Jego głos cz[1].10.doc

(63 KB) Pobierz

Kiedy przebudziłam się następnego ranka, nadal byłam w łóżku Edwarda. Wyciągnęłam dłoń żeby go przytulić, ale nie było go przy mnie. Otworzyłam oczy.

- Edward? - kątem oka zauważyłam kartkę leżącą na poduszce. Kiedy wzięłam ją do ręki, rozpoznałam pismo Edwarda.

 

“ Dzień dobry kochanie. Nie przejmuj się moją nieobecnością. Powiedzmy, że wyszedłem na śniadanie. Postaram się zabawić jak najkrócej. Mam nadzieję, że wrócę zanim się obudzisz i nie będziesz musiała czytać tej wiadomości. Jeżeli jednak tak się nie stanie, bardzo cię za to przepraszam.”

 

Wyskoczyłam pospiesznie z łóżka. Ciągle byłam ubrana w koszulę Edwarda. Dziwne. Jak do tej pory nigdy nie zostawiał dla mnie żadnych wiadomości. Po prostu wychodził. No cóż, napisał że będzie niebawem, dobrym pomysł będzie szybki prysznic.

 

Kiedy stałam pod strumieniem gorącej wody, czułam się wspaniale. Wreszcie mogłam zmyć z siebie brud wczorajszego dnia. Czułam lekki ból w mięśniach, które wczoraj lekko przeciążyłam, ale był on niczym w zestawieniu z faktem, że byłam na powietrzu. A żeby było jeszcze lepiej, w przeciągu paru dni miałam zobaczyć się z Alice. Musiała już wiedzieć, że planujemy przyjechać. Ponownie owinęłam się w koszulę Edwarda i pomyślałam, że muszę szybko przebrać się w swoje ubrania.

 

Kiedy otworzyłam drzwi od łazienki, poczułam przyjemny chłód owiewający moje rozgrzane ciało. Kiedy rozejrzałam się po pokoju, zauważyłam, że Edward już wrócił. Siedział na łóżku, a jego oczy płonęły płynnym złotem. To dziwne, ale nigdy nie widziałam żeby dopuścił do tego, by stały się czarne. Musiał bardzo się starać żeby zaspokajać pragnienie zawsze na czas. Uśmiechnął się do mnie.

 

- Lepiej się czujesz? - spojrzałam w jego stronę. Oczywiście kochałam Edwarda, ale wiedziałam również, że w jego towarzystwie ostrożności nigdy za wiele. W każdej chwili mógł rozpocząć kolejną grę. Przytaknęłam.

 

- Jak ci się spało? Mam nadzieję, że nie miałaś żadnych koszmarów? - pokręciłam przecząco głową w milczeniu. - Dobrze. - wpatrywał się we mnie z tym łobuzerskim uśmiechem na twarzy, który tak bardzo u niego lubiłam.

 

- Czy ty masz rozdwojenie jaźni? - zapytałam mocno skołowana. Edward zaczął się śmiać.

 

- Nie. Po prostu nasze stosunki ulegną zmianie. Począwszy od dnia dzisiejszego. - “co takiego?”. Poczułam wielką ochotę żeby podejść do niego i sprawdzić czy ma gorączkę. Ale wiedziałam, ze to raczej bezcelowe.

 

- Ty naprawdę masz dwie natury.

 

- Nie Bello, nie mam. Wiem, że nie traktowałem cię tak jak powinienem, w sposób na jaki zasługujesz. Po prostu jest mi trudno zachowywać się właściwie kiedy jesteśmy sami i nie ma żadnych zasad, których musiałbym przestrzegać.

 

- Może, ale ja wiem, ze zawsze kiedy mamy wyjść na zewnątrz, robisz się dla mnie miły i kochający. I wiem, że to tylko gra. Więc nie oczekuj ode mnie, że uwierzę w to co mówisz i w twoją przemianę. Nie tym razem. - Edward wpatrywał się we mnie bez emocji. Pochylił lekko głowę.

 

- Masz rację, jak mógłbym oczekiwać od ciebie, że mi uwierzysz. To co robiłem w przeszłości, bez wątpienia można nazwać graniem.

 

- Oh proszę cię Edwardzie, oszczędź mi tego tonu niewinnego dziecka. - wpatrywał się ciągle we mnie, a na jego ustach tańczył uśmiech.

 

- Jesteś głodna?

 

- Co takiego?

 

- Pytałem czy jesteś głodna, ponieważ przygotowałem dla ciebie śniadanie.

 

- Po co? Żeby mnie utuczyć i móc później powiedzieć, że dobrze o mnie dbałeś?

 

- Ja cię kocham Bello. I zdaję sobie sprawę, że nie traktowałem cię tak jak powinienem. I dlatego proszę cie o jeszcze jedną szansę. - chyba nie zdawałam sobie do teraz sprawy, jak wściekła byłam o to wszystko.

 

- A co się stanie kiedy znowu wszystko spieprzysz?

 

- Nie zrobię tego

 

- Tak, zapewne. - Edward wstał z łóżka i skierował się w moją stronę. Położył delikatnie swoje dłonie na moich policzkach i uniósł delikatnie moją głowę ku górze.

 

- Przyrzekam. - w rzeczywistości to było jedyne słowo, które chciałam od niego usłyszeć. Edward nigdy nie łamał przyrzeczeń, a przynajmniej kiedy dotyczyły mnie.

 

- Po prostu daj mi jeszcze jedną szansę, żeby to wszystko naprawić. - jego głos był miękki i kojący. W środku aż gotowałam się z pragnienia żeby uderzyć go w twarz. Jedynak mała cząstka mnie bardzo chciała mu zaufać i zacząć wszystko od nowa.

 

- Ostatnia szansa! - wydusiłam z siebie. Wydawało mi się, że Edward wstrzymywał powietrze, które przed chwilą wypuścił z wyraźną ulgą. Spojrzałam na niego zmierzając w stronę drzwi.

 

- Gdzie idziesz?

 

- Muszę się ubrać.

 

- Twoje śniadanie jest na stole. - wymruczałam podziękowanie, które byłam pewna, Edward usłyszał. Nie miałam najmniejszej ochoty dziękować mu za cokolwiek. Wczoraj naprawdę czułam się przy nim szczęśliwa. Ale kiedy tylko uświadamiałam sobie co mi zrobił, wpadałam we wściekłość. Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy parę jeansów i biały t-shirt. Mój pokój nie był zbyt duży. Prawdę mówiąc w porównaniu do pokoju Edwarda, był śmiesznie mały. Zaś w zestawieniu z domem, przypominaj garderobę nieco większych rozmiarów. Wciągając na siebie ubranie zaczęłam rozmyślać nad nową sytuacją. Być może Edward myślał, że nie będę chciała z nim wrócić, po tym jak spotkam się z Alice. Być może właśnie dlatego był dla mnie taki miły. Sukinsyn! To musiała być kolejna gra.

 

Wyszłam z pokoju jeszcze bardziej wściekła. Edward stal na korytarzu, oparty o białą ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Był piękny. Jak zawsze. Ale ja znam jego prawdziwe oblicze. I Wiedziałam, że stary Edward wróci niebawem, a ja będę znowu od niego zależna i znowu będę go błagać żeby dał mi spokój, żeby pozwolił mi odejść. Uśmiechnął się kiedy go minęłam i podążył za mną.

 

Trzymał się za mną na dystans. Tak jakby wiedział, że jeśli zbliży się za bardzo – eksploduję. Zbiegłam ze schodów najszybciej jak potrafiłam. Przemierzyłam je z góry na dół i z powrotem tyle razy, że nie sposób było te razy zliczyć. Zeskoczyłam z ostatniego stopnia i wbiegłam do kuchni. Edward ostrożnie podążył za mną.

 

Kuchnia była ogromna, kremowa i oświetlona słońcem. Zapach który się w niej rozchodził był odurzający. I jednocześnie tak cudownie znajomy. Spojrzałam na stół, na którym leżał talerz pełen francuskich tostów, jajek, bekonu, a obok niego szklanka pomarańczowego soku. Na ten widok zdecydowanie pociekła mi ślinka.

 

Podeszłam do stołu powoli i usiadłam na krześle. To śniadanie naprawdę pachniało znakomicie, a wyglądało jeszcze lepiej. Byłam tak zaaferowana jedzeniem, że nie zauważyłam kiedy Edward zajął miejsce na przeciwko mnie i zaczął obserwować jak jem.

 

- Mam nadzieję, że zrobiłem je właściwie. - popatrzyłam na niego z ustami pełnymi tosta i sosem wyciekającym kącikami ust. Edward hamował śmiech. - Smakuje ci?

 

- O tak. - mój głos był ledwo słyszalny. Przełknęłam. - Są naprawdę pyszne. Dziękuję.

Edward przytaknął i zaczął okrążać stół.

 

- Czym sobie na to wszystko zasłużyłam? - byłam naprawdę bardzo ciekawa, co się takiego stało, że zaczął mnie tak traktować. Kiedy byliśmy wśród innych ludzi, nie miałam wątpliwości, że Edward gra. Ale tutaj, w domu, nie musiał tego robić. A mimo to zaczął mnie taktować inaczej. Był naprawdę miły i uprzejmy. Tylko dlaczego?

 

Nie patrzył na mnie przez chwilę. Po prostu zamarł w miejscu jak posąg. Czy powiedziałam znowu coś niewłaściwego? Edward był bardzo skupiony. Przeanalizowałam w głowie wszystko co mu powiedziałam, każde jedno słowo, ale nie mogłam doszukać się w tym niczego niewłaściwego. W końcu Edward się poruszył. Spojrzał na mnie i zapytał:

 

- Bello? Czy ty mnie kochasz? - powiedział to bardzo powoli, jakby chciał zaakcentować znaczenie tych słów.

 

Co to znowu za pytanie? Oczywiście Edward nie jest przez większość czasu taki, jakim chciałabym żeby był, ale z jakiś bliżej nieznanych mi przyczyn, przyciągał mnie jak magnes. Wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie od niego odejść. Był dla mnie wszystkim, nawet pomimo tego jak się czasem zachowywał. - Oczywiście. - oparł łokcie o blat i położył głowę na rękach.

 

- Dlaczego? - zarechotał. Wyglądało to tak jakby znowu odgrywał scenę z parkingu kiedy wybieraliśmy się na kolację. Tyle tylko, że teraz był bardziej poważny. Jakby naprawdę go to gnębiło. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Co jeśli to co powiem wywoła w nim kolejny atak agresji? Pewnie myśli, że tak naprawdę ja już go nie kocham, a moja odpowiedź podyktowana jest strachem. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Jego twarz była przepełniona bólem. Jakby za chwilę miał rozpaść się na tysiące kawałeczków.

Co było z nim nie tak?

 

- Przerażam cię prawda?

 

- Edward, myślałam że ty...

 

- Bella, proszę, tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. I to przeraża mnie najbardziej. Ty zawsze mówisz to co ja chcę usłyszeć. Żaden normalny człowiek nie może kochać takiego potwora jak ja. Spójrz na siebie Bello! Kiedy ostatni raz widziałaś się w lustrze?

 

- Ja...

 

- Twoje oczy są podkrążone z niewyspania, jesteś potwornie chuda, a ciuchy które nosisz, zupełnie na tobie nie leżą. Nie rozumiem nawet dlaczego zdecydowałaś się dać mi druga szansę. Jestem zaskoczony, że nie kazałaś mi po prostu spieprzać. Ale mimo wszystko, ty ciągle martwisz się o mój nastrój. - zasłonił swoją twarz dłońmi i zapadła cisza. Z racji tego, że przestałam być głodna, odłożyłam widelec. Ten ruch przyciągnął uwagę Edwarda, który podniósł z powrotem głowę i spojrzał na mnie.

 

- Nie jesteś już głodna? - pokręciłam tylko głową, zbyt oszołomiona żeby cokolwiek powiedzieć. Edward westchnął. - Powinienem był z tym zaczekać. - spojrzał na mnie ponownie z prośbą malującą się w jego oczach. - Bello powiedz coś proszę. - nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć.

 

- Hmmm. Miałam nadzieję, że może pójdziemy dziś na zakupy? - wyraz jego twarzy był pomieszaniem zatroskania i rozbawienia. Uśmiechnął się zakrywając sobie jednocześnie twarz jedną dłonią, tak jakby chciał ukryć przede mną jej wyraz.

 

- Chodzi mi o to, że skoro wybieramy się do Alice to dobrze by było zadbać trochę o moją garderobę, wiesz jakiego ona ma bzika na punkcie mody. - uśmiechnęłam się do niego najsłodszym uśmiechem na jaki mnie było stać. Miałam nadzieję, że był przekonywujący. Nie lubiłam patrzeć na Edwarda, kiedy był w takim dziwnym nastroju. Mój uśmiech zgasł kiedy wydawało mi się, że na mnie nie patrzy.

I wtedy usłyszałam delikatny i dźwięczny chichot.

 

- Czy mogłabyś to zrobić jeszcze raz?

 

- Zrobić co?

 

- Uśmiechnąć się w ten sposób. Wydawało mi się, że znam już wszystkie możliwe sposoby w jakie się uśmiechasz, ale najwidoczniej byłem w błędzie. - spróbowałam ponownie się tak uśmiechnąć i oczywiście poczułam się jak kompletna idiotka. Do tego oczywiście oblałam się potwornym rumieńcem.

 

- Przepraszam, nie jestem dobra w powtarzaniu uśmiechów na życzenie.

 

- Nie przepraszaj, był cudowny. Był dokładnie taki, jaki chciałem zobaczyć. Sposób w jaki unoszą ci się kąciki ust, a twoje oczy błyszczą – zapierające dech. - jeżeli to możliwe, to moja twarz stała się jeszcze bardziej purpurowa niż chwilę temu.

 

- No i oczywiście mamy rumieniec.

Spuściłam wzrok na talerz zastawiając się jak ocalić resztki godności. Podniosłam się z krzesła z talerzem w ręku i ruszyłam w kierunku zlewu. Pochyliłam się nad koszem i zaczęłam wyrzucać resztki, kiedy zobaczyłam dłoń zaciskającą się na talerzu.

 

- Ja się tym zajmę. - spojrzałam na Edwarda, który do mnie mrugnął. Wypuściłam talerz w ręki i przyglądałam się jak kończy oczyszczanie go z jedzenia i myje. Zwyczajowo to należało do moich obowiązków. Skończył tak szybko, że nie zdążyłam nawet dokończyć myśli. Błyskawicznym ruchem wziął mnie na ręce i posadził na blacie. Moje nogi dyndały w powietrzu, a Edward otoczył mnie ramionami i przybliżył do mnie.

 

- A teraz powiedz mi, co najbardziej chciałabyś dzisiaj robić?

 

- Prawdę mówiąc myślałam o zakupach i może o czymś...

 

- O czym? - powtórzył za mną

 

- O czymś zabawnym. Zakupy są zabawne. - czy to naprawdę tak trudno zrozumieć, że chcę iść na zakupy? Na ile różnych sposobów mam to jeszcze powiedzieć, żeby do niego dotarło? Edward wyraźnie starał się ukryć rozczarowanie.

 

- Czyli coś zabawnego. - kolejna próba zmiany moich preferencji.

 

-Tak, na przykład zakupy. - uśmiechnęłam się do niego najszerzej jak potrafiłam. Nie było mowy żebym zmieniła plany na dzisiejszy dzień. Edward posłał mi minę pokonanego i uśmiechnął się szeroko. To naprawdę wiele znaczyło. Zwyczajowo nie było mowy żebyśmy się sprzeczali na jakikolwiek temat, o fakcie, ze powiedziałam mu co chcę robić naprawdę, nie wspominając. W naszym normalnych relacjach, Edward po prostu mówił co będziemy robić i na tym wszelka dyskusja się kończyła. Zaczynałam naprawdę lubić tego nowego Edwarda.

 

- Ok. - tylko tyle od niego usłyszałam, kiedy wziął mnie na ręce i postawił na zimnej podłodze.

 

- Jeżeli to jest to czego naprawdę chcesz.

 

- Dziękuję. - krzyknęłam biegnąc w stronę srebrnego Volvo, którego drzwi już były dla mnie otwarte. Nie myślałam nawet czekać na Edwarda. Po prostu otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Moje serce wariowało z podniecenia. “Jadę na zakupy”, “Jadę na zakupy” - ta jedna myśl krążyła ciągle w mojej głowie.

 

Kiedy byliśmy na zakupach ciągałam Edwarda wszędzie. Oczywiście nie dosłownie. Ale kiedy powiedziałam, że chcę iść do jakiegoś konkretnego sklepu, podążał za mną bez najmniejszej oznaki niezadowolenia czy zniecierpliwienia. Następnie kupował dla mnie niemal cały sklep. Tak wiele straciłam przez te miesiące zamknięcia, że teraz wszystko wydawało mi się wspaniałe, niepowtarzalne. Kiedy przemierzałam sklep, podobało mi się niemal wszystko co widziałam i za każdym razem gdy wskazywałam na jakąś konkretną rzecz, Edward zabierał ją z wieszaka i płacił za nią. Wydawało mi się, że musiał mieć tego naprawdę dosyć, ale kiedy spojrzałam na niego, obładowanego torbami, jego twarz rozświetlał wspaniały, oszałamiający uśmiech.

 

Kiedy uznałam, że szaleństwo zakupowe dobiegło końca, na dworze było już ciemno i czułam ból w całym ciebie. Najbardziej bolały mnie stopy. Z mojego żołądka wydobyło się potężne, głośne burczenie. Teraz naprawdę zrozumiałam co znaczy stwierdzenie: shop till you drope. (nie tłumaczyłam tego, bo to slang – według słownika urbana oznacza ono poświęcenie się całkowite jakiejś czynności i nie porzucanie jej niezależnie od tego ile cierpienia i problemów spotykasz po drodze). Edward niósł jakieś 20 różnych toreb z zakupami, niektóre powkładane w inne, kolejne zawieszone na małym palcu jego dłoni.

Teraz byłam naprawdę głodna. I do tego czułam się straszną egoistką. Najpierw zmusiłam go do zabrania mnie na zakupy, towarzyszenia mi w każdym sklepie, zapłacenia za wszystkie zakupy, noszenia moich toreb, a teraz musiałam koniecznie iść coś zjeść.

 

- Co się stało? - nie wiem jak zauważył, że coś ze mną nie jest w porządku, ale przełożył wszystkie torby do jednej ręki, a drugą skierował mnie na pobliskie krzesło. To było naprawdę miłe. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się.

 

- Nic złego. Jestem po prostu bardzo szczęśliwa. - i naprawdę czułam się szczęśliwa. Edward pochylił się nade mną i spojrzał mi w oczy. Przyłożył mi dłoń do czoła. Byłam naprawdę wykończona. Wyraz zmartwienia malował się na jego twarzy.

 

- Naprawdę. Jestem po prostu trochę zmęczona. - odsunęłam się od jego dłoni, kiedy spojrzał na mnie unosząc nieznacznie brwi.

 

- Tylko trochę?

 

- No dobrze, jestem wykończona, ale nadal bardzo szczęśliwa. - jego twarz od mojej dzieliły milimetry, jego chłodny oddech łaskotał mój nos. Zaczęłam sobie wyobrażać, ze moje wargi dotykają jego. Były tak blisko siebie, że prawie się dotykały. Przysunął swoją twarz jeszcze bliżej. I wtedy z mojego żołądka znowu wydobyło się potężne burczenie. Nie! Nie patrz na mój żołądek, skup się na mnie! Edward odsunął się ode mnie i uśmiechnął.

 

- Widzę, że zmuszę zadbać o twoje pożywienie. Będę się czuł lepiej wiedząc, że jesteś najedzona. - próbowałam ukryć swoje rozczarowanie pod maską uśmiechu. Edward wyciągnął do mnie wolną dłoń. Nie wiem jak to robił, ale potrafił wszystkie te niezliczone torby trzymać w jednej ręce, a drugą zaoferować mi jako wsparcie.

 

Wzięłam do za rękę i podążyłam za nim do samochodu. Załadował zakupy do bagażnika i wśliznął się na miejsce kierowcy. Jak tylko odpalił silnik, na liczniku mieliśmy prawie 150 km/h. Zastanawiałam się nad tym jaki wyraz twarzy miały Edward, gdyby kiedykolwiek dostał mandat za prędkość. Zachichotałam cicho. To na pewno byłby widok warty zobaczenia. Edward odwrócił się w moją stronę zaciekawiony.

 

- Oh, to nic takiego. - wolałam mu o tym nie mówić. Wciąż nie byłam pewna jak duże pokłady samokontroli mu jeszcze zostały. Edward chyba wyczytał to z mojej twarzy, bo odwrócił się ode mnie szybko, żebym nie zobaczyła przygnębienia na jego twarzy. No cudownie, zupełnie nie o to mi chodziło żeby poczuł się w ten sposób.

 

- Chodzi o to, że to jest bardzo kiepski dowcip i na pewno by cię nie rozbawił

 

- Bello, cokolwiek to jest, nie będę na ciebie zły. - jak zwykle przejrzał moje kłamstwo.

 

- Chciałabym wiedzieć co myślisz, co sprawia, ze się śmiejesz.

 

- Przepraszam.

 

- Nie zrobiłaś nic złego. - jego głos przeszedł w szept, ale wiedział, że go usłyszę.

 

Może tym razem, Edward naprawdę się zmienił.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin