Danielle Steel - Klon i ja.pdf

(864 KB) Pobierz
Microsoft Word - KLON I JA
Danielle Steel
Klon i ja
(The Klone and I)
Przełożyła Bożena Krzyżanowska
Tomowi Perkinsowi
i jego wielu obliczom,
doktorowi Jekyllowi, Mr. Hyde’owi
i Izaaccowi Klonowi,
który daje najwspanialszą
biżuterię...
ale przede wszystkim Tomowi
za ofiarowanie mi Klona
i dostarczenia wielu wspaniałych chwil.
Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami
d.s.
Rozdział pierwszy
Moje pierwsze i jedyne dotychczas małżeństwo skończyło się dokładnie dwa dni przed
Świętem Dziękczynienia. Doskonale pamiętam tę chwilę. Leżałam na podłodze naszej sypialni,
szukając pod łóżkiem buta. Miałam na sobie ulubioną, znoszoną flanelową nocną koszulę, która
niezmiennie zsuwała mi się z ramienia. Wtedy właśnie wszedł mój mąż w nienagannie
wyprasowanych wełnianych spodniach i idealnie czystym blezerze. Wygłosił jakiś złośliwy
komentarz, widząc że znalazłam szukane od dwóch lat okulary, fluorescencyjną plastikową
bransoletkę, której zniknięcia nawet nie zauważyłam i czerwoną tenisówkę noszoną przed laty
przez mojego syna, Sama. To tyle, jeśli chodzi o gruntowne porządki w naszym domu.
Najwyraźniej żadna z wielu zatrudnianych przeze mnie sprzątaczek nigdy nie zaglądała pod
łóżka.
Kiedy się stamtąd wydostałam, Roger spojrzał na mnie i uprzejmie poprawił moją nocną
koszulę. Sprawiał wrażenie dziwnie oficjalnego. Przyglądałam mu się, wciąż rozczochrana po
wyprawie pod łóżko. – Coś mówiłeś? – zapytałam z uśmiechem. Nie zdawałam sobie wówczas
sprawy, że między zębami mam borówkę z jedzonej przed godziną bułeczki. Odkryłam to
dopiero jakieś trzydzieści minut później, kiedy z nosem czerwonym od płaczu przez przypadek
zerknęłam w lustro. Ale w tym miejscu mojej opowieści wciąż się uśmiechałam, nie mając
pojęcia, co mnie czeka.
– Prosiłem, żebyś usiadła – wyjaśnił, z zainteresowaniem przyglądając się mojemu
strojowi, fryzurze i uśmiechowi.
Nigdy nie potrafiłam prowadzić z mężczyzną inteligentnej rozmowy, gdy on był ubrany,
jakby właśnie wybierał się na Wall Street, a ja miałam na sobie jedną z moich ukochanych
nocnych koszul. Chociaż całkiem niedawno myłam głowę, po raz ostatni czesałam się
poprzedniego wieczoru. Paznokcie miałam przycięte i czyste, ale jeszcze w czasie studiów
przestałam je malować. Wydawało mi się, że dzięki temu sprawiam wrażenie bardziej
inteligentnej, poza tym uważałam to jedynie za dodatkowy kłopot. W końcu byłam mężatką. W
tym okresie żyłam w złudnym przekonaniu, że mężatki wcale nie muszą się tak bardzo starać.
Najwyraźniej potwornie się myliłam, o czym już wkrótce miałam się przekonać.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie na dwóch wyściełanych, satynowych krzesłach stojących
w nogach naszego łóżka, chociaż zawsze uważałam, że głupio wyglądają. Czasami odnosiłam
wrażenie, że znajdują się tam po to, żebyśmy mogli prowadzić na nich negocjacje, czy należy iść
do łóżka, czy nie. Jednakowoż Roger utrzymywał, że tam właśnie powinny stać – widocznie
przypominały mu matkę. Nigdy nie zastanawiałam się, czemu tak bardzo się przy tym upierał, a
szkoda. Roger często opowiadał o matce.
Wyglądało na to, że ma mi coś ważnego do powiedzenia, dlatego starannie zapięłam
nocną koszulę, potwornie żałując, że nie zdążyłam założyć noszonych na co dzień dżinsów i
bluzy. Nie przywiązywałam zbytniej uwagi do seksapilu. Dużo ważniejsze były dla mnie dzieci
oraz fakt, że jestem żoną Rogera i związana z tym odpowiedzialność. Seks traktowałam jak coś,
co od czasu do czasu sprawiało mi jeszcze odrobinę przyjemności, choć ostatnio zdarzało się to
bardzo rzadko.
– Jak się masz? – zapytał, a ja uśmiechnęłam się nieco zdenerwowana. Złośliwa borówka
niewątpliwie przez cały czas nieprzyzwoicie puszczała do niego perskie oko.
– Jak się mam? Chyba w porządku. Dlaczego pytasz? Czy źle wyglądam?
Przyszło mi na myśl, że może jego zdaniem sprawiam wrażenie chorej lub coś w tym
stylu, ale jak się okazało, to dopiero miało nadejść.
244981504.001.png
Usiadłam, spodziewając się usłyszeć, że dostał podwyżkę, stracił pracę albo zabiera mnie
do Europy. Czasem tak czynił, gdy był wolniejszy. Niekiedy po prostu niespodziewanie
proponował podróż. Najczęściej w taki właśnie sposób oznajmiał mi, że właśnie znalazł się na
bruku. W jego oczach jednak nie było ani śladu zażenowania. Tym razem wcale nie chodziło o
jego pracę ani wakacje – czekała mnie całkiem inna niespodzianka.
Nocna koszula w zestawieniu z satynowymi krzesłami wyglądała trochę nieefektownie,
na dodatek powoli zsuwałam się z siedzenia. Zapomniałam, że są śliskie, ponieważ z zasady
nigdy z nich nie korzystałam. W starej koszuli flanelowej, którą miałam na sobie, było kilka
niewielkich dziur, aczkolwiek nie ukazywały one niczego nadzwyczajnego, ponieważ w nocy
trochę zmarzłam i włożyłam pod spód postrzępiony podkoszulek. Od trzynastu lat, od wyjścia za
mąż, taki wygląd w zupełności mnie zadowalał. Było to trzynaście szczęśliwych lat –
przynajmniej do tego momentu. Przyjrzawszy się Rogerowi, doszłam do wniosku, że znam go
tak samo dobrze, jak swoje nocne koszule. Wydawało mi się, że jestem jego żoną od zawsze i
oczywiście byłam święcie przekonana, że tak zostanie aż do śmierci. Znałam go od dziecka i od
wielu lat uważałam go za swojego najlepszego przyjaciela – był jedynym człowiekiem, któremu
naprawdę ufałam. Wiedziałam, że chociaż ma kilka wad, nigdy mnie nie skrzywdzi. Czasami, jak
większość mężczyzn, bywał w pewnych sprawach nieustępliwy, miał problemy z utrzymaniem
pracy, ale nigdy mnie nie zranił ani nie silił się na złośliwość.
Roger właściwie nigdy nie zrobił oszałamiającej kariery. Kiedy wzięliśmy ślub, pracował
w reklamie, potem w kilku różnych miejscach zajmował się marketingiem. Miał również na
swym koncie pewną ilość nie najlepszych inwestycji. Ale nigdy zbytnio się tym nie
przejmowałam. Był miłym człowiekiem i dobrze mnie traktował. Chciałam wyjść za niego za
mąż. A dzięki dziadkowi, który przed śmiercią założył dla mnie fundusz powierniczy, mogliśmy
sobie pozwolić na całkiem wygodne życie. Pieniądze dziadunia nie tylko zapewniły byt mnie,
Rogerowi i dzieciom, lecz również pozwalały na pewną wyrozumiałość w stosunku do
popełnianych przez niego błędów finansowych. Spójrzmy prawdzie w oczy. Od lat wiedziałam,
że mój mąż nie potrafi zarobić pieniędzy ani utrzymać pracy dłużej niż rok lub dwa. Posiadał za
to sporo innych cudownych cech. Był wspaniałym ojcem i miał bardzo zgrabne nogi. Oboje
lubiliśmy oglądać w telewizji te same programy, uwielbialiśmy spędzać lato na przylądku i
jednakową sympatią darzyliśmy nasz apartament w Nowym Jorku. Raz w tygodniu chodziliśmy
do kina, a wówczas mój mąż pozwalał mi wybierać nawet najbardziej kiepskie filmy. Kiedy
sypialiśmy ze sobą podczas studiów, uważałam, że przy Rogerze blednie nawet Casanovą. To
Rogerowi oddałam dziewictwo. Lubiliśmy ten sam rodzaj muzyki, poza tym podczas tańca
zawsze śpiewał mi do ucha. Był wspaniałym tancerzem, dobrym ojcem i moim najlepszym
przyjacielem. Kto zwracałby zatem uwagę na to, że nie potrafił utrzymać pracy? Dzięki
dziadkowi wcale nie musiałam się tym przejmować. Nigdy nie przyszło mi nawet na myśl, że
zasługiwałam na coś więcej. Roger w zupełności mi wystarczał.
– O co chodzi? – zapytałam wesoło, zakładając nogę na nogę. Od wielu tygodni ich nie
goliłam, ale w końcu był listopad, poza tym wiedziałam, że Roger nie zwraca uwagi na takie
drobiazgi. Nie wybierałam się na plażę, jedynie rozmawiałam z mężem, siedząc na głupim,
śliskim, satynowym krześle i czekałam, jaką tym razem ma dla mnie niespodziankę.
– Chciałbym ci coś powiedzieć – zaczął, przyglądając mi się niespokojnie, jakby
podejrzewał, że przy pomocy jakichś kabli jestem podłączona do bomby, która lada chwila może
wybuchnąć, a wówczas rozlecę się na milion kawałeczków. Pomijając jednak moje zarośnięte
nogi i borówkę między zębami, byłam całkiem niegroźna. Jestem osobą dość spokojną i
pogodną, a swojemu mężowi nigdy nie stawiałam zbyt wielkich wymagań. Stosunki między
nami układały się dużo lepiej niż w większości zaprzyjaźnionych z nami małżeństw lub tak mi
244981504.002.png
się przynajmniej wydawało, i byłam mu za to niezmiernie wdzięczna. Święcie wierzyłam, że
czeka nas długie, wspólne życie i uważałam, że pięćdziesiąt lat u boku Rogera to wspaniała
perspektywa. Z pewnością dla niego. Dla mnie również.
– O co chodzi? – zapytałam czule, dochodząc do wniosku, że może jednak ponownie
zwolniono go z pracy.
Jeśli tak, z pewnością dla żadnego z nas nie byłoby to nic nowego. Zdarzało się to już
wcześniej, chociaż ostatnio w takich przypadkach Roger zachowywał się coraz bardziej
defensywnie, a kolejne zwolnienia następowały coraz szybciej. Uważał, że szefowie czepiają się i
nikt nie docenia jego zdolności, w związku z tym „nie ma sensu dłużej przejmować się tą
gównianą robotą”. Przypuszczałam, iż czeka mnie właśnie jedna z takich chwil, zwłaszcza że w
ciągu ostatnich kilku miesięcy zrzędził bardziej niż zwykle. Zastanawiał się, po co ma w ogóle
pracować, powtarzał, że chętnie spędziłby rok w Europie z dziećmi i ze mną, chciał również
spróbować napisać scenariusz lub książkę. Nigdy wcześniej nie miewał takich pomysłów,
sądziłam więc, że przeżywa kryzys wieku średniego i dlatego rozważa zamianę codziennego
młyna biurowego na „sztukę”. Fundusz dziadka pozwoliłby nam przetrwać nawet i to. W każdym
razie, nie chcąc wprawiać go w zakłopotanie, nigdy nie rozmawiałam z nim o jego częstych
niepowodzeniach i ciągłych zmianach pracy, pomijałam również milczeniem fakt, że dzięki
nieżyjącemu już dziadkowi nasza rodzina ma zapewniony byt na lata. Chciałam być idealną żoną
i chociaż nie był czarodziejem z Wall Street, czego zresztą nigdy mi nie obiecywał, uważałam go
za dobrego faceta.
– O co chodzi, kochanie? – zapytałam, wyciągając do niego rękę.
Nie pozwolił się dotknąć. Zachowywał się, jakby miał iść do więzienia za molestowanie
seksualne lub obnażanie się w którymś z klubów, lecz wstydził mi się do tego przyznać. W końcu
jednak usłyszałam wielkie oświadczenie Rogera.
– Wydaje mi się, że cię nie kocham.
Patrzył mi prosto w oczy, zupełnie jakby starał się w nich dostrzec jakiegoś przybysza z
kosmosu i przemawiał do niego, a nie do żony, siedzącej w podartej nocnej koszuli i z borówką
w zębach.
– Co takiego? – wyrwało mi się.
– Powiedziałem, że cię nie kocham. Wyglądało na to, że naprawdę tak myśli.
– Nieprawda.
Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Zupełnie nie wiem, jakim cudem
zauważyłam, że zawiązał krawat, który ofiarowałam mu w ubiegłym roku na Boże Narodzenie.
Dlaczego, do diabła, zdecydował się właśnie na ten, skoro chciał mi powiedzieć, że mnie nie
kocha?
– Powiedziałeś, że tylko tak ci się wydaje. To pewna różnica. Zawsze sprzeczaliśmy się o
głupie sprawy, właściwie o drobiazgi typu: kto skończył mleko lub zapomniał wyłączyć światło.
Nigdy nie kłóciliśmy się o to, jak wychować dzieci lub do jakiej szkoły je posłać. Nie było o co
prowadzić wojny. Tego typu decyzje należały do mnie. Roger zawsze był zbyt zajęty grą w tenisa
lub golfa, łowieniem ryb z przyjaciółmi albo pielęgnowaniem najgorszego przeziębienia w
historii, by spierać się ze mną o dzieci. Uważał, że to moja sprawa. Chociaż był wspaniałym
tancerzem i czasami miło spędzaliśmy ze sobą czas, nigdy nie należał do ludzi
odpowiedzialnych. Mój mąż zawsze bardziej zajmował się sobą niż mną, lecz przez trzynaście lat
jakoś udawało mi się tego nie dostrzegać. Kiedyś zależało mi jedynie na tym, żeby wyjść za mąż
i mieć dzieci. Dzięki temu nigdy wcześniej nie zauważyłam, jak mało robił dla mnie.
– Co się stało? – zapytałam, starając się opanować ogarniającą mnie panikę. Mojemu
mężowi „wydawało się”, że mnie nie kocha. To wszystko nie pasowało do istniejącego stanu
244981504.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin