Winters Rebecca - Odzyskana miłość.pdf

(196 KB) Pobierz
128008815 UNPDF
REBECCA WINTERS
Odzyskana miłość
Tłumaczenie
Małgorzata Borkowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
-Giselle?
- Słucham, panie Armentier? W czym mogę pomóc?
Od chwili, gdy Jean-Jacques objął stanowisko dyrektora na­
czelnego w zakładach kosmetycznych Girauda, jego sekretarka
zwracała się do niego z najwyższym szacunkiem.
- Czemu nie mówisz mi po imieniu, jak dotychczas?
- Jesteś pewien, że wypada? - spytała z udawanym zgorsze­
niem.
- No chyba.
- Dobrze wiedzieć, że nic się nie zmieniłeś.
- Ostatecznie jestem tylko zwykłym chemikiem i synem rol­
nika, który hoduje kwiaty.
- Cóż, w tej chwili jesteś już kimś więcej.
- Daj spokój. Giselle, dowiedziałem się, że zwykle ty zajmu­
jesz się rozdawaniem premii świątecznych. Czy pozwolisz, że
cię wyręczę? Chciałbym osobiście spotkać się z wszystkimi pra­
cownikami, nim rozjadą się do domów na święta.
- Czeki już leżą w sejfie gotowe do podpisu.
- Znakomicie. Przyszło mi też do głowy, że chyba lepiej rozdać
te bonusy dziś, zamiast czekać do środy.
- Wyjąłeś mi to z ust - zażartowała, a po chwili dodała poważ­
nie: - Powinieneś wiedzieć, jak bardzo wszystkich ucieszyła
wiadomość, że właśnie ty zostałeś dyrektorem.
Jean-Jacques odchrząknął zażenowany.
- Miło mi to słyszeć. Ciągle mam wrażenie, że to tylko sen i
lada chwila obudzę się na polu lawendy.
- A tymczasem masz na głowie nie jedno gospodarstwo, lecz
całe zakłady. Zaraz przyjdę z czekami.
Pod koniec dnia wszystkie koperty z premiami były już roz­
dane. Pozostało jeszcze spotkać się z Vivige Honfleur, która pro­
wadziła ośrodek opieki dziennej dla dzieci pracowników. Przed
pięciu laty, gdy Jean-Jacques wyjeżdżał z Vence, żeby podjąć stu-
Odzyskana miłość
35
dia, a później pracę w paryskim oddziale firmy Girauda, przed­
szkole jeszcze nie istniało. Po powrocie uznał, że była to bardzo
przydatna innowacja.
Miał nadzieję, że rodzice zdążyli już odebrać swoje pociechy i
będzie mógł bez przeszkód porozmawiać z panią Honfleur. Idąc
przez parking w stronę nowoczesnego budynku, myślał o tym, z
jaką radością jego podwładni przyjęli wiadomość o wcześniej­
szym rozdziale premii świątecznych. Niektórzy skorzystali z
okazji, żeby odnowić z nim dawną znajomość. Ucieszyło go, że
wielu z nich ciągle pamiętał.
Kilka kobiet, które spotkał dziś na terenie zakładów, wycho­
dziło właśnie z przedszkola ze swoimi dziećmi. Zamienił z nimi
kilka słów, po czym ruszył w stronę pokoju, skąd dobiegały gło­
sy W sali pełnej stolików, krzesełek i zabawek, malec o kręco­
nych włosach rozmawiał z nauczycielką, która pomagała mu
włożyć kurtkę.
W drzwiach minął go jakiś mężczyzna, najwidoczniej ojciec
chłopca, ale uwagę Jean-Jacques'a całkowicie pochłonęła za­
chwycająca kobieta, która kucnęła przy dziecku. Wygładzała
właśnie spódnicę, która podjechała do góry, odsłaniając zgrabną
nogę.
Mon Dieu... Boże! To przecież Nicole.
Jak kwiaty, które tworzyły jego świat, tak i Nicole Giraud,
dziedziczka perfumeryjnej fortuny Giraudów, stała się integral­
ną częścią jego życia. Od wczesnej młodości jej słodycz i uroda
zapadły mu głęboko w serce. Nicole i Prowansja. One obie były
trwale związane.
Gdyby nie informacja, że ona już wychodzi za mąż i wyjeżdża
do Anglii, w ogóle nie rozważałby powrotu do Vence i objęcia
stanowiska dyrektora. Minęło pięć lat od czasu, gdy widział ją
po raz ostatni. Jednak teraz, gdy na nią patrzył, miał wrażenie,
że było to zaledwie wczoraj.
Nicole pożegnała małego Luca i zwróciła się do czekającego
przy drzwiach rodzica.
- Słucham pana, czy mogę...
Nie dokończyła pytania, bowiem mężczyzna nie był ojcem
żadnego z przedszkolaków.
- Jean-Jacques... - wykrztusiła zdumiona.
36
REBECCA
WINTERS
Wydawał się wyższy i szczuplejszy, niż zapamiętała. Czarne
oczy, które kiedyś, gdy brał ją w ramiona i całował aż do utraty
zmysłów, potrafiły przeniknąć w głąb jej duszy, wyglądały teraz
dziwnie groźnie. Kiedy przesuwały się badawczo po jej twarzy,
nie było w nich ani śladu dawnego ciepła.
- Minęło sporo czasu, cherie - odezwał się w końcu. Zrobiło
jej się ciężko na sercu, gdy usłyszała jego obojętny, pozbawiony
emocji głos.
Lata, które spędził w Paryżu, zmieniły go. Oliwkowa skóra
nie była już taka smagła. Nic dziwnego, pomyślała, skoro od
dawna nie pracuje w polu. Stał się dorosłym, pełnym rezerwy
mężczyzną.
Wydawał się jeszcze przystojniejszy. Czarne włosy, które jak
zawsze nosił dłuższe niż nakazywała moda, kusiły, by zanurzyć
w nich palce. Jednak wokół nosa i ust pojawiły się bruzdy, przez
co jego rysy stały się ostrzejsze. Jego pełna dystansu postawa
prowokowała, żeby przedrzeć się przez tę powłokę i odnaleźć za
nią mężczyznę, któremu przed laty oddała serce.
Teraz, gdy był tak blisko, upewniła się, że jej uczucia nie ule­
gły zmianie. Jeśli to w ogóle możliwe, dzisiaj kochała go jeszcze
mocniej.
- Nic się nie zmieniłaś, Nicole. Ciągle jesteś równie piękna
jak wówczas, gdy nie mając nic ciekawszego do roboty, wpada­
łaś na farmę mojego ojca.
Odrzuciła do tyłu gęste ciemnobrązowe włosy. Dopiero, gdy to
powiedział, zrozumiała, że ich odmienne pochodzenie społeczne
stanowi dla Jean-Jacques'a jakiś problem. Nigdy wcześniej nie
przyszło jej to do głowy.
- Powinieneś pamiętać, że całymi latami przychodziłam na
pole twojego ojca każdego dnia zaraz po szkole. Robiłam to, bo
wiedziałam, że zastanę tam ciebie. Tylko z tobą chciałam spę-
dzać czas - wyznała cicho.
Jean-Jacques uniósł ramiona. Jego twarz przypominała te-
raz obojętną maskę.
- To było dawno.
- Bardzo dawno. - Próbowała się opanować, lecz jej głos cią-
gle drżał.
- Muszę przyznać, że zaskoczył mnie twój widok w przedszkolu.
Odzyskana miłość
37
Wzięła głęboki oddech.
- Od chwili, gdy powstało, zawsze w grudniu przygotowuję z
dziećmi jasełka.
Patrzył na nią w osłupieniu.
- To chyba dość ambitny plan, skoro lada moment masz
wyjść za mąż?
- Chodzi ci o Colina?
Niepewnie potarł kark.
- Jeśli masz na myśli Anglika, z którym widziałem cię na
zdjęciach w prasie, to pewno tak. Pisali tam, że ślub ma się od­
być podczas świąt.
Nicole stała bez ruchu.
- Nie zamierzamy się pobrać - powiedziała spokojnie.
Jean-Jacques zamarł. Był pewien, że źle usłyszał. Czy to moż­
liwe, że Nicole nie wychodzi za mąż?
38
128008815.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin