ŚW. HIERONIM.doc

(46 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. HIERONIMA

[W WYBORZE]

30 września

 

W Złotej legendzie bogate i ruchliwe życie wielkiego uczonego chrześcijańskiego św. Hiero­nima [ok. 340-420] skurczyło się i zredukowało do paru zaledwie epizodów. Z nich dwa [o wi­dzeniu, w którym stał przed sądem Bożym, oraz o jego umartwionym życiu na pustelni] za­czerpnięte są po prostu z jego własnych listów, a trzeci, najdłuższy, opowiada zupełnie nie­autentyczną [bo odnoszącą się pierwotnie do greckiego świętego Gerasimosa, a na Hieronima przeniesioną wtórnie ze względu na podobieństwo ich imion w późnołacińskiej wymowie] - ale piękną legendę o lwie, który z czasem stał się symbolem tego świętego i z reguły na zabytkach plastycznych z nim razem bywa przedstawiany.

Wyjątkowo doniosła rola św. Hieronima w życiu Kościoła polegała na jego dokonaniach naukowych, przede wszystkim w zakresie biblistyki. Jego dziełem był urzędowo zaaprobowany przez Kościół i do dziś dnia będący w użytku łaciński przekład całego Pisma Św., tzw. następnie Wulgata, dokonany [a właściwie poprawiony z dawniejszych] w oparciu o oryginalne teksty greckie i hebrajskie w najlepszych podówczas wydaniach [rękopiśmiennych oczywiście]. On to przeszczepił na Zachód chrześcijański dorobek uczonych greckiego Kościoła, zwłaszcza Orygenesa i Euzebiusza, którzy z kolei nawiązywali w swoich studiach historyczno-egzege-tycznych do starych i świetnych tradycji nauki pogańskiej, kwitnącej od kilku wieków w Ale­ksandrii. Położone przez Hieronima w oparciu o te zdobycze fundamenty nauk biblijnych w Kościele katolickim okazały się tak trwałe, że do dziś egzegeza katolicka przeważnie na nich się opiera. Poza przekładem [czy w niektórych partiach rewizją dawniejszych przekładów] Pisma św. pozostawił Hieronim szereg komentarzy do poszczególnych jego ksiąg, nadto prze­kład Kroniki Euzebiusza z Cezarei [z własną kontynuacją], dziełko O znakomitych mężach [De viris ilhtsmbus], jedną z rzadkich w starożytności prób skreślenia historii literatury, a wre­szcie obfitą korespondencję i traktaty ascetyczne. Był to dorobek potężny, z którego potem żyły stulecia i z którego my dzisiaj jeszcze korzystamy z pożytkiem.

Któż o tym wszystkim Złota legenda zdaje się nic nie wiedzieć. W dość skromnej także mierze wykorzystuje obfity dorobek hagiografii łacińskiej na temat tego świętego [BHL nr 3866-78], nie mówiąc o tym, że nie zadaje sobie trudu sięgnięcia do tak ważnego źródła wiadomości o jego życiu, jakim jest jego własna, średniowieczu dobrze znana korespondencja, z której przytoczono tylko dwa wspomniane już, powszechnie znane epizody. Było tak dlatego, że w zamiarach autora Złotej legendy nie leżały samodzielne studia nad życiem każdego z omawianych przezeń świętych: on chciał dać ich zbiór możliwie obfity, więc ograniczał się do skompilo­wania z reguły jednego lub dwu źródeł, które uzupełniał doraźnie wiadomościami czerpanymi z zasobów, jakich dostarczało mu jego znaczne oczytanie. O tym, że nie posiadał zdolności ujmowania swych bohaterów w perspektywie historycznej, mówiliśmy już kilkakrotnie, więc nie będziemy się dziwić, że nie dostrzegł i nie podkreślił kulturalnej, nawet ściśle kościelnej roli św. Hieronima. Wybrał zaś z posiadanego materiału to, co wydawało mu się najbardziej interesujące, przykuwające uwagę: szczegół, że Hieronim był uczniem Donata, który w oczach średniowiecza uchodzi! za ucieleśnienie łacińskiej gramatyki, słynną scenę sądu, scenę zmagań z pokusami na pustyni [która później dostarczyła wątku do wielu obrazów], a wreszcie nie­ocenioną legendę o lwie. Ze swego ulubionego Jana Beletha wziął uwagi o roli św. Hieronima w dziejach liturgii, a całość zamknął [opuszczonymi w naszym przekładzie] urywkami z wielkich pisarzy kościelnych zawierającymi pochwały św. Hieronima. Tyle leżało w jego zamiarach i możliwościach i dlatego legenda o św. Hieronimie może uchodzić za jeden z charakterystyczniejszych przykładów Jakubowego żywotopisarstwa.

Hieronim, syn znakomitego męża Eustachiusza, był rodem z miasta Strydonu [1], które leży na pograniczu Dal­macji i Panonii. W młodym jeszcze wieku udał się do Rzymu i zdobył tam gruntowne wykształcenie w zakre­sie języka łacińskiego, greckiego i hebrajskiego. Gramatyki uczył go Donatus [2], retoryki mówca Victorinus [3], co się zaś tyczy Pisma Św., to zagłębiał się w nim we dnie i w nocy, czerpiąc zeń chciwie wiadomości, które potem szczodrze przekazywał innym.

Pewnego razu zaś - jak sam opowiada w liście do Eustochium [4] - usilnie oddawał się we dnie lekturze Tuliusza [5], a w nocy Platona [6], dlatego że nie podobało mu się niestaranne wysłowienie proroków. Otóż około połowy Wielkiego Postu zapadł na tak nagłą i gwałtowną febrę, że ciało jego już stygło, a życiodajne ciepło kołatało tylko koło serca. I gdy otoczenie myślało już o pogrzebie dla niego - on sam nagle porwany został przed trybunał Sędziego i tam, zapytany, jakiego jest wyznania, odparł od­ważnie, że jest chrześcijaninem. Lecz Sędzia na to: Kłamiesz - powiada - cyceronianinem jesteś, nie chrześcijaninem, bo gdzie skarb twój, tam i serce twoje [7]. Na to Hieronim zamilkł, a Sędzia od razu kazał go chło­stać bez litości. Dopiero wówczas zakrzyknął: Zmiłuj się, Panie, zmiłuj się nade mną! A wszyscy, co otaczali tron Sędziego, błagali Go z nim ra­zem, aby okazał pobłażliwość młodzieniaszkowi. On też sam począł przy­sięgać mówiąc: Panie, jeśli jeszcze kiedykolwiek mieć będę świeckie księgi i jeśli będę je czytał, to chyba będzie znaczyło, żem się Ciebie zaparł! Na takie obietnice tedy został zwolniony i nagle wrócił do życia stwier­dzając, że cały jest zalany łzami, a barki ma posiniaczone od plag, które odebrał przed trybunałem. I od tego czasu zaczął z taką gorliwością czy­tać księgi święte, z jaką nigdy nie czytał pogańskich.

Kiedy św. Hieronim miał lat 29, mianowany został kardynałem-prezbiterem Kościoła rzymskiego, a po śmierci papieża Liberiusza [8] wszyscy zgodnie okrzyknęli go godnym najwyższego kapłaństwa. Ponieważ jednak wytykał swawolę niektórych duchownych i mnichów, ci rozdrażnieni tym snuli przeciw niemu intrygi, a jak powiada Jan Beleth, haniebnie ośmie­szyli go za pomocą szaty niewieściej. Oto pewnego razu wstając rano na jutrznię znalazł koło swego łóżka suknię niewieścią, którą podłożyli tam zawistni, a przekonany, że to jego własna, ubrał się w nią i tak poszedł do kościoła. Zawistnicy zaś uczynili to, aby mniemano, że on ma kobietę w swojej sypialni.

Widząc to Hieronim ustąpił przed ich zawziętością i wyjechał do bisku­pa konstantynopolitańskiego Grzegorza z Nazjanzu [9]. U niego studiował teologię, po czym udał się na pustynię. Jakie umartwienia znosił tam - dla Chrystusa, sam opowiada w liście do Eustochium w tych słowach: Ileż to razy, bawiąc na pustelni, na owej ogromnej pustyni, która niegościnny daje przytułek mnichom - myślałem, że znajduję się wśród rozkoszy Rzymu! Szorstki wór okrywał zniekształcone członki, zbutwiała skóra przypominała wyglądem Murzyna, co dzień łzy, codziennie wzdychania, a jeśli kiedy mimo wysiłków zmógł mnie nagły sen, kości ledwie trzymające się razem odgniatały się na gołej ziemi. Zamilczę o tym, co jadłem i piłem, bo i chorzy tam mają tylko zimną wodę, a za grzeszny wykwint uchodzi dostać coś gotowanego do jedzenia. Ale choć wokół mnie były tylko skorpiony i dzikie zwierzęta, nieraz zdawało mi się, że otaczają mnie korowody dziewcząt, a w wystygłym, na pół umarłym ciele budził się pożar namiętności. I zaraz zalewałem się łzami, a krnąbrne ciało tygodniami cały­mi gnębiłem postem. Często czuwałem do białego rana i nie przestawałem bić się w piersi, aż Pan wracał mi spokój. Nawet celki mojej lękałem się jakby świadka mych myśli, lecz gniewny i zawzięty sam na siebie ucieka­łem w głąb pustyni, gdzie - Bóg mi świadkiem - po długim płaczu nieraz zdawało mi się, że jestem wśród chórów anielskich.

Odbywszy tam taką pokutę przez lat cztery powrócił do miasta Betle­jem, gdzie pozostał przy żłobie Pańskim jak gdyby zwierzę domowe. Raz jeszcze rozczytał się w swojej zamkniętej na czas jakiś bibliotece, którą zgromadził poprzednio z wielką gorliwością, i w innych jeszcze książkach, i poszcząc przez cały dzień aż do nieszporów, w gronie uczniów, którzy licznie zgromadzili się wokół niego, przez 55 lat i 6 miesięcy trwał na pokucie i tłumaczeniu Pisma św. Aż do końca życia zachował dziewictwo. Co prawda chociaż w tej legendzie mowa jest o tym, że zachował dziewictwo, to jednak on sam powiada w liście do Pammachiusza: Dziewictwo cenię niezmiernie wysoko - nie dlatego, żebym je posiadał, lecz dlatego, że tym więcej podziwiam to, czego nie posiadam. Do takiego na koniec doprowadził się wycieńczenia, że leżąc na posłaniu wyciągał ręce i przy pomocy sznura przewieszonego przez belkę sam podciągał się do góry, aby móc uczestniczyć w służbie Bożej spełnianej w klasztorze.

Pewnego dnia wieczorem Hieronim siedząc w gronie braci słuchał ustępu z Pisma Św., które im czytał lektor, gdy nagle do klasztoru wszedł kulejący lew. Na jego widok wszyscy inni bracia uciekli, ale Hieronim wyszedł mu naprzeciw jakby do gościa. A kiedy lew pokazał mu zranioną łapę, przywołał braci, kazał mu ją obmyć i dokładnie obejrzeć ranę. Zro­biwszy to przekonali się, że lwu ciernie pokaleczyły łapę; gdy jednak opatrzono go starannie, lew wrócił do zdrowia, oswoił się i zamieszkał mię­dzy nimi jak zwierzę domowe. Hieronim tedy widząc, że Bóg zesłał im tego lwa nie tyle dla uleczenia jego nogi, ile dla ich własnego pożytku, za radą braci nałożył nań obowiązek, by wyprowadzał na pastwisko osła, którego mieli w klasztorze do noszenia drzewa z lasu - i aby go tam pilno­wał. Tak też stało się istotnie. Lew, mając sobie zleconą opiekę nad osłem, na kształt gorliwego pasterza szedł za nim krok w krok, gdy udawali się na pastwisko, a na miejscu był dlań niezawodnym obrońcą; natomiast gdy zbliżała się godzina posiłku lub osioł miał wykonywać swoje roboty, regularnie obaj wracali do klasztoru.

Pewnego razu jednak, kiedy osioł pasł się, a lew głęboko zasnął, jacyś kupcy przejeżdżający tamtędy na wielbłądach zobaczyli samotnego osła i zabrali go sobie. Lew zbudziwszy się nie zobaczył towarzysza, więc rycząc chodził tu i tam, a wreszcie nie znalazłszy go smutny wrócił pod bramę klasztorną, ale ze wstydu nie śmiał jak zwykle wejść do środka. Bracia widząc, że wrócił później niż zawsze, a bez osła, przekonani byli, że zgłodniał i pożarł go, za czym nie chcieli mu dać jeść, tylko mówili: Idź, zjedz tę drugą połowę osła, którą sobie zostawiłeś i tak napchaj sobie brzuch! Ponieważ jednak nie mieli pewności, czy istotnie popełnił ten występek, wyszli na pastwisko zobaczyć, czy nie znajdą jakichś resztek osła, ale nic nie znalazłszy zawiadomili św. Hieronima o tym, co się stało. On zaś poradził im, aby obowiązki osła złożyli teraz na lwa i na nim zwo­zili drzewo. Lew też cierpliwie poddał się temu.

Pewnego razu jednak po skończonej pracy wyszedł na pole i biegał tu i tam chcąc dojść, co się stało z jego towarzyszem. I oto z daleka zobaczył kupców na obładowanych wielbłądach i poprzedzającego ich osiołka. Panuje bowiem zwyczaj w tych okolicach, że gdy wyrusza się gdzieś dalej z wielbłądami, te, aby nie zbaczały z drogi, idą poprzedzane przez osła, który ma do szyi uwiązaną linkę. Lew tedy poznawszy osła ze strasznym rykiem rzucił się na nich i wszystkich ludzi zmusił do ucieczki, po czym nie przestając ryczeć i tłukąc ogonem w ziemię pognał przerażone wielbłądy wraz z całym ich ładunkiem do klasztoru. Gdy bracia powiedzieli o tym Hieronimowi, ten odparł: Umyjcie, drodzy bracia, nogi naszym gościom, przygotujcie posiłek i czekajcie, jaki Pan nada obrót tej sprawie! Tymczasem lew zaczął jak poprzednio biegać wesoło po klasztorze, kłaść się przy nogach poszczególnych braci i machać ogonem, jakby prosił o przebacze­nie winy, której nie popełnił. Św. Hieronim zaś przewidując, co się stanie, rzekł do braci: Idźcie, bracia, i przygotujcie, co trzeba, dla zbliżających się gości! Jeszcze mówił te słowa, gdy nadszedł posłaniec z wiadomością, że pod bramą stoją goście, którzy chcą się zobaczyć z opatem. A kiedy wyszedł do nich, oni upadli mu do stóp błagając o darowanie winy; on zaś łaskawie ich podniósł i powiedział, aby zabrali sobie, co do nich należy, a na przyszłość nie sięgali po cudze. Prosili też go kupcy, aby udzielił im błogosławieństwa, a przyjął za to pół bańki oleju. On wzdragał się, ale wreszcie na wielkie prośby polecił braciom przyjąć dar. Kupcy zaś obie­cali, że rokrocznie będą przywozili klasztorowi w darze taką samą miarę oleju i że spadkobiercom swoim to samo polecą czynić.

Ponieważ poprzednio każdy śpiewał w kościele psalmy, jakie chciał, cesarz Teodozjusz [10], jak opowiada Jan Beleth, zwrócił się do papieża Damazego z prośbą, aby jakiemuś uczonemu mężowi zlecił uporządkowanie liturgicznych obrządków. Papież tedy znając biegłość Hieronima w języku łacińskim, greckim i hebrajskim oraz wszechstronne jego wy­kształcenie, jemu właśnie polecił to zadanie. Hieronim zaś wyznaczył psal­my na poszczególne dni, ustalił osobny nokturn na każdy dzień roku i - jak powiada Siegbert - wprowadził zwyczaj odmawiania Chwała Ojcu na końcu każdego psalmu. Nadto ustalił roztropnie ustępy z Ewangelii i Li­stów, które mają być śpiewane w poszczególne dni roku, jak również inne szczegóły liturgii nie związane ze śpiewem, i tak uporządkowane księgi liturgiczne posłał z Betlejem do papieża, który wraz z kardynałami bardzo je pochwalił i na wieczne czasy nadał im moc obowiązującą.

Na koniec przygotował dla siebie grób w wejściu do groty, w której Pan spoczywał - i tam pochowany został przeżywszy lat 98 i 6 miesięcy [11].

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin