TOM 98 Enoch Suzanne - Bohater bez skazy.pdf

(994 KB) Pobierz
Suzanne Enocft
Suzanne Enocft
Bohater bez skazy
Z angielskiego przełożyła Krystyna Chmiel
POL^NORDICA Otwock
Dedykuję
Nancy Bailey, Sheryl Law, Sally Wulf i Sharon Lyon - najlepszej paczce
od wspólnych obiadków
Dzięki, dziewczyny
Prolog
Deszcz mocniej zadzwonił o szyby, jakby chciał zagłuszyć sprzeczkę
toczoną w saloniku Lucindy Barrett.
- Musimy to zapisać - podsumowała Lucinda, podnosząc głos, aby
przekrzyczeć zarówno letnią ulewę, jak i namiętną dyskusję swoich gadatliwych
przyjaciółek. Doszły bowiem do wniosku, że większość mężczyzn nie ma
pojęcia, jak powinien zachowywać się prawdziwy dżentelmen. Wprawdzie
wszyscy o tym wiedzieli, jednak nic z tego nie wynikało oprócz dąsów i
wzajemnych pretensji. Był już najwyższy czas, aby podjąć zdecydowane
działania.
Wyjęła z szuflady biurka kilka czystych arkuszy papieru, jeden podała
Georgianie, drugi Evelyn, a trzeci zachowała dla siebie.
- Możemy wiele zdziałać, szczególnie wśród tych rzekomych
dżentelmenów, do których nasze zasady powinny się odnosić - przekonywała.
- A jaką przysługę oddamy innym damom! - dodała Georgiana Halley, u
której złość ustąpiła miejsca zadumie.
- Owszem, ale taka lista nie przyda się nikomu poza nami - zaoponowała
Evie Ruddick, biorąc do ręki ołówek, który podała jej Lucinda. - Jeśli w ogóle
na coś się przyda.
- Ależ na pewno, o ile zastosujemy nasze zasady w praktyce -
przekonywała Georgiana. - Proponuję, aby każda z nas wybrała jakiegoś
mężczyznę i nauczyła go, jak ma się zachowywać, jeśli chce zaimponować
damie.
To rzeczywiście miało sens!
- O, tak, koniecznie! - podchwyciła Lucinda, uderzając piąstką w blat
stołu.
Georgiana zaczęła notować, uśmiechając się pod nosem.
- Powinnyśmy wydać to drukiem - stwierdziła. - Na przykład pod takim
tytułem: "Lekcje miłości, pióra trzech dam z wyższych sfer".
Lista Lucindy wyglądała następująco:
1. Rozmawiając z damą, dżentelmen powinien słuchać jej uważnie i nie
rozglądać się po pokoju, jak gdyby czekał na kogoś bardziej zajmującego.
2. Podczas tańców dżentelmen powinien brać w nich czynny udział.
Niegrzecznie jest przychodzić na wieczorek tańcujący tylko po to, aby się
umizgać bądź aby samemu być widzianym.
3. Dżentelmen powinien interesować się czymś więcej niźli tylko
najnowszą modą. Bystry umysł jest dalece bardziej zajmujący niż elegancko
zawiązany krawat.
4. Jeżeli dżentelmen uderza w konkury, nie oznacza to, że musi zgadzać
się ze wszystkim, co mówi ojciec wybranki - niemniej jednak winien okazywać
mu szacunek, nawet za jego plecami.
- To nawet zabawne - zauważyła Evelyn, zdmuchując ze swojej kartki
grafitowy pył.
- Jedno mnie tylko dręczy - rzekła Lucinda, czytając napisane linijki. -
Jeśli wychowamy trzech idealnych dżentelmenów, czy tym samym
wyświadczymy towarzystwu przysługę, czy raczej zaszkodzimy innym panom,
którym trudniej będzie znaleźć żony?
- Och, Luce! - zachichotała Georgie. - Rzecz w tym, czy uda się nauczyć
mężczyznę takich manier, aby zaskarbił sobie szacunek i podziw u dam.
- Dobrze, ale gdybyśmy, dajmy na to, wyszkoliły trzech takich panów,
musimy zawczasu pomyśleć, co z nimi potem zrobimy - upierała się panna
Barrett. - Zakładając, oczywiście, że nam się to uda.
- Widzę, Luce, że nie brak ci pewności siebie, ale zważ, że Georgie i ja
mamy braci, z których nie zawsze możemy być dumne - przypomniała z
uśmiechem Evie.
- A ja mam ojca generała! - przelicytowała ją Lucinda.
- Myślę, że wszystkie jesteśmy w stanie sprostać temu wyzwaniu -
pogodziła je Georgiana, przesuwając po stole swoją listę. Sama wzięła kartkę
Lucindy. - O, to jest dobre!
Podawały sobie z rąk do rąk swoje listy, kolejno je czytając. Lucinda była
zaszokowana, jak wiele mówiły one o ich autorkach.
- No więc od kogo zaczynamy? - niecierpliwiła się Evelyn.
Przyjaciółki spojrzały po sobie i, jak na komendę, wybuchnęły śmiechem.
- Wiem tylko jedno - podsumowała Lucinda. - Na pewno nie zabraknie
nam kandydatów. Będziemy mogły przebierać jak w ulęgałkach!
1
Nie widziałem nigdy człowieka tak nikczemnej postury.
- Robert Walton, "Frankenstein"
Czternaście miesięcy później
- Wcale nie uważam, Evie, abyś oszukiwała. Nawet tak nie mów - zganiła
przyjaciółkę Lucinda Barrett, rozsiadając się wygodnie przy wykuszowym
oknie.
- Wiem, ale myślałam, że skończy się na dawaniu temu łajdakowi lekcji,
nie przypuszczałam, że za niego wyjdę! - tłumaczyła się Evie, przemierzając
pokój tam i z powrotem z grymasem niezadowolenia na twarzy. - Pomyśleć
tylko, jeszcze dwa miesiące temu byłam zwyczajną Evie Ruddick, a teraz jestem
markizą St. Aubyn. Wprost nie do uwierzenia…
- Nigdy nie byłaś zwyczajna - sprostowała Georgiana, wsuwając się
dyskretnie do salonu. Dała przy tym znak kamerdynerowi, aby zamknął za nią
drzwi. - To raczej ja powinnam się usprawiedliwiać, bo spóźniłam się na własną
proszoną herbatkę, a co więcej również poślubiłam własnego ucznia.
- Ani jedno, ani drugie nie jest tak nagannym postępkiem, abyś musiała
się z tego powodu tłumaczyć! - roześmiała się Lucinda.
Georgiana z uśmiechem wskazała Evie miejsce na kanapie i sama też tam
przysiadła.
- Może i tak, ale jeszcze niewiele ponad rok temu zastrzeliłabym każdego,
kto by mi wspomniał o poślubieniu Tristana Carrowaya. Tymczasem nie dość,
że noszę tytuł lady Dare, to jeszcze za dwa miesiące wydam na świat następnego
Carrowaya!
- A jeśli to będzie dziewczynka? - zachichotała Evelyn.
- To zaledwie częściowo zniwelowałoby ich przewagę nade mną. -
Georgie poruszyła się niespokojnie. - Nie rozumiem, jak matka Tristana
odważyła się urodzić jeszcze czterech chłopców, mając przed oczami jego
przykład. Gdyby nie jego ciotki, zostałabym kompletnie sama, kiedy oni
wyjechali do wód w Bath.
- Jeśli już mowa o braciach Carroway - weszła jej w słowo Lucinda,
celowo starając się zyskać na czasie, bo zdecydowała się powiedzieć
przyjaciółkom o swoich planach - to czy nie od ciebie słyszałam, że porucznik
Carroway wraca do Londynu?
- Tak, pod koniec tygodnia okręt Bradshawa powinien już zacumować w
Brighton. Podobno mają go teraz wysłać do Indii Zachodnich! - Lady Dare
spojrzała na przyjaciółkę spod oka. - A co, czyżby zainteresował cię Shaw?
Masz może zamiar udzielać mu lekcji?
- Uchowaj Boże! - Panna Barrett lekko się zarumieniła. - Wiesz, co
powiedziałby mój ojciec na taką poufałość z marynarzem? Co prawda,
udzielanie lekcji nie oznacza, rzecz jasna, nieuchronnego małżeństwa.
- Niemniej wszystko na to wskazuje - śmiejąc się, wtrąciła Evie.
- W każdym razie nie można wykluczać takiej możliwości - sprostowała
Georgie, spoglądając przenikliwie znad filiżanki herbaty, jakby była
jasnowidzącą Cyganką. - Na pewno wybrałaś już sobie ucznia.
- Wiedziałam! - wykrzyknęła z entuzjazmem markiza St. Aubyn. - I cóż
to za łotr spod ciemnej gwiazdy?
Lucinda zwlekała z odpowiedzią, wodząc wzrokiem od jednej szczęśliwie
zamężnej wychowawczyni mężczyzn do drugiej. Była ciekawa, co by
powiedziały, gdyby wiedziały, z jaką zazdrością obserwowała ich manewry.
Czy zdawały sobie sprawę, że od ślubu Evie z markizem St. Aubynem szukała
nie tyle kandydata na ucznia, ile kandydata na męża? Z westchnieniem
skonstatowała, że musiały o tym wiedzieć, przecież były jej najlepszymi
przyjaciółkami.
- No cóż, w każdym razie zawęziłam zakres poszukiwań… - odrzekła
powoli. Głośno nie dodała, że zawęziła tylko do jednego człowieka.
- Wykrztuś nareszcie! - domagała się Georgiana. - Przecież te lekcje były
głównie twoim pomysłem. Nie ma co dłużej owijać w bawełnę.
- Wiem, wiem. Chodzi tylko o…
- Żadnych wykrętów, moja droga! - przerwała jej Evie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin