Stefan Żeromski - Puszcza Jodłowa.txt

(26 KB) Pobierz
NR ID   : b00133
Tytu�   : Puszcza jod�owa
Autor   : Stefan �eromski


Puszcza jod�owa

Panu Aleksandrowi Janowskiemu wyraz braterskiej czci

W uszach moich trwa szum tw�j, lesie dzieci�stwa i m�odo�ci - cho� tyle ju� lat nie dano mi go s�ysze� na jawie! Przebiegam w marzeniu wynios�e g�ry - �ysic�, �ysiec, Strawczan�, Bukow�, Klonow�, Str�n� - g�ry moje domowe - Radostow� i Kamie� - oraz wszystkie dalekie siostrzyce. Nie ja to ju�, cz�owiek dzisiejszy, wci�gam zdrowymi p�ucami tameczne powietrze, kryszta� niewidzialny, niezmierzone, nieskazitelne, przeczyste dobro - zimne, nie skalane oddechem, zgnilizn�, brudem, py�em - lecz kto� inny, kogo ju� dawno nie ma, m�odzieniec, kt�ry niegdy� w mym jestestwie przebywa�. Nieraz mi si� wydaje, �e go wcale nie by�o, �e to po prostu jedna ze zmy�lonych figur, kt�re wynajdywa� w nico�ci, tworzy�, kszta�towa� i pokazywa� ludziom - za pomoc� pisaniny by�o moj� mani� od dzieci�stwa - �e to Rafa� albo inny jaki buja� niegdy t a m o j po g�rach. Tamten ja, miniony i nie istniej�cy, z broni� na ramieniu, nachyla si� nad burzliw�, kipi�c� wieczy�cie wod� �r�d�a �wi�tego Franciszka i przegl�da si� w jego czystej pow
ierzchni, czystej jak �za, a�eby ze swego odbicia czyni� wnet przedmiot ba�ni, bohatera, posta� nie istniej�c� a najbardziej bli�ni�, quidam[1] tajemnicze, byt dwunogi, godny wieloaktowego dramatu albo godny epopei w dziesi�ciu pie�niach. Tamten siaduje nad brzegiem wartkiego strumienia, co ze �r�d�a �wi�tego Franciszka wybiega, co �miga w d� i snuje si� po kamieniach. Tamten wys�ucha�, jaki to puszcza szeroka wydaje g�os za wiatrem przypadaj�cym i odchodz�cym, a mnie o tym przez ca�e moje n�dzne �ycie podaje wie��.

Znawcy dziej�w ziemi, co jak niedosi�g�e krety bobruj� po warstwicach skorupy, lataj� niczym ptaki po l�dach i morzach przeddziej�w, a skacz� po tysi�cleciach chy�o i pewnie, wmawiaj� we mnie, �e zburzyszcze na szczycie �ysicy, os�dzia�e od mch�w, utkane paproci� i kwieciem, �e kwarzec �wietlisty od miki i po�yskliwy od g�rskiego kryszta�u, co w szczycie pasma zalega - tai w sobie odgnioty wielkookich rak�w morskich, zagrz�z�ych ongi w piachach tego przed wiekami wybrze�a oceanu P�nocy. Tak jest czy inaczej - niech�e oni zajmuj� si� tymi po�miertnymi rak�w dziejami. Ja �mierci nienawidz�. Uwielbiam nowe �ycie tej krainy, cho�by ta jego nowo�� si�ga�a pierwszego porostu trawy morskiej na tym raczym cmentarzu.

Widz� jeszcze dzieci�cymi oczami wielkie raki �ywe, stwory czarne o formie dziwacznej, strasz�cej wyobra�ni� dzieci�c�, jak sun� po jasnym, gliniastym dnie potoku, co z mej g�ry rodzinnej spada w rozp�dach, zakr�tach, p�kolistych obiegach i nag�ych w d� pop�awach. Soczyste nad nim trawy, kaliny, tarki, wilcze �yko i bujne �odygi, wewn�trz puste, wielkimi li��mi nakryte, kt�rych pie� �yczkiem cienkim obci�gni�ty tak si� �wietnie nadaje do wci�gania w usta lodowatej wody ze �r�d�a, wody, co �upie w z�bach. Zaro�la z brzegu na brzeg przerzucone splataj� si� mi�dzy sob�. Chmiel je obwija, a przetykaj� le�ne maliny. Srokosze w ich g�stwinie kuj� swe dzwonne pie�ni, a zatajona k�dy� kuku�ka bawi si� w chowanego z rozbawion�, z rozigran� dzieci�c� dusz�. Czarne cienie jode� ko�ysz� si� rytmicznym tanem na wiosennej murawie bezmiarem kwiat�w zas�anej. Wielorakobarwne, nakrapiane i pisane motyle lataj� z miejsca na miejsce, jakby szuka�y tego tajnego schowania, gdzie si� kuku�ka ukry�a. Dzwonny szmer ponika wyrywa si� z �o�yska, chc�c si� do zabawy przy��czy�, lecz �ywe jego wody, porozdzierane przez g�azy na liczne strumienie, musz� ucieka�, ucieka� w dolin�. Migoc� tam w s�o�cu, mieni� si�, po�yskuj�, b�yszcz� - obraz wieczny jedynego prawdziwego szcz�cia, istotnej, niepodzielnej i sko�czonej rado�ci �ycia. O potoku, potoku, gdzie�e� to poni�s�, gdzie�e� to podzia� tamte wody!...

Zaznajomi�em si� by� dobrze w ci�gu wielu m�odo�ci lat z wodami �ywymi tej le�nej Nidy, co si� z czystych potok�w w bujn� rzek� rozrasta. Obejmowa�a mi� niegdy� przychylnym, lodowatym ogarni�ciem, gdym si� w jej czarne g��bie ufnie rzuca� po twardym, po kamiennym �nie, skoro tylko �wit za szczytem �ysicy niebo zrumieni�. Nosi�a mi� na �onie swym jak dobra matka, gdym p�ywa� - stoj�c, na wznak, na piersiach i na bokach. Wyrzuca�a mi� z wn�trza swego na powierzchni� si�� pot�n� g��biny niezgruntowanej, naje�onej rosochatymi k�odami drzew puszczy ongi zwalonych, w dno wros�ych - gdym zbyt d�ugo nurkiem po jej tajnikach chodzi�. Zna�em si� w�wczas na obyczajach i naturze ryb, na chytro�ci, m�dro�ci i instynkcie dzikich kaczek, cyranek, bekas�w, kurek wodnych, grzywaczy i jastrz�bi. Przeszpiegami i chytro�ci� ludzk� odpowiada�em na przeszpiegi i obronne sposoby rogaczy, lis�w i zaj�cy. By�em my�liwcem i rybakiem - z nazwy zreszt� bardziej ni� ze skutecznego efektu �owieckich zabieg�w. By�em bowiem najwi�kszym (bo jedynym) na ca�e �wi�tokrzyskie G�ry poet� udaj�cym my�liwca i rybaka. Mia�em w sobie lekko�� lisa, nogi jelenia i jak gdyby skrzyd�a bekasa u ramion. Pisa�em swe marne wiersze w lasach i wertepach - w ci�gu d�ugich letnich deszcz�w pod cieniem olchy obwis�ej w nadnidzia�skim smugu - pod daszkiem brogu na wilkowskim ugorze - oraz w le�nych kapliczkach, obok klasztoru �wi�tej Katarzyny.

Uk�ada�em dramaty, ju� w�wczas niesceniczne i chybione, z powsta�czych legend tego zapad�ego kraju, gdzie jeszcze by� nie wytchn�� �lad stopy skrwawionej pokonanych bojownik�w - gdzie jeszcze �ciany przydro�nej austerii[2] czarne by�y od kul i podziurawione jak rzeszoto; a ka�dy cz�owiek dojrza�y, co krwawe czasy prze�y�, tylko o nich m�wi�, k�ad� je w moje uszy, jak do sk�adu - a czasem tym dzieli� na cz�ci swe �ycie przed- i popowstaniowe. Uk�ada�em niesko�czone i, oczywi�cie, �le zbudowane powie�ci o ch�opie Marku z Krajna, co w powstaniu w�asn� swoj�, ch�opsk� parti� dowodzi�, i wyci�ga�em epos o przekl�tym i wykl�tym zdrajcy z tej�e wsi - Janicu - co za wydanie spisku �ciegiennego[3] - chwa�y naszych czarnych las�w - ordery, pi�� kolonii w nagrod� otrzyma�, a sam rozpi� si�, na dziada zeszed� i w przydro�nym sypia� rowie.

Widz� ci� we wspomnieniu, �wi�ty�ko ma�a, dawnego eremity[4] domku, ko�ysko moich - �al si� Bo�e! - poezji...

Otoczona ze wszech stron p�otem z �erdzi jod�owych, stoisz po�rodku ��ki pachn�cej. Drzwi twe dawno spr�chnia�y, zamek ich zardzewia� i ju� nie spaja po�owic. Wiatr, nie znosz�cy tajemnicy i zamkni�cia, rozwali� je we dwie strony, przypar� do �cian i raz na zawsze otworzy�. Zgni�y i zapad�y si� drzwi w pod�odze, prowadz�ce do sklepu pod ziemi�. Ogl�daj ka�dy, kto� ciekaw, co tam jest w g��bi! Le�� na dnie wysch�e, suche, w zbutwia�ej trumnie zw�oki niewiadomego polskiego rycerza. Jest to mo�e ten sam rycerz, co na �elaznej pi�ci podparty, a przy�bic� zamczyst� maj�c u wezg�owia, �pi na marmurowym pomniku w starym klasztornym ko�ciele �wi�tej Katarzyny. Ten sam to mo�e, kt�rego �ycie, �aci�skim wys�awione opisem, siostry zakonne w chwalebnej gorliwo�ci o czysto�� �wi�tyni rokrocznie na Godne �wi�ta maluj� wapnem od g�ry do do�u tak porz�dnie i skutecznie, i� z peanu s�awy rycerskiej wida� jedynie liczne, lecz nieczytelne wg��bienia, a i sam rycerz wraz ze sw� epopej� w wapienn� bry�� si� zmieni� i sta� niejako podwalin� niemej �ciany.

W kapliczce le�nej mo�na pewno i dzi� jeszcze czyta� napisy po �cianach, ostatni raz bielonych - na szcz�cie! - przed powstaniem. Jeden z nich, wyryty jakim� ostrzem, g�osi� s�owo ma�o zrozumia�e: "Szczyt moich cierpie� zr�wna� si� z t� g�r�. 1863".

Nie by�o imienia i nie by�o nazwiska. Tak jakby �w rok wszystek - 1863 - ostrzem strzaskanego pa�asza czy z�amanego bagneta na niemym murze, dla nikogo, te s�owa wypisa�.

Obok tego o�wiadczenia, kt�re si� sta�o osnow� pewnej krwawej tragedii, co ca�kowity brulion za ca�e czterdzie�ci groszy wype�ni�a sob� od deski do deski - widnia�y wydrapane na murze nazwiska: "Stefan �eromski, ucze� klasy drugiej" - a ni�ej, tu� pod tamtym: "Jan Stro�ecki, ucze� klasy drugiej". O ile �w, z roku 1863, zanadto pilnie swe nazwisko zatai�, o tyle my dwaj, uczniowie klasy drugiej, czynili�my w�wczas dla uwiecznienia naszych, co si� tylko da�o, co by�o w naszej mocy. Jan Stro�ecki i p�niej czyni�, co si� tylko da�o, co by�o w jego mocy: w najsro�szy Sybir na wytrwan� z moskiewskim caratem chodzi� bez trwogi, a potem, po latach walki, we Francji, godnie, jak przysta�o na towarzysza naszej �awy w kieleckiej szkole, zgin�� ratuj�c ton�cego cz�owieka. Ale - o Janku! - je�li siostry zakonne na kt�re� Godne �wi�ta odmaluj� kapliczk� bo�� u podn�a �ysicy na le�nym skraju, i twoje jedyne epitaphium, i �lad mej glorii, najwi�kszego poety mi�dzy �ysic� i Radostow� G�r�, wniwecz 
p�jdzie, w nieme i martwe wapno si� zamieni, tak samo jako chwa�a rycerza w dole. Tylko konwalie i poziomki nie zapomn� o wolnych duszach rycerzy. Dooko�a starej kaplicy w trawach bujnych, woniej�c, pcha� si� b�d�, jak zawsze na wiosn�, ku drzwiom roztworzonym, przechyla� owoc rubinowy i kwiaty bia�e poza pr�g spr�chnia�y, jakby w zbo�nym zamiarze, by bojownikom, zapomnianym przez ludzi, odda� zapach sw�j, tymian pozgonny.

Zdobywanie przestrzeni za dni m�odo�ci za po�rednictwem mocy mi�niowej, kt�ra tak bez wysi�ku dawa�a sobie rad� z odleg�o�ciami, wycisn�o sw�j obraz niezatarty na pojmowaniu, a raczej na uprzytomnianiu sobie wszelkich wymiar�w. Miar� przestrzeni by�a i jest dla mnie odleg�o�� r�nych miejsc w tamtych stronach. Dwie wiorsty - to polna droga z Ciekot do Wilkowa, trzy wiorsty - to go�ciniec z Krajna do G�rna, trzy mile - to linia prosta z Kielc do �wi�tej Katarzyny. Ka�da trudna, du�a i ci�ka praca jakiejkolwiek natury, literacka, biblioteczna czy inna, obrazowo i por�wnawczo mierzy si� w mej wyobra�ni, w mej sile mi�niowej i nerwowej na wysoko�� g�ry Radostowej. Jestem oto u jej podn�a, w Leszczynach, w M�chocicach, w B�czkowie - jestem na pierwszym garbie, na drugim, na trzecim - jestem niedaleko wierzcho�ka - jestem na szczycie! Widz� ju� m�j kres i m�j cel: rodzinny dom! S...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin