61.doc

(29 KB) Pobierz

Wszystko z powodu zamkniętej torby z psim jedzeniem?

Pomimo zapewnień Morelanda drzwi do łazienki były zbyt szczelne, ^l karaluchy mogły się tamtędy przedostać. A może pozostawiliśmy je otwąj? wychodząc na kolację do bazy?

Robin zawsze zamykała drzwi do łazienki. Ja czasami ^apominałelll Które z nas wychodziło ostatnie?

Dlaczego karaluchy nie uciekły, kiedy wróciliśmy do domu? A przy^;

mniej nie zasyczały?

Istnieje też inna możliwość: że zostały umieszczone i zamknięte w łazience Przez kogoś, kto wykorzystał naszą obecność w Stanton. Dom był pUsty

Ktoś przesłał nam wiadomość: wynoście się stąd.

Kto?

Najbardziej podejrzany był Ben, ponieważ dysponował kluczami fo

insektarium.

Powiedział nam, że ma zajęty wieczór. Miał opiekować się dzienni

a potem zjeść kolację z żoną.

Czyżby tu wrócił?

Ale po co? Za wyjątkiem niegrzecznej uwagi o swoim rytmie pracy, nie okazał nam ani śladu wrogości. Wprost przeciwnie. Zaniedbywał swoje obowiązki, żeby się nami zająć.

Z wdzięczności dla Morelanda?

Skrywając własne uczucia?

Zastanawiałem się nad tym przez chwilę, ale nie mogłem się dopatrzyli

sensu.

Ktoś inny spośród zatrudnionych w domu?

Cheryl?

Za głupia, żeby wymyślić coś takiego, i jaki miałaby motyw? W dodatku zawsze wychodziła po kolacji, a dzisiaj nie jedliśmy wieczorem.

Gladys? Ten sam brak motywu, poza tym pomysł, by wykradała karaluchy, wydał mi się po prostu śmieszny.

Było jeszcze co najmniej z tuzin pracujących na przychodne ogrodników i robotników, ale dlaczego mieliby czuć do nas niechęć?

Chyba że wiadomość przeznaczona była dla Morelanda.

Może moje domysły na temat jego wielkopanskiej pozy, budzącej niechęć u tubylców, były słuszne?

Dobry pan doktor wcale nie jest tak bardzo lubiany? A jego goście uznam

za kolonialnych intruzów?

W takim przypadku mógł to być właściwie każdy.

To czysta paranoja. Facet od lat hoduje tysiące owadów, cztery z n** wydostały się, bo Moreland jest już stary i roztargniony, wiec zapomnw1 umocować wieko.

Człowiek z innego świata — powiedział Milo.

Niezbyt to pocieszające, zważywszy, że insektów było tysiące. Chyw jednak będzie teraz bardziej uważał.

126


Starałem się przestać myśleć i zasnąć. Przypomniała mi się Jo Picker. *«oana, pytająca, czy ktoś krzyczał.

Robin krzyknęła dobre dziesięć minut przedtem.

Skąd ta zwłoka?

Środek nasenny?

A może nie musiała się śpieszyć, bo wiedziała?

Była na górze sama przez calutki wieczór.

paranoja do kwadratu. Dlaczego wdowa w świeżej żałobie miałaby ^zać złośliwe kawały?

Powiedziała, że brzydzi się robactwa, i odmówiła zwiedzenia minizoo.

A poza tym nie czuliśmy do siebie żadnej niechęci. Robin odnosiła się do niej szczególnie dobrze... Zresztą jeśli nawet Jo była złośliwa, w jaki soosób dostałaby się do naszego apartamentu?

Może za pomocą własnego klucza, jeżeli nasze zamki są podobne?

Albo używając szpilki do włosów? Sypialnia nie musi mieć skom­plikowanego zamknięcia. W naszym domu wystarczyłby śrubokręt.

Leżałem i nasłuchiwałem, czy zza ściany nie dotrze do mnie jakiś dźwięk.

Cisza.

Czego się spodziewałem? Stukania klawiatury komputeru? Wdowiego szlochania?

Wierciłem się na łóżku, ale Robin spała mocnym snem.

W mojej pamięci odezwały się głosy z przeszłości.

Alexander jest bardzo inteligentnym chłopczykiem, ale ma skłonności do marzycielstwa.

Czy w domu jest coś nie w porządku, pani Delaware? Alexander jest ostatnio bardzo roztargniony.

Poprzez szczelinę w zasłonach zaczęło się sączyć złociste światło.

Na twarz Robin padł promyk słońca.

Uśmiechnęła się przez sen.

Trzeba wziąć z niej przykład i przystosować się.

Rozluźniłem mięśnie i zacząłem głęboko oddychać. Wkrótce poczułem się lepiej.

Uśmiechnąłem się na wspomnienie Morelanda umazanego czekoladą, z miną zawstydzonego uczniaka.

Moje ciało stało się ciężkie. Gotowe do snu. Jednak nie od razu zasnąłem.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin