Rosenberg NancyT. - Sędzia w matni.doc

(1747 KB) Pobierz



Nancy Taylor Rosenberg

SĘDZIA W MATNI

Interest of Justice

Przełożyła: Renata Gorczyńska

Wydanie oryginalne: 1993

Wydanie polskie: 1995


Podziękowanie

Chciałabym podziękować wielu osobom, które pomogły mi w pracy nad tą powieścią. Nade wszystko dziękuję świetnemu agentowi literackiemu i przyjacielowi Peterowi Millerowi z PMA Literary and Fil Management za stałe poparcie i włożony wysiłek; dziękuję także Jennifer Robinson, również z PMA, która służyła mi wielką pomocą. Jestem szczególnie wdzięczna mojej redaktorce Michaeli Hamilton z wydawnictwa Dutton Signet za jej wiedzę i inteligencję. Bez jej pomocy książka nie miałaby tego kształtu, jaki ma obecnie. Pani Elaine Koster i cały zespół wydawnictwa Penguin Books USA okazali mi wiele życzliwości.

Ponadto pragnę podziękować doktorowi Georgeowi Awadowi za jego fachowe rady z dziedziny patologii. I na koniec przekazuję podziękowania pod adresem mojego cierpliwego i pomocnego męża Jerryego oraz naszych wspaniałych dzieci: Blakea, Chesslyego, Hoyta, Amy i Nancy. Pozwoliły one swojej mamie zostać pisarką i poświęcić się tej pracy, biorąc na siebie wiele obowiązków. Nancy zasłużyła na dodatkowe podziękowanie, ponieważ zrezygnowała z wakacji, by pomóc mi w końcowej redakcji powieści.


Rozdział I

Sędzia Lara Sanderstone miała pewien zwyczaj. Gdy intensywnie myślała o skomplikowanym zagadnieniu prawnym lub gdy miała wydać orzeczenie, obracała się na kręconym skórzanym fotelu w kierunku sztandaru amerykańskiego, stojącego po lewej stronie jej mahoniowego biurka. Wierzyła, że z pasów i gwiazd spłynie na nią natchnienie. Co do flagi kalifornijskiej, znajdującej się po prawej stronie, to nie uważała, aby ten symbol mógł ją zainspirować. Prawdę powiedziawszy, flaga kalifornijska nie mogła zainspirować nikogo, ale takiej opinii nie należało wyrażać publicznie.

Wielu sędziów nie miało flagi w swoim gabinecie. Lara odziedziczyła ją po swoim poprzedniku razem z umeblowaniem i całym gabinetem, a nawet z sekretarzem, gdy przed dwoma laty powołano ją na stanowisko sędziego w Sądzie Najwyższym powiatu Orange. Przez jedenaście lat była prokuratorem. W weekend poprzedzający ceremonię zaprzysiężenia przyjechała do gmachu sądu i z zapałem wyczyściła papierem ściernym, a następnie zapokostowała zniszczony blat wspaniałego niegdyś biurka. Fotel nie nadawał się jednak do reperacji. Sędzia, którego miejsce Lara zajęła, był otyłym mężczyzną i sprężyny pod jego ciężarem osiadły. Obiecano jej nowy fotel, ale jak dotychczas, nie doczekała się. Siedziała więc jak w wiadrze.

Lara spojrzała na zegarek. Musiała zaraz wrócić na salę sądową. Po południu na wokandzie był wniosek obrony zgłoszony przed właściwą rozprawą. Na ogół były to rutynowe działania, odbywające się w niemal pustej sali. Niestety, jednak w tym wypadku istniała groźba oddalenia oskarżenia publicznego. Obrona przedstawiała swe argumenty już drugi dzień. Jej wniosek miał być rozstrzygnięty już podczas wstępnego zapoznania się stron ze sprawą, ale wówczas oskarżonego reprezentował obrońca z urzędu, sprzyjający prokuraturze i obarczony liczną klientelą. Teraz obrony podjął się Benjamin England, stypendysta szacownej fundacji Rhodesa, uznany prawnik, który mógł się skupić wyłącznie na jednej sprawie, nie uganiając się za innymi klientami.

Sprawa dotyczyła zgwałcenia i zamordowania 20-letniej Jessiki Van Horn. Dziewczyna wracała na uniwersytet w Los Angeles swoją toyotą camry rocznik 1989 z weekendu spędzonego w domu rodzinnym w Mission Viejo. Samochód znaleziono na poboczu autostrady z przedziurawioną oponą. Dwumiesięczne poszukiwania ładnej blondynki doprowadziły do odkrycia tragedii. Zbezczeszczone i rozkładające się ciało dziewczyny znaleziono na polu w pobliżu Oceanside, czterdzieści mil od miejsca, gdzie znajdował się jej samochód. Wszyscy, którzy uczestniczyli w poszukiwaniu Jessiki, pragnęli wierzyć, że dziewczyna żyje. Gdy w końcu odnaleziono zwłoki, policjanci, reporterzy i okoliczni mieszkańcy mieli wizerunek ofiary na zawsze utrwalony w pamięci: loki blond, nieśmiały uśmiech, duże niebieskie oczy, bluzka obszyta koronką. Podobiznę studentki odbito bowiem i rozdano w tysiącach ulotek.

Sędzia Sanderstone przestała kontemplować flagę. Przekręciła krzesło w prawo, w stronę oprawionego w ramki zdjęcia swego pradziadka, wodza plemienia Irokezów. Lara odziedziczyła po nim dumną postawę, wyraźne kości policzkowe, przenikliwe oczy i inteligencję. Wpatrywała się w to zdjęcie, ilekroć szukała źródła siły wewnętrznej.

 

Sala była zatłoczona i gwarna. Zabrakło wolnych krzeseł, więc część reporterów przykucnęła w przejściach z notatnikami w rękach. Obecnych było kilkunastu policjantów niektórzy stawili się w mundurach, inni w cywilu.

Jeden z urzędników sądowych szepnął coś do asystenta szeryfa. Nadchodził sędzia. Weszło dwóch strażników, prowadząc w kierunku stolika obrońcy oskarżonegoniedużego, chudego mężczyznę po trzydziestce. Oskarżony schylił głowę; zakute w kajdanki ręce trzymał na wysokości twarzy. Ssał kciuk. Szedł małymi krokami, bo miał skute nogi. Brzęk łańcuchów przywodził na myśl monstrualne amulety mające chronić od złego losu. Na czubku głowy podsądny miał łysinę, na której zbierały się krople potu, widoczne w świetle reflektorów. Ubrany był w żółty kombinezon z napisem na plecach ARESZT POWIATU ORANGE. Gdy usiadł koło obrońcy, na podium pojawił się urzędnik sądowy i zwrócił się do zebranych:

Proszę wstać. Rozpoczyna się posiedzenie Sądu Najwyższego powiatu Orange, wydział dwudziesty piąty. Przewodniczy sędzia Lara Sanderstone.

Lara wkroczyła do sali sądowej bocznymi drzwiami. Mawiano, że jej delikatne rysy wprowadzają w błąd: blada, gładka cera, usta jak u lalki, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, długie rzęsy widoczne za okularami. Czarne włosy ściągnięte gładko do tyłu i spięte złotą klamrą, jedynym kobiecym atrybutem w męskim wyglądzie. Ponieważ jak na sędziego była młodamiała trzydzieści osiem latpragnęła zyskać na autorytecie stylem bycia. Nie tak dawno ktoś zauważył, że bardziej przypomina członkinię chóru parafialnego niż sędziego.

Dwuskrzydłowe drzwi rozwarły się z hukiem. Pojawił się w nich Russ Mitchell, asystent prokuratora okręgowego. Był jak zwykle spóźniony; ledwie skończył jedną rozprawę, już pędził na drugą. Podbiegł zdyszany do swego stolika i rzucił na blat ciężką teczkę z aktami. Poprawiając przekrzywiony krawat, spojrzał na ławę sędziowską.

Lara spojrzała na niego ostro, w jej głosie znać było zniecierpliwienie, gdy odezwała się z przekąsem:

Cieszę się, że pana widzę. Spóźnił się pan jak zwykle, rozpoczęliśmy więc już rozprawę. Damy panu kilka minut na zebranie myśli.

Gdy Mitchell gorączkowo przerzucał papiery, jej oczy spoczęły na rodzicach ofiary. Oboje siedzieli w pierwszym rzędzie, jak papużki na pręcie. Mieli zastygłe twarze, trzymali się za ręce. Sprawiali wrażenie głuchych i ślepych na otoczenie. Patrzyli przed siebie nieruchomym wzrokiem. Czekali na ogłoszenie wyroku.

Obok nich siedział dwudziestoletni chłopak ofiary. Lara pamiętała jego twarz z artykułów w prasie. Miał na sobie czarny garnitur, prawdopodobnie ten sam, w którym poszedł na pogrzeb dziewczyny. Spotykał się z nią przez trzy lata. Oboje byli studentami pierwszego roku Uniwersytetu Kalifornijskiego i mieszkali razem w kawalerce niedaleko kampusu. Chłopiec powiedział reporterom, że zbierał pieniądze na pierścionek zaręczynowy.

Prokurator spojrzał w kierunku ławy sędziowskiej. Był wreszcie gotowy.

Naród przeciwko Hendersonowiogłosiła Lara bezzwłocznie, przejmując akta sprawy od urzędnika sądowego. Czuła na sobie wzrok zgromadzonych.Obrona nadal domaga się niedopuszczenia materiałów dowodowych. Kontynuujemy. Pan, panie England, majak rozumiemnowego świadka.

Tak, Wysoki Sądzieodparł England wstając. W jego ciemnych włosach widać już było nitki siwizny, ale był nadal przystojnym czterdziestotrzyletnim mężczyzną o młodzieńczych ruchach.

Po zaprzysiężeniu świadek zajął miejsce na podium. Był w mundurze. Poprzedniego dnia przysłuchiwał się zeznaniom policjantów, którzy aresztowali oskarżonego. Lara była pewna, że kłamali. Dzisiaj zanosiło się na to samo. Gdy powiedział, jak się nazywa i jakie pełni stanowisko służbowe w areszcie powiatu Orange, England wstał zza stołu i podszedł do niego.

Panie White, o której godzinie zobaczył pan oskarżonego w nocy 15 czerwca?

Myślę, że o trzeciej nad ranem. Moja służba kończyła się właśnie o trzeciej. On był już w celi aresztanckiej i leżał na pryczy.

Ahapowiedział z namysłem England.Czy był sam w celi?

Tak jest.

A co oskarżony robił, gdy wszedł pan do celi?

Spał.

Spał?powtórzył England, przekrzywiając głowę. Zwracając się do zgromadzonych, podszedł do stołu i wziął coś stamtąd.

Mmmyślę, że spałdodał niepewnie strażnik.

Czy to możliwe, że był wówczas nieprzytomny?England poruszył brwiami.

Oczy świadka były utkwione w przedmiotach, które England trzymał w garści. White śledził je, gdy England wymachiwał rękami.

Możliweodparł strażnik. Następnie nachylił się nad mikrofonem i dodał:Myślę, że był pijany.

Ahapowiedział England.Zatem chciał go pan obudzić?

Tak jest. Ponieważ nie reagował, zawołałem drugiego strażnika i przenieśliśmy go do innej celi.

Jak go przenieśliście?

Wzięliśmy go pod pachy.

Czy zerknął pan na jego twarz niosąc, czy raczej ciągnąc go do celi?

Jasne.

Świadek rozejrzał się po sali. Chciał napotkać wzrok policjantów lub kolegów strażników, by uzyskać od nich nieco moralnego wsparcia.

I nie zauważył pan ran na jego twarzy, podbitego i spuchniętego prawego oka?

Nie przypominam sobie.

Prokurator kręcił się nerwowo na krześle, stukając długopisem w blat stołu.

England przygotowywał się do głównego ciosu; wszystko w nim wrzało. Lara wyczuła napięcie w jego kolejnym pytaniu:

Pewnie pan nie zauważył, że oskarżony miał złamaną lewą rękę?

Nieodparł strażnik. Na jego czole zbierał się kroplisty pot.

Panie White, czy choć przez chwilę pomyślał pan, że oskarżony wymagał pomocy lekarskiej, że w istocie stracił przytomność, a jego ręka była złamana, i to tak poważnie, że całe ramię dyndało jak gumowa rura? Przecież musiał pan to zauważyć?

Nieodpowiedział świadek.Myślałem, że wdał się w bójkę w barze albo coś w tym rodzaju. Do obowiązków oficera dyżurnego należy dopilnowanie, aby podejrzany miał zapewnioną opiekę lekarską, jeśli tego wymagają okoliczności. Ja jestem tylko strażnikiem.

England obrócił się w stronę świadka.

Panie White, czy bił pan oskarżonego? Czy to pan spowodował te urazy?

Świadek aż podskoczył z wrażenia.

Nie, nie podniosłem na niego ręki. Po prostu położyłem go na pryczy i wyszedłem.

No, to bardzo interesujące. Policjanci, którzy aresztowali oskarżonego, zeznali wczoraj, żecytujętrochę go poturbowali w trakcie wykonywania czynności służbowych, ale że nie było to nic groźnego. To znaczy, jak rozumiem, że nie złamali mu ręki. Skoro nie oni to zrobili, odpowiedzialność spada na pana.

Strażnik spurpurowiał. Na taki zarzut nie był przygotowany.

Nic podobnego! Facet został przywieziony do aresztu już ze złamaną ręką. Ja tego na pewno nie zrobiłem!

Przez salę przebiegł szmer. Prokurator zbladł. England przystąpił do dalszego ataku.

To znaczy, że pana zdaniem zrobili to policjanci, którzy aresztowali oskarżonego? Tak? I stało się to, zanim osadzono go w areszcie?

Świadek zamilkł. Spuścił oczy. W końcu wymamrotał:

Tak myślę.

A panEngland wskazał nań palcemzostawił pan tego człowieka, rannego i nieprzytomnego człowieka, własnemu losowi w celi, gdzie mógł w każdej chwili umrzeć. A dlaczego? Powiem panu: ponieważ kończyła się zmiana i chciał pan wrócić do domu bez kłopotów. Nie chciało się panu zajmować papierkową robotą, wzywać medyków i zawracać sobie głowy tymi wszystkimi czasochłonnymi czynnościami. Czy tak było, panie White?

Strażnik spuścił głowę. Milczał.

Wnoszę sprzeciw!wykrzyknął prokurator.On zastrasza świadka!

Uznajępowiedziała Lara.

Nie mam więcej pytań, Wysoki Sądzieodparł England siadając, wyraźnie zadowolony z osiągniętego celu.

Lara spojrzała na prokuratora; czuła, jak nasila się jej skurcz w szyi. Pokręciła głową kilka razy, by złagodzić ból.

Świadek jest do pana dyspozycji, panie Mitchell.

Strażnik pił dużymi łykami wodę ze szklanki. Dwaj policjanci, którzy aresztowali oskarżonego, siedzieli w głębi sali. Ich spojrzenia miały ostrość sztyletów. White miał teraz więcej powodów do obaw niż Benjamin Englandpomyślała Lara. Złożył zeznania obciążające kolegów, jego przyszłość nie była zbyt różowa.

Prokurator wstał, poprawiając marynarkę. Przemawiał cicho, łagodnym głosem:

Panie White, czy jest pan absolutnie pewien, że oskarżony nie złamał sobie ręki na skutek upadku z pryczy? Ze wstępnych zeznań wynika, że nie zauważył pan żadnych obrażeń ciała u oskarżonego. Czy odwołuje pan te zeznania?

Tym razem oczy świadka i policjantów spotkały się. White podjął w końcu decyzję. Chciał stąd jak najszybciej wyjść, mieć wszystko za sobą. Jako strażnik więzienny nie umiał sobie poradzić z krzyżowym ogniem pytań. Był już nimi udręczony.

Tak, zauważyłem jego rękę. Była złamana, kiedy wszedłem do celi.

Czy jest pan tym razem absolutnie tego pewien? To znaczy, że pana poprzednie zeznanie było fałszywe?

Mitchell odgarnął kosmyk z czoła i potrząsnął głową. Wiedział, że jest źle. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że jest aż tak źle.

Takodpowiedział strażnik mrugając powiekami. Pot skraplał się teraz na jego czole i nad górną wargą. Kropelki spływały po policzkach.

Prokurator podjął ostatnią próbę ratunku:

Panie White, czy jest możliwe, że oskarżony spadł z pryczy przed pana nadejściem?

White zadumał się przez chwilę. Najwyraźniej postanowił w duchu, że nie będzie się więcej plątał. Wszystko z siebie wyrzuci i w ten sposób oczyści się w oczach sądu, a także uspokoi własne sumienie.

Może i jest to możliwe, ale tak nie było. Wszyscy wiedzą, że został poturbowany przed osadzeniem w areszcie.Odchrząknął i dodał:Przecież pan wie, że zgwałcił i zabił dziewczynę.

Po wygłoszeniu tego zdania rozejrzał się po sali, jakby szukając zrozumienia w oczach zebranych. Gdyby oni mieli taką okazje, też dowaliliby mordercy, połamali mu kości, pozwolili, aby wykrwawił się na śmierć.

Prokurator nie podejmował tematu. W istocie zapędził się za daleko i nie miał już odwrotu. Zauważył, że England nie wyraził protestu po uwadze świadka, imputującej niewątpliwą winę oskarżonego.

Nie mam więcej pytań, Wysoki Sądziepowiedział i nie tyle usiadł, co zapadł się w krzesło. Odwrócił się następnie w stronę rodziców ofiary i starał się spotkać ich wzrok.

Lara czuła, jak ból w jej karku narasta.

Dwoje starszych ludzi siedziało nieruchomo. Byli jak skamieniali, siedzieli ramię przy ramieniu, trzymając się za ręce. Wyglądali jak pomnik cierpienia odlany w brązie. Jeszcze nie pojęli, co się wydarzyło na sali sądowej.

Z reakcji siedzącego obok dwudziestolatka wynikało natomiast, że do niego dotarło wszystko.

Dobrze więcpowiedziała Lara, patrząc na świadka.Proszę wrócić na miejsce.Zwróciła się następnie do zgromadzonych:Po piętnastominutowej przerwie ogłoszę decyzję. Panie Mitchell, proszę do mego gabinetu.

Uderzyła lekko młotkiem i wstała zza ławy sędziowskiej. Gdy tylko zniknęła w drzwiach, ścisnęła palcami skronie. Chciała strząsnąć z siebie ten koszmar. Czuła się tak, jakby ktoś chlusnął jej w twarz żrącym płynem.

Poszła szybkim krokiem do swego biura. Prokurator podążał tuż za nią. Lara zaczęła mówić, nie oglądając się za siebie. W ten sposób doszli do pokoju, w którym siedział jej sekretarz. Lara tylko skinęła mu głową.

Czy ma pan zamiar skierować sprawę przeciwko Mandriano i Curtisowi?zapytała Mitchella, wymieniając nazwiska policjantów, którzy aresztowali oskarżonego. Ci dwaj nie tylko ciężko go pobili, ale na dodatek popełnili krzywoprzysięstwo.

Przyznam, że nie zdążyłem o tym pomyślećodparł prokurator. Był bardziej pochłonięty aktem oskarżenia, a raczej jego strzępami, niż sankcjami prawnymi wobec policjantów.

W gabinecie Lara zajęła miejsce za biurkiem. Zdjęła gwałtownym ruchem okulary i obróciła się w fotelu, by spojrzeć prosto w twarz młodemu prokuratorowi..

Ci policjanci powinni odpowiadać przed sądem, otrzymać dymisję iprawdę powiedziawszynależałoby ich rozstrzelać. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z tak zapieprzoną sprawą.

Lara była tak wściekła, że trzęsły się jej ręce.

Prokuratorowi zadrgały mięśnie szczęk. Nie wykrztusił z siebie ani słowa. Było jasne, że w trakcie wstępnych zeznań policjantów musiał być z siebie dumny. Teraz robił wrażenie pokonanego. W końcu wyjąkał:

Przecież pani wie, że facet jest winny.

Lara nie odpowiedziała. Miała związane ręce. Nawet jeśli cynicznie odrzuciłaby wniosek obrony o wykluczenie zeznania oskarżonego, wyrok byłby unieważniony w apelacji.

Laik o tym wie. Nie można bić oskarżonego, a następnie powoływać się na wymuszone na nim zeznania.

Lara obserwowała, jak prokurator kurczy się w krześle.

Jeśli pani nie dopuści jego zeznania do materiału dowodowego, to leżymyodparł Mitchell.On o tym wie.Ta uwaga, wypowiedziana oskarżycielskim tonem, dotyczyła obrońcy oskarżonego.Nasz główny świadek zmarł w zeszłym tygodniu. Bez tego zeznania... no cóż, będziemy musieli faceta zwolnić.

Słowa prokuratora nie były dla Lary zaskoczeniem. Roztrząsali ten problem od trzech tygodni. Mieli zarejestrowany na taśmie głos oskarżonego, który jęcząc przyznał się do zbrodni. Nagranie urywało się gwałtownie. Lara była pewna, że facet stracił w tym momencie przytomność wskutek obrażeń spowodowanych przez policjantów. Byli przydzieleni do tej sprawy od początku, zbierali dane od rodziny ofiary. Obaj byli wytrawnymi oficerami dochodzeniowymi, ojcami dorastających córek.

Po prostu ich poniosło.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin