Orwig Sara - Gorące tamale (Świat Romansów [Temark] 22).pdf

(642 KB) Pobierz
Microsoft Word - Orwig Sara - Gorące tamale.doc
Sara Orwig
Gorące tamale
744752419.002.png
Rozdział 1
„Nie spojrzę!" przyrzekła sobie Clarice Jenkins, skręcając w
szeroką Apache Avenue. Sąsiednim pasem mijały ją jadące w
przeciwnym kierunku samochody. Na czystym błękicie nieba nad
Oklahoma City świeciło jasno letnie słońce. Ale Clarice nie była w
słonecznym nastroju. Zgrzytnęła zębami, zacisnęła szczęki i patrzyła
na wprost z natężeniem, które przyprawiało ją o pieczenie oczu. „Nie
spojrzę. Przejadę jak gdyby nigdy nic i nawet nie zerknę w tamtą
stronę!
Zajmij czymś myśli, nakazała sobie gorączkowo. Policzy po
hiszpańsku do dziesięciu i może uda jej się jakoś to zignorować. To.
Ujrzała to oczyma wyobraźni i z głębi jej krtani dobył się zduszony
pomruk. Znienawidzone, wstrętne, odpychające! A ona nie potrafi
oprzeć się pokusie, by na to nie spojrzeć! To zatruło jej życie, bo
choćby nie wiem jak się zarzekała, nigdy nie udało jej się w jego
kierunku nie spojrzeć.
Zbliżając się do skrzyżowania z podjazdem prowadzącym pod
wejście do King's Crown, restauracji w której pracowała, znowu
wydała z siebie gardłowy pomruk. Z jakże innymi uczuciami skręcała
jeszcze niedawno w Apache Avenue. W starych, dobrych czasach, to
znaczy przed dwoma tygodniami, jechała tu pełna zapału i radosnego
podniecenia, rozsadzał ją entuzjazm do zarządzania King's Crown,
należącą do wuja Stantona restauracją, nad którą, pod jego
nieobecność sprawowała czasowo pieczę, mając do pomocy wuja
Theo i swojego młodszego brata, Kenta.
744752419.003.png
Ale to się zmieniło. W gruzach legł jej spokój ducha, nerwy miała
zszarpane, a jazda Apache Avenue była istną drogą przez mękę
wewnętrznych zmagań i rozterek.
- Uno, dos, tres. - Będzie patrzyła prosto przed siebie! - Cuatro,
cinco, seis. - Zwolniła przed podjazdem do King's Crown. Nie
spojrzy. - Siete, ocho, nueve, diez. - Liczyła coraz szybciej i słowa
zaczynały zlewać się ze sobą. Odczuwała już tę nieodpartą moc, która
przyciągała ją z siłą grawitacji, ten pociąg natury, któremu nie jest się
w stanie przeciwstawić nawet siła woli całego świata.
Zesztywniała, tłumiąc bezwzględnie rozszalałą burzę zmysłów i
mobilizując do walki z pokusą wszystkie swoje sity. Nie mrugnąwszy
powieką, wlepiała wzrok w szarą, betonową nawierzchnię jezdni i
nagle uświadomiła sobie z przerażeniem, że przejechała podjazd
prowadzący pod drzwi restauracji!
Zerknęła w lusterko, wyhamowała, wrzuciła wsteczny bieg i
zaczęła wycofywać wóz. Na szczęście z tyłu nie nadjeżdżał w tej
chwili żaden samochód. Poczuła, że ze zdenerwowania na policzki
występuje jej ognisty rumieniec. Minęła podjazd, w który dzień w
dzień skręcała! Na granicy jej pola widzenia zamajaczyła barwna
plama.
- Uno, dos, tres, seis, siete... Mam to gdzieś! - Spojrzała.
To prezentowało się tam w całej swojej okazałości... Tors.
Szeroki, obnażony tors połyskujący niczym wyszlifowane popiersie z
drewna tekowego. Do perfekcji umięśniony, porośnięty gęstwą
krótkich, ciemnych włosków. Tors przykuwał jej uwagę z mocą kleju
744752419.004.png
super - atack. Jakże pragnęła nie zwracać uwagi na ten tors, jego
właściciela i jego ohydną budę, ale za każdym razem, kiedy tędy
przejeżdżała, nie mogła się powstrzymać, żeby na niego nie spojrzeć.
Jej wzrok powędrował wyżej i wściekłość sięgnęła szczytów -
posiadacz torsu się do niej uśmiechał!
Wielkie meksykańskie sombrero miał zsunięte na tył głowy, a
frędzle z kolorowych kuleczek wokół ronda podrygiwały przy
najmniejszym ruchu. Sterczał tam z bezwstydnie obnażonym torsem,
w wystrzępionych, wyblakłych szortach opinających wąskie biodra i
śmiał się z niej, że minęła swój podjazd! Obok niego dymił i buchał
kłębami pary odpychający stragan z tamalami - obskurny stragan,
obniżający rangę i klasę restauracji King's Crown.
Ostateczne przypieczętowanie tej obskurności stanowił
gigantyczny, łopoczący na wietrze transparent, który głosił: „Gorące
Tamale O'Toole'a. Mniam! Mniam!" Była to rozpostarta pomiędzy
dwiema tyczkami, skosem do ulicy, wstęga papieru, którą sprzedawca
ściągał każdego wieczora i mocował każdego ranka.
Pomachał do niej; nie odwzajemniła gestu. Zadarła brodę, skinęła
sztywno głową i skręciła w podjazd.
*(Tamale - rodzaj gołąbków popularnych w Meksyku,
przyrządzanych z farszu mięsnego z dodatkiem mąki kukurydzianej,
zawiniętego w liście kukurydziane, niekiedy bananowe.)
744752419.005.png
Zerknęła na dęby po prawej. Grady O'Toole był właścicielem
trójkątnego kawałka terenu przylegającego do parceli należącej do
wuja Stantona. Wolno mu było na nim robić, co chciał. Przed
straganem znajdował się placyk na dwa, trzy samochody, gdzie
zgłodniali kierowcy, zjechawszy z jezdni, mogli zaparkować i zjeść
tamala w cieniu wysokiego, rozłożystego dębu.
Prowadząc wóz zakręcającym łagodnie, żwirowym podjazdem,
Clarice czuła, jak napięcie mięśni ramion ustępuje z wolna, w
przeciwieństwie do złości, która nie chciała jej opuścić. Powody do
gniewu Clarice miała dwa: po pierwsze rozwścieczało ją to, że mając
do wyboru tyle wolnych działek w mieście, Grady O'Toole uparł się
ustawić swoją szkaradną budę tuż obok czegoś tak statecznego i
pięknego jak King's Crown. A po drugie, do furii doprowadzał ją fakt,
że, przejeżdżając obok Grady'ego O'Toole'a, nie potrafiła się nigdy
powstrzymać od spojrzenia na jego ciało!
Jej wzrok przesunął się po zadbanym trawniku przed frontem
usytuowanej na wzgórku, uroczej restauracji i dziewczyna trochę się
uspokoiła. Od wschodu posiadłość wuja Stantona graniczyła z
terenem O'Toole'a, ale od północy i od zachodu przylegała do
miejskiego parku. Parę kroków na zachód od restauracji znajdowało
się małe jeziorko z pełnymi gracji łabędziami. Ten widok jeszcze dwa
tygodnie temu wpływał kojąco na nerwy Clarice.
Wuj Theo, który prowadził z Gradym O'Toole'em negocjacje w
sprawie przeniesienia straganu z tamalami w inne miejsce, wyczerpał
już wszystkie możliwości ugodowego załatwienia sprawy. Obecnie
744752419.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin