że tylko ten może wierzyć, kto jest już dobry, bez grzechu, bo nikt nie mógłby tego powiedzieć o sobie! Ale powiedziałem, że przynajmniej nasza wola powinna być nastawiona w kierunku cnoty. Niech nam przyświeca światło moralności, patrzmy nań w morzu pokus, jak żeglarz, który walczy z burzą, patrzy na kompas. Jesteśmy upadli, to przynajmniej starajmy się odważnie powstać i wrócić do naszego Pana! Kto ma dostateczny zapas odwagi, by zmusić nietylko rozum, ale i serce do odpowiedniej religji życia, ten posiada cenny skarb wiary, które nie potrafią odebrać wzburzone fale życia.

***

Kochani Bracia! Dumnie wypłynął z portu pewien wielki okręt. Na pokładzie wszystko było w porządku, motory doskonale funkcjonowały, kompas śmiało wskazywał odpowiedni kierunek... jednak po pewnym czasie zauważono, że okręt zboczył z wytkniętej drogi. Kapitan rozkazał stanąć, ale próżno liczą, badają, radzą, patrzą na kompas!... Wszystko znaleziono w jak największym porządku, tylko wyspa, do której miano przybić, nie leżała w tej okolicy! Dopiero później odkryto przyczynę. Oto na dnie okrętu znajdowało się mnóstwo żelaziwa, które spowodowało, że kompas wskazywał zły kierunek. Wyrzucono żelazo, a kompas natychmiast wskazał północ i okręt raźno posunął się naprzód. Szczęście, że w porę zauważono błąd....

Chciałbym zawołać do Braci, którzy borykają się bez kompasu na wzburzonym morzu zwątpienia: Bracia! Jeszcze nie jest za późno, wyrzućcie z dna waszej duszy ciężar, który odchyla was z drogi prowadzącej do Boga. Jaki ciężar? Mędrkowanie, dogadzanie ciału, ślepe panowanie instynktów, upór rozumu, fałszywe racje serca, które pchneły was na błędne drogi niewiary.

Bóg pierwszy zbliża się do każdego, ale tylko ode mnie zależy, czy idę na Jego spotkanie pewnym i odważnym krokiem. Bóg daje duszy pierwszy impuls, ale ode mnie zależy czy mam dobrą wolę do współpracy. Bóg pierwszy mnie woła, ale ode mnie zależy czy Go usłucham.

"O gdybym mógł wierzyć!..." - wyrywa się skarga z wielu ust. - Bracie, nie mów tak, ale powiedź: Panie, wierzę, wierzę! Jeśli umysł, zamiast wierzyć chciałby się przekonać, niech brzmią Twoje słowa: "Iżeś mnie ujrzał, Tomaszu, uwierzyłeś, błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli" (Jan. 20, 29).

Panie, wierzę, wierzę! Jeśli moje serce byłoby głuche na wiarę, niech brzmią w moich uszach Twoje słowa: "Nie każdy, kto mówi: Panie, Panie, wnijdzie do Królestwa niebieskiego, ale który czyni wolę Ojca Mego, który jest w niebiesiech, ten wnijdzie do Królestwa niebieskiego" (Mat. 7, 21).

Panie, chcę wierzyć! "Wierzę, Panie, ratuj niedowiarstwa mego!"(Mar. 9, 23). Amen.

(kazanie pochodzi z książki: Ks. dr Tihamer Toth, "Wierzę w Boga", Kraków 1933, s.48-56)

Bp.Tihamer Toth

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin