2.UNIKANIE TEMATU cz.1.doc

(52 KB) Pobierz
PROLOG

 

 

 2.UNIKANIE TEMATU cz.1

 

Przez cały tydzień, który minął, musiałem przyznać, że ciągle nad czymś rozmyślałem. Nie było takiej chwili żebym mógł usiąść lub biec nie martwiąc się czy usiądę tam gdzie trzeba lub czy nie wpadnę w drzewo – co było jak dla mnie niemożliwe i nie do przyjęcia. Nie mogłem odetchnąć i poczuć zapach krwi ofiary, bo ciągle przed oczami stawały mi ciemne obrazy z głowy Alice – mojej siostry. Sarna, w którą właśnie wbiłem swoje ostre kły wierzgała się jednak ja tego nie czułem zupełnie jakby wiaterek muskał mi dłonie, ale tylko ciepło jej czułem, bo znowu „obraz ciemności” (jak go nazwałem) nawiedził tą małą istotkę, która zamarła w miejscu.

            Moja zwierzyna wyrwała się pierwszy raz w moim życiu i uciekła ledwo biegnąc. Musiałem zapewne połamać jej kości gdzieś w granicy tułowia. Patrzyłem za nią nie zdając sobie z tego sprawy.

            -Alice! – Warknąłem niezadowolony, bo w końcu odkryłem, co się stało.

            Dziewczyna otrząsnęła się i w jej głowie znowu zafalowały dziwne myśli.

            -„Co?!”

            -Możesz się odezwać i nie błaźnić? Za chwilę mamy iść do szkoły, a chcesz głodna iść?

            -Wybacz o wszech mogący. – Odszczeknęła się.

            -Wybaczam, a teraz nie zadręczaj mnie... – Znowu ciemność w jej głowie- tymi OBRAZAMI! – Krzyknąłem przepłaszając najbliższe pożywienie.

            Starałem się ją ignorować. Puściłem swoje myśli i jej gdzieś w głąb czaszki, bo przecież ciągle miałem mnóstwo miejsca nawet po prawie całym stuleciu.

            To była jedna z tych rzeczy, jakie lubiłem w wampirach. Po za tym brzydziłem się, czym jestem i czym chciała być Bella. A jej myśli i zapędy do tego coraz bardziej tak jak „obrazy ciemności” pojawiały się w wizjach Alice.

            Od feralnego wieczoru sprzed kilku dni nie wspominaliśmy nic o La Push. Ja, bo nienawidziłem tej okolicy, a Bella... Jak to Bella, starała się milczeć i chyba czyhać aż w końcu się poddam i puszczę ja do tych krwiożerców. No może niedosłownie. Może raczej wampirożerców. Dość! Tyle o tych smrodach! Znowu będę miał mdłości po nich. A powracając do Belli. Niestety do jej myśli, do ich zmian, ba! Do chociaż wysłuchania ich! – Nie miałem dostępu.

            Czy istnieje na świecie człowiek, istota, stworzenie, które jest tak uparte jak Bella? Chyba nie. Można jej mówić, że to niebezpieczne, błagać żeby została, szantażować o wszystko – to ostatnie niedawno wypróbowała Alice, było zabawnie. No, ale guzik z tego! Belli nie można przekonać lub przestawić na zdrowy tryb myślenia i planowania. Zupełnie jakby ktoś złośliwy zakleił kopertę z czymś cennym i na twoich oczach wysłał ją do twojego wroga. A przecież chcę ją tylko chronić! Nic więcej... Czy o tak wiele proszę?

            Spojrzałem na horyzont, który coraz bardziej jaśniał i tylko moje oczy mogły to zauważyć. Każda roślina, a teraz woda błyszczała zupełnie jak ja w tym słońcu, które może mnie zdradzić. Odrzuciłem wszystko od siebie czując ogień w gardle. Wytężyłem zmysły, choć wcale nie musiałem. Alice była na zachód z kolejną sarną i chyba to była ta, która mi uciekła. Więc musiałem szukać w innym kierunku.

            Rzuciłem się na północ gdzie słońce szybko jeszcze miało nie dotrzeć. Biegłem, a raczej skakałem po drzewach szybciej niż ktokolwiek czując smakowity zapach. Dobra puma za dnia to jest coś, czego mi trzeba. Przynajmniej ciekawie rozpocznę porę zwaną dniem. Brakuje mi polowań z Emmettem. Będę musiał do niego zadzwonić, kiedy wraca. Najlepsze polowania to tylko z nim.

            Moja ofiara również niedawno wyszła ze swojego ukrycia i po rozprostowaniu łap, których stawów strzelanie doszło do moich uszu, mogła ruszyć na śniadanie. Niestety nie dane jej było długie życie, gdy pan Edward Cullen jest na polowaniu. Jad wypełnił mi usta on również wiedział, ze w końcu będzie mógł się na coś przydać. Jeszcze jeden skok i widziałem pumę pod drzewem, na którym siedziałem. Skradała się cicho jak na nią wpatrując się w jakieś niewarte uwagi, maleńkie zwierzątko nieopodal.

            Zeskoczyłem zwinnie i jeszcze ciszej niż drapieżnik. Przynajmniej zrobiłem coś dobrego: uratowałem zwierzątko, a to duże padło bez krwi pod drzewem.

            -Mmm...

            -No skoro już jesteś zadowolony, idziemy.

            Fajnie jest tak wspominać, co się działo.

            Leżąc na łóżku Belli i wpatrując się w tak nierówny sufit, że aż ciarki przechodzą, otoczony z każdej strony jej kuszącym zapachem, znowu rozmyślałem. Bo znowu wizja „Ciemności” zawitała w głowie Alice i to tym razem w szkole, co było pierwszym razem przy uczniach.

            Nic się nie działo – dosłownie. Jakieś dziewczyny z tyłu kłóciły się o chłopaka; z drugiego końca stołówki śmiały się kolejne dziewczyny, spojrzałem na nie z ciekawości. Jedna z nich widząc mój wzrok spłonęła rumieńcem, co uważałem za śmieszne, a inne zaczęły nerwowo chichotać. Parsknąłem, bo jej myśli były bardzo podobne, do Jessici, która siedziała kilka krzeseł dalej. Co prawda nie wzdychała tak jak kiedyś ale jednak nadal to robiła. Obok mnie siostra rzucając przekleństwami i obelgami w każdym języku strój Belli. Nie mogłem Alice zrozumieć. Jak można tak rzucać się o jakieś ubrania? Tego pytania nigdy nie wolno wymówić w jej towarzystwie. Złota zasada: dwa razy nie ubierać się w to samo. Albo raczej nakaz wymuszony na nas. Cała moja rodzina za każdym razem przechodzi małe załamanie, gdy Alice wyciąga rzeczy na dany dzień, bo to jej nie pasuje, ten kolor nie ładny, a ten nie pasuje do takiej pogody, jaka będzie... Mimo, że malutka siostrunia jest trochę roztrzepana, trzeba przyznać, że zawsze ma głowę na karku. A dlaczego? Imprezy – Alice, stroje – Alice, głupie pomysły – Alice, które w tym momencie właśnie zawitały w jej malutkiej główce (tylko czyhała aż Charlie uwolni Bellę) – Alice. Czyli sumując: Alice jest szurnięta ale kochana. Bez niej każdy dzień ziałby nudą i pustką, tak jak nagle w jej głowie: głucha cisza, ciemność i tylko zamazane kształty, które obydwoje próbowaliśmy wyostrzyć na darmo.

            Nie dano jej tak siedzieć i patrzeć przed siebie długo. Nie dano jej odetchnąć tak jak mi, musiałem zacząć działać, bo zupełnie zawiesiła się na tej wizji.

            -Alice? Alice!

            Widząc, co i jaką reakcję wywołała moja siostra trzeba było szybko coś zrobić żeby Angela i Ben nie nabrali podejrzeń. Zaśmiałem się, co przyniosło pożądany skutek i wszyscy przy stole widzący, co się dzieje popatrzyli na mnie zdumieni. Poruszyłem się tak szybko, że ludzki zwykły wzrok nie mógłby mnie nigdy zauważyć, i kopnąłem Alice. Zdążyłem jeszcze ją przytrzymać i zagłuszyć łomot. Mała podskoczyła, a ja na swoim miejscu siedziałem i patrzyłem jak miny towarzyszy się zmieniają. Tylko Bella była przerażona.

            -Co, zdrzemnęło się babuleńce? – Zapytałem ze śmiechem, który ledwo mi wyszedł.

            „Wiesz dobrze, co to znaczy” pomyślała Alice.

            Zignorowałem ją..

            -Co się zamyśliłam, przepraszam – powiedziała i wróciła do omawiania swoich planów, jednak po chwili spojrzała na mnie i zerknęła ma Bellę ukradkiem i szybko.

            „Musisz trzymać Bellę przy sobie”.

            Tak. To było dziwne. Musiałem też wymyślić coś przed Bellą. Ona łatwo wierzyła, więc każda bajka będzie dobra, a najlepiej taka, która przytrzyma ją przede mną. Starałem się opóźnić chwilę sam na sam z ukochaną pierwszy raz. Wsłuchiwałem się w myśli tych, co szli przede mną po lekcjach na parkingu.

            Moim celem stał się Mike Newton.

            Przyspieszyłem kroku czując na sobie zdumienie Bells. Ale dopiero, gdy zagadałem do chłopaka spojrzała krzywo.

            „I co? I może myśli, że się popisze, że chce pomóc? Nie ma szans. On jest walnięty! Przecież musiał się uderzyć!”

            Takie i wiele innych myśli biło się w głowie Mike’a.

            -Może to kable?

            -Nie mam pojęcia. Nie za bardzo znam się na samochodach. Wypadałoby pojechać z tym do warsztatu Dowlinga, ale nie stać mnie na niego. Muszę kogoś wykombinować.

            -Jak byś chciał, mogę w nim trochę pogrzebać. Kiedyś interesowałem się silnikami. Musiałbym tylko odwieźć Alice i Bellę.

            Idealnie by było, choć ciężko to przyznać. Popołudnie bez Belli? Nie uśmiechała mi się ta opcja.

            Oboje stanęli jak wryci, co mnie jeszcze bardziej rozśmieszyło.

            „Czy mi się śni czy to jest zły sen?” – Myślał Mike.

            -Eee... Może innym razem, bo teraz do pracy jadę. Ale dzięki.

            -Jak coś to daj znać.

            -OK. Do jutra!

            „Całkiem mu odbiło. I że niby dam mu okazje żeby się popisał przed Bellą! Nie ma takiej opcji.”

            Razem z Bellą poszliśmy dalej.

            -A to, co miało być? – Zapytała szeptem z mieszanym zdziwieniem. Czy wszyscy muszą być tacy pytający i wkurzający za razem?

            -Pokaz dobrych manier – albo raczej unikanie tematu.

            Alice miała już gotową gadkę żeby tylko odciągnąć uwagę Bells ode mnie, co przyniosło pożądany skutek. Nawijała jak nakręcona niczym katarynka.

            „Ale mu pojechałeś. Lepiej nie myśl o samochodach tylko o tej wizji! Musisz wyciągnąć Bellę na weekend jak najdalej od Forks! Najlepiej do Kanady. Albo w sumie nie, bo nie przepadam za tym krajem. Wampiry przyjdą i rozwalą wszystko, a przecież nie możemy wystawić jej na pewną śmierć. Ona przyciąga nas jak magnez. Może i już wyszło na to, że to nie przez ciebie, ale to ciągle działa. Victoria nie będzie taka łaskawa żeby zostawić Bellę w spokoju. Widziałeś, co zamierza. Chce się nią pobawić niczym zabawką, a później...”

            Syknąłem cicho tak żeby Bella nie usłyszała.

            Alice słowa przeplatały się z bezsensowną paplaniną, która miała zanudzić moją ukochaną.

            -A propos cudeniek z Włoch, pamiętasz to żółte porsche, które tam ukradłam? Wiem, że obiecałeś mi takie samo w prezen...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin