Isabel- Maxwell Cathy.doc

(1314 KB) Pobierz

 

 

 

Dla Kevina Michaela Maxwella.

Miałeś rację, Max.

Rzeczywiście w życiu chodzi tylko o miłość.

 

 

 

 

Grudzień 1803 roku

 

Kiedy „Wąż Morski" płynął przez mgłę w stronę lądu, Michael Severson stał oparty o reling statku, urzeczony pierwszym od ponad dziesięciu lat widokiem ojczystej ziemi.

Anglia.

Nie spodziewał się takiego przypływu emocji ani tęsknoty za tym, co utracił.

Kiedy odpływali z Kanady, liście z drzew już opadły, a trawa była zupełnie brązowa. A tutaj, chociaż była już późna jesień, a i cel podróży bardziej na północ, Anglia witała go soczystą zielenią. W porównaniu z ponurymi dniami spędzonymi na morzu, widok ogrodów i trawiastych pagórków, które wyłaniały się zza skał otaczających wąską cieśninę, nadawał jego powrotowi do domu charakter ponownego wkraczania do świata, o którym niemal już zapomniał.

- Więc to ma być cywilizacja? - zapytał sceptycznie Alex Haddon, jego partnera w interesach.

Michael odwrócił się do niego.

- Niektórzy twierdzą nawet, że to centrum wszechświata.

Żaden z mężczyzn nie miał kapelusza, więc ich długie do ramion włosy były wilgotne i słone. Michael zamierzał obciąć swoje, kiedy dotrą już do Londynu. Wątpił natomiast w to, że Alex, pół-Indianin, pozwoliłby komukolwiek dotknąć swoich włosów. I tak wielkim ustępstwem z jego strony była rezygnacja ze spodni i kaftana ze skóry jelenia na rzecz stroju z bawełny i wolny.

Michael nie miał takich rozterek. Jedną z pierwszych czynności po powrocie do Londynu będzie umówienie się na przymiarkę u krawca. Uważał, że społeczeństwo ocenia człowieka po kroju jego płaszcza.

Jak na ironię, to właśnie Michael bardziej przypominał Idianina niż jego przyjaciel. Po ojcu Alex odziedziczył szare oczy i lekko falowane włosy, natomiast Michael miał brązowe oczy i zupełnie proste włosy.

Alex oparł się na relingu, spoglądając na zbliżający się brzeg lak, jakby życzył sobie, żeby ten nie istniał.

- Popełniasz błąd.

- Wracając? - zapytał Michael. - Przygotowywałem się na tę chwilę od dnia, kiedy wygnali mnie z kraju.

- A dlaczego sądzisz, że teraz czekają na ciebie z szeroko otwartymi ramionami?

- Jest ktoś, kto na pewno się nie ucieszy. Zabójca Aletty nie będzie szczęśliwy na mój widok. Ale nadszedł już czas. Człowiek, przez którego zginęła, a ja omal nie zostałem powieszony, teraz za wszystko zapłaci.

Tylko w ten sposób Michael mógł zaprowadzić spokój w swoim życiu. Śmierć Aletty prześladowała go. Może i jej nie zamordował, ale niefortunnie napatoczył się pijany, kiedy ktoś inny to zrobił.

Widywał się z Alettą, ponieważ był jej kochankiem, tak jak wielu innych. Jako królowa londyńskiej sceny, Aletta była bardzo znana i korzystała ze swojej popularności. Michael był drugim synem rozrzutnego hrabiego i miał zupełnie puste kieszenie, ale za to był przystojny i pełen uroku.

- Wiem, że to ciąży na twojej duszy… - powiedział Alex. Zawiesił głos, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć.

- Mów dalej.

- Co będzie, jeśli nie znajdziesz odpowiedzi?

Taka myśl wydawała się Michaelowi nieprawdopodobna.

- Znajdę.

- Skąd ta pewność? Minęło już dziesięć lat. Kto będzie się przejmował martwą tancerką?

Człowiek, który ją zabił. Ten ktoś czekał na powrót Michaela. Nikt nie może zamordować niewinnej istoty i nie spodziewać się rozliczenia za ten czyn.

- Ostatniej nocy znowu śniła mi się śmierć Aletty - powiedział Michael. Po raz pierwszy miał ten sen dwa miesiące temu i podejrzewał, że to odpowiedź na jego decyzję o powrocie do kraju.

- Czy tym razem widziałeś twarz tamtego mężczyzny? - zapytał Alex.

- Nie. Nadal jest w cieniu.

- Ale znasz go?

- Tak - odparł Michael i po chwili dodał: - Gdybym tylko mógł go lepiej zobaczyć.

- Twoje sny do ciebie przemawiają. Dowiesz się wszystkiego w odpowiednim czasie. Po prostu musisz jeszcze trochę poczekać.

- Już dość długo czekałem - powiedział Michael. - Obstawiam Elswicka. Tylko on jeden chciał mnie zniszczyć.

- Ponieważ jego syn zamierzał poślubić tamtą tancerkę? - zapytał Alex, wyraźnie powątpiewając.

- Ponieważ obawiał się, że to jego syn ją zabił, więc chciał mnie obarczyć winą za jej śmierć - odparł Michael.

- Myślisz, że jego syn ją zabił?

Michael skinął głową.

- Tak.

Zastanawiał się nad tym dość długo. To było jedyne rozwiązanie, które miało jakiś sens. Henry był synem Elswicka i jego dziedzicem. Dlaczego inaczej wpływowy markiz Elswick miałby prowadzić tak zaangażowaną kampanię przeciwko Michaelowi, żeby to właśnie jego oskarżono o morderstwo? Wykorzystał wszystkie swoje wpływy, łącznie z wydrukowaniem ulotek i rozprowadzeniem ich wśród mas, żeby wszystkim oznajmić winę Michaela. Jedyna rzecz, jaka ocaliła głowę Michaela, to uczciwość sędziego, który zażądał jednoznacznych dowodów. Nawet jego własna rodzina nie wspierała go w tych ciężkich chwilach.

- Mężczyźni mordują z zazdrości - powiedział Alex, wzruszając ramionami. Znał całą historię, bo Michael opowiadał mu ją wiele razy.

- Pragnienie cudzej własności to zwykle jedyny powód, dla którego mężczyźni są gotowi zabić - potwierdził Michael. - Henry chciał posiąść Alettę i zabił ją, kiedy zastał mnie w jej mieszkaniu.

Alex pokręcił głową.

- Mylisz się. Mężczyźni zabijają także z zemsty. Pamiętaj o tym, Michael, i zaklinam cię, nie zrób czegoś głupiego.

Michael spojrzał kątem oka na przyjaciela.

- Czy to dlatego nalegałeś, żeby tu ze mną przyjechać? - zapytał wyzywająco.

- To jeden z powodów - przytaknął Alex niespeszony.

- A pozostałe powody?

- Może pomyślałem sobie, że najwyższy już czas zobaczyć drugą stronę świata?

- A może pomyślałeś o odnalezieniu swojego ojca? - zapytał ostrożnie Michael.

Ojciec Alexa był brytyjskim generałem, który zdradził swój kraj na rzecz Francji. Alex cenił sobie honor ponad wszystko, więc zdradziecki występek ojca i jego późniejsza dezercja skłoniły go do powrotu do plemienia matki - Indian Shawne. Kiedy tam wrócił, poznał Michaela, który był ich więźniem.

Od tamtego dnia, prawie dziewięć lat temu, stali się bliskimi przyjaciółmi oraz partnerami w interesach. Każdy z nich miał swój własny cel w osiągnięciu bogactwa: Alex chciał udowodnić sobie, że jest bardziej honorowy od ojca, a Michael pragnął zdobyć środki, które pozwoliłyby mu odzyskać dobre imię.

Alex przez chwilę przyglądał się twarzy przyjaciela.

- Jeśli moje drogi przetną się z jego drogami, to będziemy musieli porozmawiać - przyznał.

- Jeśli Elswick stanie na mojej drodze, to nie skończy się na rozmowie - przyrzekł Michael.

Odwrócił się z powrotem w stronę zbliżającego się lądu. Elswick wkrótce się dowie, że Michael nie jest już tym samym wystraszonym żółtodziobem, który kiedyś uciekł z kraju. Teraz wraca jako równy przeciwnik i nie zawaha się zmierzyć z najbardziej wpływowym człowiekiem w Anglii.

 

 

 

 

Rozdział 1

 

Marzec 1804 roku

 

Łóżko panny Lillian Wardley było puste. Isabel Halloran, jej guwernantka, zareagowała na ten widok mieszaniną frustracji i paniki. Lillian miała reputację dość rozwiązłej dziewczyny. Poskromienie jej burzliwego temperamentu należało do obowiązków Isabel, od kiedy została zatrudniona w tym domu trzy miesiące wcześniej.

Isabel nie potrzebowała teraz sprzeczki z Lillian. Miała swoje własne demony, z którymi musiała się uporać, a właściwie jednego - lorda Riggsa. Kiedyś wydawało jej się, że kocha Richarda, do czasu, gdy ten nie spróbował posiąść jej siłą. Był teraz gościem pod tym samym dachem, a ona starała się jak mogła, żeby go unikać. Nie chciała, żeby dowiedział się o tym, że i ona tu jest. Ból jego zdrady był dla niej nadal zbyt świeży. Isabel nie miała ochoty wyruszać na wędrówkę po korytarzach w poszukiwaniu nieposłusznej podopiecznej.

Powinna się była domyślić, że Lillian coś szykuje. Siedemnastolatka była dziś zbyt spokojna i układna, a do tego za wcześnie, jak na siebie, udała się na spoczynek. Bezdyskusyjne posłuszeństwo zupełnie nie leżało w jej charakterze i na tyle zaniepokoiło Isabel, że zdecydowała się wstać z łóżka, zarzucić na koszulę nocną brązową dzienną suknię i pójść zajrzeć do Lillian. Było już pół godziny po północy i Isabel przeczuwała, gdzie może znaleźć Lillian.

Osłaniając dłonią płomień świecy, ruszyła korytarzem w stronę pokoju niani i zapukała do jej drzwi. Musiała zapukać jeszcze kilka razy, żeby wyrwać starszą kobietę ze snu.

Drzwi wreszcie się otworzyły.

- Panno Halloran, czy coś się stało z dziećmi? - zapytała zachrypniętym głosem niania, mrużąc oczy przed światłem świecy. Opiekowała się trójką młodszych dzieci pana Wardleya i jego drugiej żony, dorodnej dziewczyny z tawerny, która miała ambicje, by dorównać swojemu mężowi.

- Lillian zniknęła.

- Zniknęła? - powtórzyła niania nieprzytomnie.

- Nie ma jej w łóżku. Potrzebuję pani pomocy w odnalezieniu jej.

Niania natychmiast się ocknęła.

- O mój Boże! - Otworzyła szerzej drzwi i sięgnęła po szlafrok wiszący obok na gwoździu. - Ostatnio, jak to zrobiła, znaleźliśmy ją z parobkiem stajennym. To było, jeszcze zanim się tu pojawiłaś, moja droga. Ale wiem, że o tym słyszałaś.

- A już myślałam, że poczyniłam z nią jakieś postępy…

- Ja też tak myślałam. - Niania wsunęła ręce w rękawy szlafroka, ale zapomniała ściągnąć z głowy czepka nocnego. - Pan wtedy wysłał tego chłopaka do Australii. - Isabel słyszała już tę historię, ale niania nigdy nie odmawiała sobie sposobności opowiedzenia jej po raz kolejny. - Błagał o litość, ale pan nie chciał go w ogóle słuchać. Ci, co mają pieniądze, ustanawiają zasady. Tak zawsze mawiała moja matka. Módlmy się, żeby panna Lillian nie wpędziła w tarapaty następnego parobka.

- Nie. Wydaje mi się, że ona mierzy wyżej. - Isabel ruszyła w stronę schodów w końcu korytarza. Poluzował jej się warkocz, który zaplotła na noc, ale nie miała teraz czasu na jego poprawianie.

Niania poruszała się z zaskakującą prędkością i po chwili złapała Isabel pod rękę.

- Jeden z gości? Czemu przyjaciele pana to sami rozpustnicy i łajdaki, nawet, jeśli mają tytuły przed nazwiskiem? Te typki gotowe są uwieść młodą dziewczynę, a potem ją porzucić i wtedy pan nie mógłby nic z tym zrobić.

- Wiem - odparła Isabel. Nie mogła ręczyć za wszystkich gości pana Wardleya, ale Richard z pewnością odpowiadał temu opisowi.

- Możemy stracić nasze posady.

- Tak. - Isabel ulżyło, że niania pojmowała powagę sytuacji.

- Lepiej się pospieszmy - powiedziała starsza kobieta. Chwyciła ogarek stojący na stole i zapaliła go od świecy, którą trzymała Isabel. Obie kobiety pomknęły do schodów. - Najlepiej by było, gdyby pan wydał pannę Lillian jak najszybciej za mąż. Owszem, jest młoda, ale jeszcze trochę, a napyta sobie biedy tym swoim temperamentem.

Ich pracodawcą był Thomas Wardley, kupiec, który zbił fortunę na dostarczaniu wełny dla armii i któremu spodobała się myśl wkupienia się w ten sposób w wyższe sfery. Był zachwycony tym i podkreślał na każdym kroku, że jest częścią "nowego ładu społecznego", w którym to człowiek nie potrzebuje tytułów, żeby zostać zaakceptowanym. Lecz jego służba wiedziała, że ponad wszystko pragnął jednego: żeby nawet za jego plecami mówili o nim "sir Thomas".

A Isabel wiedziała, że się mylił co do nowego ładu społecznego. Przepaść pomiędzy arystokracją a wszystkimi pozostałymi ludźmi była szersza i głębsza niż ocean. Richard ją tego nauczył, podobnie jak tego, że tytuł szlachecki nie robi z mężczyzny dżentelmena. Pięciu utytułowanych dżentelmenów, goszczących tu w tym tygodniu, przybyło na polowanie, chociaż dotychczas żaden z nich nie wybrał się do lasu. Zamiast tego cały parter pachniał porto i brandy, a niania i Isabel starały się jak mogły, żeby uchronić dzieci przed złym wpływem, jaki mogła mieć na nie ta sytuacja.

Dwie kobiety zeszły na piętro, na którym znajdowały się sypialnie gości. Świece zatknięte w kinkietach rozświetlały cały korytarz. Pan Wardley mógł być skąpy dla swojej służby, ale dla gości nie szczędził zbytków.

Isabel zatrzymała się. Lokaj, który zwykle siedział na krześle u szczytu schodów prowadzących na parter, zniknął gdzieś ze swojego posterunku. To wzbudziło w niej podejrzenia.

Ciszę na korytarzu przerwał gwałtowny wybuch śmiechu, który dobiegał z jadalni, gdzie panowie najczęściej grali w karty.

- Zabawiają się dziś wyjątkowo hałaśliwie - mruknęła niania.

- Nie rozumiem, dlaczego pani Wardley to toleruje - stwierdziła Isabel.

- Pani domu zwykle uczestniczy w tych posiadówkach.

Isabel zmarszczyła brwi, ale przestraszyła się, że może już za dużo powiedziała. Guwernantka poruszała się po grząskim gruncie. Z jednej strony była służącą, ale jednocześnie miała nieco wyższy status od reszty służby. W tej sytuacji nie pomagało to, że Isabel nie należała do uległych. Duma była jej największym grzechem i nie znosiła, kiedy jej pracodawcy zachowywali się tak, jakby Isabel była niewidzialna.

- Nie sądzisz chyba, moja droga, że panna Lillian jest z nimi tam, na dole? - zapytała niania zatroskanym głosem.

- Nie. - Isabel przyglądała się drzwiom wzdłuż korytarza. - Który pokój należy do pana Seversona?

Wspomnienie tego nazwiska sprawiło, że niania z przerażeniem głośno wciągnęła powietrze.

- Nie mówisz chyba poważnie?!

- Od czasu jak przyjechał tu dziś rano, Lillian nie potrafiła mówić o nikim innym.

- Wszystkie pokojówki też tylko o nim rozprawiają. Zeszłam na dół do kuchni, po tym jak położyłam dzieci do łóżek, i nawet kucharka rzewnie wzdychała, opowiadając o jego wyglądzie. Widziałaś go?

- Nie. I panna Lillian też nie powinna była go widzieć. Matka zabrała ją na dół, żeby przedstawić gościom. Nie wiem, co takiego sobie myślała pani Wardley, przedstawiając córkę któremukolwiek z tych mężczyzn? - A już w szczególności Richardowi, pomyślała Isabel.

- Chodzą plotki, że jest bardzo bogaty.

- Kto? - zapytała Isabel, której myśli ciągle zaprzątał Richard. Mimo swojego tytułu, Richard był zagorzałym hazardzistą, który nie miał ani grosza przy duszy.

- Pan Severson - odparła niania.

To nawet gorzej, pomyślała.

- Nie obchodzi mnie, ile ten człowiek ma pieniędzy. Był oskarżony o morderstwo - oznajmiła stanowczo Isabel.

Niania otworzyła usta ze zdziwienia. Po raz pierwszy od czasu, kiedy Isabel ją poznała, starszej kobiecie odjęło mowę.

- To wydarzyło się wiele lat temu - wyjaśniła Isabel. - Zabił kobietę w przypływie zazdrości. Sędzia uznał, że nie było wystarczających dowodów, żeby go skazać.

- Skąd to wiesz?

- Po prostu wiem - powiedziała Isabel, wzruszając ramionami i zdała sobie sprawę z tego, że była tak bardzo zakłopotana obecnością Richarda w rezydencji Wardleyów, że prawie wcale nie poświęciła uwagi mężczyźnie, którym się kiedyś bardzo interesowała.

Isabel wiedziała o procesie, który wytoczono Seversonowi, ponieważ miała swój własny sekret - była nieślubną córką markiza Elswicka, którą to informację skrzętnie skrywała. Była owocem romansu markiza z jej matką, szaleńczo w nim zakochaną. Uczucie to niestety nie było odwzajemnione. Isabel wątpiła w to, żeby markiz w ogóle zdawał sobie sprawę z istnienia córki.

Za to Isabel wyrastała w pełnej świadomości swojego pochodzenia. Od chwili, kiedy nauczyła się czytać, zbierała wszystkie gazety londyńskie, szukając w nich wzmianek na temat Elswicka.

Szczęście uśmiechnęło się do niej, kiedy stało się głośno o procesie Seversona, oskarżonego o morderstwo pewnej aktorki. W trakcie rozprawy Severson oskarżył jej przyrodniego brata, Henry'ego, lorda Taintera, o popełnienie tej zbrodni. Wywołało to wielką sensację. Zamordowana aktorka była popularna w Londynie, że nawet ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin