Coulter Catherine - Gwiazda 04 - Gwiazda z nefrytu.pdf

(1080 KB) Pobierz
19077739 UNPDF
1
Lahaina, Maui, 1854
Ciepły, szorstki piasek na plaży miał dziwne, różowawe zabarwienie, przypominające
łuski koralowej rybki. Tafla oceanu zaś była równie szafirowa jak grzbiet płetwala
błękitnego.
- No, Julka, przestań już śnić na jawie!
Juliana DuPres z góry cieszyła się na samą myśl o zakazanej przyjemności kąpieli
morskiej. Zacisnęła swój sarong szczelniej nad piersiami i w ślad za Kanolą rzuciła się
prosto w spienione bałwany. W Makila Point fala przypływu bywała wysoka, ale Julka,
doświadczona pływaczka, unosiła się spokojnie na wodzie, nie dając się porwać prądom,
dopóki nie znalazła się poza ich zasięgiem.
- Poczekaj, Kanola! - zawołała. - W tym miejscu zwykle przepływają ławice
papugoryb. Chciałabym je zobaczyć.
Nie czekając na reakcję przyjaciółki, nabrała w płuca dużo powietrza i zanurkowała, aż
sięgnęła rafy koralowej w głębi. Wiedziała, że od słonej wody zaczerwienią się jej i
zapuchną oczy, ale nie zważała na to. W nagrodę zobaczyła nie tylko papugoryby, ale i
żółto pręgowane barweny. Wynurzając się na powierzchnię, myślała: "Ojcze, jeśli
rzeczywiście wierzysz w cud stworzenia, nie powinieneś zamykać oczu na piękno, które
cię otacza!"
Uśmiechnęła się do siebie na samą myśl o tym, wypluwając jednocześnie z ust słoną
wodę. Wyobraziła sobie wielebnego Etienne' a DuPres' go bez jego wiecznie przepoconej
sutanny, pluskającego się w oceanie i rozróżniającego gatunki ryb. Albo leżącego na
plaży, dopóki jego żółtawa cera nie nabierze zdrowej opalenizny ...
- No i cóżeś tam zobaczyła? Może węgorza? - Kanola wzdrygnęła się z
obrzydzeniem.
Juliana podpłynęła do nieregularnego złomu koralu, na którym odpoczywała Kanola.
Wystająca z wody rafa miała chropowatą i oślizłą powierzchnię, więc Julka wczepiła się
palcami w szczelinę, aby nie zsunąć się do wody, bo na wąskiej wysepce ledwo starczyło
miejsca dla nich obu. Kanola z pobłażliwym uśmiechem obserwowała, jak Julka
wyciągnęła z kieszeni saronga dwie rozmiękłe kromki chleba i oświadczyła z
entuzjazmem:
- No, to zobaczymy, czy moje maleństwa są głodne. Na przykład ta węgorzyca, która
właśnie przepłynęła pode mną ...
Pokruszyła chleb i rozsypała po powierzchni wody wokół siebie. Wkrótce zaroiło się od
ryb - pojawił się nawet mały rekinek. Julka uśmiechała się, kiedy ich śliskie ciała
muskały jej nogi, ale z pewnym rozczarowaniem stwierdziła:
- Prawie same wargacze!
Kanola spoglądała na nią z niemal siostrzaną czułością, bo Julka, choć tylko o dwa lata
młodsza, za nic nie chciała zarzucić swych dziecinnych zajęć. Rzeczywiście wiedziała o
rybach więcej niż jakakolwiek inna biała dziewczyna. Kanola przez chwilę słuchała, jak
przyjaciółka określała gatunki ryb zwabionych okruchami chleba, ale w końcu przerwała
jej gestem ręki.
- Ojciec znowu cię ścigał? - zagadnęła. Mówiła taką samą angielszczyzną jak
przyjaciółka.
Julka skwitowała pytanie westchnieniem, ale nie od razu na nie odpowiedziała.
- No cóż, jak to on - przyznała w końcu. - Wszystko, co jest zgodne z naturą i co
sprawia radość, stanowi dla niego tabu, szczególnie jeśli dotyczy kobiety.
- Tak i mnie się wydawało. A co tym razem wymyślił? Zakazał ci kąpieli w morzu?
- Już trzy lata temu - powiedziała Julka z figlarnym uśmieszkiem igrającym w kąciku
ust. Zaskoczyło to Kanolę.
- Coś podobnego! Jakim sposobem udało ci się tak długo to przed nim ukrywać?
- Tomasz pomaga mi się obmyć i zatrzeć ślady. Tato pewnie myśli, że często się kąpię,
bo źle znoszę upał, i stąd moje mokre włosy. Na szczęście dotąd nie zauważył, że mam
zaczerwienione oczy.
- Ależ, Julciu, przecież masz już dziewiętnaście lat i jesteś dorosłą kobietą. Życie nie
kończy się tylko na podglądaniu i określaniu rybek, ptaszków i kwiatków ... - zaczęła
Kanola, ale zawiesiła głos, kiedy Julka zmierzyła ją gniewnym spojrzeniem. Jednak,
niezrażona uporczywym milczeniem koleżanki, dodała jeszcze: - Taki na przykład John
Bleecher ...
Kanola była już od pięciu lat mężatką i szczęśliwą matką dwojga dzieci.
- Traktowałam go tylko jako przyjaciela - rzuciła Julka ze wzrokiem utkwionym w
bezkresny ocean.
- Myślę, że jest nim nadal - sprostowała Kanola. - On przynajmniej nie jest
misjonarzem. Na pewno nie komenderowałby tobą jak twój tatko ani nie kazałby ci
spędzać wielu godzin na modlitwach.
- Wolałabym, aby zainteresował się Sarą. Ona za wszelką cenę chciałaby się wydać
za mąż.
- Ta tyka grochowa? - palnęła bez ogródek Kanola.
- Akurat, przecież ona jest bardzo ładna, taka miękka i wrażliwa, jakie mężczyźni
podobno lubią.
- To ty pewnie w takim razie jesteś czupiradło?
Podczas nurkowania włosy Julki rozwiązały się, więc teraz okalały jej twarz kaskadą
niesfornych loków.
- No, nie przypuszczam - powiedziała szybko. - Ale jestem mniej więcej tak wrażliwa
jak moje "pawie oczka".
- Dobrze, że tak nie wypiękniałaś wcześniej, bo wtedy chyba twój ojciec trzymałby
cię pod kluczem.
- Przynajmniej szczerze powiedziane! - roześmiała się Jullka. - Tak się składa, że on
wciąż traktuje mnie jak nieopierzoną trzpiotkę i przewraca oczami, jakbym sprawiała mu
nie wiadomo jaką przykrość. Wiem, o co mu chodzi, to te moje rude włosy, które
odziedziczyłam po babci. Ona była francuską aktorką, co dla niego uosabia
niemoralność. Chodź, popływajmy jeszcze trochę, zanim słońce za bardzo mnie
przypiecze.
Otóż to właśnie - pomyślała Kanola, obserwując ciało przyjaciółki nurkującej w
przejrzystej wodzie. Z jej rudymi włosami kontrastowała biała skóra okryta sarongiem,
tylko na twarzy i ramionach dał się zauważyć lekki ślad opalenizny. Nadmierna dawka
słońca nie tylko zniszczyłaby jej skórę, ale mogłaby też przyprawić ją o chorobę ... Z tą
myślą Kanola ześliznęła się do wody za Julką i wolnymi ruchami zaczęła płynąć.
- Niech no pan spojrzy, kapitanie!
Jameson Wilkes powiódł wzrokiem w kierunku wskazanym przez Rodneya Cumbera.
Dojrzał tam dwie sylwetki kobiece przecinające wpław taflę wody. Jedna bez wątpienia
należała do rodowitej mieszkanki Hawajów, ale ta druga ... Nawet z tej odległości mógł z
całą pewnością stwierdzić, że to była prawdziwa zdobycz! Przez chwilę rozmyślał w
milczeniu, ale zaraz szorstko rzucił Cumberowi:
- Weź trzech ludzi i spuść szalupę. Macie przywieźć mi te dwie.
- Tak jest, panie kapitanie!
- Przepraszam, panie kapitanie - wtrącił się pierwszy oficer. - Ta druga dziewczyna ...
No, wie pan, ona nie jest z miejscowych.
- Też tak sądzę - uciszył go Jameson Wilkes. - Ale przecież nie wracamy już do Maui,
prawda, Bob?
Bob Gallen zaniepokoił się, gdyż wiedział, do czego zmierza dowódca. Nie był tym
zachwycony, bo co innego zabawiać się z prostytutkami w Lahaina czy nawet porywać
młode Chinki do burdeli w San Francisco, a co innego - uprowadzić białą dziewczynę.
- A jeśli to córka misjonarza? - Miał jeszcze wątpliwości.
- To i lepiej, bo przypuszczalnie jest dziewicą - odparował Jameson Wilkes. - Nie bój
się, Bob. Jeśli okaże się, że to mężatka albo że ma ciało pokryte piegami, co często się
zdarza u rudych, zaraz wrzucę ją z powrotem do morza. Poczekajmy, a zobaczymy.
- Nie lubię takich sytuacji - narzekał Bob.
Jameson Wilkes uchwycił moment, w którym kobiety dostrzegły grożące im
niebezpieczeństwo. Usłyszał krzyk jednej z nich i widział, jak rozpaczliwie próbowały
dopłynąć do brzegu. Jasne jednak, że jego ludzie byli szybsi.
- Prędzej, Kanola! - dyszała Julka, oglądając się za siebie.
Niestety, Kanola nie była tak dobrą pływaczką jak ona, więc zwolniła i pociągnęła ją za
rękę.
- Uciekaj, Julka! - nalegała przyjaciółka.
- Nie! - wyrzuciła z siebie, ogarnięta śmiertelnym przerażeniem. Już od jakiegoś czasu
widziała stojący na redzie statek do połowu wielorybów, ale nie zwracała na niego
uwagi, dopóki nie usłyszała krzyku Kanoli. Wtedy dopiero zauważyła płynącą ku nim
szalupę. Próbowała ze wszystkich sił pociągnąć Kanolę za sobą, ale na nic się to nie
zdało, gdyż właśnie padł na nie cień łodzi i siedzących w niej mężczyzn.
- Chodźcie no, dziewuszki! - usłyszała wesoły głos jednego z członków załogi.
- Nurkuj, Kanola! - rzuciła w stronę przyjaciółki. Ta jednak była znacznie tęższa i
mniej zwinna niż Julka, toteż już po chwili marynarz wciągał Kanolę za jej długie, czarne
włosy do łodzi. Julka bez namysłu zanurzyła się głębiej, mając nadzieję, że tym
sposobem wymknie się i sprowadzi pomoc. Owładnięta tą myślą, rozgarniała wodę
silnymi ruchami ramion, ale gdy zbrakło jej powietrza, musiała wynurzyć się na
powierzchnię. Stwierdziła wtedy z rozpaczą, że drogę do brzegu odcina jej czyjaś
opalona, roześmiana gęba.
- No, dosyć już tej zabawy, mała! - oświadczył Rodney.
Wraz z drugim marynarzem wyciągnęli ją za ramiona z wody.
Julka usiłowała się opierać, ale w starciu z dwoma mężczyznami nie miała szans.
Podobnie jak Kanola została więc przeciągnięta przez burtę i rzucona na dno łodzi.
- Napatrz się do syta, Ned, póki masz sposobność - zachęcał kolegę Rodney. - Taka
śliczna buzia i ani śladu piegów! To się dopiero nasz kapitan ucieszy!
Jameson Wilkes był rzeczywiście zadowolony, bo już z daleka przyglądał się, jak
marynarze wnosili dziewczęta po trapie. Na tubylczą dziewczynę nawet nie zwrócił
uwagi, natomiast od razu otaksował wzrokiem tę rudą. Trudno mu było uwierzyć, że aż
tak mu się poszczęściło! Mimo plątaniny rudych włosów zakrywających jej twarz i plecy
łatwo zorientował się, że ma do czynienia z prawdziwą pięknością. Dziewczyna była
wysoka, szczupła, nogi miała proste, a pod cienką tkaniną sarongu wyraźnie odznaczały
się kształtne piersi. Podobnie jak Rodney on też od razu zauważył, że jej cudownie białej
skóry nie skalał nawet ślad piegów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin