00:00:21:-Masz nutę?|- Tak, jasne. 00:00:23:Nice and tight.|Dwa, trzy, cztery. 00:00:57:To jest Fordham na Bronxie: mój dom. 00:01:01:Taki mały wiat. 00:01:03:Każda dzielnica|jest tylko 15 min stšd... 00:01:06:ale wydaje się, jakby to było 3,000 mil stšd. 00:01:10:To kosciól Mount Carmel. 00:01:12:Dwięk dzwonów|rozbrzmiewa w sšsiedztwie. 00:01:25:Był rok 1960 i doo-wop|było muzykš ulicy. 00:01:32:Wydawało się, że grupy doo-wop|były na każdym rogu. 00:01:39:Co to były za czasy. 00:01:43:Yankees ogrywali Pirates'ów w mistrzostwach... 00:01:46:a Mickey Mantle|był dla mnie jak bóg. 00:01:49:Chodzilimy z tatš na Yankee|Stadium i patrzylimy jak wygrywajš. 00:01:55:To jest Chez Bippy,|gdzie wszyscy kolesie się kręcili. 00:01:59:Opowiem o tym póniej. 00:02:05:To mój dom.|Mieszkam na trzecim piętrze. 00:02:08:667 Wschodnia, 187 Ulica. 00:02:14:To moje schody. 00:02:18:W ciepłe letnie noce w całej dzielnicy... 00:02:21:słychać było młodych Włochów|uwodzšcych swe kobiety. 00:02:24:Hej, Marie! 00:02:26:- Wła kurwa do auta!|- Nie! 00:02:29:- Wła do auta!|- Zostaw mnie w spokoju. 00:02:32:- Przecież wiesz, że cię kocham.|- Taa, jasne. 00:02:34:Wła kurwa do auta! 00:02:47:I włanie tutaj, przy tej latarni... 00:02:50:stał numer jeden całej dzielnicy, Sonny. 00:02:55:Każdy kochał Sonniego|i traktowano go jak boga. 00:02:59:W moim sšsiedztwie, on był bogiem. 00:03:03:Siadywałem na schodach|patrzšc na niego, całymi dniami. 00:03:07:Ale nigdy nawet na mnie nie spojrzał. 00:03:10:Nigdy, aż do tego dnia. 00:03:21:- Czego chcesz?|- Znajdziesz tam dla nas miejsce? 00:03:24:Chciałby. 00:03:43:PRAWO BRONXU 00:05:19:- O cholera!|- Uciekamy! 00:05:50:To mój tata, Lorenzo Anello. 00:05:53:Trasa przejazdu jego autobusu była przez 187 Ulicę.|Kochałem jedzić z nim. 00:05:58:To ja, Calogero,|w wieku dziewięciu lat. 00:06:21:Do zobaczenia, tato. 00:06:31:Id prosto do domu. 00:06:34:To moja mama, Rosina.|Poznała tatę na potańcówce. 00:06:38:Zakochali się w sobie|i sš razem od tego czasu. 00:06:49:Posłuchaj mnie.|Zajmij się tym pieprzonym-- 00:08:22:Dawaj. Dokop mu! 00:08:33:Chez Bippy.|Tutaj wszyscy przesiadywali. 00:08:36:Wypierdalaj stšd!|Id na spacer! 00:08:40:Tony Toupee był włacicielem baru|ale tylko na papierze. 00:08:43:Tak naprawde, to było miejsce Sonniego. 00:08:48:Tony był sfrustrowanym piewakiem.|Wszyscy nienawidzili jego głosu. 00:08:51:Więc z czystej złoliwoci nigdy|nie mówił normalnie. 00:08:54:Wciaż piewał. 00:08:56:Nazywał się Tony Toupee <tupecik>|przez jego nędznš fryzurę. 00:09:03:Eddie Mush|był zdegenerowanym hazardzistš. 00:09:05:Był największym przegranym na wiecie. 00:09:08:Nazywali go "Mush" <breja> bo wszystko|czego się dotknšł zamieniało się w breję. 00:09:11:Nieważne.|Potrzebuję zwycięzcy. 00:09:13:Przy kasie, kasjer dawał|mu podarte bilety. 00:09:17:Postawiłem na Yankees. Przegrali. 00:09:19:Jeżeli to nie był straszny pech,|nie miałbym szczęcia w ogóle. 00:09:24:JoJo the Whale <Wieloryb>. 00:09:26:Nie przechodziło się obok JoJo,|jego się obchodziło dookoła. 00:09:28:Jeli patrzyłe na niego wystarczajšco długo,|widziałe jak tył z godziny na godzinę. 00:09:32:Legenda głosi,|że raz zabił psa. 00:09:38:Nazywali go Frankie Coffeecake... 00:09:40:Bo jego twarz wyglšdała jak ciastko Drake's. 00:09:44:Trzeba było być twardzielem, |żeby spojrzeć mu w twarz. 00:09:59:Hej, dzieciaku, jak leci? 00:10:03:Nazywał się Jimmy Whispers.|Był głównym człowiekiem Sonniego. 00:10:07:"Whispers" <Szepty> |bo dla niego wszystko było sekretem. 00:10:15:Danny K.O. nokautował każdego... 00:10:17:a Bobby Bars spędził|połowę swego życia z nimi. 00:10:20:To była ekipa Sonniego i...|nikt z nimi nie zadzierał. 00:10:25:Co ty tu robisz?|Nie mówilimy ci, żeby tu nie przychodził? 00:10:30:Kazałam ci przyjć prosto do domu!|Czekaj, aż się ojciec dowie! 00:10:34:- Co ty tam robił?|- Szukałem taty. 00:10:37:Ooo to wietnie! 00:10:41:Muszę jeszcze co kupić.|Nie ruszaj się! 00:10:43:Masz tu stać i czekać! Rozumiesz? 00:10:48:Zawsze starałem się naladować Sonniego.|Ale wcišż nie wyglšdałem jak on. 00:10:57:Sonny miał pięć palców... 00:11:00:ale używał tylko trzech. 00:11:04:Chod. Idziemy.|Ruszaj się. Do góry. 00:11:14:Nie mam nastroju na stek. 00:11:16:Ooo nie masz? 00:11:18:Wiesz ile razy muszę prowadzić|ten autobus na Czwartš i z powrotem... 00:11:21:żebymy mogli raz w tygodniu zjeć stek? 00:11:23:- Siedem.|- Kto ci to powiedział? 00:11:25:Nikt, policzyłem. 00:11:26:Ojciec|chce z tobš porozmawiać. 00:11:29:- O czym?|- byłe dzisiaj w barze. 00:11:32:- Nie byłem.|- Powiedz ojcu prawdę! 00:11:35:- Byłem obok baru.|- Czemu kłamiesz? 00:11:37:- Tylko się przyglšdałem.|- Zrobisz z tym co? 00:11:39:Co mogę powiedzieć?|Niezłš próba synu. 00:11:42:- Dzięki, tato.|- Lorenzo, daj spokój, proszę! 00:11:44:Jak mogę trzymać go z dala?|To dwie bramy dalej. 00:11:47:Tata ma rację.|Powinna go posłuchać. 00:11:49:Zamknij się.|Ciebie nikt nie pyta. 00:11:51:Podaj twój talerz. 00:11:53:Posłuchaj mnie: nie kręć się koło baru. 00:11:56:Nie zbliżaj się do baru.|Zostań przy schodach. 00:12:00:- Kiedy będziesz starszy, zrozumiesz.|- Tak. 00:12:03:- Ja tam nie chodzę.|- Bo ci mama nie pozwala? 00:12:07:- Co ja z nim zrobie?|- Mam go na karku cały dzień. 00:12:11:Przecież żartowałem.|Nie będę się tam kręcił. 00:12:18:Popatrz, co mam, dwa bilety|Yankee Stadium, centralna trybuna. 00:12:21:- Za Mickiem?|- Tak, dokładnie za numerem 7. 00:12:24:- Teraz zjedz ten stek.|- Yeah! 00:12:31:No chod, Alfie. 00:12:33:To Phil, handlarz. 00:12:35:Wszystkich nazywa "Mary." 00:12:37:Ja i moi kumple|z chęciš bymy mu wpieprzyli. 00:12:43:Slick i Szalony Mario|byli moimi najlepszymi kumplami. 00:12:46:Slick miał ta ksywkę|z powodu swoich włosów.<dobrze ułożone> 00:12:48:Mario miał swojš,|bo był po prostu szalony. 00:12:53:Skopie wam tyłki, bando "Marys". 00:12:58:Odsuń się od owoców!|Zabieraj łapy od owoców! 00:13:02:Pierdolone "Marys"! 00:13:03:Zaraz wam pokaże, "Marys"!|Całej trójce! 00:13:07:Skopie wam tyłki,|pieprzone dzieciaki! 00:13:10:Odejd od moich warzyw!|Co ci się wydaje? 00:13:15:Czekaj! Niech twoja matka|I ojciec cię karmiš! 00:13:18:Pozbędę się was,|Pieprzone dzieciaki! 00:13:24:Ile wzišłe? 00:13:25:Cały czas pożyczasz pienišdze! 00:13:27:O, stary,|Coffeecake ma znów kłopoty. 00:13:31:Zaraz mu wpierdolš. 00:13:33:Chłopaki, patrzcie na to.|Mario, kto to jest? 00:13:45:To Jimmy Whispers. 00:13:48:Lepiej z nim znowu pogadaj.|Jeste za niego odpowiedzialny. 00:13:51:Whoa! chwileczkę, chwileczkę. 00:13:58:To Sonny. 00:14:02:Teraz ty cos pokaż,|paplo. 00:14:05:Pokaż jakiego twardziela,|jak Coffeecake. 00:14:07:- Nie potrafię zrobić Coffeecake'a!|- To za trudne. 00:14:11:Zrób mi pokaz, choć i tak to spieprzysz. 00:14:16:O, cholera. 00:14:19:Te czarnuchy majš jaja,|przyjeżdżajšc w naszš dzielnicę. 00:14:22:Oni tylko przejeżdżajš|ze szkoły. 00:14:25:- Skšd ty to możesz kurwa wiedzieć?|- Tata mi powiedział. 00:14:27:Mój ojciec mi powiedział,|że tak to się zaczyna. 00:14:32:Hej, Wypierdalaj z naszej|dzielnicy, jebane czarnuchy! 00:14:35:Wracaj, skšd przyszedłe! 00:14:37:Masz szczęcie,|że siedzisz w autobusie! 00:14:40:Wracaj, skšd przyszedłe! 00:14:42:Trzymaj się z dala od naszego sšsiedztwa!|Jeszcze ci wpierdolę! 00:14:50:Dlaczego? 00:15:04:Nawet się nie zatrzymuj.|Wypierdalaj stšd! 00:15:08:Nikt nie jest bardziej spoko niż ty, Sonny. 00:15:15:Co z tobš? 00:15:17:- Pierdol się!|- To ty się pierdol, mieciu! 00:15:20:Skurwysynu!|Rozpierdolę ci głowę! 00:15:25:Rozpierdolę ci głowę! 00:15:36:Co tu się dzieje? 00:15:39:Daj mi pistolet! 00:15:41:Rusz to jebane auto! 00:15:45:Dawaj, dawaj! 00:15:56:Kiedy Sonny spojrzał na mnie,|Czułem się, jakbym ogłuchł. 00:15:59:Nic nie słyszałem. 00:16:01:Wszystko, co widziałem to Sonny|z pistoletem w ręce. 00:16:30:Co się stało? 00:16:31:Tato, chodziło tylko o|miejsce do parkowania. 00:16:33:- Nic nie rozumiesz.|- Wszystko z nim w porzšdku? 00:16:35:- Synku, wszystko w porzšdku?|- Chodmy do rodka. 00:16:38:- Co się stało?|- Nic mi nie jest, mamo. 00:16:40:O mój boże, tak się bałam. 00:16:46:Nie rozumiesz. Oni walczyli|o miejsce do parkowania. Dlaczego? 00:16:52:Nie chodziło o miejsce do parkowania.|Po prostu spotkali się w niewłaciwym czasie. 00:16:55:- Co to za odpowied? On mógł zginšć|- Zostaw to w spokoju. 00:16:57:Mały jest cały.|To jest najważniejsze. 00:16:59:Nie mogę uwierzyć, że kto|mógł to zrobić. 00:17:05:Kto tam? 00:17:06:Policja. Czy to |mieszkanie pana Anello? 00:17:11:Tak, o co chodzi? 00:17:12:Chcemy zadać panu|pare pytań. 00:17:16:- O czym?|- Po prostu otwórz te drzwi! 00:17:24:Jak leci? Dobrze. 00:17:26:Jestem detektyw Belsik.|A to detektyw Vella. 00:17:29:Witaj, synu. Dzień dobry. 00:17:31:Chcemy zadać pana synowi|kilka pytań. 00:17:33:- O czym?|- Była strzelanina na zewnštrz. 00:17:36:- Wierzymy, że pana syn tam był.|- Naprawdę? On nic o tym nie wie. 00:17:40:Ludzie go widzieli. 00:17:42:Mylš się.|On nic nie wie. 00:17:44:Możemy to załatwić|w miły sposób, albo i nie. 00:17:48:Nie obchodzi mnie to.|On nic nie wie. 00:17:50:Tato, ja wiem wszystko. 00:17:56:Dzieci. Czasem|wyjade się im, że widzš różne rzeczy. 00:17:58:Nie wycišgnęlimy twojego nazwiska z kapelusza.|Wiemy, że tam był. Chodmy, więc. 00:18:04:Synu, oto, co chcę|żeby dla nas zrobił. 00:18:08:Przejdziesz się na dół z nami|i twoim ojcem. Mamy tam paru ludzi. 00:18:11:Chcę, żeby wskazał|osobę, którš widziałe z pistoletem. 00:18:16:To wszystko. Mylisz,|że mógłby to dla nas zrobić? 00:18:31:Dobrze. Chodmy.|Przejdmy się. 00:18:33:Panie Anello,|proszę z nami na dół. 00:18:37:- To nie zajmie długo.|- Czy on musi? 00:18:40:Wszystko będzie w porzšdku.|Wrócš za dwie min...
red.devil