Czy już kupować?
Na świecie nie ma takiego mądrego osobnika, który by potrafił przewidzieć przyszłość, czy co do sytuacji politycznej, zawartości list przebojów, pogody czy cen akcji. Można jedynie prognozować zdarzenia z pewną dozą prawdopodobieństwa, mając za punkt wyjścia dane historyczne. Jeśli ktoś naprawdę spieszy się na parkiet to jest dobry moment, żeby zacząć myśleć o kupnie akcji upatrzonych wcześniej spółek i bez pośpiechu gromadzić je małymi pakietami. Naprawdę powoli i z założonymi stop lossami. Przy niekorzystnej sytuacji dalszych spadków stracimy kilka procent włożonego kapitału, ale odzyskamy gotówkę.
Duzi gracze działają inaczej: zaczynają kupować, gdy już widać odbicie. Nie zgadują czy akurat wykres rysuje drugie dno, czy trzecie dno, tylko jednoznacznie czekają na powrót do wzrostów. Ci gracze nie mają jednak swojej gotówki, tylko inwestują w czyimś imieniu – konsumentów, przedsiębiorstw, zrzeszeń zawodowych czy bogatych rodzin – dlatego kierują się ścisłymi zasadami i generalnie unikają spekulacji. Podobnie główne polskie grubasy, czyli towarzystwa funduszy inwestycyjnych, teraz nie mają dużego pola manewru – muszą sprzedawać, aby móc wypłacać gotówkę za regularnie umarzane jednostki, a nowa nie dopływa. Dodatkowo zarządzają w ramach posiadanych aktywów, i jeśli ktoś śledzi poziom zaangażowania poszczególnych funduszy w akcje (na bardzo fajnym serwisie Holder) to na pewno zauważył, że fundusze akcyjne są aktualnie bardzo mocno w akcjach, jakieś dwa razy mocniej niż średnia kwartalna. To może oznaczać dwie rzeczy: klienci funduszy akcyjnych nie umarzają, a ich zarządzający już węszą okazje. To za mało na trwałe wzrosty, ponadto gdyby pojawiły się umorzenia to i tak spowodują skracanie pozycji w akcjach.
Jako mali gracze jesteśmy jak surferzy: płyniemy gdy pojawi się sprzyjająca fala i to tylko przy dobrej pogodzie. A i wtedy łatwo pójść pod wodę i nie wypłynąć. Jednak odpowiadamy wyłącznie sami przed sobą i możemy sobie pozwolić na dowolne eksperymenty. Jeśli do tego gramy dla sportu a nie dla zysku, i mentalnie pożegnaliśmy się z zainwestowanymi w giełdę pieniędzmi – to mamy dobry punkt wyjścia, aby szukać okazji. Czy już teraz? Aby nie nagle. Okazje nie uciekną. Warto najpierw przemyśleć poniższe dziesięć punktów:
1. Rynkiem, gospodarką, całym światem rządzi konsumpcja. Fale giełdowe, zarówno wzrostowe jak i spadkowe, biorą się z globalnych emocji konsumentów i ich portfeli: tego ile w nich mają pieniędzy i co z nimi robią. Wszelkiego rodzaju pośrednicy, czy to tak bliscy rynku jak doradcy inwestycyjni, czy bardziej oddaleni jak banki udzielające kredytów pod nieruchomości, nic nie poradzą, gdy strumień pieniędzy zmienia kierunek. Odpływ pieniędzy z systemu to spadki cen. Wzrosty powrócą dopiero wtedy, gdy zaczną wracać pieniądze.
2. Żeby zarobić, kupujemy tanio (w dołku), a sprzedajemy drogo (na górce). Na pewno nie jesteśmy na górce, co najwyżej na zboczu. Ogólne spadki mogą jeszcze jednak potrwać długo. Zresztą wystarczy „tylko” brak wzrostów, aby inwestycja okazała się porażką. Z trendem się nie walczy, bo jest za silny. Dopóki nie ma normalnie dostępnych krótkich pozycji, zarabiać można tylko na wzrostach.
3. Ceny nie są kształtowane przez „ktosia”, który „zbija kurs żeby taniej kupić” ani „odbiera leszczom papier z ukrytego”, tylko przez popyt i podaż. Popyt to bezwarunkowa chęć kupna, czyli zamiany gotówki na akcje, zaś podaż to bezwarunkowa chęć sprzedaży, czyli zamiany akcji na gotówkę. Każda dokonana transakcja to jednocześnie kupno i sprzedaż, jednak (z technicznymi wyjątkami) ruch cen zależy od tego, która strona inicjuje transakcję.
4. Mały kapitał powoduje małe ruchy. Trwały trend pojawia się dopiero wtedy, gdy przemieszcza się duży kapitał. Tak duży, że toczy się jak walec, zarówno w górę jak i w dół. W tej chwili, tak jak i od roku, papiery wartościowe masowo zamieniane są na gotówkę. Wzrosty wezmą się z gremialnego powrotu do kupowania za nią akcji, w którym będą brały udział setki i tysiące podmiotów, przede wszystkim inwestorzy indywidualni, bezpośrednio lub przez pośredników. To jednak może potrwać, gdyż nadwyżki gotówki topnieją szybciej niż dawniej z powodu wyższych stóp procentowych, a jednocześnie ten sam czynnik zachęca do ich trzymania na lokatach. Wiele osób boleśnie sparzyło się na akcjach, tracąc pieniądze i uciekając na dużych stratach. Dużo czasu będzie potrzeba zanim zdecydują się znowu spróbować, lub gdy pojawią się nowi inwestorzy z gotówką skłonni ją zaryzykować.
5. To, że spółka jest tania nie oznacza, że nie da się na niej stracić. Trzeba wyraźnie odróżnić dwie rzeczy: spółkę i jej akcje. Bywa że na akcjach świetnej spółki nie da się zarobić, częściej też bywa, że dobrze daje się zarobić na akcjach fatalnej spółki. Link oczywiście jest, lecz ujawnia się dopiero w długim terminie, dla dobrych spółek zwykle dużo słabiej niż się tego spodziewaliśmy. Rzecz w tym, że nie tylko my mamy oczy i głowę. Dobre spółki widzą też inni i zawczasu kupując ich akcje powodują wzrosty cen na podstawie samych tylko oczekiwań – nazywa się to dyskontowaniem przyszłości w bieżącej cenie akcji.
6. Myśląc o każdej sytuacji w kategoriach „tyle zysku ile ryzyka” widzimy sens powyższej sytuacji. Dobrymi spółkami interesujemy się tylko po to, żeby nam jakoś nagle nie zbankrutowały, albo nie spadły w 3 dni o 70% po negatywnym komunikacie. Jednak zysk da nam wyszukanie takich spółek, których jeszcze nie widać, czyli są niedocenione przez rynek – i przetrzymanie ich aż zostaną docenione. StockWatch.pl dostarcza narzędzi do wybierania spółek na podstawie ich danych fundamentalnych, które wzbogacone o własną intuicję mają pomóc w decyzjach inwestycyjnych. Im bardziej odważnie i ryzykownie postąpimy inwestując w niepewny papier, tym więcej możemy zyskać lub stracić. Jest to jednak tylko i wyłącznie nasza decyzja, które akcje kupujemy i jaką cenę akceptujemy.
7. Każdy inwestor ma swoją indywidualną sytuację, wynikającą z tego, kiedy kupił akcje i co z nimi zrobił. Różne osoby mogą więc mieć w danej chwili różną ocenę tych samych zdarzeń rynkowych, gdyż jedne straciły więcej, inne mniej, a komuś może udało się nawet zarobić. Każdy kupuje z jednakową nadzieją na zarobek, ale sprzedaje już przez pryzmat własnego zysku, czyli w odniesieniu do ceny, za jaką kupił. A ponieważ na rynku jest wielu inwestorów, to cały czas zachodzą transakcje, przy których obie strony uważają, że robią dobry interes. Inaczej ruch by ustał.
8. Zabawa na krótki termin jest ryzykowna i kosztowna (prowizje), poza tym zjada czas. To nie znaczy, że nie warto zarabiać na okazjach, jeśli się je umie dostrzec i wykorzystać. Każda metoda jest dobra jeśli działa. Jednak w inwestowaniu to kapitał ma pracować (tak jak i pracownicy spółek posiadanych w portfelu), a inwestor tylko bezczynnie ponosić ryzyko, sam przeznaczając czas na coś innego. Granie na krótki termin sprawia, że inwestowanie staje się pracą, czyli rodzi dodatkowy koszt – czasu, który mógł być poświęcony na inne zajęcia –podróże, rozrywkę, naukę, czy też zarobki na przeżycie bessy...
9. Cały czas do dyspozycji mamy tylko i wyłącznie historię. Wykresy z dowolnie dużą dokładnością pokazują przeszłość, ale nie mówią o tym, co się zdarzy jutro. Raporty finansowe dotyczą dawnych, zamkniętych już okresów. Komunikaty niby są, ale tylko te, które muszą i napisane tak, jak chce tego zarząd. Insiderom nie wolno nic mówić ani nawet milcząco wykorzystywać informacji poufnych. Teraz bardziej niż kiedykolwiek „wszystko się może zdarzyć” – a my na dobrą sprawę na bieżąco nie wiemy nic o notowanych spółkach, choć świetnie znamy ich przeszłość. Która może ma znaczenie wszędzie indziej, tylko nie na giełdzie.
10. Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej.
A Ty – już kupujesz, czy jeszcze poczekasz?
Hubert1997