12.doc

(26 KB) Pobierz

była to  podróż   służbowa  i   zarazem  chwila  wytchnienia.   Właśnie si(! rozwiodłam.

Nalała sobie wody do szklanki i wzruszyła ramionami.

       Czy tutaj spędziła pani dzieciństwo? — spytała Robin.

       Nie całkiem. Możemy przystąpić do deseru?
Picker spojrzał za nią, gdy wychodziła.

       Tęskni za jakimś głupkiem z Filadelfii.
Ben zmierzył go wzrokiem.

       Jeszcze jedna butelka, panie Picker?
Picker spojrzał na niego.

 

       Nie, dziękuję, amigo. Wolę zachować przytomność. Jutro lecę. — J0
odłożyła widelec. Picker wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Tak, kochanie,
postanowiłem się ruszyć.

       Czym pan leci? — zapytał Ben.

       Samolotem do opryskiwania roślin, ale w bardzo dobrym stanie.
Należy do faceta o nazwisku AmaJfi.

       Jeden z tych gruchotów Harry'ego Amalfi? Nie latały od lat.

       Są zupełnie w przyzwoitym stanie, przyjacielu. Sam je oglądałem,
Latały nad dżunglą przez piętnaście lat i mam zamiar polecieć na jednym
z nich jutro rano. Ja i pani doktor. Zrobię trochę zdjęć lotniczych, żeby
udowodnić chłopakom z instytutu, że naprawdę tu byłem i nic nie znalazłem.

Jo zmięła palcami obrus. -Ly...

      To nie jest dobry pomysł, doktorze Picker — powiedział Ben.
Picker spojrzał na niego z pełnym wyrozumiałości uśmiechem.

      Pańska uwaga została uznana za nudziarstwo, przyjacielu.

 

       Las należy do marynarki. Aby tam lecieć, musi pan mieć urzędowe
pozwolenie.

       Nieprawda — powiedział Picker. — Do marynarki należy tylko
wschodnia część. Część zachodnia jest dostępna dla wszystkich, marynarka
nigdy nie rościła do niej pretensji. Przynajmniej tak twierdzi moja pani doktor
na podstawie posiadanych map.

      To prawda — powiedziała Jo — ale i tak...

       A co, wolałabyś może, żebym się tu zanudził na śmierć?— krzyknął
Picker.

       Las ma zaledwie półtora kilometra szerokości — powiedział Ben. —
Trudno będzie utrzymać kurs...

       Troszczysz się o mnie, amigo? — zapytał Picker z niespodziewana
szorstkością. Uniósł butelkę po burbonie, jakby zamierzał ją stłuc. A potem
odstawił z przesadną ostrożnością i wstał. — Wszyscy tak się o mnie troszcz*
Wzruszające. — Brodę miał pokrytą okruchami. — Są tacy uprzejmi, a póz*
mymi plecami mówią, że jestem pijanym bufonem. — Spojrzał na żonę. -*
Idziesz, aniele?

Usta jej zadrżały.


              Wiesz, co sądzę o małych samolotach, Ly...

              Czy idziesz wreszcie?

Nie spuszczając z niej wzroku, wziął z talerza kawałek kurczaka i ugryzł.

z otwartymi ustami, spojrzał ponuro na Romero.
              To metafora, przyjacielu.

              Co? — spytał Ben.

              To miejsce. I inne cholerne wybrzuszenia, sterczące z oceanu. Wulkany

wybuchają, a potem wygasają. Przybywają pełni nadziei zdobywcy, żeby wkrótce wynieść się chyłkiem lub umrzeć, i wszystko porasta ten przeklęty koralowy pasożyt. Entropia.

Jo odłożyła widelec.

              Proszę nam wybaczyć.

Picker odłożył kurczaka na talerz i brutalnie chwycił ją za ramię.

              Wszystko tonie — powiedział.

 


28

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin