UMIERAJĄCY MNICH.doc

(25 KB) Pobierz
UMIERAJĄCY MNICH

UMIERAJĄCY MNICH

(J. Osterwalder)

 

W czasach, kiedy ziemia i niebo nie były jeszcze tak bardzo oddalone od siebie jak dzisiaj, żył mnich — stary, mądry, święty człowiek. Którejś nocy usłyszał krzyk puszczyka, wiedział co to znaczy. Nadszedł czas, aby ruszyć w drogę do nieba.

Następnego dnia pożegnał się ze wszystkimi współbraćmi, przełożony udzielił mu szczególnego błogosławieństwa. Wszystko mu sprzyjało, po niezbyt długim czasie znalazł drzwi do nieba. Zapukał! Nikt ich nie otwierał. Próbował sam je uchylić. Były zamknięte.

— Co to wszystko znaczy? Czy nie jestem godny królestwa Bożego? Czy byłem złym zakonnikiem? A może za mało się modliłem? Może za mało pościłem? — zastanawiał się stary mnich.

Smutny wrócił do klasztoru. Każdego dnia dłużej się modlił, częściej pokutował, od zmroku do świtu zachowywał milczenie. Po roku znów ruszył w drogę prowadzącą do nieba. Nie musiał pytać, nie musiał błądzić. Zapukał w drzwi i czekał. Jeszcze raz zapukał! Żadnej odpowiedzi.

Panie, dlaczego nie mogę dostać się do nieba?

Już wiem! Żyłem sobie spokojnie w klasztorze, oczywiście modliłem się i pokutowałem, ale nikogo nie nawróciłem!

Jak szybko ta myśl pojawiła się w jego głowie, tak szybko podjął decyzję: udam się na misje! Wsiadł na statek płynący do krajów pogańskich, już na pokładzie, a potem w porcie zasłynął jako gorliwy kaznodzieja. Jego działalnością zainteresowała się policja, nie wszys­tkim podobało się to, o czym opowiadał. Zamknięto go w więzieniu, po kilku miesiącach wydalono z kraju. Był wielce zadowolony z siebie, że zrobił coś dla Pana Boga. Był pewny, że w niebie mówiono o jego działalności. Stanął więc przed drzwiami prowadzącymi do nieba, zapukał, ale te pozostawały cały czas zamknięte.

Być może, jako misjonarz i kaznodzieja byłem zbyt energicz­ny i za głośny! — pomyślał i zapukał delikatniej. Nic z tego.

Tak, głosiłem kazania! Ale to tylko słowa! Wiara to nie piękne kazania, wiara to czyny miłosierne! Głosząc słowo zupełnie zapomniałem, że moim powołaniem jest służba potrzebującemu człowiekowi!

Zgłosił się do wielkiego szpitala na pielęgniarza. Nie pracował dla pieniędzy, pracował z miłości do bliźniego, chciał wreszcie dostać się do nieba. Był nadzwyczaj gorliwy.

Może jeszcze łyk herbaty! — pytał.

Powiedziałem, że nie chcę żadnej herbaty! — odpowiadali chorzy.

Budził w nocy chorych i pytał, czy się dobrze czują, czy czegoś im nie brakuje.

              Niczego mi nie brakuje, tylko spokoju w nocy!

Nie zrażał go brak zrozumienia. Dalej pracował gorliwie, czy ktoś go chwalił czy ganił. Po roku ruszył do nieba, ale drzwi w dalszym ciągu były zamknięte.

Był załamany. Nie wiedział w jaki sposób może otworzyć drzwi prowadzące do nieba. Usiadł przy nich i czekał. Dziecko, budujące w pobliżu zamki z piasku, zapytało:

              Pobawisz się ze mną?

Cóż staremu, zrozpaczonemu zakonnikowi pozostało, odpo­wiedział:

              Tak, będę z tobą budował zamki z piasku!

Zobacz, jaki piękny zachód słońca! — zawołało dziecko. Popatrzył na zachodzące słońce i wyszeptał:

Piękne! Boże, to Ty stworzyłeś tak wspaniały świat! Jego serce wypełniło uczucie wdzięczności i miłości. W tej

właśnie chwili coś się poruszyło, coś trzasnęło, zgrzytnęło i drzwi do nieba otworzyły się na całą szerokość.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin