Ingulstad Frid - Wiatr nadziei 11 - Zdrada.pdf

(529 KB) Pobierz
302277177 UNPDF
Ingulstad Frid
ZDRADA
Saga część 11.
ROZDZIAŁ PIERWSZY.
Kristiania, kwiecień 1906 roku
Emanuel odszedł... i zabrał swoje meble. Elise odwróciła się i weszła do
domu, chwiejąc się na nogach. Nie chciała, by Kristian odgadł jej myśli.
- Dziwne - mruknęła. - Może zamierza je sprzedać. Takie piękne meble
nie są nam przecież potrzebne. W tej sytuacji moglibyście spać w salonie,
będzie wam wygodniej niż w kuchni. Trzeba będzie wynająć mansardę.
Kristian poszedł za nią.
- Ale dlaczego nic nie powiedział? Mógł uprzedzić przynajmniej ciebie.
- Emanuel ma kłopoty. Zdarzyło się coś ważnego. - Podeszła do pieca
kuchennego, żeby nie patrzeć na brata. - Na razie nie mogę o tym
opowiadać, Kristianie, ale Emanuel przeżył coś, co go bardzo dotknęło.
- Stracił pracę?
- Nie, jeszcze nie... to znaczy... Ja... ja nie wiem. Kristian podszedł do
siostry.
- Elise?
Teraz już musiała się obrócić i zobaczyła, że chłopiec grzebie w kieszeni
spodni.
- I tak miałem zamiar to zrobić. Proszę. - Wyciągnął w jej stronę brudną
zaciśniętą piąstkę i z dumą na twarzy rozchylił palce. Na jego dłoni leżała
kupka dziesięcioorówek. - Korona i pięćdziesiąt ore. Są twoje.
Zaoszczędziłem je dla ciebie.
Elise wzruszenie ścisnęło za gardło, walczyła z sobą, by nie okazać
uczuć, które nią targały.
- Nie, oddałeś już tyle pieniędzy, ile trzeba, Kristian. Powiedziałam
przecież, że resztę możecie zachować dla siebie.
Kristian zdecydowanie pokręcił głową.
- Jeśli Emanuel stracił pracę, potrzebujesz pieniędzy na jedzenie. Wcale
nie muszę kupować tej piłki, to zresztą nic specjalnego, jest przecież
zrobiona z gałganków. Będę oszczędzał i kupię sobie porządną.
- Nic nam nie potrzeba, Kristian. Zarobiłam dwadzieścia koron za
suknię, którą uszyłam.
- Kłamiesz, Elise. Gdybyśmy nie byli w fatalnej sytuacji, Emanuel nie
musiałby sprzedawać swoich mebli.
Elise opadła na najbliższy stołek i musnęła oczy dłonią. Nie mogła już
dłużej powstrzymywać łez.
- Usiądź koło mnie, Kristian, to powiem ci, o co chodzi. Masz już
prawie jedenaście lat, niedługo będziesz dorosły, jakoś zniesiesz prawdę. -
Wzięła go za rękę i posadziła na stołku, który stał obok. - Ale obiecaj, że
nic nie powiesz Pederowi i Evertowi. Peder i tak musi znosić dokuczanie,
powinniśmy go oszczędzać.
Kristian siedział sztywno i nieruchomo na stołku, przygotowywał się na
nieprzyjemną nowinę. Elise żal się go zrobiło.
- Cieszę się, że cię mam, Kristian. Gdy byłeś mały, martwiłam się o
ciebie, bo wydawałeś się taki ponury i zamknięty w sobie. I ciągle się
kłóciłeś z Pederem. Ale zmieniłeś się, gdy się wyprowadziliśmy z
Andersengarden. Myślę, że potrzebowałeś czasu, żeby przeboleć śmierć
ojca.
Kristian nic nie powiedział.
Elise wzięła głęboki drżący oddech.
- Przypuszczam, że Emanuel wyjechał na pewien czas. To były jego
meble, pochodziły z dworu w Ringstad, ale nam nie są potrzebne. To
nawet dobrze, że pokój będzie pusty. Możemy tam wstawić łóżko. Może
uda się nam zdobyć jeszcze jedno. Wówczas miałbyś własne, a Peder i
Evert spaliby razem na starym. Mielibyście pokój wyłącznie dla siebie.
Tylko w ciągu dnia musiałabym tam szyć.
Kristian siedział w milczeniu i patrzył siostrze w oczy. Elise domyśliła
się, że czeka na wyjaśnienie.
Znów westchnęła, walcząc ze łzami, nie chciała się poddać. Przyj -dzie
pora na jej własny żal, teraz trzeba myśleć o tym, jak oszczędzić chłopców.
- Zauważyłeś pewnie, że ostatnimi czasy Emanuel nie był sobą. Często
się kłóciliśmy, znikał gdzieś wieczorami, późno wracał, w domu
najczęściej milczał, okazywał niechęć albo irytował się z powodu
drobiazgów.
- Ale nie wtedy, gdy przyszli tu ci ludzie. Ta piękna dama i ten pan.
Wtedy rozmawiali głośno, śmiali się i żartowali.
- To prawda. Niełatwo to zrozumieć, ale większość z nas woli
przebywać w towarzystwie ludzi podobnych do siebie. Na pewno nie
chciałbyś się bawić z chłopcami zza rzeki. W każdym razie nie z tymi,
którzy mieszkają nieco dalej. Ojciec wolałby ciągle pływać po morzach w
towarzystwie innych marynarzy, źle się czuł w fabryce. Emanuel był
przyzwyczajony do wielkich pokoi w Ringstad, u nas było mu za ciasno i
za ubogo. W biurze też nie czuł się najlepiej. W końcu wpadł w rozpacz i
odszedł, ale myślę, że wróci. Potrzebuje czasu, żeby przemyśleć swoje
życie.
- Nie mógł tego powiedzieć?
- Nie umiał. Nie chciał patrzeć na nasz smutek.
- To znaczy, że jest tchórzem.
Elise nie odpowiedziała. Poczuła, że ogarnia ją złość. Kristian miał
rację, Emanuel był tchórzem. Nie wolno w ten sposób opuszczać rodziny,
nie wolno brać po kryjomu swoich rzeczy i znikać bez słowa. Zachował
się podle nie tylko w stosunku do niej, ale i do dzieci.
Może Emanuel odpowiedziałby, że nie ma żadnych dzieci. Ale jest
przecież odpowiedzialny za Hugo, czy tego chce, czy nie. Uznał ojcostwo,
postarał się, by wszyscy uwierzyli, że to jego dziecko, przyśpieszył nawet
chrzest, żeby zapisać chłopca w kościelnych księgach, nim ktoś odkryje
prawdę.
Jak może mu się wydawać, że Elise poradzi sobie sama z dziećmi?
Prawdopodobnie uznał, że o Pedera i Kristiana powinna się martwić
matka i ten jej Hvalstad, że Evert może liczyć na pomoc gminy, a Hugo
ma przecież innego ojca. W tej sytuacji będzie musiała wrócić do
przędzalni i do życia, które porzuciła, gdy się spotkali. To bezlitosne i
okrutne z jego strony, zupełnie niepodobne do Emanuela, którego znała.
Ktoś musiał go do tego namówić, ktoś, kto miał znacznie silniejszą wolę
niż on.
Matka? Trudno w to uwierzyć. Matka Emanuela była wprawdzie
przeciwna temu małżeństwu i przeżyła szok, gdy się dowiedziała, że Hugo
nie jest jej wnukiem, ale nie jest przecież złym człowiekiem. .. A poza tym
z półsłówek Emanuela można się było domyślić, że nie kocha swojej
matki.
A może źle to wszystko interpretuje? Może on rzeczywiście chce
sprzedać meble, żeby poprawić ich sytuację? Gdyby ją zapytał, zrobiłaby
wszystko, żeby go powstrzymać. Nie dlatego, że te meble coś dla niej
znaczą, ale dlatego, że wie, ile znaczą dla niego.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Myślę, Kristian. Może się pomyliłam. Może Emanuel rzeczywiście
chce sprzedać meble, żebyśmy mieli więcej pieniędzy na jedzenie?
- Powiedziałby o tym.
- To nie takie pewne. Wiedział, że na pewno bym protestowała.
- Sprawdzałaś, czy zostawił ubrania?
Elise drgnęła. Nie pomyślała o tym. Zerwała się ze stołka i pobiegła do
sypialni, szarpnęła drugą od góry szufladę, która należała do Emanuela, i
zauważyła, że jest pusta. Wpatrywała się w nią zaszokowana.
Kristian stanął cicho za jej plecami.
- Tak właśnie myślałem.
Elise pokiwała głowa, nie obracając się. Rozejrzała się dokoła.
Niedzielne ubranie nie wisiało już na wieszaku, ze ściany zniknął obraz, z
komody - wszystkie ozdoby. Nic nie wskazywało na to, że Emanuel tu
kiedyś mieszkał.
- Odszedł - powiedziała przez łzy.
- Nie przejmuj się, Elise. Pomogę ci. Nakłamiemy Pederowi i Evertowi,
powiemy, że Emanuel musiał wyjechać na pewien czas. Wolno przecież
kłamać, żeby komuś pomóc.
Pokiwała głową, nie obracając się, po jej policzkach płynęły łzy i kapały
prosto do pustej szuflady.
- Ale jak to wytłumaczymy?
- Powiemy, że stracił posadę w fabryce i znalazł pracę gdzie indziej.
Może w Ulefoss - dodał z zapałem. To było jedyne znane mu miejsce,
gdzie byli robotnicy, i dyrektorzy, i urzędnicy, tak jak tutaj. - A za jakiś
czas o wszystkim zapomną.
- Zapomną? - Elise przestała płakać i obróciła się do Pedera. - Peder
kocha Emanuela, na pewno źle to przyjmie.
Kristian się nie odezwał. Elise przypomniała sobie od razu, jak
zareagował na wieść o planowanym ślubie. Nie podobał mu się ten
pomysł.
- Bez względu na to, co się stanie, Emanuel i ja jesteśmy w dalszym
ciągu małżeństwem. Gdy staliśmy przed ołtarzem, przysięgaliśmy, że
będziemy się kochać i wspierać nawzajem aż do śmierci. Na dobre i na
złe. Dlatego wiem, że Emanuel wróci, choć na razie ma kłopoty.
Kristian w dalszym ciągu milczał. Obrócił się i powoli ruszył w stronę
drzwi.
- Nie martw się o Pedera, Elise, ja z nim porozmawiam - oświadczył i
wyszedł.
Gdy Elise usłyszała zamykające się z nim drzwi, padła na łóżko i
zaczęła płakać bez opamiętania. Po pewnym czasie płacz przycichł, w jej
głowie zaczęły się kotłować różne myśli, a w miejsce żalu pojawił się
gniew. Waliła pięściami w materac i ciskała przekleństwami, które
przychodziły jej do głowy. Tchórz, asekurant, sprośny łajdak. A jaki
fałszywy.
Jak można tak się pomylić w ocenie człowieka. Przypomniała sobie, jak
spotkała go po raz pierwszy, w drodze ze Świątyni. Opowiadał jej o swojej
pracy w Armii Zbawienia, mówił, że jest tam po to, żeby pomagać innym.
„Jeśli naprawdę w coś wierzysz, nie poddasz się' - powiedział. Wydał jej
się prawdziwym idealistą, wyzbytym egoizmu, pełnym poświęcenia.
Jak więc mógł najpierw ją zdradzić z inną dziewczyną, i to nie raz, a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin