Winstead Jones Linda - Tajemnice nocy 01 - Jesteś moja.pdf

(1518 KB) Pobierz
Linda Winstead Jones
Jesteś moja
FOREVER MINE
0
782669994.351.png 782669994.362.png 782669994.373.png 782669994.384.png 782669994.001.png 782669994.012.png 782669994.023.png 782669994.034.png 782669994.045.png 782669994.056.png 782669994.067.png 782669994.078.png 782669994.089.png 782669994.100.png 782669994.111.png 782669994.122.png 782669994.133.png 782669994.144.png 782669994.155.png 782669994.166.png 782669994.177.png 782669994.188.png 782669994.199.png 782669994.210.png 782669994.221.png 782669994.232.png 782669994.243.png 782669994.254.png 782669994.265.png 782669994.276.png 782669994.287.png 782669994.298.png 782669994.309.png 782669994.320.png 782669994.331.png 782669994.332.png 782669994.333.png 782669994.334.png 782669994.335.png 782669994.336.png 782669994.337.png 782669994.338.png 782669994.339.png 782669994.340.png 782669994.341.png 782669994.342.png 782669994.343.png 782669994.344.png 782669994.345.png 782669994.346.png 782669994.347.png 782669994.348.png 782669994.349.png 782669994.350.png 782669994.352.png 782669994.353.png 782669994.354.png 782669994.355.png 782669994.356.png 782669994.357.png 782669994.358.png 782669994.359.png 782669994.360.png 782669994.361.png 782669994.363.png 782669994.364.png 782669994.365.png 782669994.366.png 782669994.367.png 782669994.368.png 782669994.369.png 782669994.370.png 782669994.371.png 782669994.372.png 782669994.374.png 782669994.375.png 782669994.376.png 782669994.377.png 782669994.378.png 782669994.379.png 782669994.380.png 782669994.381.png 782669994.382.png 782669994.383.png 782669994.385.png 782669994.386.png 782669994.387.png 782669994.388.png 782669994.389.png 782669994.390.png 782669994.391.png 782669994.392.png 782669994.393.png 782669994.394.png 782669994.002.png 782669994.003.png 782669994.004.png 782669994.005.png 782669994.006.png 782669994.007.png 782669994.008.png 782669994.009.png 782669994.010.png 782669994.011.png 782669994.013.png 782669994.014.png 782669994.015.png 782669994.016.png 782669994.017.png 782669994.018.png 782669994.019.png 782669994.020.png 782669994.021.png 782669994.022.png 782669994.024.png 782669994.025.png 782669994.026.png 782669994.027.png 782669994.028.png 782669994.029.png 782669994.030.png 782669994.031.png 782669994.032.png 782669994.033.png 782669994.035.png 782669994.036.png 782669994.037.png 782669994.038.png 782669994.039.png 782669994.040.png 782669994.041.png 782669994.042.png 782669994.043.png 782669994.044.png 782669994.046.png 782669994.047.png 782669994.048.png 782669994.049.png 782669994.050.png 782669994.051.png 782669994.052.png 782669994.053.png 782669994.054.png 782669994.055.png 782669994.057.png 782669994.058.png 782669994.059.png 782669994.060.png 782669994.061.png 782669994.062.png 782669994.063.png 782669994.064.png 782669994.065.png 782669994.066.png 782669994.068.png 782669994.069.png 782669994.070.png 782669994.071.png 782669994.072.png 782669994.073.png 782669994.074.png 782669994.075.png 782669994.076.png 782669994.077.png 782669994.079.png 782669994.080.png 782669994.081.png 782669994.082.png 782669994.083.png 782669994.084.png 782669994.085.png 782669994.086.png 782669994.087.png 782669994.088.png 782669994.090.png 782669994.091.png 782669994.092.png 782669994.093.png 782669994.094.png 782669994.095.png 782669994.096.png 782669994.097.png 782669994.098.png 782669994.099.png 782669994.101.png 782669994.102.png 782669994.103.png 782669994.104.png 782669994.105.png 782669994.106.png 782669994.107.png 782669994.108.png 782669994.109.png 782669994.110.png 782669994.112.png 782669994.113.png 782669994.114.png 782669994.115.png 782669994.116.png 782669994.117.png 782669994.118.png 782669994.119.png 782669994.120.png 782669994.121.png 782669994.123.png 782669994.124.png 782669994.125.png 782669994.126.png 782669994.127.png 782669994.128.png 782669994.129.png 782669994.130.png 782669994.131.png 782669994.132.png 782669994.134.png 782669994.135.png 782669994.136.png 782669994.137.png 782669994.138.png 782669994.139.png 782669994.140.png 782669994.141.png 782669994.142.png 782669994.143.png 782669994.145.png 782669994.146.png 782669994.147.png 782669994.148.png 782669994.149.png 782669994.150.png 782669994.151.png 782669994.152.png 782669994.153.png 782669994.154.png 782669994.156.png 782669994.157.png 782669994.158.png 782669994.159.png 782669994.160.png 782669994.161.png 782669994.162.png 782669994.163.png 782669994.164.png 782669994.165.png 782669994.167.png 782669994.168.png 782669994.169.png 782669994.170.png 782669994.171.png 782669994.172.png 782669994.173.png 782669994.174.png 782669994.175.png 782669994.176.png 782669994.178.png 782669994.179.png 782669994.180.png 782669994.181.png 782669994.182.png 782669994.183.png 782669994.184.png 782669994.185.png 782669994.186.png 782669994.187.png 782669994.189.png 782669994.190.png 782669994.191.png 782669994.192.png 782669994.193.png 782669994.194.png 782669994.195.png 782669994.196.png 782669994.197.png 782669994.198.png 782669994.200.png 782669994.201.png 782669994.202.png 782669994.203.png 782669994.204.png 782669994.205.png 782669994.206.png 782669994.207.png 782669994.208.png 782669994.209.png 782669994.211.png 782669994.212.png 782669994.213.png 782669994.214.png 782669994.215.png 782669994.216.png 782669994.217.png 782669994.218.png 782669994.219.png 782669994.220.png 782669994.222.png 782669994.223.png 782669994.224.png 782669994.225.png 782669994.226.png 782669994.227.png 782669994.228.png 782669994.229.png 782669994.230.png 782669994.231.png 782669994.233.png 782669994.234.png 782669994.235.png 782669994.236.png 782669994.237.png 782669994.238.png 782669994.239.png 782669994.240.png 782669994.241.png 782669994.242.png 782669994.244.png 782669994.245.png 782669994.246.png 782669994.247.png 782669994.248.png 782669994.249.png 782669994.250.png 782669994.251.png 782669994.252.png 782669994.253.png 782669994.255.png 782669994.256.png 782669994.257.png 782669994.258.png 782669994.259.png 782669994.260.png 782669994.261.png 782669994.262.png 782669994.263.png 782669994.264.png 782669994.266.png 782669994.267.png 782669994.268.png 782669994.269.png 782669994.270.png 782669994.271.png 782669994.272.png 782669994.273.png 782669994.274.png 782669994.275.png 782669994.277.png 782669994.278.png 782669994.279.png 782669994.280.png 782669994.281.png 782669994.282.png 782669994.283.png 782669994.284.png 782669994.285.png 782669994.286.png 782669994.288.png 782669994.289.png 782669994.290.png 782669994.291.png 782669994.292.png 782669994.293.png 782669994.294.png 782669994.295.png 782669994.296.png 782669994.297.png 782669994.299.png 782669994.300.png 782669994.301.png 782669994.302.png 782669994.303.png 782669994.304.png 782669994.305.png 782669994.306.png 782669994.307.png 782669994.308.png 782669994.310.png 782669994.311.png 782669994.312.png 782669994.313.png 782669994.314.png 782669994.315.png 782669994.316.png 782669994.317.png 782669994.318.png 782669994.319.png 782669994.321.png 782669994.322.png 782669994.323.png 782669994.324.png 782669994.325.png 782669994.326.png 782669994.327.png 782669994.328.png 782669994.329.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wszystko w tym starym domu było urzekająco znajome. Meble,
zapachy, skrzypienie schodów, nawet kąt padania promieni jesiennego
słońca. Dobrze było wrócić do domu.
Niestety, Tony również wrócił.
Miranda Garner spojrzała z okna sypialni na samochód
zaparkowany przed domem. W bagażniku zostawiła jeszcze kilka
pudeł z rzeczami, bez których mogła się na razie obyć. Była zbyt
zmęczona, żeby wszystko rozpakować.
Kiedyś miała nieskończone pokłady energii. Pracowała w
bibliotece i jako wolontariuszka w domu spokojnej starości. Malowała
też śliczne obrazki. Były obiady i zabawy z przyjaciółmi, zapisała się
nawet na kurs komputerowy. Wyszukiwała sobie coraz to nowe
zajęcia, nawet gdy zaczęły się kłopoty.
Jednak ostatnio Tony nie dawał jej spać. Budził ją w środku
nocy albo nawiedzał w snach. To było najgorsze, bo wtedy wydawał
się bardziej realny i namacalny.
Patrząc przez okno, usłyszała skrzypnięcie schodów. Dźwięk był
taki sam, jak ten przed chwilą, kiedy wnosiła na górę swoje rzeczy po
półrocznej nieobecności w Cedar Springs.
- Odejdź - poprosiła, nie patrząc w stronę drzwi.
Kolejny stopień ugiął się, skrzypiąc pod czyimś ciężarem.
- Odejdź! - powtórzyła dobitnie.
Kilka kolejnych, szybszych skrzypnięć, szurnięcie buta na
podeście, czyjś oddech na szyi i muśnięcie dłonią pośladka. Nie miał
1
782669994.330.png
prawa oddychać, nie mógł jej dotknąć, a jednak wciąż to robił.
Zadrżała.
- Odejdź! Wynoś się! Przepadnij! - krzyczała w desperacji.
W końcu odwróciła się, ale zauważyła jedynie jego niknącą
sylwetkę i zarys złośliwego uśmiechu.
Ostatnio Tony był wszędzie tam, gdzie się znajdowała. Miranda
opuściła rodzinny dom w nadziei, że umknie prześladowaniom.
Niestety, to się nie udało. Sześć miesięcy spędziła na kolejnych
przeprowadzkach, mając nadzieję, że w końcu mu ucieknie, ale
gdziekolwiek się udawała, już na nią czekał.
Tony upierał się, że ją kocha. Jednak gdyby naprawdę mu na niej
zależało, przestałby ją dręczyć.
Policja nie mogła tu pomóc. Już dawno współczucie zastąpili
podejrzeniem, że postradała zmysły. Może mają rację, pomyślała.
Tony był duchem. Zabiła go rok wcześniej.
John Stark wyszedł ze swojego pokoju i zmarszczył brwi.
- Co to jest, u diabła!
Jego sekretarka Claudia, niezastąpiona osobista asystentka, jak
lubiła o sobie mówić, posłała mu promienny uśmiech.
- Co z ciebie za medium - prychnęła. - To są kwiaty. Gdybyś
częściej wychodził z biura, wiedziałbyś o tym - oznajmiła zaczepnie. -
Przysłali je Thorntonowie. Są śliczne, prawda?
To był duży bukiet. John, oszołomiony ich zapachem,
automatycznie pomyślał o śmierci.
- Pozbądź się ich.
2
Uśmiech Claudii znikł jak zdmuchnięty. Przymrużyła z
dezaprobatą oczy.
- Nieczęsto widujemy szczęśliwe zakończenia, Stark. Mógłbyś
okazać choć odrobinę radości. Powiedziałeś policji, gdzie znaleźć
dziecko, dla odmiany cię posłuchali i chłopak wrócił do domu cały i
zdrów.
- To tylko jedno ze zleceń - burknął, odmawiając sobie prawa do
odczuwania przyjemności.
Gdyby pozwolił sobie na pozytywne uczucia, musiałby też
przyjąć te negatywne, które niestety zdarzały się znacznie częściej w
jego pracy.
- Wyrzuć kwiaty albo zabierz je do domu. Jeśli jutro rano wciąż
tu będą, sam się ich pozbędę.
Nie zamierzał upodabniać biura do domu pogrzebowego.
- Chyba je rzeczywiście wezmę. Jeffrey pomyśli, że mam
wielbiciela - zachichotała, wyobrażając sobie minę męża.
- Chcesz, żeby był zazdrosny?
- Niech się trochę pomartwi. Ale nie każę mu cierpieć zbyt
długo.
Ech, te kobiety, pomyślał z niesmakiem.
- Co dziś mamy? - zapytał, zmieniając temat. Sięgnęła po
niewielki plik papierów i zaczęła je przeglądać.
- Wczoraj nie było zbyt dużego ruchu i dziś rano też nie. Znów
dzwoniła ta kobieta z telewizji...
- Żadnych wywiadów - uciął.
3
Miał wystarczająco napięty grafik i nie potrzebował
dodatkowego rozgłosu.
- Nie zabijaj posłańca - mruknęła. - Obiecałam jedynie, że
powtórzę ci jej prośbę i właśnie to zrobiłam. Oprócz tego przyjęłam
telefon od zdesperowanego policjanta z Tampy w sprawie seryjnego
zabójcy, drugi od mężczyzny z Nashville, który podejrzewa, że
zdradza go żona, trzeci od kobiety z Charlotte, która sądzi, że jej mąż
jest gejem oraz od pani z Clevelandu, która znalazła twoje zdjęcie w
sieci i twierdzi, że jesteście pokrewnymi duszami...
- W sieci? - powtórzył oburzony.
- Mhm. Ostatni telefon był od kobiety z Cedar Springs w
Missisipi.
- Nie słyszałem o tym miejscu - burknął.
- Mówiła, że znalazła artykuł o tobie w internecie, ale nie
chodziło jej o romans. Najwyraźniej prześladuje ją duch.
John wyciągnął dłoń, a Claudia położyła na niej plik kartek.
Prawie zawsze dotyk pozwalał mu dowiedzieć się czegoś o danej
sprawie, choć nigdy nie miał pewności, co zobaczy.
- Mam nadzieję, że poradziłaś panu z Nashville i kobiecie z
Charlotte, żeby wynajęli prywatnych detektywów. Nigdy nie biorę
spraw dotyczących prywatnych związków. Sama wiesz.
- Wiem. Ale spójrz prawdzie w oczy. Na takie usługi jest
właśnie popyt. Pomyśl, ile zarobiłbyś, łącząc ludzi w pary -
zażartowała. - John Stark, miłosne przepowiednie.
- Lubisz swoją prącej - zapytał nagle.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin