Jego głos cz[1].11.doc

(55 KB) Pobierz

Jechaliśmy w absolutnej ciszy, podczas gdy ja analizowałam w głowie wydarzenia dzisiejszego dnia. Dnia, który okazał się być naprawdę przyjemny. Cudowne śniadanie, wędrówka po sklepach i kupowanie niemal wszystkiego w zasięgu wzroku. No i oczywiście towarzyszący mi Edward, który był w wyjątkowo dobrym nastroju cały czas. No i teraz wybieraliśmy się na kolację. Spojrzałam w jego stronę żeby sprawdzić czy i on wyglądał na szczęśliwego. Nie wyglądał. Jego twarz była zasępiona.

 

Pomyślałam, że zapewne ciągle myśli o tym żarcie, którego nie chciałam mu powiedzieć. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że podczas gdy ja spędziłam cudowny dzień, on nie czuł się zbytnio szczęśliwy. Pomyślałam, że bardzo chciałabym go wyrwać z tego posępnego nastroju. Jedna z jego dłoni spoczywała na kierownicy, podczas gdy drugą swobodnie położył na kolanie. Wyciągnęłam rękę i objęłam tę drugą.

 

- Dziękuję Ci Edwardzie, naprawdę cudownie spędziłam czas.

 

- Proszę bardzo Bello, cieszę się, że dobrze się bawiłaś. – spojrzał na mnie i jego zasępienie zastąpił mały uśmiech. Poczułam jak wysuwa swoją dłoń spod mojej i kładzie ją na górze, mocno ściskając w zimnym uścisku. Odwróciłam się w stronę okna, spodziewając się, że reszta naszej podróży upłynie w ciszy. I wtedy usłyszałam jak jego dźwięczny śmiech rozchodzi się po samochodzie.

 

Odwróciłam się w jego stronę z wyrazem niepewności malującym się na mojej twarzy. Co sprawiło, że roześmiał się tak niespodziewanie. Czy zrobiłam coś zabawnego? Nie mogłam przypomnieć sobie żadnej rzeczy, która mogłaby go rozbawić. Jego śmiech zamierał powoli, zmieniając się w delikatny chichot.

 

Czekałam żeby coś powiedział, żeby wyjaśnił skąd ten atak śmiechu. Ale kiedy stało się dla mnie jasne, że nie doczekam się żadnych wyjaśnień, nie mogłam powstrzymać irytacji, którą zapewne usłyszał w moim głosie.

 

- Czy masz zamiar powiedzieć mi co cię tak rozśmieszyło? – jego uśmiech stał się jeszcze większy. „Niech coś trafi ten jego piękny uśmiech” – Co cię tak bawi?

 

- No cóż, oczywiście ty Bello. – Moja irytacja jeszcze się pogłębiła, ponieważ ja naprawdę nie zrobiłam niczego zabawnego. A przynajmniej tak mi się wydawało.

 

- A co konkretnie cię we mnie śmieszy?

 

- Czyste uwielbienie. – wyszeptał, jakby mówił bardziej do siebie niż do mnie

 

- Co takiego?

 

- TY, kiedy starasz się sprawić bym poczuł się lepiej. – no tak, znał mnie przecież świetnie.

 

- No cóż, oczywiśćie zdaję sobie sprawę, że ten dzień nie był najbardziej fascynującym w twoim życiu, dlatego chciałam poprawić ci trochę humor.

 

- O czym ty mówisz? – spojrzał mi w oczy z tym samym łobuzerskim uśmiechem na twarzy. – Naprawdę myślisz, że nie bawiłam się dobrze dzisiejszego dnia?

 

- No cóż, nie wyglądasz na zbyt szczęśliwego.

 

- Wręcz przeciwnie Bello, naprawdę miałem bardzo dobry dzień. To, że śmiałaś się przez cały czas, całkowicie mnie uszczęśliwia. Nie mogę po prostu przestać myśleć, jak wiele przeszłaś przeze mnie ostatnio. – zobaczyłam jak jego uśmiech znowu gaśnie, a na jego twarzy maluje się ból. – Byłem okropny dla ciebie.

 

- No nie do końca, nie byłeś aż tak zły. – z wyrazu jego twarzy kiedy na mnie spojrzał, mogłam jasno wywnioskować, że nie kupił mojego kłamstwa.

 

- Jesteś naprawdę kiepskim kłamcą.

 

- Nie, naprawdę Edwardzie, nie byłeś taki zły. Byłeś po prostu – zamyśliłam się na chwilę – trochę zbyt figlarny.

 

- Bello, jest zasadnicza różnica pomiędzy byciem figlarnym, a byciem dupkiem. A przecież ja miałem być tym, który miał cię chronić, a nie krzywdzić. – oczywiście wiedziałam, że Edward miał rację i był dupkiem, ale nie chciałam żeby ciągle się tym katował, dlatego wolałam nie przyznawać mu racji.

 

- No tak Edwardzie, ale nie powinieneś być dla siebie zbyt surowy, w końcu to ja byłam tym kto..... – zamilkłam kiedy nagle odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie wzrokiem, w którym mogłam dostrzec panikę.

 

- Bello, - ciężko byłoby znaleźć słowa, które we właściwy sposób opisałyby to co malowało się na jego twarzy: złość, ból, panika, smutek – i to wszystko w tym samym momencie. – Bello, bardzo cię proszę. Nie możesz obwiniać siebie o cokolwiek. Chociaż raz pozwól mi poczuć ciężar tego co zrobiłam.

 

- Przepraszam. – przysięgam, że gdyby Edward mógł płakać, teraz zanosiłby się szlochem. Ale zamiast tego jego twarz znowu zmieniła swoją ekspresję w reakcji na moje słowa. Tym razem wyglądał tak, jakby ktoś właśnie wyrywał mu wnętrzności. Oczywiście musiałam wszystko pogorszyć.

 

- To znaczy, chodzi o to, ze ja wcale nie przepraszam. – mój głos był zdecydowanie zabarwiony paniką. Paniką, że zamiast zrobić coś, co poprawi Edwardowi humor, mówię rzeczy, które sprawiają, że on czuje się jeszcze gorzej.

 

Kiedy samochód wreszcie się zatrzymał Edward ściągnął dłoń z kierownicy i oparł się o siedzenie. Wyjrzałam przez okno żeby się zorientować gdzie dokładnie się znajdujemy. Byliśmy przed restauracją, której nie potrafiłam skojarzyć. Po chwili doszłam do wniosku, że na pewno nie widziałam jej nigdy wcześniej.

 

- Gdzie jesteśmy? – Edward zdawał się był pogrążony w cichych rozważaniach, ale kiedy nasze oczy się spotkały, uśmiech się do mnie bladym uśmiechem.

 

- W miejscu, o którym słyszałem, że jest bardzo dobre. Nie byłem tutaj nigdy osobiście, o kosztowanie jedzenia nie wspominając. Ale myślę, że może ci się spodobać. – wyjrzałam ponownie przez okno. Na dworze było już prawie ciemno. Z oświetlenia, które dawała restauracja mogłam wywnioskować, że była luksusowa. Zbyt luksusowa.

 

Poczułam jak moje ciało wysuwa się z samochodu, kiedy Edward otworzył drzwi. Nie usłyszałam kiedy wysiadł. Złapał mnie za rękę i pomógł wysiąść, uśmiechając się jednocześnie w moim kierunku. Zamknął za mną drzwi i skierowaliśmy się w stronę restauracji trzymając się za ręce, jedno obok drugiego. To co się działo było jakby powtórzeniem tego co robiliśmy już w przeszłości, z tą różnicą, że tym razem to ja byłam tą, która miała mieć z tego zabawę i radość.

 

Przebyliśmy połowę drogi do restauracji, kiedy dostrzegłam coś kątem oka. Moje serce podskoczyło z podniecenia, kiedy wskazałam Edwardowi plac zabaw, znajdujący się nieopodal.

 

- Ooooo – Edward zadrżał. Nie byłam pewna czy w akcie paniki, czy w geście obronnym.

 

- Co się stało? – zapytał obracając jednocześnie całe moje ciało w swoją stronę.

 

- Plac zabaw! – wiem, że to jak się zachowywałam było dziecinne. Ale kochałam huśtawki i nie widziałam żadnej od bardzo długiego czasu. Podskakiwałam jak wariatka, wpatrując się tęsknym wzrokiem w plac zabaw.

 

- Możemy tam pójść? Możemy? – Edward nie odpowiadał. Zaczęłam się zastanawiam czy może być na mnie zły za to, że mam takie dziecinne zachcianki. Nie byłam w stanie wyczytać czegokolwiek z jego twarzy, kiedy zdawał się zrozumieć, skąd u mnie ta nagła zmiana nastroju.

 

- Plac zabaw? – zapytał podejrzliwym głosem.

 

- Tak, ten tu obok! – znowu podskoczyłam, wskazując jednocześnie w stronę placu. Odwrócił się w końcu na kilka sekund w kierunku który wskazywałam i znowu spojrzał na mnie. Wpatrywał się we mnie starając się z całych sił zrozumieć, o co mi tak naprawdę chodziło.

 

- Proszę?

 

Wypuścił mnie z objęć, uśmiechając się jednocześnie. – Oczywiście. – na te słowa złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę placu zabaw. Oczywiście nie byłam w stanie fizycznie zmusić go do pójście za mną w jakimkolwiek kierunku, nie mniej jednak podążał za mną. Byłam taka podniecona!

 

Kiedy tylko przekroczyliśmy granicę placu zabaw, puściłam rękę Edwarda i rzuciłam się biegiem w stronę huśtawek. On oczywiście podążał za mną i z łatwością dotrzymywał mi kroku. Usiadłam na huśtawce i wymachując nogami, wzbiłam się w powietrze.

 

Edward usiadł na huśtawce obok, ale się nie huśtał. Uśmiechał się do mnie w milczeniu. Bujałam się przez czas, który wydał mi się wiecznością, aż w końcu zaczęłam zwalniać. Szorowałam stopami o podłoże, starając się wytracić całą prędkość. Bujałam się coraz wolniej i wolniej, aż w końcu zatrzymałam się całkowicie. Mój oddech był ciężki i urywany, serce tłukło się w piersi, a nogi bolały z wyczerpania.

 

Spojrzałam w bok, spodziewając się, że dostrzegę tam Edwarda, ale go nie było. Obróciłam głową dookoła, szukając go w pobliżu, lekko już zdenerwowana. Usłyszałam cichy chichot dochodzący zza moich pleców. Jego chłodny oddech łaskotał moje ucho.

 

- Nadal tu jestem. Zobaczyłem, że jesteś zmęczona i pomyślałem, że w ten sposób będę bardziej użyteczny. – przesunął swój nos wzdłuż mojej szczęki, głęboko wdychając mój zapach. Przestałam na chwilę oddychać, trzymając się jednocześnie kurczowo huśtawki. Poczułam jak jego chłodne obejmują moje i jak zaciska je delikatnie chwytając razem z moimi huśtawkę. Pchnął mnie delikatnie.

 

Huśtawka pofrunęła do przodu, poczym wróciła ponownie do Edwarda. Za każdym razem kiedy znajdowałam się w zasięgu jego dłoni popychał mnie delikatnie do przodu, całując jednocześnie w szyję. Ta część zabawy stała się tak przyjemna, że za każdym razem kiedy frunęłam do przodu, nie mogłam się doczekać kiedy ponownie znajdę się blisko niego. Przy kolejnym razie zaparłam się stopami o ziemię, nie pozwalając mu na kolejne pchnięcie mnie do przodu.

 

Usłyszałam cichy chichot Edwarda i zauważyłam, że nie ruszył się ze swojego stanowiska. Pocałował mnie delikatnie w szyję i wyszeptał:

 

- Masz dosyć huśtania się? – pokręciłam głową. Jeśli chodzi o huśtanie się, rzeczywiście byłam już usatysfakcjonowana.

 

Edward puścił moje dłonie i zajął ponownie miejsce na huśtawce obok. Podeszłam do niego i stanęłam na przeciwko. Znowu zachciało mi się huśtać, ale tym razem, nie chciałam tego robić sama. Edward wpatrywał się we mnie w połowie rozbawiony, w połowie zaciekawiony. Zastanawiałam się, czy powinnam zrobić to co chodziło mi po głowie, czy nie.

 

 

Zbliżyłam się powoli do niego. Zastanawiałam się jak ten nowy Edward zareaguje, kiedy zorientuje się co chcę zrobić. Przysunęłam się jeszcze bliżej. Za wyjątkiem coraz większego uśmiechu na twarzy, jego ciało nie zdradzało żadnych ruchów. Zatrzymałam się tuż przy jego nogach. I oczywiście spłonęłam rumieńcem.

 

- Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał chichocząc coraz bardziej z każdym wypowiadanym słowem.

 

- Czy mogę liczyć na małą przejażdżkę? – mój głos był cichy i niepewny.

 

- Oczywiście. – Wow, to było łatwiejsze niż przypuszczałam. Uniosłam jedną nogę i objęłam nią Edwarda. Przysunął mnie do siebie, obejmując w pasie i oplatając swoją talię moją drugą nogą. Nasze twarzy dzieliły milimetry. Objęłam go ramionami kiedy zaczęliśmy się bujać do przodu i do tyłu.

 

Bujaliśmy się tak gwałtownie, że czasami miałam problem z utrzymaniem się na jego kolanach. Po tym jak kolejny raz wychyliłam się zdecydowanie za bardzo do tyłu, Edward otoczył mnie ramionami, dzięki czemu nie musiałam się już skupiać na tym żeby nie spaść z huśtawki.

Edward śmiał się głośno, a jego usta błądziły po moich włosach. Zatrzymaliśmy się i siedzieliśmy jakiś czas w milczeniu, po tym jak oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Powoli robiłam się śpiąca.

 

- Chcesz iść spać? – zapytał błądząc palcami po moich włosach. Przytaknęłam. W tym samym momencie mój brzuch wydał z siebie donośnie burczenie. Podniosłam głowę z jego ramienia i spojrzałam mu w oczy żeby zobaczyć czy usłyszał to co ja. Co było wyjątkowo głupie, bo przecież było to oczywiste, że usłyszał. Jego słuch był dziesięć razy lepszy niż mój.

 

- No to mamy mały problem?

Edward spojrzał w stronę restauracji i mrugnął do mnie, przyprawiając mnie jednocześnie o drżenie.

 

- Możemy? – fakt, że przed chwilą otworzyłam oczy sprawił, że musiałam przyzwyczaić się do światła. Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się przy tym szeroko. Oczywiście byłam głodna, ale zdecydowanie wolałam zostać tu z Edwardem, w tej pozycji i cieszyć się tą chwilą. Uśmiechnął się w odpowiedzi na moje dziecinne zachowanie. Z drugiej strony mogłabym się założyć, że moja odpowiedź sprawiła mu przyjemność.

 

Pocałował mnie czule w czoło i spojrzał mi w oczy.

 

- Wiesz, że ja chcę tego co dla ciebie najlepsze?

 

- Nie wydaje mi się żeby to było to, czego teraz potrzebuję najbardziej – parsknęłam śmiechem.

 

- Twoje ciało zdaje się przeczyć twoim słowom Bello.

 

- Mogę ci powiedzieć czego chce moje ciało, jeśli naprawdę chcesz wiedzieć. – Edward zmarszczył czoło i posłał mi spojrzenie pełne dezaprobaty.

 

- To nie jest śmieszne Bello.

 

- No cóż, wydawało mi się, że wręcz przeciwnie. – Wyraz jego twarzy się nie zmienił.

 

- No dobrze, już dobrze – westchnęłam. Uśmiechnął się w końcu do mnie, pozwalając mi wpleść palce w jego zdecydowanie zbyt aksamitne włosy.

Edward podniósł się z huśtawki trzymając mnie ciągle w ramionach. Moje nogi ześlizgnęły się z jego talii i oparły się w końcu na ziemi. Wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę restauracji, po raz drugi dzisiejszego wieczoru.

 

- Muszę przyznać, że to było naprawdę przyjemne. Nie mam nic przeciwko, żebyśmy kiedyś to powtórzyli.

 

- Mi też się podobało, – spojrzałam na niego – bardzo.

 

- Wspaniale.

 

Weszliśmy do restauracji przez podwójne drzwi. Moja dłoń spleciona z jego. Tak jak powinno być zawsze.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin