Jego głos cz[1].14.doc

(44 KB) Pobierz

Edward uklęknął i zachęcił mnie do wdrapania się na jego plecy. Potrząsnęłam głową.

- Pójdę pieszo.

- Bello, czy zawsze musisz wszystko utrudniać? – spojrzałam na niego i dostrzegłam rozbrajający uśmiech na jego twarzy. – Zrób mi tą przyjemność.

- Nie jestem bezradna, nie jestem też zmęczona, mogę iść – odwróciłam się i ruszyłam w stronę mojego więzienia.

- Bezradna – powtórzył, dotrzymując mi kroku. – Nie, Bella, nie sądzę, żebyś była bezradna, tylko bardzo krucha – zaśmiałam się z zażenowaniem.

- Jedno i to samo.

- Nie. – Edward stanął naprzeciwko mnie, podnosząc rękę, by dotknąć mojej twarzy. Zatrzymał ją tam i nasze oczy się spotkały. Jego tęczówki były błyszczące jak złoto.

- Mogę? – nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam oderwać wzroku od jego bladej twarzy i oczu, które przyciągały mnie coraz bliżej i bliżej do niego. Edward nabrał powietrza do płuc i dotknął moich zaschniętych warg swoim palcem wskazującym.

- Nie, nie jesteś bezradna. Bezradna oznaczałoby, że jesteś słaba.

- Dla ciebie? Przecież wiem, że dla ciebie jestem słaba. – stwierdziłam, starając się panować nad oddechem.

- Szczególnie dla mnie. – odchylił głowę, jakby chciał mnie pocałować, ale zatrzymał się kilka centymetrów od moich ust. – Widzisz, co potrafisz? – wyszeptał, czułam jego słodki oddech na swoich ustach. Moje ciało nie mogło się poruszyć ani odpowiedzieć. – Jesteś dla mnie jak magnes, jak narkotyk i nieważne jak bardzo bym chciał trzymać się od ciebie z daleka, nie potrafię. Jestem od ciebie uzależniony. Czy to nie jest potęga? Mieć kontrolę nad jednym z najniebezpieczniejszych stworzeń chodzących po ziemi? Lekceważysz swoja siłę, Bello.

 

Jego jedwabne usta wygięły się w uśmiechu. Czułam, jakby krzyczały „pocałuj mnie”. Edward zamknął oczy, dotykając swoim nosem mojego, nasze usta dzieliły milimetry. Wciągnął powietrze przez nos i wypuścił ustami. Jego oddech owionął moją twarz, docierając aż do szyi.

 

- Jesteś dla mnie taka krucha. Mogę się zniszczyć w ciągu sekundy – zaśmiał się miękko. – Mogę cię rozerwać kawałek po kawałku – Zamarłam. Owinął ręce dookoła mnie, przyciskając do swojego torsu. – Mogę cię udusić, i po chwili będziesz martwa. – pozwolił mi oderwać się od niego. Spojrzałam mu w oczy, nie do końca pewna, co powiedzieć.

 

Potrząsnęłam głową – Nigdy byś mi tego nie zrobił, nie skrzywdzisz mnie.

 

Uśmiechnął się, gdy chwycił mnie pod brodę i odchylił lekko głowę, zbliżając się do mnie. Nasze usta się spotkały. Jego były zimne i magnetyczne. Przylgnęłam do niego całym ciałem. Jedną rękę położył na moim policzku a drugą objął mnie w talii, przytrzymując mnie w miejscu.

 

Po chwili, która wydawała się nie więcej niż sekundą, odepchnął mnie lekko od siebie. Moje oczy jeszcze nie zdążyły się otworzyć, nie chciałam ich otwierać. – Nie – wyszeptałam, usiłując odnaleźć w ciemności jego usta. – Proszę – powiedziałam bezgłośnie. Nie chciałam, żeby się skończyło. Ręce Edwarda tworzyły przestrzeń między nami, nie pozwalając mi zbliżyć się do niego. Ale ja też byłam uparta. Nie otwierałam oczu.

 

Czas mijał, a nic się nie działo. Wtedy usłyszałam szczery śmiech Edwarda. Jego usta znów dotknęły moich. Zarzuciłam ręce na jego szyję, uśmiechając się do siebie. Po chwili, która również była za krótka, odepchnął mnie. Otworzyłam oczy, oczekując na ciąg dalszy, kiedy zobaczyłam jego twarz.

 

- Do domu – powiedział. Nie chciałam się stąd ruszać. Chciałam zostać i błagać o więcej. – Zimno ci, trzęsiesz się. – uśmiechnął się – Chyba, że to ja tak na ciebie działam.

- Obie wersje po trochu – zachichotał i opuścił głowę.

- Bella, co ja z tobą zrobię? – potrząsnęłam głową.

- No chodź, potrzebujesz odpoczynku. Tego ci nie zabronię – podniósł mnie na swoje plecy – na pewno nie dzisiaj. - Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zaczął biec. Oparłam głowę o jego ramię i zamknęłam oczy.

 

Myślałam o tym, jak to będzie zobaczyć Alice ponownie. Czułam małe motyle w brzuchu, kiedy o niej myślałam. Uśmiechnęłam się do siebie.

Poczułam pod sobą coś miękkiego, kiedy zimne ręce Edwarda utraciły kontakt z moim ciałem. Otworzyłam oczy do połowy, aby zobaczyć jego złote tęczówki, kiedy złożył na moim czole czuły pocałunek.

 

- Dobranoc, śpij dobrze moja mała, silna owieczko. Moja Bello. – Czułam, że owija mnie kocami. I już go nie było.

 

Tej nocy śniłam o Alice i Edwardzie uwięzionych razem w czarnej dziurze. Nie wiedziałam, co ten sen oznaczał, ale podobał mi się. To ja byłam czarną dziurą.

 

Gdy się obudziłam, Edward stał oparty o framugę moich drzwi. Poczułam wykwitający na moich policzkach rumieniec.

- Ciągle nieśmiała, prawda?

- Trochę – powiedziałam, potrząsając głową, aby osłonić włosami twarz.

- Proszę, nie rób tak. Nie ukrywaj się. – Spojrzałam na niego. Trzymał dwie torby podróżne w każdej ręce. – Gotowa na spotkanie z moją rodziną?

- Tak! – powiedziałam, wyskakując z łóżka i kierując się do mojej garderoby. Co powinnam założyć w takim ważnym dniu? Rozejrzałam się, ale nic nie wyglądało wystarczająco dobrze.

- Jestem pewien, że cokolwiek założysz, będziesz wyglądać olśniewająco. Ubrania zawsze lepiej wyglądają na tobie niż na wieszaku.

- Chcę, żeby to było coś wyjątkowego. Nie popędzaj mnie, dobrze? – W tym momencie zadzwonił telefon. Spojrzałam na Edwarda, a on znowu się do mnie uśmiechnął.

- To pewnie Alice. – Wyszedł na korytarz. Odwróciłam się w stronę mojej garderoby. Widziałam same ubrania, całe stosy ubrań. Co będzie wyjątkowe? Nie chciałam jechać w sukience. Chwyciłam moje jasnoniebieskie jeansy z obcisłym, niebieskim topem i pobiegłam pod prysznic.

 

W pośpiechu umyłam włosy i ciało. Wskoczyłam w ubrania i wybiegłam do korytarza. Edward cały czas rozmawiał przez telefon. Wyglądał na zmartwionego, ale szybko zmienił wyraz twarzy, gdy tylko mnie zobaczył.

 

- Wiem, tylko…- pokiwał głową, kiedy na mnie spojrzał. – Dobrze – uśmiechnął się – Dzięki Alice. Wkrótce będziemy, pozdrów wszystkich. – rozłączył się. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Jego oczy przemieszczały się po całym moim ciele. – Wybacz, ale oszołomiłaś mnie.

- Nie przypuszczałam, że to możliwe – powiedziałam, rumieniąc się.

- Zawsze to robisz.

 

Pojechaliśmy na lotnisko, gdzie wsiedliśmy w samolot. Edward załatwił wszystko wcześniej, więc poszło bardzo szybko. Nie wiedziałam nawet, dokąd lecimy. Ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że nie bardzo mnie to obchodzi. Edward i ja nie rozmawialiśmy przez większość podróży, pomijając dostarczanie mi przez niego jedzenia i oferowanie jego ramienia jako poduszki.

 

Kiedy większość podróży mieliśmy za sobą, rozejrzałam się. – Gdzie jesteśmy?

- W stanie Nowy Jork. Nie martw się, to małe miasteczko. A w dodatku mieszkają w lesie, jak już pewnie zdążyłaś zauważyć.

- No tak. – Jechaliśmy wąską drogą, którą było można dostrzec tylko dzięki rozmieszczeniu drzew. Mijaliśmy je tak szybko, że wyglądały jak wielka zielona plama. Miałam problem, który gasił mój entuzjazm. Miałam nadzieję, że jeszcze mnie lubią. Poczułam, że samochód staje w miejscu. Przyjechaliśmy.

 

Spojrzałam na wielki biały dom, który znajdował się za moim oknem. Przyciemnione światło przenikające przez deszczowe chmury sprawiały, że był jeszcze piękniejszy. Wyglądał dokładnie tak, jak go sobie wyobrażałam. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. – Jest piękny –

Edward chwycił mnie za rękę, trzymając dwie torby w drugiej.

- Idziemy?

Pokiwałam głową. Gdy stanęliśmy przed podwójnymi drzwiami z białego szkła, moje serce przyspieszyło. Edward pochylił się, by sięgnąć mojego ucha.

- Jest w porządku, Bello, nic się nie zmieniło. A poza tym wyglądasz olśniewająco.

- Dzięki – wyszeptałam.

Zanim Edward zapukał, drzwi się otworzyły. Moje serce zamarło na chwilę. To była Alice. Moje serce jednak stanęło.

- Bella? – powiedziała, przywołując swój niebiański uśmiech. Chciałam rzucić się jej na szyję, ale straciłam czucie i nie widziałam nic, oprócz ciemności.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin